Sen
zwykle nie mam problemow ze snem i sprawia mi on przyjemność. z drugiej jednak strony, gdybym mogł, wolałbym być asenny
doba jest dla mnie za krótka i chętnie wykorzystałbym te godziny, które przesypiam.
w ciągu tygodnia kładę się około połnocy. wstaję między 6 a 9 w zależności od nastroju. potrzebuję jakiejs godzinki na rozkręcenie się i jadę do tyry.
jesli chodzi o weekendy i inne wolne dni, śpię bardzo malutko bo zawsze mam ciekawsze rzeczy do zrobienia
lubię na przykład wybrać się na rower około 22:00 i jeździc tak do wschodu słońca.
chciałbym kiedys tak się "zmotywować", rzucić to wszystko i przespać co najmniej dobę
co ciekawe, nie potrafię zasnąć w dzień. średnio zdarza mi się to 1-2 razy w roku.
jestem takim prymitywem: ciemno -śpi, widno -nie śpi
a moze ciacho ? :):)
doba jest dla mnie za krótka i chętnie wykorzystałbym te godziny, które przesypiam.
w ciągu tygodnia kładę się około połnocy. wstaję między 6 a 9 w zależności od nastroju. potrzebuję jakiejs godzinki na rozkręcenie się i jadę do tyry.
jesli chodzi o weekendy i inne wolne dni, śpię bardzo malutko bo zawsze mam ciekawsze rzeczy do zrobienia
lubię na przykład wybrać się na rower około 22:00 i jeździc tak do wschodu słońca.
chciałbym kiedys tak się "zmotywować", rzucić to wszystko i przespać co najmniej dobę
co ciekawe, nie potrafię zasnąć w dzień. średnio zdarza mi się to 1-2 razy w roku.
jestem takim prymitywem: ciemno -śpi, widno -nie śpi
a moze ciacho ? :):)
Snów interesujących brak: raczej lekko straszliwe, np. niedawnośniłam, że urodziłam dzieci, ale jako, że nie miałam zielonego pojęcia kto może być ich ojcem(nie wiedziałam jak to się mogło stać )postanowiłam je wyrzucić. Ktoś mnie chyba powstrzymał.
Ponoć ruch na świeżym powietrzu pozytywnie wpływa na jakość snu... wpływa a jakże! Odkąd zaczęłam wieczorami biegać budzę się rześka, wypoczęta i pełna energii... o 4 nad ranem
Ponoć ruch na świeżym powietrzu pozytywnie wpływa na jakość snu... wpływa a jakże! Odkąd zaczęłam wieczorami biegać budzę się rześka, wypoczęta i pełna energii... o 4 nad ranem
Opcja 2 w porywach do opcji 3. Trudno okreslic, czasami spie dobrze przez dosc dlugi czas a czasami kompletnie nie moge spac.
Na ten czas sklaniam sie do opcji nr 2. Im lepiej sie czuje podczas dnia tym pozniej chodze spac.
Chodze spac ok. 24 i wstaje ok. 8.00, czasami pozniej. Gdzie te czasy, kiedy chodzilam spac dobrze po polnocy a wstawalam ok. 6.00... No, ale wtedy bylam nastolatka.
Generalnie nie lubie pozno wstawac. Denerwuje sie, gdy wstane dobrze po 9.00. Wowczas dzien jest krotki, szkoda dnia, cale zycie przespie. To nie dla mnie. Dluzej pospac lubie tylko od czasu do czasu.
Sny? ostatnio albo nic albo koszmary. I potem zapalam lampke w pokoju.
Na ten czas sklaniam sie do opcji nr 2. Im lepiej sie czuje podczas dnia tym pozniej chodze spac.
Chodze spac ok. 24 i wstaje ok. 8.00, czasami pozniej. Gdzie te czasy, kiedy chodzilam spac dobrze po polnocy a wstawalam ok. 6.00... No, ale wtedy bylam nastolatka.
Generalnie nie lubie pozno wstawac. Denerwuje sie, gdy wstane dobrze po 9.00. Wowczas dzien jest krotki, szkoda dnia, cale zycie przespie. To nie dla mnie. Dluzej pospac lubie tylko od czasu do czasu.
Sny? ostatnio albo nic albo koszmary. I potem zapalam lampke w pokoju.
'Never give up on your adventures and dreams ...'
Niestety opcja 4. Jak na dzisiaj uplasowałam sie w 6% "ankietowanych".
Z nie-spaniem to kiepska sprawa jest.
W styczniu taki maraton miałam, że sypiałam 1-2 godz. na dobę (!), po 25 dniach byłam wrakiem.... Prochy, zwolnienie i... regeneracja, bo ze spaniem to, to mało miało wspólnego. Bezsenność jest ohydna - spać się chce niesamowicie a zasnąć się nie da. Niczym innym się też nie da zająć (książka, film, słuchanie radia). Leżysz jak wór i czekasz... kręcisz się... liczysz... nie liczysz... Nic. A zegarek cyka (mój nawet nie cyka, żeby bron Boże nie zbudzić!). I trzeba wstawać do roboty, a spania nie było. Dzień po takiej nocy, to koszmar, a wieczorem powtórka. Szkoda gadać.
A wogóle, to zawsze byłam "ptakiem nocnym". Najlepiej funkcjonuję po 17.00 i mogę tak do 2.00, 3.00. Zalecona mi higiena spania nakazuje jednak wskakiwać w pościel ok. 21.00.
Jeśli chodzi o sny, to pamiętam nawet 2-3 z jednej nocy. Pamiętam latami. To jakieś przekleństwo chyba, bo 70 % to horrory, a tylko 30 % sielanka. Sny mam podzielone na kategorie : szkoleniowe, historyczne (np. jakby z poprzednich żyć), katastroficzne, no i prorocze. Np. śni mi się jakaś sytuacja, która po pewnym czasie się wydarza - identycznie jak we śnie; albo miejsce ze snu okazuje się istnieć na prawdę - tyle, że w takim miejscu świata gdzie nigdy wcześniej nie byłam i nawet w tv zobaczyć się nie da. Tak miałam kilka razy podczas wojaży zagranicznych. Takie pipidówki że wrony zawracają a ja patrzę i.... cholerka, toż to z mojego snu! Nawet byłam w stanie powiedzieć co znajduje się za laskiem, za skrzyżowaniem, jakie domy tam stoją. Znajomym szczeki opadały, jak to mówiłam a i mnie jakoś dziwnie było....
Kolega to sugerował mi, żebym je spisała i książkę wydała (szczególnie o te sny historyczne i horrory mu chodziło ), bo fabuła wprost na filmowy scenariusz się nadawała. Mówił: Przy tobie Hitchcock to mały pikuś jest. Ta.... tylko, że ja te filmy to nawet nie w 3D miałam, a na żywca!
Ale nie o snach to wątek
Z nie-spaniem to kiepska sprawa jest.
W styczniu taki maraton miałam, że sypiałam 1-2 godz. na dobę (!), po 25 dniach byłam wrakiem.... Prochy, zwolnienie i... regeneracja, bo ze spaniem to, to mało miało wspólnego. Bezsenność jest ohydna - spać się chce niesamowicie a zasnąć się nie da. Niczym innym się też nie da zająć (książka, film, słuchanie radia). Leżysz jak wór i czekasz... kręcisz się... liczysz... nie liczysz... Nic. A zegarek cyka (mój nawet nie cyka, żeby bron Boże nie zbudzić!). I trzeba wstawać do roboty, a spania nie było. Dzień po takiej nocy, to koszmar, a wieczorem powtórka. Szkoda gadać.
A wogóle, to zawsze byłam "ptakiem nocnym". Najlepiej funkcjonuję po 17.00 i mogę tak do 2.00, 3.00. Zalecona mi higiena spania nakazuje jednak wskakiwać w pościel ok. 21.00.
Jeśli chodzi o sny, to pamiętam nawet 2-3 z jednej nocy. Pamiętam latami. To jakieś przekleństwo chyba, bo 70 % to horrory, a tylko 30 % sielanka. Sny mam podzielone na kategorie : szkoleniowe, historyczne (np. jakby z poprzednich żyć), katastroficzne, no i prorocze. Np. śni mi się jakaś sytuacja, która po pewnym czasie się wydarza - identycznie jak we śnie; albo miejsce ze snu okazuje się istnieć na prawdę - tyle, że w takim miejscu świata gdzie nigdy wcześniej nie byłam i nawet w tv zobaczyć się nie da. Tak miałam kilka razy podczas wojaży zagranicznych. Takie pipidówki że wrony zawracają a ja patrzę i.... cholerka, toż to z mojego snu! Nawet byłam w stanie powiedzieć co znajduje się za laskiem, za skrzyżowaniem, jakie domy tam stoją. Znajomym szczeki opadały, jak to mówiłam a i mnie jakoś dziwnie było....
Kolega to sugerował mi, żebym je spisała i książkę wydała (szczególnie o te sny historyczne i horrory mu chodziło ), bo fabuła wprost na filmowy scenariusz się nadawała. Mówił: Przy tobie Hitchcock to mały pikuś jest. Ta.... tylko, że ja te filmy to nawet nie w 3D miałam, a na żywca!
Ale nie o snach to wątek
Kiedyś też miałem podobne zdanie; postrzegałem nawet sen jako marnowanie czasu. Próbowałem różnych metod zastępczych, np. lekki trans, który trwa kilkadziesiąt minut, a z założenia rekompensuje kilka godzin snu. U mnie nie działa. Relaksuje. Odpręża, ale snu nie zastąpi. Sen jest święty. Doceniam go od pewnego czasu. Lekarze mówią o normie 6-8 godzin snu na dobę. Ja powiem - u każdego jest inaczej. Zależy to też nastroju, samopoczucia, itp. Może to oczywiste, ale chciałem się podzielić swoimi spostrzeżeniami, jakby na to nie patrzeć popartymi doświadczeniemNaszła mnie cheć na rozmowe i zarazem ankiete o tym, na co tracimy około 7h dziennie, czyli o śnie.
Co do snów, mam pewną teorię. Mianowicie sen może być rekompensatą tego, co zdarzyło się za dnia, kiedy jeszcze nie spaliśmy. Załóżmy, miałem nieprzyjemne doświadczenie (zmartwiłem się) - śnię o czymś powiązanym. U mnie to tak działa. Z tego co pamiętam Freud co nieco pisał o snach... chyba też wspominał o frustracjach i rzutowaniu ich na sny (wyprowadźcie mnie proszę z błędu jeśli coś pomieszałem.)
Zwykle miewam kilka snów. Budzę się kilka razy (zwykle kiedy jeden ze snów się kończy). Szybko zapominam. Zazwyczaj nie pamiętam pierwszego i drugiego snu kiedy w sumie mam trzy. Tak jakby kolejne zasypianie kasowało poprzedni sen ze świadomości. Who knows?
Sny prorocze... hm... kiedyś miałem ich sporo. Obecnie dość często mam wrażenie, że coś już widziałem, że to, co w danej chwili doświadczał już kiedyś doświadczyłem. W pewnym sensie deja vu. Do pewnego stopnia rozwinięta/rozwijana intuicja. Ciekawe.
,,Wszyscy jesteśmy większymi artystami niż się nam zdaje." F. Nietzsche
''To see a World in a Grain of Sand
And a Heaven in a Wild Flower
Hold Infinity in the palm of your hand
And Eternity in an hour'' W. Blake
,,...by lekko obcial koncowki nie skracajac wlosow" Keri
''To see a World in a Grain of Sand
And a Heaven in a Wild Flower
Hold Infinity in the palm of your hand
And Eternity in an hour'' W. Blake
,,...by lekko obcial koncowki nie skracajac wlosow" Keri
a ja zaczynam maraton niespania, czyli zejdę do 4 godzin... - byle do środy - na szczęście tylko - niekiedy bywało gorzej (sesja )... zwykle śpię tak po 5 do 6 godzin, a zdarza się i 14 - 16 - gdy mój organizm jest do końca wypalony porannym wstawaniem... - co do snów to też miewam po kilka, męczące są i głupie, często mam halucynacje senne - co jest jeszcze straszniejsze (wstaję i jestem pewna, że koło mnie pod kołdrą leży trup - nawet przy włączonym świetle :O) - nie ma to bezpośredniego związku z ilością przesypianych godzin, bo mam tak od wieków :O
Uwielbiam zasypiać, gdy myśli kłaczą mi się po głowie - nienawidzę za to wstawać - ale zawsze na dźwięk budzika wstaję prawie na baczność i wypełniam codzienny plan poranny
Lubię 26 minutowe drzemki - podobno jedna potrafi poprawić wydajność nawet o 30%
Uwielbiam zasypiać, gdy myśli kłaczą mi się po głowie - nienawidzę za to wstawać - ale zawsze na dźwięk budzika wstaję prawie na baczność i wypełniam codzienny plan poranny
Lubię 26 minutowe drzemki - podobno jedna potrafi poprawić wydajność nawet o 30%
Zgłębiam potężną wiedzę Internetu - nie wiem tak pisali - jeżeli będziemy spać chyba ponad 40 minut, czy też godzinę to się możemy zrobić senni - krótsza drzemka niż 26 min nic nie da. W sumie odkąd przestałam uważać drzemkę za 1,5 godzinny sen zaczęła się sprawdzać Ustawiam sobie teraz budzik...szarysmok pisze:Lubię 26 minutowe drzemki
Czy są jakieś techniki drzemania? Dlaczego 26 minut, a nie 30
Zazwyczaj puszczam sobie muzykę w tle, zasłaniam żaluzje i kładę się tak jak mi wygodnie - podobno ciężko się usypia w pozycji krzesełkowej (cokolwiek to oznacza )
Zwykle jestem styrana po dniu na uczelni, a przede mną jeszcze kupa roboty umysłowej, a to jednak działa - nawet jeśli to jakaś autosugestia, to póki pomaga, będę sobie drzemać ;p
A i jeszcze gdzieś wpadłam na coś o tym, że drzemki w ciągu dnia dobrze wpływają na serce, czy coś w tym stylu, na coś się mniej choruje - nie pamiętam