takasobie pisze: ↑5 cze 2018, 09:40
Kiedyś na jednej grupie na fb widziałam posty osoby genderfluid używającej form czasownikowych zakończonych na "-om", np. byłom.
Jak najbardziej można. Ale ja nie mam ochoty. Też wolę być traktowana bezpłciowo - ale owszem czuję się kobietą, uważam kobiecość za coś bardzo ważnego jako
tożsamość polityczna. Pod innymi względami jest to dla mnie mało istotne, tzw. kobiecych przywilejów wręcz czynnie nie lubię - wolałabym nie mieć ani kawałka "przywileju", za to w pełni równe szanse. (Zwracam też uwagę, że część "przywilejów" to przywileje wątpliwe. Np. niższy wiek emerytalny prowadzi do ubóstwa starszych kobiet, uzależniania ich od mężczyzn, a pośrednio może także - niewyobrażalności istnienia kobiet niezamężnych w tym wieku, skoro starsza kobieta ma potrzebować do przeżycia mężczyzny i jego emerytury. Całowanie po rękach to dla mnie żaden kobiecy przywilej - raczej męski przywilej w postaci prawa do naruszania cudzej przestrzeni osobistej.) Ale jestem na przykład bardzo zawzięta na punkcie rodzaju gramatycznego. Wkurza mnie, kiedy piszę komentarz na jakiś temat polityczny, gdzieś w moim wpisie pada przelotnie jakieś "-am" albo "-abym", a ktoś i tak odpowiada mi w rodzaju męskim, bo a) albo uważa, że kobiety nie mogą się interesować polityką, b) albo w ogóle uważa płeć męską za domyślną i nie potrafi nawet zauważać wyznaczników płci żeńskiej. Podobnie nie pozwalam nazywać siebie "tłumaczem", "alergikiem", "autorem opisu do gry" itp. Nie. Domagam się stosowania w odniesieniu do mnie żeńskich końcówek.
Tym niemniej właśnie za pośrednictwem aseksualnej identyfikacji stopniowo uświadomiłam sobie, że nie muszę być "kobieca", by
wiedzieć, że jestem kobietą. Nie jestem osobą transpłciową, co najwyżej nonkonformistyczną płciowo. NIe czuję się ani trochę mężczyzną, a jednak uważam, że mogłabym nawet np. nie mieć w ogóle biustu i czuć się z tym dobrze.