Długo musiałem pomyśleć co było radosnego, chyba się starzeję
Jeśli chodzi o okres życia, czas 4-6 klasa podstawówki i gimnazjum z racji zwariowanej klasy. W tym czasie także wypady na podwórko z rówieśnikami, zabawy w chowanego, berka itd. dobrze że jeszcze załapałem się na to, nim komputer zdominował moje życie
Pamiętam 2 wydarzenia, które przyniosły coś naprawdę mocnego w kategorii doświadczenia radości/szczęścia
1. W wieku około 12 lat byłem platoniczne zakochany w jednej dziewczynie. Kiedyś w ramach pożegnania podaliśmy sobie ręce i wtedy dosłownie poczułem jakbym dotknął anioła. Ze wszystkich moich cielesnych doświadczeń to było najbardziej niezwykłe i najmilsze, żadne z dotychczasowych nie może się równać. Pewnie dlatego, że czyste i niewinne, podbudowane wielkimi, ale zielonymi uczuciami
2. Narodziny świnek morskich. Miałem szczęście być tego świadkiem. Oczywiście matka miała swoją kryjówkę, czułem, że nadchodzi czas narodzin, po kilku minutach zobaczyłem 2 małe świnki, wyglądały uroczo (świnki morskie rodzą się owłosione z otwartymi oczami, mogą tez już jeść stały pokarm, takie miniaturki dorosłych, ale o dziecinnych proporcjach). Jak zobaczyłem te maleństwa jakoś cieplej się w sercu zrobiło, zrodziło się szczęście z samego patrzenia. Niezwykłe być świadkiem cudu narodzin
W zasadzie chyba to te najważniejsze, więcej nie pamiętam.