Kłopoty z terminologią i sztuka zadawania pytań

Jeśli masz pytanie i znikąd odpowiedzi, zwróć się do nas
Luin
gimnASjalista
Posty: 12
Rejestracja: 22 cze 2013, 22:43

Kłopoty z terminologią i sztuka zadawania pytań

Post autor: Luin »

Od jakiegoś czasu mam wątpliwości co do swojej seksualności, ale przez długi czas brałam pod uwagę jedynie 3 najbardziej "popularne" opcje - hetero/homo/bi.
Nie wiem jak to się dzieje, ale jakimś trafem o aseksualności i o orientacjach pomiędzy seksualnością a aseksualnością (mam tu na myśli szeroko pojętą "szarą strefę") praktycznie wcale się nie mówi, a jeśli już, to nie jest to zazwyczaj ujmowane jako kolejna z orientacji tylko bardziej... doszukiwanie się w tym problemu natury medycznej (kłopoty z hormonami), psychologicznej (złe doświadczenie), uznawanie że najwidoczniej ktoś nie trafił jeszcze na odpowiednią osobę itd. itd...

Na pewnym etapie mojego szukania odpowiedniej szufladki do której mogłabym pasować, trafiłam na forum AVEN. Wydawało mi się, że zaczynam być trochę bliżej w określeniu tego jaka jestem i szczerze mówiąc poczułam się trochę lepiej, bo wcześniej na prawdę uważałam, że muszę być jakaś wybrakowana i wstydziłam się tego jak bardzo niedoświadczona jestem. Zwłaszcza w czasach, gdzie przeciętna 14-16latka ma już spore doświadczenie w kwestiach seksualnych.

I tu pojawił się pewien problem. Wszędzie, szukając definicji aseksualizmu, w pierwszej kolejności padało stwierdzenie, ze osoba aseksualna nie odczuwa pociągu seksualnego (sexual attraction brzmi troche zgrabniej). Później pojawiał się problem jak w takim razie zdefiniować "sexual attraction". Jak dla mnie te wszystkie definicje są mało pomocne. Nie wiem, czy to co czuję i jak reaguję pozwala mi zmieścić się pod etykieta osoby aseksualnej czy nie. Zwyczajnie nie wiem. Nie czuję się osobą seksualną, ale z drugiej strony przeglądając wypowiedzi osób aseksualnych nie wydaje mi się bym do nich pasowała. Wydaje mi się, że jestem gdzieś w okolicy Grey-A, ale nie jestem pewna...

Moje pytanie: czy ktoś ma pomysł, jakie inne pytania powinnam sobie zadać (poza: czy odczuwasz do kogoś pociąg seksualny?) żeby łatwiej określić to jaka jestem? Błagam, nie odsyłajcie mnie do tych typowych definicji, bo już przemaglowałam je kilka razy i to średnio pomogło.
Jeśli ktoś ma jakieś pytanie i chciałby mi je zadać i posłuchać odpowiedzi i w jakimś stopniu pomóc się w tym wszystkim odnaleźć, to byłabym wdzięczna za taką pomoc.
Awatar użytkownika
wyrwana_z_kontekstu
mASakra
Posty: 2033
Rejestracja: 12 mar 2011, 12:42

Re: Kłopoty z terminologią i sztuka zadawania pytań

Post autor: wyrwana_z_kontekstu »

.
Ostatnio zmieniony 22 gru 2013, 13:02 przez wyrwana_z_kontekstu, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Aenyeweddien
pASibrzuch
Posty: 264
Rejestracja: 8 kwie 2013, 21:49
Lokalizacja: Łódź

Re: Kłopoty z terminologią i sztuka zadawania pytań

Post autor: Aenyeweddien »

Może też:
Czy jeżeli Twój partner (taki, którego kochasz już na całe życie) nigdy w życiu nie zaproponował by Ci seksu to czy nadal byłabyś szczęśliwa (z nim; tak ogólnie w życiu)? Mnie przynajmniej było łatwo sobie wyobrazić taką sytuację :)

Bo w sumie osoba aseksualna nie oczekuje seksu, czuje się tak jak zawsze kiedy go nie dostaje, brak seksu nie powoduje frustracji ani innych nieprzyjemnych efektów. Niektórzy się nawet czują lepiej jak nikt im nic nie proponuje :)
"Czyny niezaistniałe wywołują często katastrofalny brak następstw." - S. J. Lec
klapouchy
zapASnik
Posty: 651
Rejestracja: 22 mar 2006, 22:45

Re: Kłopoty z terminologią i sztuka zadawania pytań

Post autor: klapouchy »

Cy definicje są Ci naprawdę potrzebne do szczęścia?
Pewien koleś z bibli powiedział kiedyś " jestem który jestem" :P
I tego się trzymajmy. Jesteś jaka jesteś a szufladkowanie nie ma żadnego znaczenia.:) Jak chcesz się bzykac to się bzykaj, a jak nie chcesz to sie nie bzykaj i tyle :)
Luin
gimnASjalista
Posty: 12
Rejestracja: 22 cze 2013, 22:43

Re: Kłopoty z terminologią i sztuka zadawania pytań

Post autor: Luin »

Potrzebowałam trochę czasu, żeby się nad tym zastanowić.
Oto odpowiedzi:
wyrwana_z_kontekstu:

1.
Chciałabyś uprawiać w ogóle seks? Jeśli tak, to jaka sytuacja miałaby zaistnieć?
Wydaje mi się, że sama raczej nie wyszłabym z inicjatywą i nie zaproponowałabym seksu osobie z którą bym się spotykała. W sytuacji, gdyby to mój partner tego oczekiwał, to wydaje mi się, że pewnie bym się zgodziła, jeżeli czułabym się na tyle bezpiecznie, spokojnie i nie byłabym skrępowana w towarzystwie tej osoby. Hm... właśnie taki komfort psychiczny byłby kluczowy. Możliwe, że nie chciałabym w jakimś stopniu jej rozczarować (jeśli faktycznie by to było na poważnie i by mi na tej osobie zależało z wzajemnością). Chociaż to jest tylko teoria - nigdy nie byłam z nikim na tyle blisko, żeby w ogóle brać seks pod uwagę. Wydaje mi się że na poziomie czysto fizycznym seks mógłby być dla mnie przyjemny, tzn. nie uważam seksu za coś obrzydliwego czy zniechęcającego... tylko jakby... nie widzę siebie w roli głównej.

2.
Co pociąga Cię w ludziach?
Odpowiedź będzie trochę dziwna, bo najczęściej uważam za pociągające osoby fikcyjne - bohaterów książek, filmów, opowiadań, anime itd. itd. Tzn. o nich mogę spokojnie powiedzieć że mi się podobają fizycznie, albo posiadają jakiś zestaw cech charakteru, nawyków, zachowań, które mogę uznać za atrakcyjne i pociągające. Z tym, że to się chyba nie liczy, bo to jest fikcja, poza zasięgiem i coś zupełnie nierealnego.
Jeśli chodzi o osoby, z którymi miałabym realną szansę na związek... Lubię osoby bystre, inteligentne i cierpliwe, które przy okazji nie sprawiają, że czuję się przy nich jak idiotka (przykładowo: kiedy mówią o czymś na czym ja się nie znam, nie okazują zniecierpliwienia ani nie uważają, że to najbardziej oczywista rzecz pod słońcem o której powinnam wiedzieć, tylko są skłonne na spokojnie mi coś wytłumaczyć). Podobają mi się osoby rezolutne i zaradne, przy których czułabym się bezpiecznie. Niezłośliwe i ciepłe, które potrafią docenić moje starania. Jeśli chodzi o jakieś cechy fizyczne... Nie mam jakiegoś swojego"typu". Są osoby, które po prostu uważam za bardzo ładne/przystojne, na które przyjemnie się patrzy. Generalnie podobają mi się szczupli faceci, zwracam uwagę na kościste nadgarstki i dłonie, pociągające wydają mi się wyraźnie widoczne obojczyki i jabłko adama. Czasami ktoś pachnie wyjątkowo przyjemnie, albo ma miły głos.

Aenyeweddien:
1.
Czy jeżeli Twój partner (taki, którego kochasz już na całe życie) nigdy w życiu nie zaproponował by Ci seksu to czy nadal byłabyś szczęśliwa (z nim; tak ogólnie w życiu)?
Myślę że nie - jeśli byłaby to osoba seksualna, to martwiłabym się, czy uważa mnie za atrakcyjną. Chciałabym się podobać, żeby w jakimś stopniu ten ktoś był... ze mnie dumny? Zadowolony, że spotyka się z kimś dla niego atrakcyjnym. Jak już pisałam wcześniej - nie uważam seksu za coś obrzydliwego czy zniechęcającego, czego chciałabym uniknąć jak ognia, ale sama bym do seksu nie dążyła (tak przynajmniej mi się wydaje) i jeśli mój partner by w ogóle nie zaproponował seksu, to bym się zastanawiała, czy coś jest ze mną nie tak że tego nie chce.

Dziękuję za pytania, wbrew pozorom wcale nie były proste, ale sprawiły, że spojrzałam na to wszystko od trochę innej strony.

Hmm... Dodam jeszcze kilka informacji, które bardziej naświetlą sytuację.
W życiu byłam poważnie zakochana jeden raz, w chłopaku, którego na potrzeby tego postu nazwijmy K.
A więc poznałam K. na studiach i od początku szalenie mi się podobał. Był szczupły, raczej drobny, miał ładne dłonie, kościste kolana i trochę przydługie włosy. Podobał mi się sposób w jaki się ubiera, jego zapach, uprzejmość i to, że nie okazywał zniecierpliwienia, nawet jak bywałam marudna. Totalnie nie wykazywał mną zainteresowania o zabarwieniu romantycznym, a jako że ja oczywiście nigdy nie wychodzę z inicjatywą, bo jestem tchórzem, więc tak sobie spędzaliśmy razem czas jako przyjaciele. I w sumie, jak teraz o tym myślę, to chyba ani razu nie pomyślałam o seksie z nim. Bardzo chciałam złapać go za dłoń, kilka razy myślałam, że to musiało by być bardzo przyjemne go pocałować... Lubiłam go przytulać na powitanie i pożegnanie. Chciałam być z nim w związku, ale chyba nie dlatego, że oczekiwałam zachowań typowych dla par (całowania się, przytulania, seksu itd.) ale raczej żeby inni wiedzieli że jest zajęty i żeby nie pojawiła się na horyzoncie jakaś osoba, która zaczęłaby zajmować jakąś część jego czasu i uwagi. Jestem pewna że z mojej strony to było zakochanie a nie tylko przyjaźń. Po jakimś czasie okazało się, że K. znalazł sobie chłopaka i myślałam że serce mi pęknie.

Później pojawił się inny chłopak (W.), tym razem to on był zainteresowany mną - bardzo się starał, poświęcał dużo czasu i energii żeby robić mi małe przyjemności. Któregoś razu spędziliśmy bardzo miło dzień i odprowadził mnie na koniec na autobus i to był dla mnie taki moment, w którym WIEDZIAŁAM, że powinnam go pocałować bo wszystkie okoliczności na to wskazują, i cmoknęłam go w usta, ale to było takie trochę... No zwyczajnie jak dotyk, tylko że ustami. Myślałam, że wywoła to we mnie jakieś mocniejsze uczucia, ale poza niezręcznością nie pojawiło się nic.

Potem zaczęłam się zastanawiać, czy to może nie jest tak, że może nie jestem aż tak hetero jak sobie wyobrażałam, i może to dlatego z W. nic nie wypaliło, mimo, że patrząc obiektywnie, był bardzo dobrym kandydatem na chłopaka. Dlatego, gdy jakiś czas później pojawiła się sprzyjająca okoliczność to postanowiłam trochę wybadać inne możliwości.
Sytuacja wyglądała tak: zrobiłyśmy sobie z przyjaciółką noc filmową. Oglądałyśmy jakiś film leżąc owinięte kocem i w pewnej chwili A. zaczęła mnie całować po szyi. I na początku nie wiedziałam totalnie co się dzieje i jak powinnam się zachować i byłam zagubiona, i po kilku pytaniach usłyszałam, że dla niej to coś nowego, ale jest ciekawa. I że do niczego nie namawia, ale jest otwarta na "eksperyment". I wtedy pomyślałam, że może warto spróbować, i w sumie to był mój pierwszy głębszy pocałunek w życiu, czekałam na jakieś fajerwerki i nie wiadomo co jeszcze, a tu się okazało, że nie dość, że szału nie ma, to jeszcze zdałam sobie sprawę, że od chwili leżę sobie jak taka kłoda, daję się całować, a myślami jestem gdzieś daleko zastanawiając się co zrobić z rękami i jak wyczuć że to koniec i że możemy przerwać. Tzn. miłe było przytulenie się, delikatny dotyk na szyi i we włosach, ale spodziewałam się (sądząc po reakcjach moich znajomych na bliskość z kimś) że to wywoła u mnie więcej emocji. A to co najmocniej odczułam to jakaś wielka niezręczność po pocałunku.

Te doświadczenia sprawiły, że poczułam że coś jest najwidoczniej ze mną nie tak. Dopiero po jakimś pół roku od tamtej chwili zaczęłam mocniej zastanawiać się nad swoją seksualnością, a teraz w związku z tym, że dalej nie potrafię określić tego jaka jestem zaczęłam szukać wskazówek na tym forum...
Luin
gimnASjalista
Posty: 12
Rejestracja: 22 cze 2013, 22:43

Re: Kłopoty z terminologią i sztuka zadawania pytań

Post autor: Luin »

Klapouchy - wiem, że nie ma za bardzo sensu szukać dla siebie szufladki, bo nigdy się nie znajdzie idealnej, ale jednak mam potrzebę, żeby gdzieś przynależeć, umieć określić słowami jaka jestem.
Poza tym, że dałoby mi to poczucie przynależności i komfort psychiczny więcej korzyści z tego najprawdopodobniej nie będzie, ale jednak chcę moją etykietkę.
Awatar użytkownika
dimgraf
szarASek
Posty: 2628
Rejestracja: 7 sie 2011, 13:26
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Re: Kłopoty z terminologią i sztuka zadawania pytań

Post autor: dimgraf »

Tak sobie czytam i widzę bratnią duszę. W sensie w podejściu do tematu. Choć eksperymentu z mężczyzną nie próbowałem i nie zamierzam:D
"Szczęście jest tak bardzo blisko, jeśli tego chcesz
marzeniami zbuduj przyszłość, swój własny los"
Obrazek
Awatar użytkownika
Aenyeweddien
pASibrzuch
Posty: 264
Rejestracja: 8 kwie 2013, 21:49
Lokalizacja: Łódź

Re: Kłopoty z terminologią i sztuka zadawania pytań

Post autor: Aenyeweddien »

Jak dla mnie to, że pocałunek osoby, do której nic nie czujesz nie wywołuje szału emocji nie świadczy o braku pociągu seksualnego. Sama miałam okazję przeżyć coś podobnego ale moim jedynym wnioskiem było tyle: nie kocham go, nic do niego nie czuję. A biedak niestety był zakochany bez reszty. Nie wiem skąd pomysł na aż "może nie jestem wystarczająco hetero". To dość mocne uogólnienie na podstawie jednego przypadku. Ba! Przy posiadaniu innego przypadku, który temu przeczy, bo przecież K. lubiłaś dotykać.

A sprawdzałaś pojęcie demiseksualizmu? :) Tu są ogólnie różne definicje, choć pewnie już widziałaś ten temat http://asexuality.org/pl/viewtopic.php?f=5&t=3278

I czy Ty aby nie za bardzo przejmujesz się innymi? W ogóle co to ma znaczyć, że POWINNAŚ kogoś pocałować? Me nie rozumie żadnej jakiejkolwiek takiej presji. Tak jak w sumie nie rozumiem: "co ludzie powiedzą", "tak przecież nie można","to nie wypada", "powinnaś okazać mu choć odrobinę uczucia". Co tam jeszcze było? Zachowujmy uprzejmość wobec innych ale kurde nie kosztem naszego totalnego, wewnętrznego sprzeciwu. To sobie pomarudziłam. Przepraszam, ale jestem w tej kwestii przewrażliwiona ;) Można ten kawałek pominąć.

Co do odpowiedzi na moje pytanie pominęłaś (przynajmniej tu w poście, może niekoniecznie w rozmyślaniach) przypadek fortunniejszy. Co jeśli partner jest aseksualny i Ty o tym wiesz?
I znów zadziwia mnie poszukiwanie problemu tylko i jedynie w sobie. Może to faktycznie z Tobą jest coś nie tak. Ale może to z nim coś jest nie tak?

Co do Kłapouchego i jego pomysłu na no label. Bardzo mnie zawsze irytuje to, że no label, czy label free to też etykietka. Ale taka całkiem fajna jak dla mnie :)
"Czyny niezaistniałe wywołują często katastrofalny brak następstw." - S. J. Lec
Luin
gimnASjalista
Posty: 12
Rejestracja: 22 cze 2013, 22:43

Re: Kłopoty z terminologią i sztuka zadawania pytań

Post autor: Luin »

dimgraf - miło słyszeć że rozumiesz to jak ja patrzę na tę sytuację. Zawsze raźniej :P Dzięki :)

Aenyeweddien, demiseksualizm również rozważałam, ale miałam wątpliwości związane właśnie z K.
Skoro nawet w przypadku K. na którym mi mocno zależało, nie pojawiły się u mnie myśli wykraczające poza "mam ochotę spędzać z nim czas, złapać za dłoń" oraz "pewnie pocałunek byłby przyjemny", to nie wiem co by się musiało stać, żebym poza gdybaniem miała ochotę i siłę by podjąć jakiekolwiek konkretne działanie.
"I czy Ty aby nie za bardzo przejmujesz się innymi? W ogóle co to ma znaczyć, że POWINNAŚ kogoś pocałować? Me nie rozumie żadnej jakiejkolwiek takiej presji. Tak jak w sumie nie rozumiem: "co ludzie powiedzą", "tak przecież nie można","to nie wypada", "powinnaś okazać mu choć odrobinę uczucia". Co tam jeszcze było? Zachowujmy uprzejmość wobec innych ale kurde nie kosztem naszego totalnego, wewnętrznego sprzeciwu. To sobie pomarudziłam. Przepraszam, ale jestem w tej kwestii przewrażliwiona ;) Można ten kawałek pominąć."
Tu muszę przyznać, że masz sporo racji, ale nie w 100%. Nie przejmuję się aż tak tym co ludzie o mnie pomyślą, więc jeśli sytuacja tego wymaga, to potrafię bronić swoich poglądów i racji i nie chowam głowy w piasek. Problem pojawia się w chwili, kiedy podejmuję jakąś interakcję z drugą osobą. Przykładowo, mam kłopot gdy ktoś jest dla mnie bardzo uprzejmy (robi coś co wykracza poza relację koleżeńską), bo nie wiem jak odpowiedzieć na taką uprzejmość, czuję, że jestem takiej osobie coś dłużna. Właśnie dlatego kwestia "powinnaś okazać mu odrobinę uczucia" strasznie leżała mi na wątrobie, bo ja go na prawdę lubiłam, on się starał tak bardzo, bardzo a ja totalnie nie umiałam tego docenić i zachować się stosownie. A czułam, że istnieją jakieś niepisane normy i zachowania, które powinny mi przyjść naturalnie a ja byłam zielona. Ani nie umiałam mu powiedzieć żeby dał mi spokój, ani nie potrafiłam pójść o krok dalej.
Co do odpowiedzi na moje pytanie pominęłaś (przynajmniej tu w poście, może niekoniecznie w rozmyślaniach) przypadek fortunniejszy. Co jeśli partner jest aseksualny i Ty o tym wiesz?
Wydaje mi się, że brak samego seksu nie stanowiłby dla mnie problemu. Na pewno nie miałabym mu tego za złe, a jednocześnie jestem pewna, że brak takiej zwykłej czułości, przytulania i bliskości by mnie strasznie bolał i męczył i że bym tego chciała i potrzebowała i nie wyobrażam sobie związku bez tego. Związek bez seksu łatwiej mi sobie wyobrazić. No przynajmniej w tej chwili, jak o tym mówię tak czysto teoretycznie i bez doświadczenia w spotykaniu się z kimkolwiek... Jednak zostawiam uchylone drzwi dla opcji, że może faktycznie jak na razie mijałam się zupełnie z kimś kto by sprawił, że czułabym się z tym wszystkim komfortowo.
ODPOWIEDZ