Ja jestem aseksualny w tym sensie, że nie chcę brać udziału w penetracji.
Raz, że mnie do tego jakoś specjalnie nie ciągnie, a dwa, że brzydzę się:
Penetracją
Genitaliami
Tym, co lepkie, obślizgłe i brudne
Owszem, odnajduję w sobie malutką część, która by pewnie tego chciała, ale:
Raz, że jest to mikroskopijna część mnie.
Dwa, że jest to egoistyczna i bezwzględna część mnie, która chciałaby rozładowywać swoje frustracje poprzez zawładnięcie drugą osobą.
Trzy, że jest to dla mnie podobny mechanizm jak obżeranie się.
Nie utożsamiam się z tą częścią. Jeśli mam klarowny wybór między pójściem na łatwiznę i pofolgowaniem swoim zachciankom (jakie by one nie były) lub zachowanie zgodne z moimi wyższymi ideałami i w ten sposób wzmocnienie swojej woli, to (z reguły) wolę wybrać to drugie, bo krótkie chwile i tak przeminą, a długofalowa inwestycja mi się na dłuższą metę bardziej opłaca. (Oczywista oczywistość)
Jest też we mnie pewna niewielka ciekawość - bo mam w sobie taką eksperymentatorską część, która rozważa próbowania różnych nowych rzeczy. Ale jest to w moim przypadku w tej kwestii pomijalnie słabe. Mam lepsze rzeczy do roboty
Mam też lepszą wizję związku niż związek - fuj - seksualny. I w pewnym sensie najpiękniejsze moje relacje z dziewczynami to były właśnie te, w których najbardziej się kontrolowałem by nie wchodzić nawet w erotyczne ("uprzedmiotawiające") fantazje. Takie folgowanie sobie w "uprzedmiotawiających" fantazjach moim zdaniem kłóci się z szacunkiem, co uniemożliwia lub przynajmniej utrudnia stworzenia moim zdaniem prawdziwie pięknej relacji.