Jakiego związku pragniecie?
: 21 sie 2012, 21:52
Wiele osób szuka związku, często twierdzi że ma niskie wymagania. Może napiszcie czego oczekujecie jak wyobrażanie sobie związek?
Ktoś Ci coś takiego zarzucał?wyrwana_z_kontekstu pisze:Ponieważ zarzucono mi brak wymagań wobec partnera, postaram się tutaj coś nakreślić.
Falka pisze:Ogólny zarys związku- partnerski, z podziałem obowiązków
Widzę, że podział już dokonanyFalka pisze:-żeby w miarę lubił sprzątać (nie będąc przy tym pedantem), bo ja jestem bałaganiarą i nie zawsze mi się chce
Najpierw trzeba odnaleźć właściwą osobę, a nie snuć wyobrażenia jaki związek ma być. Co wtedy jeśli zapoznamy wspaniała osobę, ale nie będzie pasowała do wyobrażenia idealnego związku?dimgraf pisze:Wiele osób szuka związku, często twierdzi że ma niskie wymagania. Może napiszcie czego oczekujecie jak wyobrażanie sobie związek?
Zgadzam się. Dla mnie ważne jest również unikanie rutyny, jak i zostawienie odrobinki miejsca "prywatnej" przestrzeni.Joan pisze:Chciałabym być w takim związku, w którym panowałby równy podział obowiązków. Wzajemne uzupełnianie się to dobra rzecz
Cóż, ktoś w końcu musi być w związku osobą decyzyjną. Wymaga się chociażby wyręczania w nielubianych czynnościach (wspomniane sprzątanie), a co jeśli osoba ta będzie pałać równą niechęcią do danej czynności? W moim przypadku - do gotowania?chochol pisze:Widzę, że podział już dokonany
Otóż to, bowiem rzeczywistość rewiduje nasz oczekiwania, również w doborze partnerów. Czasami warto spróbować nawet jeśli z początku osoba ta nie wydaje się "szczytem marzeń", a z "listy" odpadło już tak z 3/4 cech.chochol pisze:Najpierw trzeba odnaleźć właściwą osobę, a nie snuć wyobrażenia jaki związek ma być.
Tyle że wydaje się iż najciężej jest utrzymać taki związek w przypadku kiedy spotykają się dwaj skrajni indywidualiści, a także osoby o podobnych cechach kluczowych, których akurat posiadanie sprawiać może problemy w porozumiewaniu się na co dzień - jak sarkazm czy też głęboką potrzebę posiadania "dużego terytorium".chochol pisze:Na związek składają się 2 osoby, 2 indywidualności, które muszą niekiedy wypracować kompromis.
Może ta osoba olewa Ciebie nie bez powodu? A jeżeli już na samym początku nie odnosi się do Ciebie dobrze to najwyraźniej nie czuje powodu dla którego miałby ukazywać się Tobie jako "ten wspaniały".wyrwana_z_kontekstu pisze:Dlaczego miałabym uważać za "wspaniałą osobę" kogoś, kto będzie mnie olewał i nie okazywał troski czy ciepła?
W związku okazuje się, że również ważne są tak przyziemne sprawy ponieważ jeżeli on przykładowo jest przyzwyczajony do tradycyjnego podziału ról to wiążąc się z taką kobietą jak ja nie będzie szczęśliwy, ja również - bowiem tenże podział, jego oczekiwania których ja nie będę chciała spełnić, będzie powodował między nami stałe nieporozumienia i frustrację.wyrwana_z_kontekstu pisze:Takie rzeczy to kwestia wypracowania z każdą jednostką, są zdecydowanie ważniejsze kwestie, które wywierają wpływ na relację. Dzielić się obowiązkami po równo to można z kolegą podczas robienia referatu.
Było to nawiązanie do tego fragmentu Twojej wcześniejszej wypowiedziwyrwana_z_kontekstu pisze:Wracamy do punktu wyjścia. Jeśli on wyskoczy z oczekiwaniami jak wobec "perfekcyjnej pani domu", nie zwiążemy się, bo nie dostrzegę w nim "wspaniałej osoby" i tyle. Proste i logiczne. Koniec problemu.
Stąd można było odnieść wrażenie, że nierówny podział obowiązków, czyli to, że np. to kobieta zajmuje się większością prac domowych, nie przeszkadzał by Tobie ponieważ nie postrzegasz tego jako "priorytetowe". Ja natomiast podałam przykład swojej osoby, której zależy również na tym (pomimo iż liczy się też dla mnie aspekt uczuciowy, wymiar duchowy związku), aby kwestia spraw codziennych, rutynowych i przez to pozbawionych romantyczności, została jasno sprecyzowana, tak aby potem nie było "zimnego prysznica", kiedy na jego pytanie "Co dzisiaj na obiad" odpowiedziałabym "To co sobie ugotujesz.".wyrwana_z_kontekstu pisze:Zabrzmiało jakby związek opierać się miał głównie na sprawach tak przyziemnych np. on gotuje, a ja sprzątam albo on wyprowadza psa rano, zaś ja wieczorem? Takie rzeczy to kwestia wypracowania z każdą jednostką, są zdecydowanie ważniejsze kwestie, które wywierają wpływ na relację. Dzielić się obowiązkami po równo to można z kolegą podczas robienia referatu.
Miałam bardzo podobną sytuację i byłam równie niepewna co do tego, co dalej robić. Na początku wszystko było jak najbardziej okej, ale później zaczął mnie męczyć. Chciał nieustannie się spotykać, jego niska samoocena sprawiała, że cały czas czuł się gorszy od innych facetów i zachowywał się tak, jakby na każdym kroku próbował okazać mi wdzięczność za to, że z nim jestem. Dla osoby, która w takim związku nie była, to może wydawać się cudowne i godne pozazdroszczenia, ale wcale takie nie jest. Mnie też ten związek zmęczył. W pewnym momencie wiedziałam, że to już bezcelowe, ale z nim byłam, bo było mi przykro, bo naprawdę go lubiłam i był (nadal jest) wartościowym facetem. Ostatecznie się rozstaliśmy, chociaż to nie przyszło łatwo, bo nawet po tym on nalegał bardzo na to, żebyśmy utrzymywali zwyczajne relacje, co w jego mniemaniu oznaczało właściwie to, że spotykalibyśmy się jak dawniej, tylko bez określania "para". Dla mnie było to nie do przyjęcia i niestety się od siebie odsunęliśmy. Każda sytuacja jest inna, ja jednak mogę radzić ze swojego doświadczenia tyle, by nie łudzić drugiej strony, skoro zaczyna się mieć świadomość, że taki związek nam nie odpowiada. Oczywiście należy z tą drugą osobą porozmawiać, próbować, jeśli nam na niej zależy, ale czasem niestety tak jest, że dwoje ludzi po prostu zaczyna się ze sobą dusić. Poza tym myślę, że im dłużej będziesz z nim w takiej, a nie innej relacji, tym bardziej on będzie cierpiał. Wiem po sobie, że nawet, jak człowiek stara się opanować i nie okazywać po sobie, że uczucia trochę się zmieniły, to druga strona to wyczuwa. Dochodzą różnego rodzaju kłótnie, mniej lub bardziej uzasadnione pretensje, co rani obie strony. A taki ból się pamięta.Bycie "księżniczką" i całym jego światem zaczęło mnie męczyć. Wydawało mi się, że jestem nieziemsko zakochana, ale teraz? Nie wiem. Staję się chłodna i przestaje mi zależeć. Wolałabym zerwać związek, nim nie jest za późno, ale ciężko mi to zrobić gdy widzę, jak strasznie on cierpi. Ma parę wad i bardzo niską samoocenę, chyba wszystko by mi wybaczył. Każda dziewczyna pewnie cieszyłaby się z takiego związku, ale ja... Jakoś nie potrafię. Czuję, że jestem z nim tylko z szacunku. Że... Się nudzę.
Zależałoby mi na kontakcie z nim, przyznaję. Jest wspaniałym facetem, świetnie mi się z nim rozmawia, rozumiemy się i w ogóle... Ale wiem, że "przyjaźń" damsko-męska po paru ładnych miesiącach związku jest niemal niemożliwa do utrzymania. Coś w sercach zostaje i to psułoby dalsze relacje.Silencio pisze:...bo nawet po tym on nalegał bardzo na to, żebyśmy utrzymywali zwyczajne relacje, co w jego mniemaniu oznaczało właściwie to, że spotykalibyśmy się jak dawniej, tylko bez określania "para". Dla mnie było to nie do przyjęcia i niestety się od siebie odsunęliśmy.
Zauważyłam. Zaczęłam odsuwać się od niego powoli, ale sama wyczułam, że coś tu nie gra. Oczekuje ode mnie, że będę taka, jak na początku, ale już nie potrafię. Nawet nie potrafię podać przyczyny tego stanu. Po prostu... Tak jest. Ludzie się przecież rozchodzą, to zupełnie normalne, dla mnie to już nie jest żaden koniec świata. Kiedyś przecież znajdę kogoś nowego, kiedyś znowu się zakocham, ja nie mam co rozpaczać. Ale wydawać się może, że dla niego to ostateczny cios. Mogę tylko mieć nadzieję, że zacznie wychodzić z domu, poznawać ludzi, pracować czy spotykać się z kimś. Ktoś tam na pewno czeka na niego... Eh, eh.Silencio pisze:...uczucia trochę się zmieniły, to druga strona to wyczuwa. Dochodzą różnego rodzaju kłótnie, mniej lub bardziej uzasadnione pretensje, co rani obie strony. A taki ból się pamięta.
To już zależy tylko od was. Nam wtedy się nie udało, ale może po czasie można zacząć się przyjaźnić niemalże od początku? Mam taką nadzieję.Ale wiem, że "przyjaźń" damsko-męska po paru ładnych miesiącach związku jest niemal niemożliwa do utrzymania.
Miałam dokładnie te same obawy . Ale tak, ktoś na niego czekał . Rozstanie jest bolesne i trzeba przez to przejść, pogodzić się z tym, przeżyć na swój sposób, przeboleć. A później zaczyna się od nowa.Ale wydawać się może, że dla niego to ostateczny cios. Mogę tylko mieć nadzieję, że zacznie wychodzić z domu, poznawać ludzi, pracować czy spotykać się z kimś. Ktoś tam na pewno czeka na niego... Eh, eh.