Spokojnie, nie musisz 3 razy powtarzać xd
Słomiany Zapał pisze: ↑14 mar 2018, 19:32
Dlaczego nie nazwałabyś ich mniejszością?
Nie wnikałam, ale demiseksualizm rozumiem jako pociąg seksualny do osoby dopiero po zakochaniu, lub w specyficznych warunkach. Myślę, że to typowe
zachowanie dla naszej szerokości geograficznej i krajów muzułmańskich, gdzie ludzie chodzą ubrani, a pociąg determinuje ilość roznegliżowania. Kobiety w burkach nie są raczej pociągające seksualnie.
Co do reszty to chciałam się zgodzić dopóki nie odniosłeś się do słów króliczki, bo najwidoczniej się nie rozumiemy.
Jako, że ta Fisher bardzo fajnie gada to postanowiłam przeczytać jej książkę i po tej lekturze nadal jestem przekonana, że uczucie jakim jest podniecenie jest związane ze strachem, niepokojem, niepewnością, tajemnicą i ośrodkami odpowiadającymi za doznania seksualne - nie mniej nie więcej. To nie jest cecha wyłącznie zakochania, które według Fisher możemy odczuwać tylko do jednej osoby naraz. Możemy być przywiązani do innych, mogą nas pociągać seksualnie inni, ale nie bzikujemy na punkcie więcej niż jednej osoby. Gdyby to wyżej wymienione uczucie było domeną czystego uczucia wolnego od seksu, jakim chciałoby się nazwać miłość romantyczną, nie prowadziłoby do reakcji genitalnych po błahym telefonie czy zdjęciu twarzy(u mężczyzn badanych przez Fisher uaktywniał się ośrodek odpowiedzialny za
erekcję!!, ale nadal nie te co przy żądzy). Byłoby też niemożliwym czucie tego przy czytania, czy oglądaniu materiałów o treści erotyczno-romantycznej jak i do kilku osób naraz. Sama Fisher piszę, że popęd płciowy możemy odczuwać czytając książkę czy oglądając film. Inne jej słowa zdają się potwierdzać moją hipotezę, bo czymże jest żądza? "Popęd seksualny: potrzeba zaspokojenia. W.H. Auden nazwał go "nieznośnym swędzeniem nerwów". Rzeczywiście, na tym to polega." mówi w swojej prelegencji. Radzę nie doszukiwać się uczucia jak przy grzybicy. To naprawdę nie to. Ponadto, czym innym jest faza pożądania, a czym innym faza pobudzenia stosunku seksualnego.
W jej hipotezie to zakochanie czy nowe ekscytujące zajęcia powodują wzrost testosteronu, czyli żądzy a konkretniej dopamina i neoadrenalina (dlatego podniecamy się np. na rollercoasterze), a więc zakochanie jest nieodłącznie powiązane z seksualnością człowieka, a dodatkowo z jego ukierunkowaniem, dlatego moim zdaniem nawet najbrzydsza osoba w której się zakochamy pobudzi nas bardziej seksualnie niż największe top modelki czy modele.
Nie ważne jest co robisz, trzymasz za rączkę czy patrzysz głęboko w oczy - ważna jest reakcja twojego organizmu i nie ważne, że nie dąży ona do seksu, bo ten seks już się zaczął w Twojej głowie. Na im bardziej trywialną rzecz reagujesz tym pociąg seksualny jest silniejszy.
W dodatku Fisher pisze: "Poezja z całego świata poświadcza żarliwe pragnienie osoby zakochanej, zespolenia się seksualnego z ukochaną ukochanym, inną podstawową cechę miłości romantycznej" lub mówi "główna cecha miłości to pożądanie, chęć bycia razem seksualnie i emocjonalnie". Tłumacz książki też wprost piszę na samym początku, że Fisher nie ma na myśli tylko miłości romantycznej w naszym rozumieniu, a miłość erotyczną. Więc nie nazywajcie romantyzmem czegoś czym on nie jest powołując się na Fisher. Tak samo jak "przygodny seks nie jest całkiem przygodny", tak samo "miłość wyzwala chuć".
Inne badania, na temat miłości macierzyńskiej, a późnego romantyzmu pokazują, że różnica między nimi jest w niepobudzeniu obszarów mózgu odpowiedzialnych za aktywność seksualną, czyli podwzgórza.
Fisher też pisze, że tak samo jak mamy różne libido tak samo nie wszyscy są zdolni się zakochać i z taką samą mocą, ale mając libido i zakochując się ono chcąc nie chcąc ukierunkuję się na osobę w której się zakochałeś.
Wnioski: zakochujące się asy z libido to mit.
Słomiany Zapał pisze: ↑14 mar 2018, 19:32
I w sumie przyszło mi do głowy jeszcze, że może dla asów miłość romantyczna i platoniczna w wydaniu asów to ogromna różnica, ale dla seksualnych może zbyt mała i stąd ten brak porozumienia? Bo w końcu u seksualnych miłość romantyczna a platoniczna z powodu seksualnych rzeczy ogromnie się różni, a tutaj nie ma tych seksualnych elementów. Jak myślicie?
Nieporozumienie tkwi w jednej emocji jaką jest podniecenie i wyżej wymienionym wniosku. Ja od zawsze myślałam, że to się nazywa potocznie impotencją, a nie aseksualizmem. Ktoś się podnieca, ale nie jest pobudzony, lub ma z tym problem, a ja ciągle tu czytam, że ta cielesna przyjemność, dopóki nie jest wyzwalana przez seks/nagość to przecież nic seksualnego.
Miłość platoniczna też może być obsesyjna i tam zależy Ci własnie na atencji, jest ona wolna od cielesnych uciech, jakby to poeta napisał, a w romantycznej na czynach: platonicznie kochasz za nic, nie zazdrościsz - romantycznie wymagasz gestów, jesteś zaborczy. Tak to zawsze rozumiałam jeśli chodzi o naszą polszczyznę.