arin pisze:urtika przedstawiasz tylko zaprzeczenia. Jeśli rzeczywiście tak nie zgadzasz się z tym co mówie to powiedz coś więcej o twoich poglądach
Zareagowałam tak a nie inaczej, gdyż w Twojej poprzedniej wypowiedzi zauważyłam daleko idące uogólnienia. Feminizm to zjawisko bardzo złożone.Piszesz, że znasz dwie takie kobiety(tylko!
) i na ich przykładzie stwierdzasz, że nie lubisz feministek w ogólności.
2 osoby to zdecydowanie za mało. Żaden socjolog czy antropolog kultury badając jakieś zjawisko czy grupę ludzi nie tworzy teori na podstawie tylko dwóch osób. Gdybyś poznał jakąś większą zbiorowość np. jakąś denominację religijną, napewno znalazłbyś tam takie osoby, które byś polubił i takie, których byś nie lubił. Tak samo jest z feministkami - mają bardzo różne charaktery i różne poglądy odnośnie samego feminizmu i nawet nie zawsze się ze sobą zgadzają
Feminizm dostrzega dyskryminację i przemoc wobec kobiet, nie zgadza się na nie i chce im przeciwdziałać. Poszczególne kierunki feministyczne różnią się jednak w ocenie na czym owa dyskryminacja i przemoc polega, gdzie się dokonuje, jaka jest ich przyczyna i wjaki sposób je zwalczać.
Mnie osobiście nawet do głowy by nie przyszło, by czepiać się i obwiniać jakiegoś 18-letniego chłopaka np. o to, że kobiety zarabiają mniej niż pracujący na tych samych stanowiskach mężczyźni.
Feminizm to także dążenie do tego, by każdy miał możliwość wyboru, by żyć tak jak chce i realizować swoje indywidualne marzenia, niekoniecznie zgodne z oczekiwaniami większości społeczeństwa.
Inna sprawa to to, że w naszym społeczeństwie panuje negatywny wizerunek feministki - brzydkiej, wrednej, sfrustrwanej "bo jej żaden chłop nie chciał", programowo nienawidzącej męzczyzn i która napewno jest lesbijką. A to stereotyp bardzo daleki od prawdy. Najbardziej nienawistne, negatywne teksty dotyczące mężczyzn miałam okazję słyszeć nie z ust lesbijek, tylko kobiet hetero będących w związkach z mężczyznami, które pewnie oburzyłyby się, gdyby ktoś nazwał je feministkami. A gdy powiedziałam, że nie można tak wszystkich facetów dawać do jednego worka, gdyż nie wszyscy są tacy okropni jak one twierdzą, usłyszłam,że gdy wyjdę za mąż napewno zmienię zdanie.
Jeśli chodzi o moje indywidualne podejście do seksu, zdadzam się z wypowiedzią Dany Densmore i dla mnie życie bez uprawiania seksu nie stanowi najmniejszego problemu. Co więcej, uważam, że seks komplikuje życie i więcej z powodu niego kłopotów niż pożytku. Jednak dla wielu feministek, i tych hetero i tych les, życie w celibacie byłoby na dłuższą metę trudne do zniesienia i z zacytowanym przeze mnie fragmentem na pewno by się nie zgodziły. A Ty napisałeś, że niestety z przykrością to stwierdzasz, że feministki mają rację, że baz seksu można się obejść. No coż, nie wszystkie tak myślą
To,że ludziom (nie tylko hetero, ale homo też) seks sprawia przyjemność, z tym się zgodzę, ale uwazam, że to jedyna zaleta seksu. Jeśli chodzi o to spalanie kalorii, no większość grubych osób z mojego otoczenia to ludzie żyjący w związkach i jakoś nie widać po nich owych zalet płynących z uprawiania seksu. A gdy chodzili do liceum i raczej nie uprawiali seksu (zbyt często)byli szczupli. Wiem,że przyczyny nadwagi mogą być różne, ale nie wydaje mi się, ze gdyby ci ludzie nie uprawiali seksu, byliby o wiele grubsi.
Z resztą Twojej wypowiedzi się zgadzam, szczególnie z tym, że to środki masowego przekazu doprowadzają do tego, że popęd zwiększa intensywnośc. W książce P. Carnesa
Od nałogu do miłości ludzie,którzy zdrowieją z uzależnienia od seksu ( coraz powszechniejszego w naszym społeczeństwie) na tych samych zasadach co co alkoholicy i narkomani ze swoich nałogów, stwierdzają, że cała kultura stwarza warunki dla rozwoju uzależnienia od seksu i popiera je. Oczywiście nie każda osoba, która uprawia seks jest nałogowym erotomanem, podobnie jak nie każdy kto wypija drinka jest alkoholikiem.