Strona 1 z 1

*tutaj wstaw jakieś słowa na powitanie*

: 5 maja 2018, 22:38
autor: szmerzaszybą
Cześć
Oto przybyła studentka ze ślunska.

Dawno, dawno temu zgubiłam się gdzieś w życiu, ale chyba powoli zaczynam dostrzegać ścieżkę, która zdaje się być możliwa do przejścia. Łatwiej zapewne (niż iść pieszo) byłoby się przejechać pociągiem, ale jakoś nie potrafię go nigdzie dostrzec. Błądzę więc w poszukiwaniu jakiegoś dworca. Choć może powinnam napisać "błądziłam". Bo przypadkiem, gdzieś pomiędzy wycieczką do własnego "ja" i projektem z programowania, udało mi się trafić do Was i zaczynam odnosić wrażenie, że tamten pociąg nie pojawił się, bo od początku nie było w nim miejsca zarezerwowanego dla mnie.

Chociaż nie wiadomo, może się mylę...

Re: *tutaj wstaw jakieś słowa na powitanie*

: 6 maja 2018, 01:48
autor: Scadrial
Witaj, niechaj będzie alegorycznie.

https://www.youtube.com/watch?v=8HlLu4zTLgo

Trefniś nagle uderzył w struny i zaczął na nich grać z dziką energią. Powtórzenia, pełne życia i mocy. Jedna gwałtowna nuta, a później siedem kolejnych, gorączkowych. Rytm wypełnił Kaladina. Wstrząsał całym pomieszczeniem.
– Co widzisz? – spytał ostro Trefniś.
– Ja...
– Zamknij oczy, głupcze!
Kaladin posłusznie zamknął oczy. To głupota.
– Co widzisz? – powtórzył Trefniś.
Bawił się z nim. Podobno lubił to robić. Najwyraźniej był dawnym mistrzem Sigzila. Czy Kaladin nie zasłużył na łaskę za to, że pomógł jego uczniowi?
W tych nutach nie było żadnego rozbawienia. Potężne akordy. Trefniś dodał drugą melodię, uzupełniającą pierwszą. Grał ją drugą ręką? Obie jednocześnie? Jak jeden człowiek mógł na jednym instrumencie tworzyć tak wiele muzyki?
Kaladin zobaczył... w umyśle...
Wyścig.
– To pieśń człowieka, który biegnie – stwierdził Kaladin.
– W najsuchszej porze najbardziej słonecznego dnia, mężczyzna wyruszył z brzegu
wschodniego morza – powiedział Trefniś, idealnie w rytmie muzyki, jego słowa brzmiały prawie jak śpiew. – A gdzie się udał czy dlaczego biegł, na to ty mi odpowiesz.
– Uciekał przed burzą – odpowiedział cicho Kaladin.
– Mężczyzną tym był Szybki, imię jego znasz, pieśni i legendy go sławią. Najszybszy człowiek w historii. Najpewniejsze stopy, jakie wędrowały po świecie. W czasach dawno minionych, czasach, które znam, ścigał się z Chan-a-rach z Heroldów. Zwyciężył w tym wyścigu, jak w każdym, ale oto nadszedł czas porażki. Gdyż Szybki tak pewny, Szybki tak bystry, wykrzyczał wszystkim swój cel: pokonać wiatr i ścigać się z burzą. Zamiar arogancki, zbyt odważny. Ścigać się z wiatrem? Niemożliwe wszak. Lecz Szybki gotów był wciąż biec. I tak na wschód udał się nasz Szybki. Na brzegu czekał jego znak.
– Burza się wzmogła, burza rozszalała. Kim był ten człowiek, gotów do biegu? Nikt nie powinien sprawdzać Boga Burz. Żaden głupiec wcześniej nie był tak lekkomyślny.
Jak Trefniś grał tę muzykę dwiema rękami? Z pewnością dołączyła do niego kolejna
ręka. Powinien spojrzeć?
Oczyma duszy Kaladin widział wyścig. Szybki bosy mężczyzna. Trefniś twierdził, że wszyscy go znają, ale Kaladin nigdy nie słyszał tej opowieści. Wysoki, szczupły, sięgające pasa czarne włosy związane w kucyk. Szybki stanął na wyznaczonym miejscu na brzegu, pochylił się i czekał, podczas gdy ściana burzy grzmiała i huczała nad morzem, zbliżając się do niego. Kaladin podskoczył, gdy Trefniś uderzył w struny, sygnalizując rozpoczęcie wyścigu. Szybki zerwał się do biegu tuż przed rozwścieczoną, gwałtowną ścianą wody, błyskawic i niesionych przez wiatr kamieni.
Trefniś odezwał się dopiero, gdy Kaladin go zachęcił.
– Z początku – powiedział Kaladin – Szybkiemu szło dobrze.
– Nad skałami i trawami nasz Szybki zwinnie biegł! Przeskakiwał nad głazami, uskakiwał przed drzewami, stopy się rozmyły, w duszy słońce miał! Burza tak wspaniała, szalała, wirowała, lecz Szybki uciekł jej! Prowadził w biegu, wiatr miał z tyłu, że burza przegrać może, udowodnił?
– Przez ląd biegł szybko, pewnym krokiem, Alethkar pozostawił. Lecz teraz stała przed nim próba, na góry musiał się wspiąć. Szalała burza, głośno jęła wyć, gdy szansę swą widziała.
– Na najwyższe góry, najzimniejsze szczyty, bohater Szybki wbiegł. To strome zbocza, niepewne ścieżki, czy burzy umknąć mógł?
– Oczywiście, że nie – stwierdził Kaladin. – Nie da się utrzymać na przedzie. Nie przez długi czas.
– Nie! Nadeszła burza, potężna burza, dotknęła jego stóp. Na karku poczuł Szybki wnet jej lodowaty chłód. Lodowy dech otaczał go, twarz z mroku, skrzydeł szron. Głos miała niczym skały trzask, jej pieśń przepełniał deszcz. Kaladin to czuł. Lodowata woda przenikająca jego ubranie. Wiatr szarpiący jego skórę. Ryk tak głośny, że wkrótce nie słyszał już nic innego.
Był tam. Czuł to.
– I oto Szybki wbiegł na szczyt! Odnalazł czubek sam! Nie musiał wreszcie wspinać się, na drugą stronę zszedł. A kiedy zaczął schodzić w dół, wróciła szybkość stóp! Za burzą odkrył Szybki znów jasny słoneczny blask. Przez równiny Aziru ścieżka wiodła go, na zachód biegł wciąż dalej, i szerszy był jego krok.
– Ale słabł – wtrącił Kaladin. – Nikt nie mógł biec tak długo, nie męcząc się. Nawet Szybki.
– Lecz wkrótce wyścig ten swe piętno w nim odcisnął. Stopy miał jak cegły, a nogi niczym płótno. Z wysiłkiem łapał każdy dech. Nadchodził koniec, burza przegoniona, lecz wolno Szybki biegł.
– Kolejne góry – szepnął Kaladin. – Shinovar.
– Ostatnie więc wyzwanie podniosło przed nim łeb, ostatni grozy cień. Ziemia się uniosła, to Mgliste Góry, co Shinów strzegą ląd. By burzowe wiatry z tyłu pozostawić, nasz Szybki wspinał się.
– Burza go dogoniła.
– Burza znów musnęła jego grzbiet, wirował wokół wiatr! Czas kończył się, przybliżał kres, gdy przez burze Szybki biegł.
– Już prawie go dopadła wnet, a kiedy zbiegał w dół, oddalić nie mógł się.
– Choć szczyty przebył, przewagę utracił. Ostatnią drogę widział już, lecz sił zabrakło mu. Wysiłkiem zdawał się każdy krok, a bólem każdy dech. Ze smutkiem mijał niski ląd, gdzie martwa trawa nie porusza się.
– Lecz oto burza, ona też swe siły utraciła już. Bez grzmotów i błyskawic deszcz opadał miękko w dół. Gdyż Shin to nie jest miejsce jej.
– Przed nimi morze, wyścigu kres. Na przedzie trzymał Szybki się, choć mięśnie przeszył ból. Niewiele widział, ledwie szedł, lecz ku przeznaczeniu biegł. Ty koniec znasz, dla ludzi wstrząs, ten koniec podasz mi.
Muzyka, ale żadnych słów. Czekał na odpowiedź. Dość tego, pomyślał Kaladin.
– Umarł. Nie udało mu się. Koniec.
Muzyka urwała się gwałtownie. Kaladin otworzył oczy, spojrzał w stronę Trefnisia. Rozzłościł się, że Kaladin wymyślił tak słabe zakończenie opowieści?
Trefniś patrzył na niego z instrumentem na kolanach. Nie wydawał się zły.
– Czyli jednak znasz tę historię – powiedział.
– Co takiego? Sądziłem, że ją wymyślasz.
– Nie, ty to robiłeś.
– To jaki jest jej morał?
Trefniś się uśmiechnął.
– Wszystkie historie opowiedziano już wcześniej. Opowiadamy je sobie, jak wszyscy ludzie, którzy kiedykolwiek istnieli. I kiedykolwiek będą istnieć. Nowe są jedynie imiona.
Kaladin usiadł. Postukał palcem w kamienną ławę.
– Czyli... Szybki. Był prawdziwy?
– Tak samo jak ja – stwierdził Trefniś.
– I umarł? – spytał Kaladin. – Zanim ukończył wyścig?
– Umarł.
Na twarzy Trefnisia pojawił się uśmiech.
– Co takiego?
Trefniś uderzył w instrument. Celę wypełniła muzyka. Kaladin poderwał się na równe nogi, gdy nuty osiągnęły nową wysokość.
– Na ziemię mokrą, pełną gleb – krzyknął Trefniś – bohater upadł nasz! Utracił siłę, utracił dech, bohater Szybki sczezł.
– I takim burza w końcu go znalazła, zatrzymała się! Choć padał deszcz, choć wicher
wiał, naprzód nie mogła iść.
– Za chwały blask, za życia cel, wysiłek niezdobyty. Każdego próba czeka ta, to właśnie widział wiatr. Nasza to próba i nasz sen.
Kaladin powoli podszedł do krat. Nawet z otwartymi oczyma widział wszystko. Wyobrażał sobie.
– W krainie ziemi mokrej, gleb, bohater nasz zatrzymał wiatr. A choć deszcz spadał niczym łzy, Szybki nie poddał się. Choć ciało martwe, wola nie, na wietrze duch się wzniósł.
– Leciał z ostatnią pieśnią dnia, by wygrać wyścig, zdobyć świt. Nad morzem, nad falami, nasz Szybki nie tracił tchu. Na wieki silny, na wieki szybki, na wieki wolny, by z wiatrem biec.
Kaladin oparł dłonie na prętach. Muzyka odbijała się echem w celi, cichnąc powoli. Dał jej czas. Trefniś patrzył na instrument z dumnym uśmiechem na wargach. W końcu wcisnął go pod pachę, wziął torbę i miecz, i ruszył w stronę wyjścia.
– Co to znaczy? – szepnął Kaladin.
– To twoja opowieść. Sam zdecyduj.
– Ale ty już ją znałeś.
– Znam większość opowieści, ale tej nie śpiewałem wcześniej. – Trefniś odwrócił się do niego z uśmiechem na twarzy. – Co to znaczy, Kaladinie z mostu czwartego? Kaladinie Burzą Błogosławiony?
– Burza dogoniła.
– Burza w końcu dogania każdego. Czy to ma znaczenie?
– Nie wiem.
– Dobrze. – Trefniś uniósł miecz do czoła, jakby w geście szacunku. – Teraz masz o czym myśleć.
Wyszedł.

Re: *tutaj wstaw jakieś słowa na powitanie*

: 6 maja 2018, 13:39
autor: stranger
A kaj by cie ta bana miala zawisc?
Jo cale zycie cisna na kole i caly czos pod gora.
Ino tero luftu mom malo i potrzebuja luftpompa. Przez to znalech zech ta werksztela i jej szukom.

Re: *tutaj wstaw jakieś słowa na powitanie*

: 6 maja 2018, 17:06
autor: szmerzaszybą
Och nie, dopiero się pojawiłam i już przy pomocy tajnego szyfru odkryli, że we mnie tylko geny rodziców, goroli, a twarz maska ślązaka przykrywa.
stranger pisze: 6 maja 2018, 13:39 A kaj by cie ta bana miala zawisc?
Nie wiem, pewnie daleko, może do szczęścia albo do życia w cierpieniu. Raczej już się nie dowiem, bo te pociągi to są bardzo niebezpieczne. Jak od złej strony się podejdzie, to jest w stanie zabić. I jeszcze jest podobno taki seksualny, który ludzi do łóżka zawozi.


Scadrial, dziękuję, teraz mam o czym myśleć.