Łączę się w bólu mimo że nie siedzę do zamknięcia - godzinę wcześniej skończyłem ale już 23 mnie nie minie i siedzę do 22
Nie jestem hepi, bo...
Re: Nie jestem hepi, bo...
Chcę robic z Tobą dorosłe rzeczy
*Szepce* płacmy rachunki
*Wzdycha* spacic kredyt hipoteczny
*Ciężko oddycha* sprawdźmy czy wyłączyliśmy wszystkie światła bo ostatni rachunek wyniósł ponad 300 zł.
*dreszcze na ciele* czy zapłaciłeś ratę za telewizor
*dochodzi* do stabilności finansowej
*Szepce* płacmy rachunki
*Wzdycha* spacic kredyt hipoteczny
*Ciężko oddycha* sprawdźmy czy wyłączyliśmy wszystkie światła bo ostatni rachunek wyniósł ponad 300 zł.
*dreszcze na ciele* czy zapłaciłeś ratę za telewizor
*dochodzi* do stabilności finansowej
Re: Nie jestem hepi, bo...
Nie mam z kim pogadac o ciężkiej dla mnie sytuacji w pracy i o tym, jak bardzo denerwuje mnie jedna wspólpracownica.
Re: Nie jestem hepi, bo...
Ilekroć mam wolny od pracy dzień prześladuje mnie "klątwa wolnego dnia". Mianowicie zawsze budzę się wcześnie z rana i nie mogę spać, tak 3-4 rano, a zawsze nastawiam się, że mogę pospać dłużej, a tu nici
Rzekł Jezus: "Bądźcie tymi, którzy przechodzą mimo!"
Ewangelia Tomasza 42
"Dla radowania się i bólu człowiek urodził się na ziemi. Jeśli to rozumiemy dobrze, bezpiecznie przez ten świat idziemy."
William Blake
Ewangelia Tomasza 42
"Dla radowania się i bólu człowiek urodził się na ziemi. Jeśli to rozumiemy dobrze, bezpiecznie przez ten świat idziemy."
William Blake
- Anusia Borzobohata
- łASuch
- Posty: 165
- Rejestracja: 9 mar 2015, 21:46
Re: Nie jestem hepi, bo...
Dzięki za ofertę wsparcia . Na razie jest ok, w sumie to była chyba jednorazowa sprawa, ale pozwolę sobie napisać, gdy coś niemiłego się powtórzy .Anusia Borzobohata pisze: ↑24 gru 2017, 13:50Możesz napisać do mnie Nie wiem czy pomogę, ale na pewno wysłucham.
-
- pASibrzuch
- Posty: 246
- Rejestracja: 30 lip 2014, 11:07
Re: Nie jestem hepi, bo...
Nie jestem hepi, bo mój dziadek umarł.
Teraz jeszcze co gorsza będzie problem z pogrzebem. To jest porąbane. Rzecz w tym, że dziadek od 30 lat mieszkał w Niemczech, ale chciał być pochowany w Polsce. I teraz żeby można było przesłać do Polski urnę dziadka, mama musi:
- wziąć z administracji cmentarza papier, że w grobie jest miejsce.
- przetłumaczyć go na niemiecki - i to nie mogę np. ja przetłumaczyć, nie, musi być podstemplowane przez tłumacza przysięgłego (a ja tłumaczką przysięgłą nie jestem, bo do tego trzeba zdać także egzamin z tłumaczenia ustnego - ja absolutnie nie umiem pracować w takim tempie).
- przesłać ten dokument do firmy przewozowej.
I dopiero wtedy oni mogą przewieźć urnę dziadka.
No żesz kurde blaszka. Wujek (który wyjechał do Niemiec tuż po dziadku i tak się zniemczył, że w dużym stopniu zapomniał polski i z mamą zwykle rozmawia po angielsku. Nikt nie ma obowiązku być patriotą, ale zapomnienie języka - zwłaszcza rodzimego - to czyste ogłupianie się, szkodzenie własnemu mózgowi) i tak będzie jechał na pogrzeb, więc czy nie byłoby prościej, gdyby oni mogli zabrać urnę?
To prawie tak, jakby w zeszłym roku po śmierci ciotki (dokładniej ciotecznej babci) nie chcieli jej pochować, bo na grobie jej siostry mężulek tejże lata temu wykosztował się i walnął napisy na całą płytę, więc teoretycznie nie ma miejsca na nowy napis...
Jak widać musiałam się wyładować. Bezpośrednio po śmierci dziadka byłam przygnębiona i w jakimś takim letargu, teraz przede wszystkim jestem zła o te bzdury z pogrzebem.
Teraz jeszcze co gorsza będzie problem z pogrzebem. To jest porąbane. Rzecz w tym, że dziadek od 30 lat mieszkał w Niemczech, ale chciał być pochowany w Polsce. I teraz żeby można było przesłać do Polski urnę dziadka, mama musi:
- wziąć z administracji cmentarza papier, że w grobie jest miejsce.
- przetłumaczyć go na niemiecki - i to nie mogę np. ja przetłumaczyć, nie, musi być podstemplowane przez tłumacza przysięgłego (a ja tłumaczką przysięgłą nie jestem, bo do tego trzeba zdać także egzamin z tłumaczenia ustnego - ja absolutnie nie umiem pracować w takim tempie).
- przesłać ten dokument do firmy przewozowej.
I dopiero wtedy oni mogą przewieźć urnę dziadka.
No żesz kurde blaszka. Wujek (który wyjechał do Niemiec tuż po dziadku i tak się zniemczył, że w dużym stopniu zapomniał polski i z mamą zwykle rozmawia po angielsku. Nikt nie ma obowiązku być patriotą, ale zapomnienie języka - zwłaszcza rodzimego - to czyste ogłupianie się, szkodzenie własnemu mózgowi) i tak będzie jechał na pogrzeb, więc czy nie byłoby prościej, gdyby oni mogli zabrać urnę?
To prawie tak, jakby w zeszłym roku po śmierci ciotki (dokładniej ciotecznej babci) nie chcieli jej pochować, bo na grobie jej siostry mężulek tejże lata temu wykosztował się i walnął napisy na całą płytę, więc teoretycznie nie ma miejsca na nowy napis...
Jak widać musiałam się wyładować. Bezpośrednio po śmierci dziadka byłam przygnębiona i w jakimś takim letargu, teraz przede wszystkim jestem zła o te bzdury z pogrzebem.
Re: Nie jestem hepi, bo...
zewsząd i znikąd pisze: ↑31 gru 2017, 03:27 Nie jestem hepi, bo mój dziadek umarł.
Teraz jeszcze co gorsza będzie problem z pogrzebem.(...)
Bardzo współczuję odejścia dziadka. Jaką był osobą? Za co najbardziej go zapamiętasz?
'
W kwestii procedur przy każdym pogrzebie jest papierologia a przy ściąganiu z zagranicy tematów pewnie razy 2 więcej. Choć lista procedur jest długa, to myślę, że w administracji cmentarza wystawią taki papier od ręki a tłumaczenie przysięgłe na niemiecki dostaniesz w biurze na drugi dzień, płacąc 30-40 zł za stronę. Urnę chyba będzie lepiej (na pewno taniej) jeśli przewiezie wujek lub ktoś z rodziny. Pewnie czytałaś już procedury, ale nie zaszkodzi wkleić http://www.berlin.msz.gov.pl/pl/konsula ... tMode=true
Re: Nie jestem hepi, bo...
Nie jestem hepi, bo prokrastynacja wisi nade mną nieustannie i nie ma zamiaru sobie pójść.
Chciałabym liznąć trochę programowania, przynajmniej zacząć się uczyć i zobaczyć czy jest to coś co rozumiem. Chciałabym również zacząć pisać opowiadanie i je publikować. Wiele rzeczy bym chciała ale wiecznie przekładam je na później, na kiedyś, byle nie teraz, bo boję się uczucia wstydu, którego doświadczę, gdy okaże się, że programowanie to dla mnie za dużo, a i moje bazgroły nikomu nie przypadną do gustu. Nie mam pojęcia co zrobię, gdy okaże się, że praca która mogłaby dać mi możliwość pracowania w domu nie będzie czymś co będę w stanie pojąć czy jak zaboli mnie fakt, że nie trafiam do ludzi i to również nie dla mnie. Wolę trzymać się marzeń, że będę mogła pracować zdalnie niż się za to zabrać i zweryfikować, boję się tego rozczarowania. Nie jestem jak inne osoby, które mają na siebie milion pomysłów i mogą próbować do bólu. Mam boleśnie przeciętny umysł, nie jestem kimś wybitnym, więc i wielkich rzeczy nie osiągnę, dlatego tak bardzo boję się ruszyć coś co daje mi malutki cień szansy na to, aby kiedyś mogło żyć mi się lepiej, bo jeśli okaże się, że jednak tej szansy nie mam to myślę, że mogłabym się załamać. Czuję się jak beztalencie, które kupon na szczęście zgubiło jeszcze przed narodzinami, bo czego się nie dotknę to rozwalam zjawiskowo. Jestem niesamowicie nie hepi
Chciałabym liznąć trochę programowania, przynajmniej zacząć się uczyć i zobaczyć czy jest to coś co rozumiem. Chciałabym również zacząć pisać opowiadanie i je publikować. Wiele rzeczy bym chciała ale wiecznie przekładam je na później, na kiedyś, byle nie teraz, bo boję się uczucia wstydu, którego doświadczę, gdy okaże się, że programowanie to dla mnie za dużo, a i moje bazgroły nikomu nie przypadną do gustu. Nie mam pojęcia co zrobię, gdy okaże się, że praca która mogłaby dać mi możliwość pracowania w domu nie będzie czymś co będę w stanie pojąć czy jak zaboli mnie fakt, że nie trafiam do ludzi i to również nie dla mnie. Wolę trzymać się marzeń, że będę mogła pracować zdalnie niż się za to zabrać i zweryfikować, boję się tego rozczarowania. Nie jestem jak inne osoby, które mają na siebie milion pomysłów i mogą próbować do bólu. Mam boleśnie przeciętny umysł, nie jestem kimś wybitnym, więc i wielkich rzeczy nie osiągnę, dlatego tak bardzo boję się ruszyć coś co daje mi malutki cień szansy na to, aby kiedyś mogło żyć mi się lepiej, bo jeśli okaże się, że jednak tej szansy nie mam to myślę, że mogłabym się załamać. Czuję się jak beztalencie, które kupon na szczęście zgubiło jeszcze przed narodzinami, bo czego się nie dotknę to rozwalam zjawiskowo. Jestem niesamowicie nie hepi
-
- pASzko
- Posty: 2546
- Rejestracja: 28 lut 2008, 19:18
- Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Re: Nie jestem hepi, bo...
Przepraszam za ewentualny offtopic
@Setsu: wierzę, że dasz radę i poradzisz sobie.
@Setsu: wierzę, że dasz radę i poradzisz sobie.
Re: Nie jestem hepi, bo...
Rok temu uparłem się, że wezmę się za Wordpressa. Do dzisiaj się za to przeklinam, bo straciłem na to kupę kasy i nerwów, a niczego się nie nauczyłem. A to podobno taaaaki intuicyjny program...Setsu pisze: ↑2 sty 2018, 19:41 Nie jestem hepi, bo prokrastynacja wisi nade mną nieustannie i nie ma zamiaru sobie pójść.
Chciałabym liznąć trochę programowania, przynajmniej zacząć się uczyć i zobaczyć czy jest to coś co rozumiem. Chciałabym również zacząć pisać opowiadanie i je publikować. Wiele rzeczy bym chciała ale wiecznie przekładam je na później, na kiedyś, byle nie teraz, bo boję się uczucia wstydu, którego doświadczę, gdy okaże się, że programowanie to dla mnie za dużo, a i moje bazgroły nikomu nie przypadną do gustu. Nie mam pojęcia co zrobię, gdy okaże się, że praca która mogłaby dać mi możliwość pracowania w domu nie będzie czymś co będę w stanie pojąć czy jak zaboli mnie fakt, że nie trafiam do ludzi i to również nie dla mnie. Wolę trzymać się marzeń, że będę mogła pracować zdalnie niż się za to zabrać i zweryfikować, boję się tego rozczarowania. Nie jestem jak inne osoby, które mają na siebie milion pomysłów i mogą próbować do bólu. Mam boleśnie przeciętny umysł, nie jestem kimś wybitnym, więc i wielkich rzeczy nie osiągnę, dlatego tak bardzo boję się ruszyć coś co daje mi malutki cień szansy na to, aby kiedyś mogło żyć mi się lepiej, bo jeśli okaże się, że jednak tej szansy nie mam to myślę, że mogłabym się załamać. Czuję się jak beztalencie, które kupon na szczęście zgubiło jeszcze przed narodzinami, bo czego się nie dotknę to rozwalam zjawiskowo. Jestem niesamowicie nie hepi
Praca zdalna to niezła rzecz, ale ma swoje plusy i minusy, wiadomo. Zacznę od minusów: praca raz jest, a raz jej nie ma, co oznacza, że na zmianę pracujesz przez dwa tygodnie przez 16 godzin dziennie, a przez kolejne dwa nie pracujesz w ogóle. Poza tym nie wiem, jak tam z życiem prywatnym, ale pracując w domu, generalnie się trochę dziczeje. Ja na ten przykład złapałem się na tym, że jak spotykam osobę, której od jakiegoś czasu nie widziałem, to nie wiem, jak zacząć rozmowę i ostatecznie wychodzę na strasznego gbura, co się pierwszy odezwać nie umie.
Po stronie plusów: Wstajesz, kiedy chcesz, pracujesz, ile możesz, a nie ile ci każą. Nie przejmujesz się dresscodem, możesz pracować w bieliźnie. Nie przejmujesz się BHP, możesz pracować na krześle, na podłodze albo nie wstając z łóżka. Przeszkadzają ci tylko te dźwięki, które sama sobie nadasz, ale już nie telefony, drukarki i kłócący się koledzy. Szef nie stoi ci nad głową. Możesz słuchać muzyki nie przez słuchawki, tylko z głośników.
Aha, do pracy w domu niezbędna jest organizacja. Ale tego można się szybko nauczyć No i kondycja - jeśli to praca siedząca (a wykonywana w domu zwykle taka jest), to trzeba pamiętać o ruchu.
Generalnie - uważam, że warto
A tak w ogóle to podziwiam współczesnych młodych ludzi, którzy potrafią jednocześnie studiować dwa kierunki, pracować, robić jakieś kursy językowe i dziesiątki innych rzeczy. Nie mam pojęcia, jak oni znajdują na to wszystko czas i energię. Jeszcze 15 lat temu mało komu przychodziło do głowy, żeby pracować i studiować jednocześnie, bo przecież nie można robić dobrze dwóch rzeczy na raz...
Człowiek-Redaktor czyli mój fanpage
Re: Nie jestem hepi, bo...
Ja to wszystko wiem i co lepsze - wszystkie minusy i plusy pasują mi jak leci. Uważam, że to jedyna forma pracy do jakiej się nadaje, bo bezpośredniego kontaktu z ludźmi za bardzo nie lubię, więc siedzenie w domu non stop to dla mnie jak zbawienie. Obecnie, gdy muszę iść do pracy to krew mnie zalewa i po godzinie, dwóch jestem wykończona obecnością innych ludzi, dla mnie koszmar. Jedyne co mi pozostaje to ogarnąć co mogłabym robić ale to już ta najtrudniejsza kwestia. Zazdroszczę ludziom, którzy pewnego dnia się budzą i wiedzą jaki jest ich pomysł na życie, ja tego odnaleźć nie mogę i chyba szybciej się zestarzeję niż mi się to uda.Viljar pisze: ↑3 sty 2018, 09:20 Rok temu uparłem się, że wezmę się za Wordpressa. Do dzisiaj się za to przeklinam, bo straciłem na to kupę kasy i nerwów, a niczego się nie nauczyłem. A to podobno taaaaki intuicyjny program...
Praca zdalna to niezła rzecz, ale ma swoje plusy i minusy, wiadomo. Zacznę od minusów: praca raz jest, a raz jej nie ma, co oznacza, że na zmianę pracujesz przez dwa tygodnie przez 16 godzin dziennie, a przez kolejne dwa nie pracujesz w ogóle. Poza tym nie wiem, jak tam z życiem prywatnym, ale pracując w domu, generalnie się trochę dziczeje. Ja na ten przykład złapałem się na tym, że jak spotykam osobę, której od jakiegoś czasu nie widziałem, to nie wiem, jak zacząć rozmowę i ostatecznie wychodzę na strasznego gbura, co się pierwszy odezwać nie umie.
Po stronie plusów: Wstajesz, kiedy chcesz, pracujesz, ile możesz, a nie ile ci każą. Nie przejmujesz się dresscodem, możesz pracować w bieliźnie. Nie przejmujesz się BHP, możesz pracować na krześle, na podłodze albo nie wstając z łóżka. Przeszkadzają ci tylko te dźwięki, które sama sobie nadasz, ale już nie telefony, drukarki i kłócący się koledzy. Szef nie stoi ci nad głową. Możesz słuchać muzyki nie przez słuchawki, tylko z głośników.
Aha, do pracy w domu niezbędna jest organizacja. Ale tego można się szybko nauczyć No i kondycja - jeśli to praca siedząca (a wykonywana w domu zwykle taka jest), to trzeba pamiętać o ruchu.
Generalnie - uważam, że warto
A tak w ogóle to podziwiam współczesnych młodych ludzi, którzy potrafią jednocześnie studiować dwa kierunki, pracować, robić jakieś kursy językowe i dziesiątki innych rzeczy. Nie mam pojęcia, jak oni znajdują na to wszystko czas i energię. Jeszcze 15 lat temu mało komu przychodziło do głowy, żeby pracować i studiować jednocześnie, bo przecież nie można robić dobrze dwóch rzeczy na raz...
Ano dokładnie. Nie żebym była taką osobą, u mnie akurat jest miejsce na jedną rzecz, którą skończę i dopiero wtedy mogę zabrać się za kolejną ale mam taką znajomą, która idealnie pasuje do Twojego opisu. Nie rozumiem jak ona daje radę, ba, jest z tego stanu rzeczy zadowolona ale momentami szczerze zazdroszczę takiego dążenia do celu.
Re: Nie jestem hepi, bo...
Smuci mnie kiedy widzę starsze osoby, które muszą pracować, żeby dorobić sobie do emerytury. Takie bacie przy kasach czy rozdające ulotki. Widać, że im ciężko. Pewnie, że są osoby, które mają siłę i idą w sędziwym wieku do pracy raz żeby dorobić, a dwa głownie dla kontaktu z innymi ludźmi, ale niestety w większości takich przypadków to mus żeby przeżyć
Re: Nie jestem hepi, bo...
Nas też to czeka, nawet nie mam złudzeń. Zresztą możliwe, że to tego czasu nasz system emerytalny zupełnie się zawali.
Człowiek-Redaktor czyli mój fanpage
Re: Nie jestem hepi, bo...
Jak mówię siostrze,że musi pomyśleć o emeryturze to ona odpowiada, że i tak nie dożyje (W sensie lata pracy wydłużają, a chorób coraz więcej od jedzenia kurczaków na antybiotykach)Nas też to czeka, nawet nie mam złudzeń. Zresztą możliwe, że to tego czasu nasz system emerytalny zupełnie się zawali.
Re: Nie jestem hepi, bo...
Wczoraj do szpitala przywieziono ciężarną w 39 tc, która chciała popelnić samobójstwo poprzez uduszenie/powieszenie. Dziecko urodziło się poprzez cc żywe, ale z ciężkim niedotlenieniem i problemami neurologicznymi, matka jest w ciężkim stanie, nie wiadomo czy przeżyje. Najbardziej żal mi tego dziecka i zastanawiam się, co przyczynilo się do próby samobójczej matki w końcówce ciąży.