Podziwiam, ale nie zazdroszczę jej
ja jestem bardzo leniwa, nie lubię nawet prac w domu typu gotowanie czy sprzątanie, a co dopiero tyrać, żeby się dorobić. W korpo są dobre zarobki, ale dużo osób, które znam, żali się na taką pracę- presja, stres, zero życia prywatnego, żadnych l4, praca od rana do nocy, kiepska atmosfera. Z kolei w mojej jest luz, małe wymagania, przynajmniej na moim stanowisku, ale kasa kiepska. Osobiście wolałabym linię najmniejszego oporu
czyli załatwiona, dobrze płatna i niewymagająca
Odpowiadając na pytanie Setsu, kto by takiej nie chciał, to jakiś chłopak w tym wątku pisał, że lepiej osiągnąć coś samemu dla satysfakcji.
Co do wpajania pracowitości, to szczerze mówiąc, bardziej podziwiam cwaniactwo, czyli jak ktoś umie się wkręcić, ustawić, jest na tyle obrotny, przebojowy i w stanie załatwić sobie różne rzeczy. Może dlatego, że sama tych cech nie mam. Zazdroszczę tych cech i umiejętności ludziom, którzy to mają.
Z mojej rodziny znam tylko taki przykład, że dziadek brał nadgodziny, żeby mieć wyższą emeryturę. Wtedy nie liczyli emerytury od kapitału początkowego, lecz brali średnią pensję z ostatnich kilku ( chyba 5) lat przed emeryturą. Aby mieć wyższą pensję w tych latach, ci co mieli przechodzić na emerytury robili nadgodziny, bo też im się wmawiało, że wypracują lepsze pieniądze na przyszłość. No i tak zasuwali jak idioci, a potem i tak nie liczono im tych nadgodzin do emerytury, bo rząd Suchockiej powiedział, że nie ma kasy i obcięli świadczenia. Czyli ktoś tylko niepotrzebnie tracił czas, zdrowie i siły robiąc 16 godzin zamiast 8. A wyszło na to samo. Także mnie zupełnie nie przekonują argumenty, że trzeba się starać, wysilać, dawać z siebie dużo, ktoś to doceni itd. Aby jak najmniej, jak najlżej i za możliwie najlepszą możliwą do osiągnięcia za to kasę.