Zastanawiam sie, na ile jestem aseksualny i nie potrafie dac

Jeśli masz pytanie i znikąd odpowiedzi, zwróć się do nas
Luk
gimnASjalista
Posty: 13
Rejestracja: 1 sty 2006, 01:23
Lokalizacja: Poznań

Zastanawiam sie, na ile jestem aseksualny i nie potrafie dac

Post autor: Luk »

Wkroczylem w druga cwierc wieku, majac za soba wylacznie takie doswiadczenia czastkowe. Do czasow studenckich – do 20 roku zycia nie mialem nawet zadnych doswiadczen sam ze soba. A w liceum, gdy toczyly sie dyskusje, czy i na ile powinny sie odbywac w szkole zajecia z wychowania seksualnego, bylem za, ale calkiem szczerze myslalem, ze w wieku 18 lat nikogo... jeszcze nie interesuja sprawy seksualne i ze wiekszosc kolegow czy kolezanek z klasy podobnie jak ja niczego nie doswiadczyla w sferze seksu. Wiem rowniez, ze znacznie silniej oddzialuja na mnie i pokazuja sens zycia bodzce typu: bycie z druga osoba w jej strapieniach, madra, osobista rozmowa, wartosciowa uslyszana mysl czy wyczytany poglad, piekno swiata niz potrzeba spelnienia seksualnego. Dalej jednak nie jest juz tak latwo. Poniewaz...
Czuje cos na ksztalt rozbicia biseksualnego. Emocjonalnie znacznie blizsi sa mi mezczyzni niz kobiety. Podobaja mi sie oni rowniez ogolnowizualnie. Szukam czegos na ksztalt braterstwa, z kims pokrewnym duchowo, ale tez nie bazyliszkiem;) – chcialbym zyskiwac jedynego w swym rodzaju powiernika, do ktorego moglbym sie takze przytulac w... ubraniu. Wiem, ze to wszystko moze brzmiec niezrozumiale:(
Nie jest tak, ze boje sie wlasnej nagosci, nic z tych rzeczy. Ale jest np. tak, ze w filmie podoba mi sie dany mezczyzna w ubraniu, a nie podoba bedac w samej bieliznie i to niezaleznie od tego, jak jest zbudowany; a nawet sa takie cechy (bujnie owlosiona klatka piersiowa), od ktorych mnie odrzuca (przepraszam za doslownosc).
Mysle, ze pewnie wiecej, gdy chodzi o seks sam w sobie, dalbym kobiecie. Ale... nie wyczuwam tego klimatu ducha, ktory czuje rozmawiajac z chlopakami. Nie umiem tego wyjasnic, tym bardziej ze uwazam kobiety za istoty madre, a takze siegajace w kontaktach z ludzmi glebiej niz mezczyzni. A na seks dla samego seksu i zabawy nie mam ochoty. Moze bym sie przemogl, gdybym byl po butelce dobrego wina, ale poki co jestem praktycznie abstynentem;-)
Powaznie jednak, to czuje sie coraz bardziej samotny. Wiem, ze wolalbym sie zwiazac z chlopakiem, tylko ze bez seksu samego w sobie. A taka osobe niezwykle trudno znalezc. Mialem okazje poznac gejow i pod wieloma wzgledami tutaj nie pasowalem. Pomijam zapatrywania seksualne; po prostu szukam szerszych horyzontow duchowych. Nie jestem moze maczo, ale nie widze tez powodow, dla ktorych mialbym nie pozostawac meski. „Towarzysko” wiem, ze moglbym sytuowac sie najblizej mezczyzn bi-, ale nie chce miec z nimi kontaktow, bo choc ciekawi jako ludzie, szukaja na ogol wylacznie seksu, a jednoczesnie zdradzaja dziewczyny /zony.
Sytuacja samotnosci jest dla mnie coraz bardziej trudna, tym bardziej ze jestem otwarty na ludzi i ich sprawy, nie zasklepiam sie we wlasnym swiecie, nie jestem aemocjonalny, staram sie byc empatyczny, ale jest to takie coraz bardziej jednostronne.
Prosze, poradzcie cos i napiszcie, jak sami sobie radzicie.
Luk
gimnASjalista
Posty: 13
Rejestracja: 1 sty 2006, 01:23
Lokalizacja: Poznań

Re: Zastanawiam sie, na ile jestem aseksualny i nie potrafie dac

Post autor: Luk »

Pelen tytul mial brzmiec: Zastanawiam sie, na ile jestem aseksualny i nie potrafie dac sobie rady z aseksualnoscia.
Awatar użytkownika
kibic
łASuch
Posty: 152
Rejestracja: 2 gru 2005, 10:31
Lokalizacja: Poznań

Re: Zastanawiam sie, na ile jestem aseksualny i nie potrafie dac

Post autor: kibic »

Osobiście wolę bardziej towarzystwo kobiet niż mężczyzn, zwłascza starszych niż ja, ponieważ ruzyko że się we mnie zakocha jest=0.
Jeśli się już taka pojawi, która chce coś więcej niż pogadać, wtedy dostaje zwyczajnie kosza. I już się zwykle więcej nie spotykamy, według twierdzenia co z oczu to i z myśli. No i dobrze się z nimi pracuje, zupełnie inaczej niż z facetami bo patrzą inaczej na świat, przez to zauważyłem że istnieją inne możliwości spojżenia na daną sprawę. Obecnie prowadzę życie totalnego samotnika. Może dlatego że spędzam zbyt wiele czasu przy komputerze :) . Mój świat i rozwój zwłaszcza w dziedzinie seksu zatrzymał się na poziomie 12-stu lat. Wszyscy koledzy już ułożyli sobie życie a inni wyjechali za chlebem a rodzina, to rodzina w końcu się jej nie wybiera. Mam już 30-stkę na karku więc kwalifikuję się na etatowego kawalera :) . Z facetem można iść na piwo, pogadać o PC lub o samochodach. Temat sportu nie wchodzi w grę, bo zwyczajnie się nim nie pasjonuję a na proszonych zabawach tylko się nudzę. Najgorsze jest to że takie życie sprawia zamykanie się w sobie, utratę kontaktu ze społeczeństwem, ogólną bierność. Co powoduje zobojętnienie i ataki depresji :( . Prawdopodobnie brak zainteresowania dziewczynami mógł spowodować trzygodzinny maraton pornograficzny na VHS, od tego czasu seks dla mnie jest czymś prymitywnym, głupim a nawet śmiesznym. Takim jak my trudno żyć bo większość nas nie rozumie. Trzeba być twardym i się nie przejmować uwagami innych że oni już po a ty jeszcze nawet nie byłeś na randce.
wasz k i b i c
Luk
gimnASjalista
Posty: 13
Rejestracja: 1 sty 2006, 01:23
Lokalizacja: Poznań

Re: Zastanawiam sie, na ile jestem aseksualny i nie potrafie dac

Post autor: Luk »

Nie boję się zakochania, nie boję się zaangażowania, nie odrzucam nikogo, jedynie nie kipię feromonami:) Nie uciekam od ludzi, pomagam innym w strapieniach. Z kolegami mogę też rozmawiać na głębsze tematy. Na moich kontaktach z dziewczynami zaważyło wychowywanie się w środowisku samych rówieśników (bez rówieśniczek)... Nie przejmuję się uwagami, ale czuję brak bliskości emocjonalnej z kimś, a podkreślam, nie uciekam od niej. Tak więc jesteśmy zupełnie innym typem asów;-)
Awatar użytkownika
alicja
ciAStoholik
Posty: 375
Rejestracja: 13 sie 2005, 22:04
Lokalizacja: Małopolska
Kontakt:

Re: Zastanawiam sie, na ile jestem aseksualny i nie potrafie dac

Post autor: alicja »

Prezentujecie obaj trochę inny "typ" asa, a co ciekawe, ja bym mogła powiedzieć, że jestem i taka jak kibic, i taka jak Luk :)
Luk, rozumiem dobrze to, co mówisz o potrzebie bliskości emocjonalnej - tak, ja też tęsknię za czymś takim i kimś takim. I tak, koniecznie w ubraniu :)
A z drugiej strony mam też tendencje do alienowania się, zamykania w skorupce, i nie pozwalam raczej nikomu się do siebie zbliżyć. Płci przeciwnej z obawy, by nie spowodować zakochania (nie u mnie, u tego kogoś) - więc chyba podobnie jak kibic. I wcale nie mam teraz na myśli, że taka ze mnie super laska, w której wszyscy od razu się zakochują, o nie ;) Jednak jeśli się poświęci trochę czasu i uwagi drugiej osobie, odkryje jakies wspólne zainteresowania i przede wszystkim podobne spojrzenie na świat - czyli to, co rodzi bliskość - jednak większość mężczyzn, hm, "normalnych", zwykle się wtedy zakochuje. Co oznacza, że będzie myślał o seksie, więc z konieczności musiałabym go zranić odmawiając. I taka znajomość raczej nie jest już dalej możliwa.
Płci własnej z kolei też trochę unikam, bo w końcu okazuje się, że tożsamość poglądów na inne sprawy znika, gdy mowa o seksie i facetach - i jakoś dziwnie często spotykam się wtedy z niezrozumieniem. A nie można lubić kogoś, kogo się nie rozumie...
Całe szczęście, że w zasadzie lubię samotność i nie są mi potrzebne tłumy ludzi do tego, żebym czuła się dobrze (przeciwnie, tłumy mnie tłumią ;)). Więc spędzam większosć czasu sama, poświęcając się swoim ulubionym zajęciom, a czasem porozmawiam z osobami, z którymi łączy mnie jakaś działalność czy zainteresowanie. I właściwie nie wiem, czy takie spontaniczne dyskusje na jakiś zawiły temat, który nikogo innego nie interesuje, a nas - rozmówców - pasjonuje (akurat zajmuję się rzadką dziedziną), nie jest najlepszą z nie-samotnych aktywności, jakie można sobie wyobrazić.
Tylko tak czasem gdzieś w duszy sobie myślę, że jakaś druga dusza pokrewna nie byłaby zła. No, ale może to tylko wynik "nafaszerowania" w dzieciństwie romantycznymi opowieściami o miłości prawdziwej ;)
magellan
fantAStyczny
Posty: 556
Rejestracja: 18 lip 2005, 06:48

Re: Zastanawiam sie, na ile jestem aseksualny i nie potrafie dac

Post autor: magellan »

tu alicja opisuje ladnie mniejwiecej to, co i ja odczuwam. :wink: moge tylko jeszcze do tego tyle dodac, ze jakies tam "zakochanie" itp. u mnie nie zachodzi - moge powiedziec; nie znam takiego uczucia. nazywam to raczej po prostu przyjazn - gleboka przyjazn, ktora wywoluje uczucie, ze chcialbym osobe x-y jeszcze raz lub czesciej widziec i z nia porozmawiac o wspolnych tematach i zainteresowaniach. gdy jednak kiedys wspolne tematy sie zakoncza, wtedy przychodzi tak jakby znowu ta chec/pragnienie do samotnosci.
(zdaje mi sie, ze w "normalnym/seksualnym" zyciu dziala to czesto tak samo. najpierw biora slub bo sie jeden drugim interesuje i maja wspolne zainteresowania. potem to zainteresowanie sie konczy, i rozchodza sie) :wink:

Alicja, zdaje mi sie ze tak jak ja nie potrzebujesz jakiegos tam kogos kto sie w tobie zakocha itd. bo to jest dla nas nie wazne - potrzebujesz poprostu dobrego przyjaciela. :wink:

magellan :)
Awatar użytkownika
alicja
ciAStoholik
Posty: 375
Rejestracja: 13 sie 2005, 22:04
Lokalizacja: Małopolska
Kontakt:

Re: Zastanawiam sie, na ile jestem aseksualny i nie potrafie dac

Post autor: alicja »

Magellan, masz rację - dobrego przyjaciela. Ale ja właśnie tak odróżniam zakochanie od przyjaźni/ miłości: zakochanie to jakaś (nagła) fascynacja, która się z natury swojej wyczerpie i przeminie, natomiast przyjaźń to głębsza więź, która trwa i trwa. Więc i oparta musi być na czymś innym - nie tyle na zachwyceniu się jakąś nagle ujrzaną cechą (obojętnie, czy fizyczną czy intelektualną, czy duchową) drugiej osoby, ale na długotrwałym procesie poznawania kogoś, zrozumienia i właśnie pokochania - stałego uczucia więzi, zainteresowania, uwagi i troski.
Jakiś psycholog kiedyś napisał, że prawdziwa dojrzała miłość nie polega na tym, że się pragnie za wszelką cenę być fizycznie blisko drugiej osoby (bo to uzależnienie zaledwie), ale na tym, że się potrafi (i chce) pojąć, zrozumieć i zaakceptować to, co dla tej osoby jest najlepsze, i tego się dla niej pragnie. Dla tej drugiej osoby, nie dla siebie. Jest to więc jakiś konglomerat zrozumienia, życzliwości, lubienia, i tego czegoś, co powoduje, że się uśmiechamy na myśl o danej osobie. Nawet jeśli ona akurat przebywa na Wyspach Bergamutach ;) - jeśli tam się realizuje, to przecież dobrze.
magellan
fantAStyczny
Posty: 556
Rejestracja: 18 lip 2005, 06:48

Re: Zastanawiam sie, na ile jestem aseksualny i nie potrafie dac

Post autor: magellan »

obojetnie co napiszesz, trafiasz slowami zawsze w 100%. :wink:

he he.., tak wlasciwie to mniej wiecej wszyscy tu mozemy w jakis tam sposob o naszym zachowaniu, uczuciach i naszym wspolnym spojzeniu na swiat pisac - kazdy moze troszeczke inaczej. na koniec rezultat bedzie zawsze taki sam. i obojetnie jak nasze teksty obrucimy, wiemy o co nam chodzi. my wiemy. :wink:

krotko do tego wspomnianego "zakochania sie i milosci"; na pewno mozna sie na wypowiedziach takiego psychologa opierac, moze ma i racje. lecz samo to, ze mnie i was ASow, tematy seks, "normalne zycie" itd. wiecej lub mniej interesuja (mnie wcale), nie mozna stwierdzic, na jaka skale ma racje - naturalnie mogl by kazdy z nas "sprobowac", lecz o to chodzi; brak zainteresowania, moze i przekonania. ja sam przy owych sytuacjach, ktore tez szczeze mowiac zaszly w moim zyciu naprawde najwyzej 2-3 razy, nigdy nie dopuszczalem do tego, zeby z nich "wiecej" powstalo; tak samo i tu brak zainteresowania. jeden przyklad; moze juz gdzies wspomnialem, ze mam do czynienia z muzyka, z roznymi piosenkarkami itd. obecnie juz nie tak czesto, ale kiedys wiecej. szukalem piosenkari do wspolnego projektu, dziewczyna sie zameldowala. po pierwszych probach okazalo sie ze spiewac nie za bardzo potrafi, jednak zlozylo sie tak, ze dalej muzykowalismy. tak wlasciwie to byla bardzo sympatyczna osoba, z wygladu atraktywna, interesowala sie muzyka i mielismy duzo tematow x...y do gadki. po krotkim czasie "wyczulem" (chociaz brak "doswiadczenia", z ksiezyca czlowiek nie spadl), ze jej "celem akcji" nie bylo spiewanie; interesowala sie wiecej tak jakby mna. przez moje "typowe-as" zachowanie (nie wymuszone, po prostu tak jaki zawsze jestem) odeszla pewnego dnia bez slowa (bez klotni, bez obrazy), na mail nigdy juz nie odpowiedziala.
chociaz jest mi to obojetne, w takich sytuacjach nie czuje sie za dobrze; nie wiem, jesli istnieje moze jakas skala, nierozpoznaje tego bo tego sam nie znam: byla to milosc? zakochanie? nie wieze w to, lub inaczej powiem; takiego czegos moim zdaniem nie ma. cytat ; .."Jest to wiec jakis konglomerat zrozumienia, zyczliwosci, lubienia, i tego czegos, co powoduje, ze sie usmiechamy na mysl o danej osobie"..

zyczliwosc, zrozumienie, lubienie, usmiech itd., wszystko bylo. dzisiaj bym mogl powiedziec; wszystko sztuczne - oto wlasnie jest milosc. czego moim zdaniem brakowalo: przyjazni.

he..he.., nie wiem, jak zaczne o takich rzeczach za duzo pisac, to mi sie zaczyna w glowie krecic - na pewno jest setki odpowiedzi na moje/nasze zachowanie, ja czasami nie rozumiem sam siebie, dlaczego taki jestem i przezylem to i owo w taki a nie inny sposob. ale gleboko we mnie tez wcale nie zaluje, ze ten fragment (i podobne) z mojego zycia akurat tak sie zakonczyl.

magellan :wink:

hmmm.., wyspy Bergamutach?... :roll:
ODPOWIEDZ