Mam nadzieję, że nie pojadę za bardzo z offtopem, czy coś.
Nightfall pisze: Zakładam, że sama najlepiej wie kim jest
A ja tak nie zakładam, bo każdy człowiek ma inny stopień samoświadomości, poza tym etykietka nie ujawni mi człowieka. Trzeba trochę więcej porozmawiać i popytać, żeby zyskać obraz jak ktoś funkcjonuje i jak wygląda jego rzeczywistość. Dla mnie to naturalne, nie wyobrażam sobie inaczej komunikować się z drugą osobą, właśnie po to, żeby jej nie skrzywdzić, wsadzając w szufladę.
Nightfall pisze: sporo osób z stąd próbowało związków as-nie as i to zwyczajnie nie wychodziło, a obydwie strony kończyły zranione po dłuższym lub krótszym czasie
Tyle powodów, ile zerwanych związków. Sporo to nie wszyscy, a jeden człowiek drugiemu nierówny. Poza tym, ja wychodzę z założenia, że to cholernie przykre i niepotrzebne, jeśli osoba powołuje się na cudze nieszczęścia i przez to uważa, że coś także jej nie wyjdzie. Przecież ani osoby aseksualne, ani osoby "seksualne" nie są Borg czy innym Phalanx
Nightfall pisze:Osoba aseksualna w takim związku czuje się źle, bo druga polowa napiera na kontakty seksualne
Osoba "seksualna" która ma odbywać stosunek pod przymusem też czułaby się źle.
Gdybym ja tu miała generalizować, to zadałabym następujące pytanie. Jeśli aseksualizm oznacza brak potrzeb seksualnych i brak pociągu seksualnego do jakiejkolwiek płci, a osoby aseksualne pragnące bliskiego związku mają zapotrzebowanie na dotyk partnera (np. pocałunki) to czemu czynności seksualne budzą ich agresję (przejaw tak destrukcyjnej niechęci, że w efekcie unicestwia intymność w związku)? Seks przecież nie służy jedynie rozładowaniu napięcia seksualnego i zaspokojeniu potrzeb seksualnych, ale budowaniu więzi z partnerem, którego się kocha, jest fenomenem przyjemności fizycznej, ale także głębokich doznań psychicznych. Co ma więc piernik do wiatraka? Anthony Bogaert, który zajmuje się problematyką aseksualizmu, pisał, że badane osoby aseksualne odpowiadały, że uprawiają seks m.in. jedynie po to, żeby zadowolić partnera. Więc co, nagle aseksualizm okazuje się wyjałowieniem z uczuć, emocji, zaburzeniem funkcji poznawczych albo patologią cielesną? No na boga, przecież to nie jest choroba fizyczna, czy psychiczna. Pomijając problemy metodologii, może źródło odpowiedzi leżało po prostu w tym, że związek nie był zdrowy? Albo osoby posiadały własne, nierozwiązane problemy które na niego rzutowały?
To pytanie to oczywiście ilustracja, ponieważ ja wierzę, że orientacja osoby (np. aseksualizm) to jedno, a jej postawa względem seksu to drugie. Poglądy oraz zaburzenia emocjonalne są rzeczą możliwą do zmiany, jeśli tylko pragnie tego sam zainteresowany, np. dlatego, że przyczyniają się do jego cierpienia, pogorszenia jakości funkcjonowania na co dzień. Chyba same osoby aseksualne zgadzają się, że antyseksualizm lub lęk przed bliskością to nie są cechy pierwotne aseksualizmu, tylko wtórne, modyfikowalne.
Dlatego też:
Nightfall pisze:biologicznosci, która wywiera tak duży wpływ, nie przeskocza
Nie można mówić o związku as+nieas na poziomie ogółu, bo to robi więcej krzywdy, niż pożytku i raczej przyczynia się do demonizowania tej całej "biologiczności" i seksu. Podkreślam przez to, że jest wiele sposobów na intymność i że warto się zastanowić co się czuje, czego się chce, dlaczego tak, a nie inaczej. Bo może dana osoba boi się tak naprawdę właśnie tego przymusu i wyobraża sobie, że będzie w jakimś wielkim obowiązku sprostać nie wiadomo jak nieugiętym potrzebom partnera? Nie byłoby później dziwne, że z tego przerażenia uciekłaby najchętniej od wszelkiej bliskości, wyrządzając cierpienie i sobie i temu partnerowi, który zdaje się, że nierzadko nawet nie rozumie całej sytuacji.
Nie urodziłam się wczoraj, żeby wciskać autorce jakieś niestworzone bajki na temat relacji międzyludzkich. To po prostu inna perspektywa spojrzenia na tego typu problemy, można ją wziąć pod rozwagę lub nie.