W ideologii gender nie podoba mi się jedna rzecz: "Genderyści" omawiają sprawy płci, zupełnie ignorując nauki biologiczne. Nie da się rozerwać obrazu w muzeum na drobne kawałki, żeby znaleźć element piękna. Tak samo nie da się mówić o kwestiach płciowych bez genetyki, medycyny, cytologii, biologii rozwoju itp. Tymczasem zwolennicy ideologii gender zachowują się tak, jakby uwarunkowanie kulturowe decydowało o wszystkim.
Tymczasem wykonywano już eksperymenty polegające na dokładnie jednakowym wychowywaniu dziewczynek i chłopców. Okazywało się, że w pewnym momencie ujawniały się cechy tradycyjnie przypisywane jednej i drugiej płci i wychowanie w żaden sposób nie mogło tego zmienić. W sumie to logiczne - przede wszystkim, pewne cechy są uwarunkowane genetycznie, więc żadne wychowanie świata tego nie zmieni. Poza tym, mężczyźni i kobiety są zbudowani inaczej i odgrywają nieco inne role w procesie rozmnażania i wychowania, co siłą rzeczy musi prowadzić do pewnego zróżnicowania się cech.
Co jednak nie znaczy, że kobiety nie mogą sprawdzić się w zadaniach "męskich" i vice versa. Kobiety na przykład świetnie sprawdzają się jako policjantki (i wcale nie w roli kierujących ruchem!) czy żołnierki. Są tacy, których śmieszy widok kobiety w mundurze i z karabinem w rękach. Do czasu, aż zrozumieją, że kobiety wiedzą, że są postrzegane jako mniej wartościowe w tej roli, więc starają się o wiele bardziej, co w praktyce czyni je znacznie groźniejszymi przeciwnikami.
Ciekawym przypadkiem są dziewczyny, które w wieku młodzieńczym przejawiają ewidentnie "męskie" cechy, jak skłonność do zabaw siłowych, rozrabiania, ubierania się w męskie ciuchy. Słowem - zachowują się zupełnie jak chłopcy, a z innymi dziewczynami nawet nie zawsze umieją i chcą się dogadać. Zjawisko to zauważono wieki temu; to ma nawet swoją nazwę w każdym chyba języku świata. U nas mówi się na takie dziewczyny "chłopczyce", w krajach anglojęzycznych - "tomboys". Co ciekawe - chłopczyce, gdy dojrzeją, często porzucają "męskie" zachowania, jednak parę rzeczy zawsze zostaje: Są bardziej zdecydowane, śmiałe, nie boją się ryzyka i częściej dostają to, czego chcą. Aha, i rzadko pozwalają się zdominować mężczyźnie w związku. Najciekawsze, że do dzisiaj nie wiadomo, skąd się to bierze. Na pewno nie z wychowania, bo to od wychowania zupełnie nie zależy. Prawdopodobnie to więc kwestia genów, co znów dowodzi, że nie da się mówić o kwestiach płciowych w oderwaniu od nauk biologicznych, jak uparcie próbują to robić zwolennicy ideologii gender.
A sam postgenderyzm? Szczerze mówiąc, zakrawa mi to na połączenie ideologii gender z jakąś odmianą New Age. I również szczerze mówiąc - zupełnie nie potrafię znaleźć podstaw dla takiego sposobu myślenia.
o znaczy, że jeśli masz waginę, to powinnaś być delikatna, wrażliwa, uległa i grzeczna, a najlepiej lubić sukienki i kolor różowy (oczywiście groteskowo upraszam sprawę, ale takie uproszczenia służą jasności wyjaśnienia). Jeśli masz penisa, to nie powinieneś płakać, za dzieciaka powinieneś być niegrzeczny i żądny przygód i tak dalej i tak dalej.
Za taki stan rzeczy w znacznej mierze odpowiadają same kobiety. Z jednej strony mówi się o tym, że takie przyporządkowanie jest złe, a z drugiej, jak przychodzi co do czego, to "męski" mężczyzna nie ma problemów ze znalezieniem partnerki, bo same Panie twierdzą, że szukają faceta, który nie zapomniał, jak to jest być facetem. I nie, nie mam tu na myśli tego, że ma być brutalnym i chamskim samcem alfa - po prostu chodzi o to, że ma być np. zdecydowany, śmiały, dominujący... I jakoś dziwnie spełniającym te ideały zawsze okazuje się mężczyzna spełniający typowo "męskie" cechy.