Nie o aseksualiźmie ale ...

Ogłoszenia o wywiadach, artykułach, książkach, filmach... Znajdziesz coś? Podziel się.
Awatar użytkownika
Parkinson
fantAStyczny
Posty: 545
Rejestracja: 4 lut 2007, 11:19
Lokalizacja: Warszawa

Nie o aseksualiźmie ale ...

Post autor: Parkinson »

Nie o aseksualiźmie ale jest tu poruszona problematyka w znacznym stopniu dotycząca nas ASów. Problematyka dotycząca czegoś co odbiega od normy.
polecam do przeczytania
I Bóg stworzył trzecią płeć...
Jako dzieci byli po części mężczyznami, po części kobietami
Przy milczącej zgodzie rodziców zostali poddani operacji przywracającej zaburzony porządek natury. Teraz interseksualiści walczą przed sądem o prawo do decydowania o własnej płci. Niektórzy z nich pragną pozostać hermafrodytami.
Siedzi w fotelu fryzjerskim, zerka do lustra i oznajmia: – Ten facet to nie jestem ja. (...) Widok własnego odbicia wywołuje szok. Koszmar powraca co siedem tygodni, gdy ona (on?) pojawia się w drogim salonie fryzjerskim w Düsseldorfie, by odświeżyć perukę. Widzi wtedy w lustrze mężczyznę, w którego ją zamieniono.

Christiane Völling ma 48 lat, 1,56 wzrostu i waży 55 kilo. Potrzebowała wiele czasu na odkrycie prawdy, kim naprawdę jest. Gdy przyszła na świat w miasteczku Kalkar nad Dolnym Renem, położna uznała ją za chłopca, ponieważ między nóżkami niemowlęcia dostrzegła coś, co zinterpretowała błędnie jako penisa. I tak Christiane dorastała jako chłopiec. Dopiero gdy miała 17 lat, podczas operacji wyrostka robaczkowego zauważono, że z dzieckiem o rzekomo męskiej płci jest coś nie w porządku. Ona sama najwidoczniej nie dowiedziała się, co.

Nie dowiedziała się tego i wówczas, gdy w jej organizmie stwierdzono żeńskie chromosomy. Nic nie powiedziano jej, kiedy w wieku 18 lat wycięto jej macicę, jajniki i przepisano hormony. Wówczas jej głos obniżył się, a kilka lat później wypadły włosy. Do zeszłego roku nie miała pojęcia, że jest interseksualistą, istotą między dwiema płciami, zamkniętą w męskim ciele i postrzegającą siebie jako kobietę.

Christiane Völling wiodła "fałszywe życie", jak napisano w jej skardze o odszkodowanie, którą składa właśnie przed sądem krajowym w Kolonii. Chce pociągnąć do odpowiedzialności operującego ją chirurga. Proces ma charakter precedensowy i może pociągnąć za sobą kolejne pozwy.

Bo "tych innych" jest wielu. Liczbę interseksualistów żyjących w Niemczech ocenia się na 80-100 tysięcy. Jest ich tylu, że prawdopodobnie każdy spotkał kogoś takiego na swej drodze, nawet o tym nie wiedząc.

Należą do nich ludzie tacy jak Christiane, która w paszporcie ma wpisane imię Thomas, ci wszyscy, co przyszli na świat z żeńskim karotypem chromosomów, macicą i jajnikami, lecz męskie hormony spowodowały u nich maskulinizację genitaliów. Istnieją też osoby z męskim chromosomem XY wyglądające jak kobiety. Niektóre są nawet bardzo kobiece: mają długie nogi, urodę modelki – oraz męskie gruczoły płciowe zamiast jajników i macicy. Hermafrodytyzm występuje w różnych wariantach. Niektórzy do jedenastu, dwunastu lat są dziewczynkami, a potem rozwijają się jak mężczyźni. Powieść Jeffreya Eugenidesa "Middlesex" w sposób prawidłowy pod względem medycznym opisuje tego rodzaju niezwykłą biografię. (...)

Niegdyś lekarz komunikował takim pacjentom: jesteście przypadkiem szczególnym, coś takiego jak wy praktycznie nie istnieje. To stwierdzenie traci pomału rację bytu. Obecnie stowarzyszenie Netzwerk Intersexualität prowadzi w Lubece poświęcony owemu problemowi projekt badawczy za trzy miliony euro, jego wyniki zostaną zaprezentowane w przyszłym roku. Z kolei w hamburskim Instytucie Seksuologicznym trwa studium, w którym interseksualiści opowiadają o swoim ciele i duszy, o doświadczeniach z operacjami plastycznymi i radości z ich przeprowadzenia.

To pasjonujący temat, zarówno pod względem medycznym, jak i społecznym. Kto lub co określa tak naprawdę przynależność płciową? Chromosomy? Hormony? Jaką rolę odgrywa środowisko? Istnieją dwie płcie czy trzy? A może dwie i wiele pomiędzy nimi?

"I Bóg stworzył człowieka jako mężczyznę i kobietę" – mówi Kościół, a Elisabeth Müller, muzyk kościelny, musi się hamować, by nie wtrącić: "A właśnie, że nie. Bóg stworzył także nas“. Nosi imię Elisabeth, ale nie lubi, gdy ktoś zwraca się do niej "pani Müller". Mówi o sobie: "kobiecy człowiek". Śmieje się głęboko i rubasznie. Dodaje: "żeński obojnak" albo "hermafrodyta". (...)

Ma 44 lata, przez 40 lat ciągano ją po lekarzach. Dlaczego – nie wiedziała. Rodzice powiedzieli tylko, że są dziewczynki, które nie mogą mieć dzieci. Domyśliła się, że może być jedną z nich. We wspomnieniach jawi się jej dostatni i czuły rodzinny dom w północnych Niemczech. Przypomina sobie, jak kiedyś powiedziano jej: pytaj, możesz pytać o wszystko. Ale ona nie zapytała. Dojrzewała w niej pewność, że jest potworem. A o tym lepiej nie rozmawiać.

Również Christiane Völling z Kolonii musiała sama ze sobą dojść do ładu. Dorastała jako Thomas, drugie z siedmiorga dzieci, cicha, zatopiona w sobie, ani trochę niepodobna do zawadiackich braci. Kochała bajki, pomagała matce w gotowaniu. Mówi, że niechętnie grała w nogę. – Na bramce przepuszczałam ostre piłki, bo chciałam uniknąć bólu.
Zaczęła rosnąć wcześnie i szybko, potem stanęła w miejscu. Kiedy inni w wieku 13, 14 lat strzelali do góry, ona była pogrążona w stagnacji. Rodzice pocieszali się, że jest dzieckiem z "opóźnionym zapłonem".

Gdyby położna, rodzice i lekarz otoczyli ją bardziej troskliwą opieką, odpowiednio wcześnie dostrzegliby, że dziecko cierpi na tzw. zespół nadnerczowo-płciowy (CAH), czyli jedną z klasycznych form hermafrodytyzmu. Dzieci chorujące na CAH początkowo szybko rosną, wcześnie dojrzewają, później jednak pozostają mniejsze od swych równieśników. Gdy choroba pozostaje nieleczona, może prowadzić do wymiotów, biegunek, omdleń i niebezpiecznej dla życia utraty chlorku sodu.

Ponieważ pomoc nie nadeszła, dziecko nieświadomie rozwinęło własną strategię przetrwania. Pochłaniało sól całymi łyżkami, tak jak inne dzieci słodycze. Nocą, gdy nadchodził ból, kiedy musiała wymiotować i ze strachu nie potrafiła zasnąć, zawsze powtarzała: "Jestem dziewczynką, nie wolno mi zapomnieć, że jestem dziewczynką“. Skąd o tym wiedziała? Mówi, że to czuła, to było "jak mała, podziemna rzeka".

Dzisiaj o pięć lat starszy brat, pracownik urzędu skarbowego, przyznaje, że zauważył, iż "z Thomasem jest coś nie w porządku". Z nikim nie podzielił się jednak swoim niesłychanym podejrzeniem – ani z rodzicami, ani z rodzeństwem. W rodzinie i tak "niewiele ze sobą rozmawialiśmy".

Christiane przypomina sobie, jak podczas niedzielnych spacerów przechodnie na jej widok mówili często: "Jaka śliczna dziewczynka!". Za każdym razem rodzice reagowali z oburzeniem: "Ależ skądże, to przecież chłopiec". Wszystko po to, by uniknąć plotek i szeptania po kątach. (...)

Od czasu nieszczęsnej operacji wyrostka robaczkowego w wieku 17 lat lekarz rodzinny wiedział, co dzieje się z Christiane. Ale nie chciał o tym rozmawiać. Raz go do tego zmusiła, stwierdził wówczas: "Kiedyś takich ludzi, jak ty pokazywano na jarmarku“.

Traktowano ich jak rodzaj dziwactwa, sensację, potworność. Wzbudzali lęk i wątpliwości, ponieważ stawiali pod znakiem zapytania porządek społeczny. (...)

Tymczasem jeszcze pruskie prawo krajowe z 1794 roku uznawało istnienie "obojnaków" i obchodziło się z nimi stosunkowo liberalnie. Najpierw rodzice, a potem sam zainteresowany miał zdecydować, "za jaką płeć pragnie się uważać". Przywilej ten popadł w zapomnienie, kiedy w XIX wieku lekarze oświadczyli, że są w stanie określić "prawdziwą płeć" każdego dziecka. Dziś panuje w Niemczech obowiązek określenia płci w ciągu tygodnia od narodzin dziecka przez wpis w urzędzie stanu cywilnego. Nawet gdy nie jest to do końca jasne.

W taki sposób podchodzono do kwestii przyporządkowania płci od lat sześćdziesiątych. Ton narzucał tu amerykański badacz John Money. Reprezentował pogląd, że dzięki właściwemu wychowaniu dziecko może być szczęśliwe w każdej płci. Pod warunkiem, że nic nie wie o swoim właściwym powołaniu.

Money mylił się, i to śmiertelnie. Jego wzorcowy pacjent, chłopiec przerobiony operacyjnie na dziewczynkę, popełnił potem samobójstwo. Tezę Moneya o płci o narzuconej bezwzględnym wychowaniem współczesne badania już dawno uznały za przestarzałą. (...)

Nasuwa się pytanie, czy dobro dziecka zawsze idzie w parze z dobrem rodziców. Podczas spotkania we włoskiej restauracji w Hamburgu kobiety z męskim chromosomem XY uważają, że nie zawsze tak się dzieje. A przecież liczyć się powinno przede wszystkim dobro dziecko.

Pod koniec października odważyły się spotkać w centrum Hamburga na organizowanym tam dniu informacyjnym. Tłumaczyły ludziom, że nie są transwestytami, którzy czują się dobrze wskakując w ubranie innej płci. Nie są też transseksualistami, których ciało ma jednoznacznie określoną płeć, a oni pragną ją zmienić. W przypadku kobiet z męskim chromosomem XY jest akurat odwrotnie.
Ostatnio wielu lekarzy nie mówi już o "interseksualności", lecz o "zakłóceniach w rozwoju płciowym". Tego nie chcą. Nie chcą być uznawane za osoby z odchyleniami od normy.

Uważają, że społeczeństwo powinno być bardziej tolerancyjne w sprawie definicji pojęcia mężczyzny lub kobiety. Przecież istnieją ludzie, którzy nie są ani jednym, ani drugim. A mimo to mogą znaleźć partnera. Niektórzy kochają kobietę, większość, jak Elisabeth Müller, mężczyznę. (...)

Ostatnio pod naciskiem grup samopomocy lekarze różnych specjalizacji opracowują dyrektywy etyczne zmierzające do tego, by nie odkładać operacji zmiany płci, jeśli człowiek potrafi samodzielnie zdecydować, że tego pragnie.

Jednak czasami zataja się prawdę również przed dorosłymi. Christiane Völling była młodą osobą, gdy poddano ją operacji. A tak naprawdę nigdy jej dostatecznie nie uświadomiono. Miała 17 lat, a w głowie tkwiły słowa hamburskiego lekarza: jarmarczna sensacja. Najwidoczniej nikt nie zwrócił uwagi, że kilka razy próbowała się okaleczyć i obciąć genitalia nożem kuchennym, jak wyznała później hamburskim naukowcom. Opuściła się w nauce, oblała maturę, uciekła z rodzinnego miasteczka i wylądowała w Düsseldorfie, gdzie została salową. Dzięki pomocy starszej siostry ("bez niej bym się wtedy zabiła“) w 1976 roku pojechała do specjalistów w Kolonii. Dziś mówi, że chciała się dowiedzieć, czy "jeszcze można ze mną coś zrobić“. Była to rozpaczliwa próba, by z pomocą specjalistów zmienić swoje życia. Żałowała potem, że zdecydowała się na ten krok.

Sąd krajowy w Kolonii będzie musiał rozpatrzyć kwestię, czy pełnoletnia Völling została dostatecznie uświadomiona, kiedy 12 sierpnia 1977 roku według sprawozdania operacyjnego kliniki w Kolonii-Merheim usunięto jej "normalnej wielkości jajniki i macicę". Nikt nie wyjaśnił jej dokładnie istniejącej wówczas możliwości: będzie żyć jako kobieta, z łechtaczką zmniejszoną operacyjnie do normalnych rozmiarów. A przy dużej dozie szczęścia po kuracji hormonalnej estrogenem otworzyłaby się nawet przed nią szansa posiadania dzieci. (...)

Nie można powiedzieć, że dziesiątki lat później Völling zaciekle broniła się przed rolą mężczyzny. Zniosła bez protestu wiele operacji rekonstruujących penisa. – Co miałam robić? – pyta. – Nie znałam innych alternatyw.

Przełom przyniosła naukowa ankieta z Hamburga, którą wcisnął jej do ręki urolog w 2006 roku. Zajęcie się własną historią doprowadziło do załamania nerwowego i konieczności podjęcia terapii. W końcu Völling zaczęła wertować stare akta pacjentów i złożyła pozew do sądu.

Teraz próbuje przeprowadzić zmianę nazwiska. Od ponad 14 miesięcy toczy boje o skorygowanie wpisu w rejestrze stanu cywilnego: "płeć żeńska" zamiast "męska". "Christiane" zamiast "Thomas". Ale ustawa o stanie cywilnym, paragraf 21, nie definiuje, czy ustalenie przynależności płciowej odbywa się na podstawie chromosomów czy wyglądu. Sprawą zajmuje się już drugi sędzia sądu rejonowego i jej końca nie widać.

W domu, 27-metrowym apartamencie w bursie dla pracowników szpitala Völling stworzyła swój własny świat, udekorowany bibelotami. W regale stoją figury wróżek i elfów z błyszczącymi skrzydełkami, miseczki z suszonymi kwiatami, sztuczna łąka z margerytkami, słonecznikami i motylami.

Tam, na zewnątrz, jakoś daje sobie radę. Wstaje rankiem, idzie do szpitala, zmienia pacjentom pościel, rozdziela leki, myje obłożnie chorych. Osiem godzin, czasami dłużej. Chętnie pracuje także w niedziele i święta, bo wtedy czas płynie najszybciej. – Ja tylko funkcjonuję – stwierdza. – Ale to nie jest życie.

Nigdy nie poznała sfery seksu ani miłości. – Czy uczucie można włączyć jak jakąś lampę? – pyta. Naukowcom z Uniwersytetu w Hamburgu wyznała, że postrzega siebie jako osobę aseksualną, odczuwająca obrzydzenie do własnych genitaliów. (...)

Naukowiec Hertha Richter-Appelt uważa, że w jej przypadku "popełniono wszystkie możliwe błędy". Gdy ktoś błądził przez 30 lat, trudno wyprowadzić go na prostą. (...)

Zmarła już większość lekarzy, którzy ją leczyli. Ostatni żyjący chirurg przypisał innym odpowiedzialność za swój czyn. Przed rozpoczęciem postępowania sądowego nie chce wypowiadać się publicznie.

Christiane czekała na proces wspierana sympatią kobiet z męskim chromosomem XY. Śledzą jej proces jako przypadek precedensowy. Ona sama wie, że na zawsze pozostanie "w zawieszeniu". Jednak krok po kroku, pod opieką psychologa próbuje mimo wszystko odnaleźć się w nowym życiu.

Jeszcze nie odważyła się wyznać kolegom z pracy, że chce, by zwracali się do niej jej kobiecym imieniem. Ma nadzieję, iż ludzie wokół niej sami zauważą pojawiające się zmiany. Obmyśliła sobie odpowiedzi i wyjaśnienia. – Ale niestety jeszcze nikt mnie o nie nie spytał – mówi. Na oko zmiany są mikroskopijne. Być może zbyt małe, aby zwracały uwagę. Przed rokiem Christiane rozpoczęła terapię hormonalną estrogenem. Od tego czasu ma węższą talię, zaokraglone biodra i uda. Nosi damski zegarek z brązowym paskiem. Męskie, kanciaste okulary zamieniła na takie bez oprawek. Zakłada dżinsy ze złotymi aplikacjami na tylnych kieszeniach.

Dla Völling to małe kroki milowe. Znów pasują na nią damskie spodnie, rozmiar 38.
proszę o wypowiedzi co na ten temat myślicie.
Awatar użytkownika
Magda
bASyliszek
Posty: 1112
Rejestracja: 1 sty 2007, 18:26
Lokalizacja: Gotei13/Seireitei/Soul Society
Kontakt:

Post autor: Magda »

A co ja mogę myśleć na ten temat? Moimi skromnym zdaniem jest to oczywiste - wyrządzono KOBIECIE krzywdę, na którą nie zasłużyła, i to jeszcze bez żadnych wyjaśnień :evil: :evil: :evil: :x :x :x . Nikt nie zasługuje na takie traktowanie.
Szczerze jej współczuję.
Obrazek
Obrazek
Waheguru Ji Ka Khalsa!
Waheguru Ji Ki Fateh!
Awatar użytkownika
Parkinson
fantAStyczny
Posty: 545
Rejestracja: 4 lut 2007, 11:19
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Parkinson »

Tak to prawda że wyrządzone jej wielką krzywdę ale został tam pokazany sposób w jaki traktuje się wszystko i wszystkich którzy odstają od "normy"
Jak by nie było my też w pewien sposób odstajemy od normy, nie czyni to nas lepszymi ani gorszymi lecz w oczach innych ludzi jesteśmy spostrzegani jako dziwolągi :? tak jak ta kobieta była postrzegana lata wstecz (w rzeczywistości nie tak dawno temu).
ODPOWIEDZ