Nie no, nie dogadamy się zdecydowanie. Przepraszam za tych "katotalibów", też nie lubię tego określenia, ale nie wiem jak inaczej nazwać ludzi o tak wąskich horyzontach. Wiem, że na tym forum też są osoby transseksualne i potwornie mi przykro, że muszą to wszystko czytać. Uważam, że każdy, kto nie krzywdzi innych ludzi, ma prawo być traktowany z szacunkiem.
Ja nie jestem typem walczącej feministki, pewnie mam jakieś tam zapędy feministyczne, ale raczej umiarkowane. Wyrównywanie szans nie polega dla mnie na przykład na walce o parytety. Myślę, że inteligentna kobieta w obecnych czasach jest sobie w stanie poradzić z robieniem kariery w dowolnej branży, w tym w polityce. Ale rzeczywiście są miejsca, gdzie kobiety zarabiają mniej niż mężczyźni na tych samych stanowiskach.
Ale dla mnie wyrównywaniem szans jest także równe traktowanie ojców przy przyznawaniu opieki nad dzieckiem przez sądy w przypadku rozwodów. W tej chwili ojcowie dostają opiekę w jakichś bodajże 5%. Chodzi o to, że dziewczynki i chłopcy mogą bawić się tymi samymi zabawkami, czytać te same książki, nosić ubrania w tych samych kolorach. To może być śmieszne, ale moi znajomi stoczyli walkę z kilkuletnim synem, żeby NIE KUPIĆ mu różowego rowerka, chociaż to jego ulubiony kolor. Bo bali się, że dzieci będą się z niego śmiały.
W ubiegłym tygodniu miałam spotkanie z przedstawicielami stowarzyszeń zajmujących się sprawiedliwym handlem. I w takich Indiach czy niektórych krajach afrykańskich wyrównywanie szans polega na tym, żeby dać dziewczynkom możliwość edukacji, a kobietom - pracy zarobkowej. Bo tradycją jest nie wypuszczanie ich z domu. A jak kobieta nie pracuje, to jest zależna od mężczyzny - może nią poniewierać do woli.
W Afganistanie niedawno sfotografowano kobietę w sukience do kolan i to jest sensacja na cały kraj, chociaż tam jest przecież cholernie gorąco.
I w takich miejscach walczący feminizm jest bardzo potrzebny.
O gender studies nie ma sensu rozmawiać, z kimś, kto o tym słyszał tylko z ambony. Na studiach poznałam setki metodologii - jedne mniej, jedne bardziej precyzyjne, oparte na mniej lub bardziej racjonalnych teoriach. Wszystko to jest bardzo ciekawe, ale zawsze pozwala zbadać tylko pewien wycinek świata. Dlatego dobrze jest znać różne spojrzenia, różne teorie, żeby mieć jak najszerszy obraz z jak największej ilości perspektyw. Ale to jest oczywiście dla ludzi ciekawych świata, którzy nie lubią pełzać w koleinach.
Rheda pisze:
Wtrącę swoje trzy grosze
To nie tak. Gender to coś w rodzaju metodologii nauk humanistycznych, jeśli się mylę, to proszę mnie poprawić. Na przykład bierzesz Hamleta i go analizujesz; możesz w tym celu sięgnąć po strukturalizm, fenomenologię, psychoanalizę, formalizm albo na przykład gender. Za każdym razem wyjdzie ci inna analiza i zapewne inna interpretacja. Jeśli wybierzesz formalizm, skupisz się na przykład na odpowiedzi, dlaczego sceny poważne są mówione wierszem, a komiczne prozą. Jeśli sięgniesz po gender, będziesz się zastanawiać na przykład nad relacją Hamlet-ojciec Hamleta i nad tym, dlaczego bohater buntuje się przeciw obowiązkowi zemsty, jaki spoczywa na synu (synu, nie zaś córce). Albo nad tym, jak kulturowa rola Ofelii jako młodej dziewczyny przyczyniła się do jej samobójstwa. Płeć kulturowa to zbiór wyznaczników płci, jakie ukształtowała kultura. Przykładem na kulturowy wyznacznik kobiety będzie tu, dajmy na to, noszenie sukienki i wrodzona nieśmiałość.
Dokładnie o to chodzi!
Nawet często jest tak, że nie da się czegoś zbadać tylko jednym narzędziem, bo na przykład okazuje się, że w pewnej społeczności dyskryminowane są kobiety, ale tylko czarnoskóre, a potem okazuje się, że chodzi o coś jeszcze innego.
Ja na przykład w pracy dyplomowej o nowych mediach cytowałam i Deborda, który był sytuacjonistą, i Baudrillarda, który był postmodernistą, i McLuhana, który się zajmował komunikacją i feministki, które jak się okazało badały sztukę wideoklipu w kluczu zupełnie niefeministycznym. Żeby mieć pełny obraz musiałam sięgnąć do wielu różnych badaczy, który interesowali się totalnie różnymi aspektami funkcjonowania nowych mediów. I nawet jakiś chrześcijański filozof mi się przyplątał, który bardzo malowniczo pisał o rejestracji. Aaaaa i jeszcze taki koleś, który badał jak się komunikują mątwy.
A to wszystko było mi potrzebne, żeby postawić całkowicie własną tezę