Miłość jakiej świat nie widział

Masz ochotę pogadać o czymś innym? Oto miejsce!
Ant
BażANT
Posty: 6068
Rejestracja: 1 paź 2006, 14:26

Post autor: Ant »

Istnienie tylko jednego jest pewne: Drzewicy :twisted: :mrgreen:
Czczony nie tylko w Chinach
dorosłe dziecko
alabAStrowy bożek
Posty: 1333
Rejestracja: 25 maja 2007, 13:44

Post autor: dorosłe dziecko »

Honzol pisze:Milosc istnieje czy sie to komus podoba czy nie, lecz tylko ta prawdziwa - Jedna Milosc 8) :aniol: :aniol: :aniol: :aniol:
Do samego siebie, oczywiście. :twisted:

Mówcie, co chcecie, piszcie, co chcecie (to do romantycznych poetów), ale ja w inną miłość nigdy nie uwierzę. :P
„Dorosłe dzieci mają żal
Za kiepski przepis na ten świat!
Dorosłe dzieci mają żal
Że ktoś im tyle życia skradł...”
Awatar użytkownika
naomi_p
ASter
Posty: 637
Rejestracja: 30 sie 2007, 16:30
Lokalizacja: Zhongguo (Państwo Środka)

Post autor: naomi_p »

Współczuję w takim razie ;)
Można kochać kogoś nawet bardziej niż samego siebie...
"Nie być, nie istnieć, nie istnieć choć przez chwilę..."
Awatar użytkownika
clouds clear
golAS
Posty: 1288
Rejestracja: 4 wrz 2006, 13:36
Lokalizacja: ZIELONA GóRA

Post autor: clouds clear »

dorosłe dziecko pisze: Do samego siebie, oczywiście. :twisted:

Mówcie, co chcecie, piszcie, co chcecie (to do romantycznych poetów), ale ja w inną miłość nigdy nie uwierzę. :P
Właśnie tak.Zgadzam się w całej rozciągłości!
einmal ist keinmal
Awatar użytkownika
urtika
sASanka
Posty: 2428
Rejestracja: 27 maja 2008, 21:06

Post autor: urtika »

Znów mnie dziś naszła ochota na zabawę w archeologa :lol: i trafiłam na ten oto wątek o miłości. A wczoraj w pewnym innym miejscu znalazłam ciekawy tekst o miłości pasujący do tego wątku. Długi trochę, ale słyszałam niedawno, że nudno na forum, więc kto ma czas i ochotę to niech czyta. :wink:

"Człowiek, który nie wierzył w miłość "
Chciałbym opowiedzieć teraz bardzo starą przypowieść o człowieku, który nie wierzył w miłość. Był to zwyczajny człowiek, taki jak ty lub ja, wyróżniał się jednak sposobem myślenia. Sądził, że miłość nie istnieje. Nieraz próbował ją odnaleźć. Przyglądał się ludziom wokół siebie. Stracił mnóstwo czasu, sporą część życia poszukując miłości, po to tylko, by stwierdzić, że nie istnieje.
Gdziekolwiek był, rozpowiadał na prawo i lewo, że miłość jest wyłącznie wymysłem poetów, wynalazkiem religii, która posługuje się nią do manipulowania słabymi umysłami, do zdobywania nad nimi kontroli i wymuszania wiary. Mawiał, że wiara nie jest niczym rzeczywistym i dlatego żaden człowiek jej nie odnajdzie, nawet jeśli usilnie jej poszukuje.
Człowiek ten był bardzo inteligentny i przekonujący. Przeczytał mnóstwo książek, zgłębiał wiedzę w najlepszych uniwersytetach i stał się szanowanym naukowcem. Potrafił przemawiać w każdym miejscu przed dowolną publicznością, zawsze z miażdżącą logiką. Propagował pogląd, że miłość jest jak narkotyk, wprawia w krótkotrwały uzależniający błogostan. Można się bowiem chorobliwie uzależnić od miłości. A co się stanie, jeśli zakochany nie dostanie swojej codziennej dawki miłości, tak jak narkoman potrzebujący swojej codziennej działki?
Udowadniał, że większość relacji między kochankami przypomina związek narkomana z dealerem. Ten, kto pożąda bardziej, przypomina nałogowca, a ten, komu mniej zależy, postępuje jak dealer. Kochanek, który ma mniejszą potrzebę miłości, kontroluje cały związek. Mechanizm zjawiska jest bardzo jasny i łatwy do prześledzenia, ponieważ w związku niemal zawsze jest ten, kto kocha bardziej, i ten, kto pozwala się kochać i tylko wykorzystuje tego drugiego, kto daje jej lub jemu całe serce. Pojąwszy, w jaki sposób ci dwoje sobą manipulują, na czym polegają wszystkie ich akcje i reakcje, zauważymy, że są niczym narkoman i dealer.
Uzależniony, czyli ten, kto jest w potrzebie, żyje w ciągłym strachu, że mógłby nie dostać następnej dawki miłości czy narkotyku. Myśli: „Co zrobię, gdy mnie zostawi?" Z kolei lęk wywołuje zaborczość. „To moje!" Uzależniony staje się bardzo zazdrosny i wymagający ze strachu, że nie dostanie następnej dawki. Dealer kontroluje i manipuluje tym, kto potrzebuje narkotyku, podając mu większe czy mniejsze dawki lub w ogóle odcinając mu dostawę. Ten, kto jest w większej potrzebie, poddaje się całkowicie, podporządkowuje, gotów jest zrobić wszystko, byle uniknąć odrzucenia.
Tymczasem nasz bohater nie ustawał w objaśnianiu wszystkim dookoła, dlaczego miłość nie istnieje: „To, co ludzie nazywają miłością, jest tylko związkiem opartym na strachu i kontroli, wykorzystywaniu przewagi. A gdzie szacunek? Gdzie wreszcie miłość, o której tyle mówią? Nie ma miłości. Młodzi ludzie przed obliczem Boga, rodziny i przyjaciół składają sobie nawzajem mnóstwo obietnic: pozostać ze sobą na zawsze, kochać się i szanować, być razem na dobre i na złe. Obiecują miłość i poważanie i jeszcze wiele innych rzeczy. Najbardziej zdumiewające jest to, że naprawdę wierzą w te obietnice. Ale zaraz po ślubie, tydzień później, miesiąc czy kilka miesięcy, okazuje się, że nie dotrzymują żadnej z nich.
To, co widzimy w małżeństwie, to walka o władzę, o to, kto kim będzie rządził. Kto będzie dealerem, a kto uzależnionym. Kilka miesięcy później widać, że szacunek, jaki sobie przysięgali, ulotnił się. Widzimy urazy, emocjonalne toksyny, zauważymy, jak ranią się nawzajem, stopniowo, dzień po dniu, jak to narasta coraz bardziej, aż w końcu nawet nie wiedzą, kiedy miłość się kończy. Pozostają ze sobą, ponieważ boją się samotności, opinii innych ludzi, a także wyroków swoich własnych wewnętrznych sędziów. Ale czyż to jest miłość?"
Mężczyzna zwykł dowodzić, że widywał wiele starych małżeństw o trzydziesto-, czterdzieste-, pięćdziesięcioletnim stażu, które szczyciły się tym, że przeżyły razem te wszystkie lata. Ale kiedy mówią o swoim związku, wcześniej czy później padają słowa: „Wytrwaliśmy w małżeństwie". To oznacza, że jedno z nich podporządkowało się drugiemu. W pewnym momencie na przykład ona się poddała i postanowiła przetrzymać cierpienie. Ten, kto miał silniejszą wolę i mniejszą potrzebę bycia z tym drugim, wygrał wojnę. Ale gdzież jest ten płomień, który nazywają miłością? Traktują się przecież nawzajem jak swoją własność: „Ona jest moja", „On jest mój".
Człowiek ciągnął dalej. Rozprawiał o wszystkich powodach, dla których wierzył, że miłość nie istnieje, i gorąco przekonywał: „Ja już przeszedłem przez to wszystko. Nikomu więcej nie pozwolę manipulować moim umysłem i w imię miłości rządzić moim życiem". Jego argumenty były całkiem logiczne, toteż przekonał wielu ludzi, że miłość nie istnieje.
Pewnego dnia spacerował po parku i tam, na ławeczce, zobaczył piękną kobietę, która płakała. Jej płacz wzbudził w nim ciekawość. Usiadł obok i spytał, czy mógłby jej w czymś pomóc. Zainteresował się, dlaczego płacze. Jakież było jego zdumienie, kiedy odpowiedziała, że płacze, bo miłość nie istnieje. „To zdumiewające! - zawołał. - Kobieta, która wierzy, że miłość nie istnieje?!" Oczywiście zapragnął dowiedzieć się czegoś więcej.
„Dlaczego mówisz, że miłość nie istnieje?" - spytał.
„To długa historia - odparła. - Wyszłam za mąż bardzo młodo i byłam pełna miłości, wszystkich tych złudzeń, nadziei, że będę dzielić życie z moim mężczyzną. Przysięgliśmy sobie lojalność, szacunek i poważanie i stworzyliśmy rodzinę. Ale wkrótce wszystko się zmieniło. Byłam oddaną żoną, troszczącą się o dom i dzieci. Mój mąż robił karierę, a sukces i opinia innych ludzi stały się dla niego ważniejsze od rodziny. Stracił szacunek do mnie, a ja do niego. Raniliśmy się nawzajem i pewnym momencie zrozumiałam, że go nie kocham, a on nie kocha mnie.
Ale dzieci potrzebowały ojca i to było moje usprawiedliwienie i powód, żeby zostać i zrobić wszystko dla utrzymania rodziny. Teraz dzieci dorosły i odeszły. Nie mam już wymówki, żeby z nim zostać. Nie ma między nami szacunku, nie ma czułości, nawet uprzejmości. Na domiar złego wiem, że nawet jeśli znajdę kogoś innego, historia się powtórzy, ponieważ miłość nie istnieje. Nie ma więc sensu szukać czegoś, co nie istnieje. Dlatego płaczę".
Świetnie rozumiejąc rozterki swej rozmówczyni, objął ją i powiedział: „Masz rację. Miłość nie istnieje. Szukamy miłości, otwieramy serca, pozwalamy dominować drugiej osobie tylko po to, by znaleźć egoizm. To boli, nawet jeśli sądzimy, że nie damy się zranić. Nieważne, jak wiele mamy za sobą związków. To samo powtarza się za każdym razem. Po cóż więc szukać miłości?"
Byli do siebie tak podobni, że zaprzyjaźnili się. To był wspaniały związek. Szanowali się i nigdy nawet nie próbowali się poniżać. Uszczęśliwiało ich wszystko, co robili razem. Nie było w nich zawiści i zazdrości, nie było przymusu ani zaborczości. Ich związek stawał się coraz pełniejszy. Uwielbiali być ze sobą, ponieważ każde spotkanie oznaczało świetną zabawę, a kiedy się rozstawali - tęsknili do siebie.
Pewnego dnia mężczyznę, gdy był poza domem, naszła przedziwna myśl. „A może - rozmyślał - to, co czuję do niej, to miłość? Jest to tak inne od tego, co czułem kiedykolwiek przedtem! To nie jest to, o czym mówią poeci, ani to, co głosi religia, ponieważ nie jestem za nią odpowiedzialny. Niczego od niej nie biorę, nie potrzebuję opieki z jej strony, nie muszę winić jej za moje niepowodzenia ani przerzucać na nią swoich nieszczęść. Po prostu dobrze nam razem, lubimy się nawzajem. Szanuję jej sposób myślenia i odczuwania. Ani trochę mi nie ciąży, nie muszę się o nią martwić. Nie czuję zazdrości, kiedy jest z innymi ludźmi, nie czuję zawiści, kiedy odnosi jakiś sukces. Może miłość jednak istnieje, tylko nie jest taka, jak nam się wydawało?"
Ledwie się doczekał powrotu do domu, by z nią porozmawiać i zwierzyć się ze swych szalonych myśli. Gdy tylko zaczął mówić, rzekła: „Wiem, co chcesz powiedzieć. Już dawno temu też naszły mnie takie myśli, ale nie chciałam się nimi z tobą dzielić, bo wiem, że nie wierzysz w miłość. Miłość chyba istnieje, tylko jest czym innym, niż sądziliśmy".
Postanowili zostać kochankami i zamieszkać razem, i ku ich zdumieniu nic się nie zmieniło. Nadal się szanowali, pomagali sobie nawzajem i byli coraz bardziej zakochani. Każde głupstwo sprawiało, że czuli się szczęśliwi.
Serce mężczyzny wypełniło tyle miłości, że pewnej nocy zdarzył się wielki cud. Patrzył na gwiazdy i odnalazł najpiękniejszą. Jego miłość była tak wielka, że gwiazda spłynęła z nieba wprost w jego otwarte dłonie. Potem stał się drugi cud: jego dusza połączyła się z gwiazdą. Był niewymownie szczęśliwy i ledwie mógł się doczekać, kiedy pobiegnie do kobiety i złoży gwiazdę w jej dłoniach, aby dowieść swojej miłości. Wręczył jej gwiazdę, lecz kobieta zawahała się. Choć był to ledwie moment zwątpienia, gwiazda ześliznęła się między palcami, upadła i potłukła się na milion drobnych kawałeczków.
Teraz stary człowiek znów przemierza świat, przysięgając, że miłość nie istnieje. I jest stara piękna kobieta, która czeka w domu na mężczyznę, roniąc łzy za rajem, który miała w dłoniach i który straciła przez jeden krótki moment zwątpienia. Tak się kończy historia o człowieku, który nie wierzył w miłość.
Lecz kto popełnił błąd? Co poszło nie tak? Błąd leżał po stronie mężczyzny, ponieważ myślał, że może dać kobiecie swoje szczęście. I mylił się, składając je w jej rękach. Szczęście bowiem nigdy nie przychodzi z zewnątrz. Był szczęśliwy miłością, która pochodziła od niego. I ona była szczęśliwa z powodu miłości, która z niej emanowała. Jednak kiedy powierzył jej swoje szczęście, potłukła gwiazdę, bo nie mogła za nią odpowiadać.
To nieważne, jak bardzo go kochała, nie mogła go uszczęśliwić, ponieważ nie wiedziała, co jest w jego głowie. Nie mogła poznać jego oczekiwań, ponieważ nie mogła poznać jego snów.
Kiedy szczęście pochodzi z twego wnętrza
i jest rezultatem twojej miłości, ty sam jesteś za nie odpowiedzialny.
Nigdy nie zdołamy przerzucić na kogoś odpowiedzialności za własne szczęście.
Jeśli swoje szczęście złożysz w dłoniach drugiej osoby, ona wcześniej czy później je potłucze. Jeśli dasz jej swoje szczęście, może je odrzucić. Natomiast kiedy szczęście pochodzi z twego wnętrza i jest rezultatem twojej miłości, ty sam jesteś za nie odpowiedzialny. Nigdy nie zdołamy przerzucić na kogoś odpowiedzialności za własne szczęście..."
Quirkyalone
Lizzy
ASter
Posty: 616
Rejestracja: 17 cze 2009, 16:28
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Lizzy »

hmm, no tak:-) może to i prawda;-)
Awatar użytkownika
nightmare
ASter
Posty: 663
Rejestracja: 26 lip 2009, 00:58
Lokalizacja: w trakcie poszukiwań

Post autor: nightmare »

jeśli swoje szczęście złożysz w dłoniach drugiej osoby, ona wcześniej czy później je potłucze. Jeśli dasz jej swoje szczęście, może je odrzucić.
Czy ja dobrze to rozumiem? Tu chodzi o akceptację tego, że ktoś mimo moich najlepszych intencji może mnie zranić, a ja nie mam na to wpływu?
Nigdy nie zdołamy przerzucić na kogoś odpowiedzialności za własne szczęście..


Z tym się nie zgadzam. Cały czas ludzie przerzucają odpowiedzialność na innych za swoje uczucia. Wyraża się to m. in. w komunikatach typu " on uczynił mnie nieszczęśliwą " itp. Tu raczej zaakcentowałabym, że przerzucanie odpowiedzialności na kogoś za moje uczucia nie ma sensu, bo zostaje tylko gorycz, że ta druga osoba nie zrobiła czegoś po mojej mysli.
"Kotom nie wolno! Z kotami nie wolno! Psik! Wyłaź, bo zawołam milicjanta!"
Awatar użytkownika
Artemis
pASsiFlora
Posty: 1355
Rejestracja: 7 sie 2008, 21:41
Lokalizacja: z miasta

Post autor: Artemis »

A ja tę myśl rozumiem w ten sposób, że nie powinniśmy rezygnować z siebie, uzależniać swojego poczucia szczęścia, radości, wartości od obecności, czy zachowań drugiego człowieka. Każdy jest inny, nie koniecznie odpowiada naszym marzeniom. Druga osoba może nie udźwignąć ciężaru sprostania naszym życzeniom, będzie się dusić w takiej relacji.

Aczkolwiek nie nie do końca wiem czemu na końcu ten facet odszedł? Szukał miłości idealnej, bezwarunkowej i obraził się, że żywa osoba nie stanęła na wysokości zadania?
Albo ja zatraciłam umiejętność czytania ze zrozumieniem :roll: .
Turysta-człowiek pętający się po szlakach w poszukiwaniu jedzeniaObrazek
Awatar użytkownika
Prozak
mASełko
Posty: 147
Rejestracja: 20 sie 2008, 16:19
Lokalizacja: GZM

Post autor: Prozak »

Miłość...? Nie wierzę w nią, nie wiem nawet czy jej doświadczyłem pomimo, że byłem kilka razy zakochany / zauroczony - jedno jest pewne jak gwałtownie przyszła tak i też odeszła. Jeśli jednak to co odczuwałem to była miłość to stwierdzam, że jest PRZEREKLAMOWANA. Zastanawiałem się, czy to co czuje do moich rodziców to miłość i nie jestem w stanie odpowiedzieć jednoznacznie, jest to, mam nadzieję, mieszanka kulku uczuć. Potrafię zdefiniować na własnym przykładzie smutek, radość, nienawiść, zazdrość, tęsknotę, rozpacz, obojętność, ale miłość nie.
Krzyż? Najlepiej płonący...
Awatar użytkownika
Ernest
AStrum
Posty: 1482
Rejestracja: 3 kwie 2009, 00:15

Post autor: Ernest »

Widzę tu pewne nieścisłości. Czytamy o zwyczajnym człowieku, który jednocześnie jest bardzo inteligentny? Zwyczajny człowiek nie jest bardzo inteligentny. Nie jest nawet inteligentny. Może i się czepiam, ale na tym punkcie jestem dość wrażliwy.
Sądził, że miłość nie istnieje.
A mimo to uważał, że jest wymysłem poetów, że jest niczym narkotyk, etc. Gdzie tu logika? Poza tym, jak można się uzależnić od czegoś co nie istnieje? (Nie mam tutaj na myśli istnienia w sensie absolutnym, ani też obiektywnym.)
aż w końcu nawet nie wiedzą, kiedy miłość się kończy.
I po raz kolejny bohater sobie przeczy (więc pozycji w środowisku akademickim raczej by nie zdobył). Na początku sugeruje, że miłości nie ma, jedynie wydaje nam się, że ona istnieje, zaś kilka zdań później pisze o jej końcu.

Później pojawia się kobieta, która nie wierzy w miłość chociaż była ,,jej pełna w młodości".

Według mnie miłość to zbiór górnolotnych i pięknych słów określających tak prozaiczne doświadczenia jak przywiązanie do drugiej osoby, zaspokajanie swoich potrzeb za sprawą kochanka, itd. Miłość to mydlenie oczu; to pakowanie szarej codzienności w zbyt ozdobny papier.
,,Wszyscy jesteśmy większymi artystami niż się nam zdaje." F. Nietzsche

''To see a World in a Grain of Sand
And a Heaven in a Wild Flower
Hold Infinity in the palm of your hand
And Eternity in an hour'' W. Blake

,,...by lekko obcial koncowki nie skracajac wlosow" Keri
ODPOWIEDZ