Miłość
- Keri
- łASkawca
- Posty: 1656
- Rejestracja: 16 cze 2009, 11:13
- Lokalizacja: ze źródła światła :D (okolice Łodzi :P )
ja wlasnie czulem motylki w brzuszku
ale wiecej w tym bylo strachu i nie wiedzy niz zaangazowania i checi
zreszta wtedy do mnie doszlo ze to na mnie nie czas jest jeszcze i chyba nie nadejdzie
teraz choc bylo lekkie zainteresowanie to musze powiedziec ze gorzej wychodzi to w kontaktach z innymi te motylki i inne ***
lubie gdy jest stan spokoju
zreszta mnie ciekawi to czy potrafie wogole kochac oprocz tego calego zainteresowania sie ze ktos jest atrakcyjny tylko
tak prawdziwie kochac?
ale wiecej w tym bylo strachu i nie wiedzy niz zaangazowania i checi
zreszta wtedy do mnie doszlo ze to na mnie nie czas jest jeszcze i chyba nie nadejdzie
teraz choc bylo lekkie zainteresowanie to musze powiedziec ze gorzej wychodzi to w kontaktach z innymi te motylki i inne ***
lubie gdy jest stan spokoju
zreszta mnie ciekawi to czy potrafie wogole kochac oprocz tego calego zainteresowania sie ze ktos jest atrakcyjny tylko
tak prawdziwie kochac?
Heh ja wychodzę z założenia, że jak czegoś nie spróbujesz to tego nie żałujesz... dlatego też bardzo dobrze się miewam bez niej, póki nigdy nie byłam zakochana, nie wiem co tracę i po prostu nie szukam, cieszę się życiem takim jakim jest - bez użycia "różowych okularów" stanu zakochania...Ernest pisze:Ja tak, a nawet jeszcze lepiej miewam bez miłości
W sumie były jakieś tam platoniczne zauroczenia nawet może jeszcze są, ale zwykle mijają... zauroczenie to nie miłość, można rozpocząć od zauroczenia, ale miłość moim zdaniem to nie jest rzecz jednostronna najprawdziwsza jest taka która zostaje odwzajemniona, w tym wszystkim można pokochać nawet siebie...
Ech ostateczny wiosek, jest mi bardzo dobrze z tym jak jest obecnie - czyli z brakiem doświadczenia w dziedzinie zakochania...
- Keri
- łASkawca
- Posty: 1656
- Rejestracja: 16 cze 2009, 11:13
- Lokalizacja: ze źródła światła :D (okolice Łodzi :P )
zauroczenia i zakochania to dla mnie jeden worbeebep pisze:Heh ja wychodzę z założenia, że jak czegoś nie spróbujesz to tego nie żałujesz... dlatego też bardzo dobrze się miewam bez niej, póki nigdy nie byłam zakochana, nie wiem co tracę i po prostu nie szukam, cieszę się życiem takim jakim jest - bez użycia "różowych okularów" stanu zakochania...Ernest pisze:Ja tak, a nawet jeszcze lepiej miewam bez miłości
W sumie były jakieś tam platoniczne zauroczenia nawet może jeszcze są, ale zwykle mijają... zauroczenie to nie miłość, można rozpocząć od zauroczenia, ale miłość moim zdaniem to nie jest rzecz jednostronna najprawdziwsza jest taka która zostaje odwzajemniona, w tym wszystkim można pokochać nawet siebie...
Ech ostateczny wiosek, jest mi bardzo dobrze z tym jak jest obecnie - czyli z brakiem doświadczenia w dziedzinie zakochania...
tylko to drugie to wieksza i przez to bolesniejsza forma zauroczen bo wiekszosc uwaza ja za milosc i wiele sie na tym juz etapie osob zawodzi
milosc to przyjazn milosc to cos gdzie nie musi nic grac w zadnym zoladku czy bic szybko w sercu
kiedy brakuje ci osoby bo wyjechala i czujesz jej brak bo cos odeszlo lub zniszczylo sie to jest wlasnie MILOSC
i najczesciej milosc jest wsrod przyjaciol bo sie do nich przywiazujemy lecz sa za blisko nas bysmy sobie ja uswiadomili
patrzymy bardziej przed siebie na ksiecia/ksiezniczke z bajki
a nie widzimi co sie wokil nas dzieje
Przypominam: regulamin, pkt IV, ust. 8, 9!
hehe coś w tym jest - no bo w końcu - przykładowo - moi rodzice, są ze sobą już hohoo i jeszcze dłużej - nie mają żadnych motyli w brzuchu i wyżej wymienionych, a jednak są razem, na dobre i na złe - jak ojca nie ma przez miesiąc, albo więcej - gdy pracuje - to szczebiotają jak skowronki co dzień przez telefon...Keri pisze: milosc to przyjazn milosc to cos gdzie nie musi nic grac w zadnym zoladku czy bic szybko w sercu
kiedy brakuje ci osoby bo wyjechala i czujesz jej brak bo cos odeszlo lub zniszczylo sie to jest wlasnie MILOSC
i najczesciej milosc jest wsrod przyjaciol bo sie do nich przywiazujemy lecz sa za blisko nas bysmy sobie ja uswiadomili
patrzymy bardziej przed siebie na ksiecia/ksiezniczke z bajki
a nie widzimi co sie wokil nas dzieje
Chociaż fakt faktem - ja jeszcze miłości nie znam...
- Keri
- łASkawca
- Posty: 1656
- Rejestracja: 16 cze 2009, 11:13
- Lokalizacja: ze źródła światła :D (okolice Łodzi :P )
ja tez nie znam
ale to sa moje obserwacje zbierane informacje i moje wlasne filozoficzne przemyslenia
a to ze teraz nie maja motyli nie oznacza ze nie mieli
zakochanie moze sie przemienic w milosc ale to dluga i ciezka praca i najczesciec obejmuje osoby nie przeznaczone sobie ale chcace jednak byc ze soba
ale to sa moje obserwacje zbierane informacje i moje wlasne filozoficzne przemyslenia
a to ze teraz nie maja motyli nie oznacza ze nie mieli
zakochanie moze sie przemienic w milosc ale to dluga i ciezka praca i najczesciec obejmuje osoby nie przeznaczone sobie ale chcace jednak byc ze soba
- Czarne Słońce
- przedszkolASek
- Posty: 6
- Rejestracja: 13 paź 2009, 09:30
- Lokalizacja: lublin
A ja bylam zakochana. Nie raz, a kilka razy nawet. Chociaz w kazdym wypadku wygladalo to nieco inaczej, jak gdybym wciaz probowala nowych opcji, probowala znalezc wlasciwy wzor na prawdziwe uczucie.
Po raz pierwszy, w wieku lat ponizej 10, to chyba byli Old Sutherhand i Winnetou, sama nie wiem ktory wspanialszy Po przekroczeniu "pierwszej przeceny" przerzucilam sie na Hrabiego Monte Christo...ten to potrafil kochac! ;P Pozniej dlugo dlugo nic wartego uwagi.
Mlodzienczy umysl rozdarty byl pomiedzy buszujace w zbozach w poszukiwaniu straconego czasu ptaski i malowane ptaki razno kroczace na proces przy wtorze gniewnobozego aguirre i lokatora a w tle barw nadawaly szalone pastele witkacego i zwierzatka daliego
Brak czasu i ochoty na nastoletnie zadurzenia ewidentnie wzmocnil niespodziewany pocalunek zakochanego we mnie chlopca w bodajze 7 klasie podstawowki, po ktorym stwierdzilam, ze jak to ma tak wygladac, to ja chyba podziekuje... I nawet nie chodzilo o technike, bo moze i nie bylo zle, ale stwierdzilam, ze to nieuczciwe wobec kogos, skoro samemu nic a nic sie nie czuje i nie ma najmniejszej ochoty na powtorki. A chyba powinno. Z pewnoscia powinno...
I tak to obeszlo mnie to cale szkolne "chodzenie" ze soba. Troche pomogl wizerunek "twardzielki" czy "chlopczycy" (zdecydowanie wolalam lazic po drzewach i bawic sie w policje i zlodziei niz przymierzac ciuchy i plotkowac). W liceum w ogole bylam ortodoksem jak sie patrzy, wiec nikt jakos mnie do zwiazkow nie cisnal. Pozniej juz poszlo z gorki. Nie ma co sie jakos szczegolnie rozwodzic, ale wspomne, ze okolo "drugiej przeceny" dwa razy udalo mi sie zakochac na rok-dwa ale tylko i wylacznie platonicznie i starajac sie nie poznawac lepiej obiektow mojego zainteresowania. Ciagle wydawalo mi sie, ze czekam na tego jednego jedynego i, ze nie ma sie co niecierpliwic. A latka lecialy. Minelo cwierc wieku a ja ciagle z tym jednym podstawowkowym pocalunkiem na koncie ;> Zaczynalo czegos brakowac. A dokladniej kogos. Z kim mozna by bylo spedzac czas, wymieniac opinie, dyskutowac, zartowac, nawet czasem poklocic. Tak naprawde to nie brakowalo mi kochanka czy seksu. Brakowalo towarzysza/partnera/przyjaciela/bratniej duszy. Jak zwal tak zwal, brakowalo coraz bardziej. Na czas dluzszy wytlumilo to mocno posiadanie (coz za nieadekwatne slowo) psa. Psy ogolnie kocham na zaboj a tego kochalam na megazaboj. A on wzial i umarl. Zlosliwie. Doslownie. I ja prawie tez. To chyba znaczy, ze potrafie byc uczuciowa, chociaz powszechnie uwazana jestem za zimna "sami wiecie co".
I jakos tak raz i drugi trafil sie chlopak co myslalam, ze dobrym kumplem bedzie na wypady w gory czy do kina a tu sie okazalo, ze moze i kims wiecej...i jak sie domysli uwazny czytelnik o ten seks sie rozbilo oczywiscie, bo ilez mozna czekac az jej sie zachce i z pewnoscia nie dluzej niz rok ;P I tak stracilam *** kumpli ;P A pozniej jeszcze paru co tez im sie na amory bralo a mi juz nosem wychodzilo to wszystko i uszami. Az nagle poznalam kogos, o kim pomyslalam "to to, to wlasnie to na co czekalam tyle lat" i wpadlam w panike. Nigdy nikt nie byl mi bliski tak bardzo pod kazdym wzgledem. Tak bardzo zrozumialy i niezrozumiale kompatybilny. I bylam pewna, ze rozbije sie o to samo.
I chociaz nie mialam pewnosci, skonczylam nim sie na dobre zaczelo.
Zaluje tego do dzis, bo moze wszystko wygladaloby zupelnie inaczej. A tak dzieki temu, od dobrych 10 lat mam totalna awersje do facetow i zwiazkow wszelakich. Bo to sie zwyczajnie nie sprawdza. Przynajmniej w moim wypadku. A jak mnie najdzie potrzeba, to zawsze moge sobie posiedziec w deszczu na dachu z moim przyjacielem Royem Batty. I to tez jest ***!
Po raz pierwszy, w wieku lat ponizej 10, to chyba byli Old Sutherhand i Winnetou, sama nie wiem ktory wspanialszy Po przekroczeniu "pierwszej przeceny" przerzucilam sie na Hrabiego Monte Christo...ten to potrafil kochac! ;P Pozniej dlugo dlugo nic wartego uwagi.
Mlodzienczy umysl rozdarty byl pomiedzy buszujace w zbozach w poszukiwaniu straconego czasu ptaski i malowane ptaki razno kroczace na proces przy wtorze gniewnobozego aguirre i lokatora a w tle barw nadawaly szalone pastele witkacego i zwierzatka daliego
Brak czasu i ochoty na nastoletnie zadurzenia ewidentnie wzmocnil niespodziewany pocalunek zakochanego we mnie chlopca w bodajze 7 klasie podstawowki, po ktorym stwierdzilam, ze jak to ma tak wygladac, to ja chyba podziekuje... I nawet nie chodzilo o technike, bo moze i nie bylo zle, ale stwierdzilam, ze to nieuczciwe wobec kogos, skoro samemu nic a nic sie nie czuje i nie ma najmniejszej ochoty na powtorki. A chyba powinno. Z pewnoscia powinno...
I tak to obeszlo mnie to cale szkolne "chodzenie" ze soba. Troche pomogl wizerunek "twardzielki" czy "chlopczycy" (zdecydowanie wolalam lazic po drzewach i bawic sie w policje i zlodziei niz przymierzac ciuchy i plotkowac). W liceum w ogole bylam ortodoksem jak sie patrzy, wiec nikt jakos mnie do zwiazkow nie cisnal. Pozniej juz poszlo z gorki. Nie ma co sie jakos szczegolnie rozwodzic, ale wspomne, ze okolo "drugiej przeceny" dwa razy udalo mi sie zakochac na rok-dwa ale tylko i wylacznie platonicznie i starajac sie nie poznawac lepiej obiektow mojego zainteresowania. Ciagle wydawalo mi sie, ze czekam na tego jednego jedynego i, ze nie ma sie co niecierpliwic. A latka lecialy. Minelo cwierc wieku a ja ciagle z tym jednym podstawowkowym pocalunkiem na koncie ;> Zaczynalo czegos brakowac. A dokladniej kogos. Z kim mozna by bylo spedzac czas, wymieniac opinie, dyskutowac, zartowac, nawet czasem poklocic. Tak naprawde to nie brakowalo mi kochanka czy seksu. Brakowalo towarzysza/partnera/przyjaciela/bratniej duszy. Jak zwal tak zwal, brakowalo coraz bardziej. Na czas dluzszy wytlumilo to mocno posiadanie (coz za nieadekwatne slowo) psa. Psy ogolnie kocham na zaboj a tego kochalam na megazaboj. A on wzial i umarl. Zlosliwie. Doslownie. I ja prawie tez. To chyba znaczy, ze potrafie byc uczuciowa, chociaz powszechnie uwazana jestem za zimna "sami wiecie co".
I jakos tak raz i drugi trafil sie chlopak co myslalam, ze dobrym kumplem bedzie na wypady w gory czy do kina a tu sie okazalo, ze moze i kims wiecej...i jak sie domysli uwazny czytelnik o ten seks sie rozbilo oczywiscie, bo ilez mozna czekac az jej sie zachce i z pewnoscia nie dluzej niz rok ;P I tak stracilam *** kumpli ;P A pozniej jeszcze paru co tez im sie na amory bralo a mi juz nosem wychodzilo to wszystko i uszami. Az nagle poznalam kogos, o kim pomyslalam "to to, to wlasnie to na co czekalam tyle lat" i wpadlam w panike. Nigdy nikt nie byl mi bliski tak bardzo pod kazdym wzgledem. Tak bardzo zrozumialy i niezrozumiale kompatybilny. I bylam pewna, ze rozbije sie o to samo.
I chociaz nie mialam pewnosci, skonczylam nim sie na dobre zaczelo.
Zaluje tego do dzis, bo moze wszystko wygladaloby zupelnie inaczej. A tak dzieki temu, od dobrych 10 lat mam totalna awersje do facetow i zwiazkow wszelakich. Bo to sie zwyczajnie nie sprawdza. Przynajmniej w moim wypadku. A jak mnie najdzie potrzeba, to zawsze moge sobie posiedziec w deszczu na dachu z moim przyjacielem Royem Batty. I to tez jest ***!
Ostatnio zmieniony 27 paź 2009, 05:18 przez Agg, łącznie zmieniany 1 raz.
Some people just like to watch the world burn.
A wspominałaś im o tym czego od nich oczekujesz, czy tak sobie z nimi cały czas pogrywałaś?A pozniej jeszcze paru co tez im sie na amory bralo a mi juz nosem wychodzilo to wszystko i uszami.
Byłbym naprawdę wdzięczny za rozwinięcie tych gwiazdek.A jak mnie najdzie potrzeba, to zawsze moge sobie posiedziec w deszczu na dachu z moim przyjacielem Royem Batty. I to tez jest ***! Wink
,,Wszyscy jesteśmy większymi artystami niż się nam zdaje." F. Nietzsche
''To see a World in a Grain of Sand
And a Heaven in a Wild Flower
Hold Infinity in the palm of your hand
And Eternity in an hour'' W. Blake
,,...by lekko obcial koncowki nie skracajac wlosow" Keri
''To see a World in a Grain of Sand
And a Heaven in a Wild Flower
Hold Infinity in the palm of your hand
And Eternity in an hour'' W. Blake
,,...by lekko obcial koncowki nie skracajac wlosow" Keri
Mowisz i masz. Pogrywanie z kimkolwiek jest mi calkowicie obce. Uwazam to za strate czasu i nie widze ku temu zadnych powodow. Wszelakie korelacje powinny byc mozliwie przejrzyste i staram sie je takimi utrzymac. Niestety bywa, ze kobiety mowiace NIE rozumiane sa jako mowiace TAK albo chociaz BYC MOZE lub KIEDY INDZIEJ.Ernest pisze:A wspominałaś im o tym czego od nich oczekujesz, czy tak sobie z nimi cały czas pogrywałaś?A pozniej jeszcze paru co tez im sie na amory bralo a mi juz nosem wychodzilo to wszystko i uszami.
Byłbym naprawdę wdzięczny za rozwinięcie tych gwiazdek.A jak mnie najdzie potrzeba, to zawsze moge sobie posiedziec w deszczu na dachu z moim przyjacielem Royem Batty. I to tez jest ***! Wink
Co do gwiazdek, to wypelnienia wyciete przez nadmierna imo cenzure wydaja sie byc raczej oczywiste, a nawet z*a*j*e*b*i*s*t*e ;P
Some people just like to watch the world burn.
- Keri
- łASkawca
- Posty: 1656
- Rejestracja: 16 cze 2009, 11:13
- Lokalizacja: ze źródła światła :D (okolice Łodzi :P )
Agg
Ja tez pewnie na kogos takiego trafilem co moze byc "to ta" i moze tez znow kolejny raz podwine ogon i sobie pojde zostawiajac moze ta osobe lub nawet nie z tym: . Ale skads od srodka wiem ze zwiazki to tylko umowa bez "sensu" a i bratnie dusze te prawdziwe nie musza byc as . wlasnie moga byc s . I tu jest pies pogrzebany (choc nie ma na mysli twojego pupilka ).
Ja tez pewnie na kogos takiego trafilem co moze byc "to ta" i moze tez znow kolejny raz podwine ogon i sobie pojde zostawiajac moze ta osobe lub nawet nie z tym: . Ale skads od srodka wiem ze zwiazki to tylko umowa bez "sensu" a i bratnie dusze te prawdziwe nie musza byc as . wlasnie moga byc s . I tu jest pies pogrzebany (choc nie ma na mysli twojego pupilka ).
Re: Miłość
Obawiam się, że w realu ten flow byłby jeszcze lepszy.Winkie, jeśli na żywo byłby między nami taki flow jak w wirtualu, to kto wie...
Innymi słowy Ideał. To nie te czasy. Obserwując młodsze roczniki zastanawiam się, czy oni mają jakieś zainteresowania? Chwile refleksji?...Jednak niezaprzeczalnie musi być to ktoś, z kim spędzony czas będzie inspirujący, przyjemny i będzie widać, że druga strona odczuwa to w taki sam sposób. Wyjątkowy.
Re: Miłość
Po co, przecież chodzi tylko o seks:P A tak na poważnie to obecną młodzieży można podzielić na popkulturową i romantyków. Niestety ta druga grupa albo wyląduje na naszym forum albo ulegną popkulturyzacji.Innymi słowy Ideał. To nie te czasy. Obserwując młodsze roczniki zastanawiam się, czy oni mają jakieś zainteresowania? Chwile refleksji?...
Co do tematu to zdarzało mi się poczuć coś więcej do drugiej osoby. Czy było to zauroczenie czy zakochanie hmmm.... z perspektywy lat trudno to już jednoznacznie ocenić.
"Szczęście jest tak bardzo blisko, jeśli tego chcesz
marzeniami zbuduj przyszłość, swój własny los"
marzeniami zbuduj przyszłość, swój własny los"
Re: Miłość
Co rozumiesz Dimgrafie pod określeniem "popkulturyzacja" i zjawiskiem "uleganie popkulturyzacji"?Po co, przecież chodzi tylko o seks:P A tak na poważnie to obecną młodzieży można podzielić na popkulturową i romantyków. Niestety ta druga grupa albo wyląduje na naszym forum albo ulegną popkulturyzacji.
Przynajmniej ja, kiedyś byłam w stanie szybciej się w kimś zakochać, kochać bezkrytycznie. Dzisiaj jest to ściśle połączone z mym umysłem. Nie pokocham nikogo, kto nie spełnia danych standardów, przeważnie intelektualnych.Co do tematu to zdarzało mi się poczuć coś więcej do drugiej osoby. Czy było to zauroczenie czy zakochanie hmmm.... z perspektywy lat trudno to już jednoznacznie ocenić.
Nie, chodziło mi o słowo "wyjątkowy".Wydaje mi się, że nie chodzi o znalezienie ideału, nie oczekuję bowiem określonych cech charakteru, a tym bardziej wyglądu. Nie sądzę też, by moje kryteria były wygórowane. Jeśli spędzany wspólnie czas nie przynosi nam radości, to po co w ogóle być razem? To chyba jest podstawowy warunek, a nie puste zachcianki typu określony styl ubierania, kolor włosów czy kształt wdziewanego obuwia.
Oczywiście, że Twoje wymagania nie są - ani wygórowane, ani odosobnione. To naturalne szukać swego odpowiednika, bądź też element układanki.
Czasami mam wrażenie, że ludzie za mocno w niektórych ogłoszeniach matrymonialnych kładą nacisk na wygląd poszukiwanej osoby. Te wymiary... Na co to komu?
Chciałabym w to wierzyć. Ale życie sobie, proza życia wypiera poezję życia.Czy według Was wiersz z takim przesłaniem dedykowany dziewczynie można uznać za przejaw wzniosłych pobudek?
A wiersz jest piękny.