Kościół, egoizm i ograniczenie
Re: Kościół, egoizm i ograniczenie
to wprowadzono chyba dopiero w XX wieku, w którejś z encyklik Jana Pawła II. Ci, którzy nie wierzą nie ze swojej winy, nie mogą być potępieni
( inna sprawa, co to znaczy nie ze swojej winy? jeśli ktoś nie zetknął się w ogóle z katolicyzmem to ok, jasne. no ale jeśli ktoś urodził się w innej kulturze i religii, i do niej jest przypisany od dziecka i w nią wierzy, to trudno, żeby przeszedł na katolicyzm, nawet jak o nim usłyszy, zetknie się, przeczyta gdzieś. Został już inaczej wychowany od maleńkości, czy to można poczytać za jego winę, czy nie? czy to wina np muzułmanina, że wierzy w islam i uważa chrześcijan za niewiernych i nigdy dobrowolnie nie przejdzie na katolicyzm? )
Ale z poprzedniej dyskusji wywnioskowałam, być może błędnie ( to proszę o skorygowanie, jeśli tak), że mowa ogólnie o ludziach niewierzących ( nie mieszkańcach małych, odciętych od całego świata wysp, o których nikt nie słyszał), jeśli tylko są dobrzy. tak jakby warunkiem zbawienia było po prostu dane zachowanie.
I jeszcze inna sprawa, co to znaczy, że są dobrzy i nie krzywdzą nikogo? to też jest względne, bo dla różnych ludzi czy kultur są nieco inne pojęcia bycia dobrym.
W chrześcijaństwie każdy jest grzeszny i czyni zło, mniejsze lub większe. Nawet myśl czy zaniedbanie jest już grzechem. Więc tak naprawdę nie ma ludzi wg tej religii do końca dobrych i nie krzywdzących innych. Także co to znaczy, że wystarczy, że jest dobrym człowiekiem? Że nie będzie kradł, kłamał i zabijał? Jaka byłaby ta granica czy też wyznacznik? Jak grzeszy myślą np ma ochotę pobić wrednego szefa, to jeszcze jest dobry, czy już nie?
( inna sprawa, co to znaczy nie ze swojej winy? jeśli ktoś nie zetknął się w ogóle z katolicyzmem to ok, jasne. no ale jeśli ktoś urodził się w innej kulturze i religii, i do niej jest przypisany od dziecka i w nią wierzy, to trudno, żeby przeszedł na katolicyzm, nawet jak o nim usłyszy, zetknie się, przeczyta gdzieś. Został już inaczej wychowany od maleńkości, czy to można poczytać za jego winę, czy nie? czy to wina np muzułmanina, że wierzy w islam i uważa chrześcijan za niewiernych i nigdy dobrowolnie nie przejdzie na katolicyzm? )
Ale z poprzedniej dyskusji wywnioskowałam, być może błędnie ( to proszę o skorygowanie, jeśli tak), że mowa ogólnie o ludziach niewierzących ( nie mieszkańcach małych, odciętych od całego świata wysp, o których nikt nie słyszał), jeśli tylko są dobrzy. tak jakby warunkiem zbawienia było po prostu dane zachowanie.
I jeszcze inna sprawa, co to znaczy, że są dobrzy i nie krzywdzą nikogo? to też jest względne, bo dla różnych ludzi czy kultur są nieco inne pojęcia bycia dobrym.
W chrześcijaństwie każdy jest grzeszny i czyni zło, mniejsze lub większe. Nawet myśl czy zaniedbanie jest już grzechem. Więc tak naprawdę nie ma ludzi wg tej religii do końca dobrych i nie krzywdzących innych. Także co to znaczy, że wystarczy, że jest dobrym człowiekiem? Że nie będzie kradł, kłamał i zabijał? Jaka byłaby ta granica czy też wyznacznik? Jak grzeszy myślą np ma ochotę pobić wrednego szefa, to jeszcze jest dobry, czy już nie?
- Warszawianka40+
- AS gaduła
- Posty: 427
- Rejestracja: 1 lip 2016, 12:37
Re: Kościół, egoizm i ograniczenie
Nie wiem czy dobrze rozumiem problem; może List do Rzymian 2.12-29 ?panna_x pisze:to wprowadzono chyba dopiero w XX wieku, w którejś z encyklik Jana Pawła II. Ci, którzy nie wierzą nie ze swojej winy, nie mogą być potępieni
( inna sprawa, co to znaczy nie ze swojej winy? jeśli ktoś nie zetknął się w ogóle z katolicyzmem to ok, jasne. no ale jeśli ktoś urodził się w innej kulturze i religii, i do niej jest przypisany od dziecka i w nią wierzy, to trudno, żeby przeszedł na katolicyzm, nawet jak o nim usłyszy, zetknie się, przeczyta gdzieś. Został już inaczej wychowany od maleńkości, czy to można poczytać za jego winę, czy nie? czy to wina np muzułmanina, że wierzy w islam i uważa chrześcijan za niewiernych i nigdy dobrowolnie nie przejdzie na katolicyzm? )
Ale z poprzedniej dyskusji wywnioskowałam, być może błędnie ( to proszę o skorygowanie, jeśli tak), że mowa ogólnie o ludziach niewierzących ( nie mieszkańcach małych, odciętych od całego świata wysp, o których nikt nie słyszał), jeśli tylko są dobrzy. tak jakby warunkiem zbawienia było po prostu dane zachowanie.
I jeszcze inna sprawa, co to znaczy, że są dobrzy i nie krzywdzą nikogo? to też jest względne, bo dla różnych ludzi czy kultur są nieco inne pojęcia bycia dobrym.
W chrześcijaństwie każdy jest grzeszny i czyni zło, mniejsze lub większe. Nawet myśl czy zaniedbanie jest już grzechem. Więc tak naprawdę nie ma ludzi wg tej religii do końca dobrych i nie krzywdzących innych. Także co to znaczy, że wystarczy, że jest dobrym człowiekiem? Że nie będzie kradł, kłamał i zabijał? Jaka byłaby ta granica czy też wyznacznik? Jak grzeszy myślą np ma ochotę pobić wrednego szefa, to jeszcze jest dobry, czy już nie?
Pouczanie na temat prawd wiary bez upoważnienia ordynariusza miejsca (biskupa) jest wg katolicyzmu niedopuszczalne, więc wątpię byś otrzymała tu wartościowe odpowiedzi. Najprościej byłoby się zwrócić do kogoś z przygotowaniem teologicznym.
Najlepszy sposób to samemu czytać i ewentualnie pytać teologa. Czasem wyjaśnienie jest bardzo proste, ale z powodu nieświadomości nie przychodzi nam do głowy
Kalendarzyk małżeński.Słomiany Zapał pisze:Właśnie takie jest ich stanowisko w tej sprawie. Czyli innymi słowy - czekanie na wizytę bociana.Alazala pisze:Ja słyszałam, że kościół katolicki akceptuje seks, jeżeli spełnione są jednocześnie trzy warunki:
- jest to seks pomiędzy małżonkami, którzy zawarli ślub kościelny,
- nie jest stosowana żadna metoda antykoncepcji,
- stosunek kończy się wytryskiem spermy do pochwy.
Jeśli się mylę, proszę o skorygowanie.
.
Ostatnio zmieniony 16 mar 2020, 08:00 przez Warszawianka40+, łącznie zmieniany 1 raz.
"Czasem lepiej jest milczeć niż mówić;
I nie trzeba mścić się słowem,
gdzie sama za siebie mści się prawda."
Inigo de Loyola
I nie trzeba mścić się słowem,
gdzie sama za siebie mści się prawda."
Inigo de Loyola
Re: Kościół, egoizm i ograniczenie
Każdy człowiek ma prawo zmienić wyznawaną religią, jak to mówią "nawrócić się".panna_x pisze:( inna sprawa, co to znaczy nie ze swojej winy? jeśli ktoś nie zetknął się w ogóle z katolicyzmem to ok, jasne. no ale jeśli ktoś urodził się w innej kulturze i religii, i do niej jest przypisany od dziecka i w nią wierzy, to trudno, żeby przeszedł na katolicyzm, nawet jak o nim usłyszy, zetknie się, przeczyta gdzieś. Został już inaczej wychowany od maleńkości, czy to można poczytać za jego winę, czy nie? czy to wina np muzułmanina, że wierzy w islam i uważa chrześcijan za niewiernych i nigdy dobrowolnie nie przejdzie na katolicyzm? )
Osobiście uważam, że religia jest sprawą dla dorosłych, a uczestnictwo dzieci w praktykach religijnych powinno być zakazane, gdyż dziecko nie rozumie schematu funkcjonowania religii i nie potrafi odróżnić religii od nauki oraz mitologii religijnej od rzeczywistości. Wybór religii powinien być dokonywany przez dorosłą i w pełni świadomą swojej decyzji osobę. Wtedy do grona wyznawców religii należeliby ludzie świadomi i dobrowolnie przyjmujący religię z jej systemem wartości, a nie ludzie od dziecka zindoktrynowani przez tę religię i pozbawieni możliwości dokonania wyboru.
Sama jestem osobą, która zmieniła religię, gdyż jako dziecko zostałam ochrzczona w kościele katolickim i uczestniczyłam w praktykach religijnych, gdy nie byłam jeszcze świadoma, czym te praktyki są. Dopiero w miarę dorastania zaczęłam odchodzić od kościoła, a proces ten przebiegał etapami, od rezygnacji z praktyk religijnych przez potępienia działalności politycznej i społecznej kościoła aż po odrzucenie katolickich nauk moralnych. I dziś, mimo katolickiego wychowania, uważam się za osobę w pełni bezwyznaniową.
W niektórych krajach (np. w Afganistanie, Arabii Saudyjskiej, Iranie, Iraku, Jemenie, Katarze, Mauretanii, Somalii, Sudanie, Zjednoczonych Emiratach Arabskich) za zmianę religii można być ukaranym śmiercią, jeśli "nawrócenie" odbywa się z islamu na inną religię lub bezwyznaniowość. Jednak dla katolików "nawrócenie" z innej religii na katolicyzm skutkujące wydaniem wyroku śmierci będzie męczeństwem za wiarę, a konwertyta zostanie uznany za świętego.
Re: Kościół, egoizm i ograniczenie
Dla mnie ta informacja też była nowością. Wydaje mi się, że ksiądz, który pracował między innymi w Watykanie ma całkiem bieżące informacje na temat stanowiska Kościoła w danych sprawach. W rozmowie z nim też brała udział starsza religijna osoba, która na jego słowa zareagowała dość zrozumiałym oburzeniem i powiedziała coś w stylu: To po co ja chodzę do tego kościoła i poświęcam na to czas, jak teraz mówicie, że to nie ma znaczenia Jeśli jeszcze kiedyś go spotkam, to może poruszę ten temat.To ciekawe, że wg katolickiej religii nie trzeba wierzyć, by być zbawionym, trochę to wg mnie sprzeczność, która podważa sens danej religii. W takim razie po co ta religia, jak i tak będziemy zbawieni bez niej?
- Warszawianka40+
- AS gaduła
- Posty: 427
- Rejestracja: 1 lip 2016, 12:37
Re: Kościół, egoizm i ograniczenie
To jest spór o słowa. Można wierzyć, a nie wiedzieć o tym. Gdy Konfucjuszowi ktoś zwrócił uwagę że powinien się modlić, odparł "modlę się od dawna" - modlił się całym swoim życiem.
Znam osoby biegające stale do kościoła - i nawet ksiądz powie, że nie oznacza to automatycznie zbawienia. "Nie ten, co mówi Panie, Panie" - itd.
Znam osoby biegające stale do kościoła - i nawet ksiądz powie, że nie oznacza to automatycznie zbawienia. "Nie ten, co mówi Panie, Panie" - itd.
"Czasem lepiej jest milczeć niż mówić;
I nie trzeba mścić się słowem,
gdzie sama za siebie mści się prawda."
Inigo de Loyola
I nie trzeba mścić się słowem,
gdzie sama za siebie mści się prawda."
Inigo de Loyola
Re: Kościół, egoizm i ograniczenie
Wierzyć, a nie wiedzieć o tym?Warszawianka40+ pisze:Można wierzyć, a nie wiedzieć o tym.
Wyobrażam sobie, że można wierzyć w jakieś swoje wewnętrzne, intuicyjne i nieuświadomione przekonania. Wtedy rzeczywiście świadomie nie zdajemy sobie sprawy, że w nie wierzymy.
Ale gdy mówimy o religii, to nie potrafię sobie tego wyobrazić. Każdy może mieć jakieś swoje intuicje dotyczące istot nadprzyrodzonych, ale będzie to wtedy jego własna religia z jednym wyznawcą.
Żeby wierzyć w coś, w co wierzy co najmniej jedna inna osoba, trzeba najpierw zapoznać się z doktryną, a trudno jest zrobić to nieświadomie...
- Warszawianka40+
- AS gaduła
- Posty: 427
- Rejestracja: 1 lip 2016, 12:37
Re: Kościół, egoizm i ograniczenie
Z jaką "doktryną", nie masz pojęcia czym jest wiara. Mamy przecież świętych wśród dzieci. One nie zgłębiały żadnej "doktryny".
Wiara jest łaską, nie ma tu nic do rozumienia.
Wiara jest łaską, nie ma tu nic do rozumienia.
"Czasem lepiej jest milczeć niż mówić;
I nie trzeba mścić się słowem,
gdzie sama za siebie mści się prawda."
Inigo de Loyola
I nie trzeba mścić się słowem,
gdzie sama za siebie mści się prawda."
Inigo de Loyola
Re: Kościół, egoizm i ograniczenie
Samo zdanie "wiara jest łaską" jest elementem doktryny.Warszawianka40+ pisze:Z jaką "doktryną", nie masz pojęcia czym jest wiara. Mamy przecież świętych wśród dzieci. One nie zgłębiały żadnej "doktryny".
Wiara jest łaską, nie ma tu nic do rozumienia.
Jeśli doktryna jest zbędna, to po co są te wszystkie święte księgi, dogmaty, katechizmy, kazania w świątyniach, przykazania? Skąd można się dowiedzieć, że "wiara jest łaską", jeśli właśnie nie stamtąd?
Re: Kościół, egoizm i ograniczenie
Nie znam żadnego teologa, generalnie jestem agnostyczką i mam bardziej liberalno lewicowe poglądy w sferze ideowej, i raczej nie szukam towarzystwa osób religijnych.
Fałszywa wiara nie daje zbawienia ( czyli bieganie do kościoła bez przekonania), ok rozumiem. ale brak wiary chyba też wyklucza zbawienie, tak coś kojarzę, być może błędnie, z Biblii? Także zaskoczyła mnie ta nowa interpretacja Kościoła katolickiego.
W Biblii pisze np słowa Chrystusa: „Kto uwierzy i ochrzci się, będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16, 16), a św. Paweł naucza: „Bez wiary zaś nie podobna jest podobać się Bogu” (Hebr 11, 6).
No, a katolicy uznają, że Biblia to słowo pochodzące od Boga, więc nie może/ nie powinno być ( wg mnie) tak, że Biblia ( czyli Bóg) mówi, że wiara jest konieczna, a ktoś inny ( człowiek) powie, że nie. Tak jakby Biblia swoje, a oni swoje, jakby stworzyli jakąś swoją własną interpretację. Ja w każdym razie tak rozumiem Biblię, że warunkiem zbawienia jest szczera wiara w Boga, naprawdę głębokie przekonanie o Nim.
No więc, Bóg czyli istota najwyższa mówi nam za pośrednictwem Biblii, że wiara jest potrzebna. a papież mówi, że nie. A katolicyzm uznaje jednocześnie Biblię za słowo od Boga, i papieża za nieomylnego w sprawach moralności. Troszkę to dla mnie się wyklucza nawzajem. Oczywiście zaznaczam, że nie mam wiedzy teologicznej, odbieram to jak przeciętny człowiek.
Fałszywa wiara nie daje zbawienia ( czyli bieganie do kościoła bez przekonania), ok rozumiem. ale brak wiary chyba też wyklucza zbawienie, tak coś kojarzę, być może błędnie, z Biblii? Także zaskoczyła mnie ta nowa interpretacja Kościoła katolickiego.
W Biblii pisze np słowa Chrystusa: „Kto uwierzy i ochrzci się, będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16, 16), a św. Paweł naucza: „Bez wiary zaś nie podobna jest podobać się Bogu” (Hebr 11, 6).
No, a katolicy uznają, że Biblia to słowo pochodzące od Boga, więc nie może/ nie powinno być ( wg mnie) tak, że Biblia ( czyli Bóg) mówi, że wiara jest konieczna, a ktoś inny ( człowiek) powie, że nie. Tak jakby Biblia swoje, a oni swoje, jakby stworzyli jakąś swoją własną interpretację. Ja w każdym razie tak rozumiem Biblię, że warunkiem zbawienia jest szczera wiara w Boga, naprawdę głębokie przekonanie o Nim.
No więc, Bóg czyli istota najwyższa mówi nam za pośrednictwem Biblii, że wiara jest potrzebna. a papież mówi, że nie. A katolicyzm uznaje jednocześnie Biblię za słowo od Boga, i papieża za nieomylnego w sprawach moralności. Troszkę to dla mnie się wyklucza nawzajem. Oczywiście zaznaczam, że nie mam wiedzy teologicznej, odbieram to jak przeciętny człowiek.
- Warszawianka40+
- AS gaduła
- Posty: 427
- Rejestracja: 1 lip 2016, 12:37
Re: Kościół, egoizm i ograniczenie
Tzw. osoby "praktykujące niewierzące" - biegające do kościoła i mówiące wciąż o religii, o niskiej samoświadomości (nie zdaja sobie sprawy, w co wierzą naprawdę) odstraszają ludzi od Boga.panna_x pisze:raczej nie szukam towarzystwa osób religijnych.
Faktycznie trudno znaleźć kogoś do rozmów o Bogu. Święta Teresa szukała kogoś takiego wśród teologów przez całe życie (wspomina o tym w swoich wspomnieniach). Strasznie się nadziała, bo jezuici którym zwierzyła się ze swoich przeżyć wewnętrznych chcieli spowodować postawienie jej przed trybunałem inkwizycji. Na szczęście znalazł się franciszkański asceta św. Piotr z Alkantary - który ogłosił, że karmelitanka Teresa z Avila jest w porządku. Jego autorytetu żaden biskup ani inkwizytor nie podważył. Może poszukać jakiejś książki napisanej przez mądrego człowieka co do którego wyczuwamy, że ma prawdziwą wiarę.
Czyli kto nie uwierzy to choćby się ochrzcił, będzie potępiony.panna_x pisze: W Biblii pisze np słowa Chrystusa: „Kto uwierzy i ochrzci się, będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16, 16)
A kto uwierzy ale nie ochrzci się? Bo na przykład żył 1000 lat przed Chrystusem? Pamiętamy, że wg Boga czas nie istnieje.
List do Hebrajczyków jest bardzo trudny, dalej czytamy: "Przystępujący bowiem do Boga musi uwierzyć, że Bóg jest i że wynagradza tych, którzy go szukają" (Hb 11,6) oraz "Ci bowiem co tak mówią wykazują, że szukają ojczyzny. Gdyby zaś wspominali tę z której wyszli, znaleźliby sposobność powrotu do niej. Teraz zaś do lepszej dążą, to jest do niebieskiej." (Hb 11, 14n) - cyt. wg "Listy Nowego Testamentu" Pallotinum Poznań 2000.
Można być w Bogu ale bez rozwiniętej samoświadomości oraz bez jakiejkolwiek wiedzy teoretycznej, nawet bez znajomości katechizmu czy podstaw teologii ("jeśli nie staniecie się jako dzieci...", "nie bądź za mądry żebyś nie zgłupiał"). Nasze "przekonanie", nasz mały rozumek nie ma tu nic do rzeczy, najwyżej przeszkadza.panna_x pisze: Ja w każdym razie tak rozumiem Biblię, że warunkiem zbawienia jest szczera wiara w Boga, naprawdę głębokie przekonanie o Nim.
No więc, Bóg czyli istota najwyższa mówi nam za pośrednictwem Biblii, że wiara jest potrzebna. a papież mówi, że nie. A katolicyzm uznaje jednocześnie Biblię za słowo od Boga, i papieża za nieomylnego w sprawach moralności. Troszkę to dla mnie się wyklucza nawzajem. Oczywiście zaznaczam, że nie mam wiedzy teologicznej, odbieram to jak przeciętny człowiek.
Oczywiście, wszystko to są moje prywatne poglądy, nie jestem teologiem ani nie mam uprawnień ani chęci do wypowiadania się w sprawach dogmatów religijnych.
"Czasem lepiej jest milczeć niż mówić;
I nie trzeba mścić się słowem,
gdzie sama za siebie mści się prawda."
Inigo de Loyola
I nie trzeba mścić się słowem,
gdzie sama za siebie mści się prawda."
Inigo de Loyola
Re: Kościół, egoizm i ograniczenie
No, ja też tak to rozumiem- że jak ktoś się ochrzci, ale nie uwierzy, będzie potępiony. czyli ci, co tylko formalnie przynależą do kościoła, są fałszywie religijni, ale nie mają wewnętrznego przekonania.
A jak ktoś się żył x lat wcześniej, to nie ochrzcił się i nie uwierzył, bo jak mógł uwierzyć w coś, co jeszcze nie istniało- nie było nauk Jezusa, bo Jego jeszcze nie było. No, ale tekst Biblii mówi właśnie tak. Myślę, że kiedy go pisano, to z myślą o ówcześnie żyjących ludziach, nie zastanawiali się nad takimi teologicznymi niuansami, jak my.
Zaś mówiąc o osobach religijnych, mam na myśli osoby wierzące, choć nie wiem w jakim stopniu mają świadomość swojej religii. Wszystkie osoby, z którymi się zetknęłam,proponują spotkania uwielbienia, rekolekcje, pielgrzymki, na które ja nie mam ochoty. Nawet jednej znajomej mówiłam, że jestem agnostyczką, a mimo to, kiedyś chciała mi pomóc, i podesłała mi linki do stron randkowych dla chrześcijan.
A jak ktoś się żył x lat wcześniej, to nie ochrzcił się i nie uwierzył, bo jak mógł uwierzyć w coś, co jeszcze nie istniało- nie było nauk Jezusa, bo Jego jeszcze nie było. No, ale tekst Biblii mówi właśnie tak. Myślę, że kiedy go pisano, to z myślą o ówcześnie żyjących ludziach, nie zastanawiali się nad takimi teologicznymi niuansami, jak my.
Zaś mówiąc o osobach religijnych, mam na myśli osoby wierzące, choć nie wiem w jakim stopniu mają świadomość swojej religii. Wszystkie osoby, z którymi się zetknęłam,proponują spotkania uwielbienia, rekolekcje, pielgrzymki, na które ja nie mam ochoty. Nawet jednej znajomej mówiłam, że jestem agnostyczką, a mimo to, kiedyś chciała mi pomóc, i podesłała mi linki do stron randkowych dla chrześcijan.
- Warszawianka40+
- AS gaduła
- Posty: 427
- Rejestracja: 1 lip 2016, 12:37
Re: Kościół, egoizm i ograniczenie
"Bo gdy poganie który Prawa nie mają idąc za naturą czynią to, co Prawo nakazuje, chociaż prawa nie mają, sami dla siebie są Prawem. Wykazują oni, że treść Prawa wypisana jest w ich sercach, gdy jednocześnie ich sumienie staje jako świadek, a mianowicie ich myśli na przemian ich oskarżające lub uniewinniające" Rz 2.14, 15panna_x pisze: A jak ktoś się żył x lat wcześniej, to nie ochrzcił się i nie uwierzył, bo jak mógł uwierzyć w coś, co jeszcze nie istniało- nie było nauk Jezusa, bo Jego jeszcze nie było.
Nie wierzę aby ci, którzy urodzili się przed Chrystusem urodzili się wcześniej po to, by zostali potępieni. Istnieje coś takiego jak religia naturalna (w przeciwieństwie do religii śmierci, składających ofiary z ludzi itp.) Moim zdaniem przytoczony fragment z Listu do Rzymian mówi o zbawieniu sprawiedliwych pogan. Bóg dał im sumienie i wiedzą w sercu, co jest dobre a co złe.
Ludzie rożnie przeżywają swoją religijność. Można szukać Boga na pielgrzymkach czy adoracjach, można pielęgnując chorych Murzynów na misjach - albo umierających na raka w Polsce, można wychowując własne lub cudze dzieci. Można wielbić Boga tańcem jak Indianie lub Murzyni (gospel), albo jako żołnierz czy policjant broniąc ludzi... Wszystko można... Każdy żyje i działa zgodnie ze swoją natura którą otrzymał, bo otrzymał nie bez powodu, i jeśli jest człowiekiem dobrej woli wszystko w porządku. Nie chodzi o powtarzanie że się kocha Boga lecz o działanie zgodnie z Jego wolą, czyli o tworzenie Jego ładu na świecie - tak uważam.panna_x pisze:.
Wszystkie osoby, z którymi się zetknęłam,proponują spotkania uwielbienia, rekolekcje, pielgrzymki, na które ja nie mam ochoty. Nawet jednej znajomej mówiłam, że jestem agnostyczką, a mimo to, kiedyś chciała mi pomóc, i podesłała mi linki do stron randkowych dla chrześcijan.
A kogoś podobnego do siebie spotkasz prędzej czy później, nic na silę, nie ma co się niecierpliwić
"Czasem lepiej jest milczeć niż mówić;
I nie trzeba mścić się słowem,
gdzie sama za siebie mści się prawda."
Inigo de Loyola
I nie trzeba mścić się słowem,
gdzie sama za siebie mści się prawda."
Inigo de Loyola
Re: Kościół, egoizm i ograniczenie
To właśnie też jest ciekawa kwestia, czy można w dowolny sposób wyrażać miłość do Boga. Moim zdaniem ( ale zaznaczam to cały czas, iż jestem laikiem, i to tylko moje rozważania), Biblia nie jest jednoznacznym tekstem, a wręcz sprzecznym niekiedy wewnętrznie.
Np jeśli każdy może dowolnie wyrażać swoją etykę,moralność to po co Biblia daje instrukcje w postaci np Księgi Prawa. Dla wierzących Biblia jest słowem Boga, więc Bóg kazał im postępować w ten określona sposób, a nie dowolny. Jezus kazał uczniom mówić Ojcze nasz- i w ten sposób zwracać się do Boga.Dał określoną modlitwę,jeśli można dowolnie, to po co ta nauka? Jeśli każdy może żyć i wyrażać swoje sumienie dowolnie, to po co nakaz głoszenia ewangelii, żeby ludzie uwierzyli? Przecież bez wiary też byliby zbawieni, nie musieliby wierzyć w Jahwe, a wystarczy, że żyliby zgodnie ze swoim sumieniem.
Oby nie była to osoba podobna do mnie, ja jestem melancholiczką i w dodatku mam zaburzenia osobowości. Powinna być podobna, ale pod względem światopoglądowym.
Warszawianko, mam pytanie, gdzieś wspominałaś o pijanej młodzieży w Skandynawii? Powiedz mi, jak to działa i jak jest możliwe, przecież tam chyba nawet za byle co odbierają dzieci rodzicom, jak jest podejrzenie, że dziecku dzieje sie krzywda, a pozwalają na rozpijanie?
Np jeśli każdy może dowolnie wyrażać swoją etykę,moralność to po co Biblia daje instrukcje w postaci np Księgi Prawa. Dla wierzących Biblia jest słowem Boga, więc Bóg kazał im postępować w ten określona sposób, a nie dowolny. Jezus kazał uczniom mówić Ojcze nasz- i w ten sposób zwracać się do Boga.Dał określoną modlitwę,jeśli można dowolnie, to po co ta nauka? Jeśli każdy może żyć i wyrażać swoje sumienie dowolnie, to po co nakaz głoszenia ewangelii, żeby ludzie uwierzyli? Przecież bez wiary też byliby zbawieni, nie musieliby wierzyć w Jahwe, a wystarczy, że żyliby zgodnie ze swoim sumieniem.
Oby nie była to osoba podobna do mnie, ja jestem melancholiczką i w dodatku mam zaburzenia osobowości. Powinna być podobna, ale pod względem światopoglądowym.
Warszawianko, mam pytanie, gdzieś wspominałaś o pijanej młodzieży w Skandynawii? Powiedz mi, jak to działa i jak jest możliwe, przecież tam chyba nawet za byle co odbierają dzieci rodzicom, jak jest podejrzenie, że dziecku dzieje sie krzywda, a pozwalają na rozpijanie?
Re: Kościół, egoizm i ograniczenie
...zwany też "watykańską ruletką" Alazala ma rację, pisząc, że:Kalendarzyk małżeński.
Właśnie takie jest ich stanowisko w tej sprawie. Czyli innymi słowy - czekanie na wizytę bociana.
Też tak uważam. Moje pokolenie to w ogóle miało trochę przechlapane, bo w latach 80. regularne chodzenie do kościoła i posyłanie dziecka na religię było społecznie akceptowanym znakiem walki z komunizmem. Mnie rodzice też posyłali, bo chociaż byli niewierzący, to jednak walka musiała być, choćby i kosztem dziecka. Na szczęście swój rozum miałem i w wieku lat nastu wszelka religijność mi przeszła. Jednak największe znaczenie miał fakt, że znałem Biblię lepiej niż ksiądz, który prowadził zajęcia z religii w LOAlazala pisze:Osobiście uważam, że religia jest sprawą dla dorosłych, a uczestnictwo dzieci w praktykach religijnych powinno być zakazane, gdyż dziecko nie rozumie schematu funkcjonowania religii i nie potrafi odróżnić religii od nauki oraz mitologii religijnej od rzeczywistości. Wybór religii powinien być dokonywany przez dorosłą i w pełni świadomą swojej decyzji osobę. Wtedy do grona wyznawców religii należeliby ludzie świadomi i dobrowolnie przyjmujący religię z jej systemem wartości, a nie ludzie od dziecka zindoktrynowani przez tę religię i pozbawieni możliwości dokonania wyboru.
Wystarczy porównać staro- i nowotestamentową wizję Boga. Moim zdaniem to zupełnie różne istoty. Zresztą w samym ST Jahwe przechodzi znaczą ewolucję - od okrutnego i mściwego (i, powiedzmy sobie szczerze, niezbyt sprawiedliwego) bożka plemiennego do bardziej rozsądnego bóstwa opiekuńczego.Panna_X pisze:To właśnie też jest ciekawa kwestia, czy można w dowolny sposób wyrażać miłość do Boga. Moim zdaniem ( ale zaznaczam to cały czas, iż jestem laikiem, i to tylko moje rozważania), Biblia nie jest jednoznacznym tekstem, a wręcz sprzecznym niekiedy wewnętrznie.
Człowiek-Redaktor czyli mój fanpage
- Warszawianka40+
- AS gaduła
- Posty: 427
- Rejestracja: 1 lip 2016, 12:37
Re: Kościół, egoizm i ograniczenie
Panna-X: OMG - chyba naprawdę powinnaś zwrócić się do teologa! Są w pobliżu jacyś franciszkanie (konwentualni, nie kapucyni)?
"Miłość do Boga" - moim, też laika zdaniem o ile jest istotnie miłością Boga (a nie czegoś innego przez pomyłkę)jest czymś pozytywnym i należy ją wyrażać jak kto potrafi
Są różne narody, z różą mentalnością, biologią i psychiką - "nie bez powodu Allah stworzył wiele religii"...
Że Biblia ma wiele sprzeczności zauważył już mistrz Abelard i napisał "Sic et non", co nic nie zmieniło... Chyba trzeba zawsze uwzględniać czasy i mentalność ludzi, do których dane pisma były skierowane. Pięcioksiąg Mojżeszowy zaadresowany był do starożytnych Żydów przed Chrystusem, którym Bóg musiał dać jakieś przepisy. Obecnie np. Świadkowie Jehowy interpretują Biblie dosłownie - i jeszcze wyrywają każde zdanie z kontekstu, słuchać tego nie można...
Jezus dał "Ojcze nasz" ale powiedział chyba też, że Bóg i tak wie czego od Niego chcemy zanim poprosimy. I wie lepiej od nas czego nam potrzeba naprawdę (o czym sama się wielokrotnie przekonałam). Zgroza mnie ogarnia na myśl, że można dostać coś, czego się bardzo pragnie - na swoją zgubę, bo my nie znamy przyszłości tak jak Bóg... Lepiej się modlić "adoracyjnie". Albo po prostu czytać te pisma, która do nas trafiają - ja czytam Listy.
Nakaz głoszenia Ewangelii - żeby każdy usłyszał o Jezusie, ludzie dobrzy Jego nauki nie odrzuca w sercu.
Może wejdź kiedyś do jakiejś księgarni katolickiej, pogrzeb w książkach i wybierz taką, która się wyda interesująca. Bo w internecie takie jak moje mądrzenie się niewiele Ci pomoże...
"Zaburzenia osobowości" - osobowość to po pierwsze trzeba sobie wypracować.
"Zaburzenia osobowości" to rozpoznanie które moim zdaniem znaczy tyle, że nie jesteś chora psychicznie (nie masz psychozy), nie rozpoznano nerwicy, a jakiś specjalista musiał o Tobie coś napisać w papierach. Nie słyszałam o przypadku, aby kogoś zdrowego psychicznie po pobycie w szpitalu psychiatrycznym wypisano z rozpoznaniem "osoba zdrowa psychicznie" - gdy dany pacjent ewidentnie nie był chory, pisze się często właśnie "zaburzenia osobowości" (obejmują emocje i charakter bez zaburzeń intelektu). Może komuś chodziło o to, że posiadasz jakieś zadawnione utrwalone uznane za niewłaściwe mechanizmy zachowań, np. z dzieciństwa . Do zaburzeń osobowości zalicza/zaliczało się tak wiele rzeczy - homoseksualizm, sadyzm; do tego dzieci maltretowane, i różne osoby naprawdę chore źle zdiagnozowane... Znałam kiedyś autentyczną schizofreniczkę zdiagnozowaną po znajomości jako "typ schizoidalny" żeby mogła pracować w swoim zawodzie... "Zaburzenia osobowości" - też coś, w ogóle o tym nie myśl.
"Miłość do Boga" - moim, też laika zdaniem o ile jest istotnie miłością Boga (a nie czegoś innego przez pomyłkę)jest czymś pozytywnym i należy ją wyrażać jak kto potrafi
Są różne narody, z różą mentalnością, biologią i psychiką - "nie bez powodu Allah stworzył wiele religii"...
Że Biblia ma wiele sprzeczności zauważył już mistrz Abelard i napisał "Sic et non", co nic nie zmieniło... Chyba trzeba zawsze uwzględniać czasy i mentalność ludzi, do których dane pisma były skierowane. Pięcioksiąg Mojżeszowy zaadresowany był do starożytnych Żydów przed Chrystusem, którym Bóg musiał dać jakieś przepisy. Obecnie np. Świadkowie Jehowy interpretują Biblie dosłownie - i jeszcze wyrywają każde zdanie z kontekstu, słuchać tego nie można...
Jezus dał "Ojcze nasz" ale powiedział chyba też, że Bóg i tak wie czego od Niego chcemy zanim poprosimy. I wie lepiej od nas czego nam potrzeba naprawdę (o czym sama się wielokrotnie przekonałam). Zgroza mnie ogarnia na myśl, że można dostać coś, czego się bardzo pragnie - na swoją zgubę, bo my nie znamy przyszłości tak jak Bóg... Lepiej się modlić "adoracyjnie". Albo po prostu czytać te pisma, która do nas trafiają - ja czytam Listy.
Nakaz głoszenia Ewangelii - żeby każdy usłyszał o Jezusie, ludzie dobrzy Jego nauki nie odrzuca w sercu.
Może wejdź kiedyś do jakiejś księgarni katolickiej, pogrzeb w książkach i wybierz taką, która się wyda interesująca. Bo w internecie takie jak moje mądrzenie się niewiele Ci pomoże...
"Zaburzenia osobowości" - osobowość to po pierwsze trzeba sobie wypracować.
"Zaburzenia osobowości" to rozpoznanie które moim zdaniem znaczy tyle, że nie jesteś chora psychicznie (nie masz psychozy), nie rozpoznano nerwicy, a jakiś specjalista musiał o Tobie coś napisać w papierach. Nie słyszałam o przypadku, aby kogoś zdrowego psychicznie po pobycie w szpitalu psychiatrycznym wypisano z rozpoznaniem "osoba zdrowa psychicznie" - gdy dany pacjent ewidentnie nie był chory, pisze się często właśnie "zaburzenia osobowości" (obejmują emocje i charakter bez zaburzeń intelektu). Może komuś chodziło o to, że posiadasz jakieś zadawnione utrwalone uznane za niewłaściwe mechanizmy zachowań, np. z dzieciństwa . Do zaburzeń osobowości zalicza/zaliczało się tak wiele rzeczy - homoseksualizm, sadyzm; do tego dzieci maltretowane, i różne osoby naprawdę chore źle zdiagnozowane... Znałam kiedyś autentyczną schizofreniczkę zdiagnozowaną po znajomości jako "typ schizoidalny" żeby mogła pracować w swoim zawodzie... "Zaburzenia osobowości" - też coś, w ogóle o tym nie myśl.
Ostatnio zmieniony 16 mar 2020, 08:02 przez Warszawianka40+, łącznie zmieniany 1 raz.
"Czasem lepiej jest milczeć niż mówić;
I nie trzeba mścić się słowem,
gdzie sama za siebie mści się prawda."
Inigo de Loyola
I nie trzeba mścić się słowem,
gdzie sama za siebie mści się prawda."
Inigo de Loyola