Uwielbiam siostry Bronte!
Ostatnio analizowałyśmy z koleżanką 50 twarzy Grey'a na tle klasycznych romansów.
Wniosków szczegółowych już nie pamiętam. Generalnie bohaterki sióstr Brontë czy Jane Austin posiadają bogate osobowości i są nawet dosyć mocno wyemancypowane, jak na swoje czasy. Zatem są w tej literaturze jakieś zalążki feminizmu i sprawne rzemiosło literackie, więc zawsze będę tej literatury broniła.
A "50 twarzy..." powstało pierwotnie jako fan fiction "Zmierzchu", a główny bohater był wiekowym wampirem przerobionym potem na biznesmena. Więc to jest literatura niższych lotów niż nawet Harlequiny (które wzorują się raczej na klasycznym romansie).
Przepraszam, cały czas offtopuję...
A z tymi randkami, to ja chyba po prostu nie pamiętam jak to jest.
Rzuciłam randkowanie ze 3 lata temu, kiedy pogodziłam się z faktem, że związek z seksualnym facetem nigdy mi się nie uda. A asów w swoim mieście nie znam żadnych. Mam dobrych przyjaciół płci obojga, z którymi można iść na piwo czy do kina, a nawet jechać na wakacje. W domu mam neurotycznego kota-prześladowcę, więc jakoś da się żyć.
Chociaż niestety - poza aspektem seksualnym oczywiście - bardzo lubię mieć chłopaka...