Praca idealna

Masz ochotę pogadać o czymś innym? Oto miejsce!
LACORUNA
mASełko
Posty: 133
Rejestracja: 30 wrz 2008, 12:29
Lokalizacja: GDYNIA

Praca idealna

Post autor: LACORUNA »

Ostatnio troszke bylo na temat pracy, a jako, że przechodzi mi przez mysl zmiana a nawet zmiana branzy, interesuje mnie ten temat ;-)

Dlatego chcialabym sie spytac o Wasza wymarzona/idealna prace ( a moze Wasza obecna - tych ktorzy pracuja - jest zblizona do takowej...)

Cży wolicie zdobywac kolejne szczeble kariery, pracowac na coraz wyzszych stanowiskach :kierowniczych, dyrektorskich, mnozyc zera na koncie... Ale jednak kosztem czasu wolnego, innych zainteresowan... Czy jednak bezpieczna, np. panstwowa posada z niewyczerpujaca iloscia godzin w tygodniu, ale za to spokojnymi weekendami itp. ( ale tez mniejsza mozliwoscia zdobywania drogich dobr, samochodow, domow, egzotycznych wojaży ...)
Innymi slowy - czy praca w duzej firmie, wyscig szczurow, prestiz, posada itp. bardziej przemawia do Was czy raczej spokojne zycie z wieksza iloscia czasu na zycie prywatne a moze i nawet bez wspomagaczy ( ktore jakoby towarzysza pracownikom duzych korporacji..??)
Na co zwracacie najbardziej uwage - stanowisko, wolne weekendy,czas dojazdu do miejsca pracy, pensja, awanse...?
A moze ktos z Was jest pracoholikiem i w ten sposob probuje stlumic inne dziedziny zycia, albo po prostu lubi swoja prace...
Czy szukac tej wymarzonej, dążyć do zdobycia takiej ktora da nam satysfakcje, czy raczej probowac dopasowac sie do tej mniej ''idealnej'... Jak to wyglada u Was ? :)
Gość

Post autor: Gość »

u kazdego inaczej jest;)
ja daze do dajacej satysfakcje przede wszytskim

i pieniadze ;)
coz jedno jest zycie a swiat chce zwiedzic;)
Agnieszka
ninjAS
Posty: 2626
Rejestracja: 10 sie 2005, 16:38

Re: Praca idealna

Post autor: Agnieszka »

Ja robię teraz to, co lubię i warunki odpowiadają mi na tyle, że pokuszę się o nazwanie mojej pracy idealną ;) Super hiper byłoby, gdybym wygrała w totolotka i nie musiała robić nic, no ale pomarzyć piękna rzecz, a rzeczywistość sobie :D

Zdecydowanie nie nadaję się do pracy w korporacji, do wspinania się po szczeblach kariery, planowania rozwoju zawodowego i rywalizowania z innymi ludźmi. Nie ten typ ze mnie :P Lubię spokój, pracę na swoich warunkach, pewnego rodzaju niezależność, ale z drugiej strony niezbyt dużą odpowiedzialność. Mam tyle szczęścia, że finanse też mi odpowiadają, więc pozostaje tylko się cieszyć. Właściwie tak czy siak nie mam wygórowanych wymagań, jeśli o pieniądze chodzi - gdybym miała, to pewnie zrobiłabym uprawnienia biegłego rewidenta, żeby kosić po 20-30 tysięcy miesięcznie, ale aż tyle kasy nie jest mi potrzebne ;P

Ogólnie jestem zadowolona ze swojego życia zawodowego, bo:
- to mój własny biznes, więc cokolwiek zarobię, jest moje - tylko i wyłącznie ode mnie zależy, ile firm będę rozliczać, czy dam radę czasowo, czy nie,
- biuro mam w domu, więc nie ma konieczności wychodzenia o określonej porze po to tylko, żeby siedzieć gdzieś na tyłku od 8 do 16; jak mi się nie chce pracować, to siedzę sobie w piżamie, piję zieloną herbatę i oglądam film :P
- jak jestem chora, zmęczona albo po prostu nie mam chęci do pracy, nie muszę się nikomu tłumaczyć, brać zwolnień itp. - pracuję wtedy, kiedy mi to pasuje,
- nie jestem ograniczona 26 dniami urlopu rocznie - ostatnio z ciekawości zapisywałam sobie, ile czasu w miesiącu poświęcam pracy i wyszło na to, że co miesiąc mam dwa tygodnie urlopu, co daje 168 dni urlopu rocznie :mrgreen:

Są pewnie jakieś tam wady, ale akurat teraz nie przychodzą mi do głowy - jak sobie przypomnę, to coś napiszę na ten temat. Ogólnie rzecz biorąc mam za sobą pracę zarówno na podstawie stosunku cywilnoprawnego, umowy o pracę jak i w ramach własnej działalności i akurat w mojej branży działalność gospodarcza to najlepsze rozwiązanie. Dodatkowo wbrew pozorom księgowość jest dość ciekawa, o ile ma się do czynienia z różnymi podmiotami - więc w tym względzie też jestem do przodu - nie mogłabym chyba pracować w dziale księgowości jakiejś jednej firmy, gdzie dzień w dzień, miesiąc w miesiąc wklepywałabym wyciągi bankowe albo rozliczałabym tylko podróże służbowe. Mam klientów działających w różnych branżach, praktycznie przegląd większości zagadnień księgowo-podatkowych, kadrowych, ubezpieczeniowych itp., więc z samorealizacją też dobrze stoję.
Krótko mówiąc jest si ;) Założenie biura rachunkowego było chyba jedną z moich najlepszych decyzji w życiu :P
Awatar użytkownika
dziwożona
tłumok bezczASowy
Posty: 1940
Rejestracja: 29 lut 2008, 20:29
Lokalizacja: z bagien i uroczysk
Kontakt:

Post autor: dziwożona »

Cóż, jestem już za stara na wyścig szczurów. Niech się za to biorą świeżynki po studiach. A czy żałuję, że kiedyś nie wykorzystałam swojej szansy? Nauczyłam się w życiu niczego nie żałować, ale czasami myślę, co by było gdyby... Może dziś nie byłabym znerwicowaną nauczycielką, której obce osoby w pociągu, z dobroci serca ofiarowują tabletki na uspokojenie? Może nie trzepałaby mną dzisiaj nerwy, może byłabym szczęśliwą, spełnioną zawodowo kobietą, która zarabia na swoje utrzymanie, a nie z lękiem myśli, co elita rządząca nam zaserwuje?
Pozdrawiam klasę pracującą
dziwożona
Seks należy tępić, gdyż z niego biorą się dzieci - źródło naszej nieustającej, pedagogicznej udręki.
Awatar użytkownika
camellia
ciAStoholik
Posty: 355
Rejestracja: 21 maja 2007, 23:27

Post autor: camellia »

dziwożono, znerwicowana nauczycielko, przecież na każdym kroku słychać, że nauczyciele mają tyyyyyyle wolnego, a na domiar złego jakimś dziwnym prawem domagają się podwyżek. I oczywiście NIC na co dzień nie robią, nie? Pytam więc, jakim cudem nabawiłaś się nerwicy, ja nie wiem...

A teraz poważniej: ja pracuję w szkole stosunkowo krótko, a już odczuwam skutki wielkiego stresu. Pewnie niedługo zaczną się odzywać u mnie wrzody żołądka, ale co tam! Dobrze, że mieszkam z rodzicami, bo z tej "wielkiej" pensji, którą otrzymuję, będę mogła część przeznaczyć na leczenie :mrgreen: Pomijam już fakt, że praktycznie dzień w dzień siedzę do późnego popołudnia nad stertą papierów (nie tylko sprawdzianów), więc kręgosłup też mi powoli wysiada. Życia prywatnego nie mam w ogóle. Pewnie za bardzo się wszystkim przejmuję. Mimo iż wiem, że z dzieciarami jakoś się dogaduję i wiedzę w miarę jasno przekazuję, nienawidzę tej pracy. Niestety, jestem ograniczona chyba, bo nie widzę siebie w innym zawodzie.

Moja ciotka na przykład pracuje w prywatnej przychodni, a dokładniej w rejestracji. Stale tylko narzeka, biadoli, a tak naprawdę nie wiem, o co jej chodzi. Za każdym razem, kiedy jestem zmuszona odwiedzić jej miejsce pracy, widzę, jak spija sobie kawkę i urządza dyskusje ze swoimi koleżankami. Miła atmosferka tam panuje, spokój, cisza. Żyć nie umierać dosłownie. Z drugiej strony: czy taka robota dawałaby mi satysfakcję? Chyba raczej nie...

No cóż, zobaczę, jak się dalej życie potoczy i jak długo wytrzymam w szkole. W tym roku mam umowę tylko na czas określony, więc może problem sam się rozwiąże. Na bezrobociu jeszcze głośniej i intensywniej będę płakała :diabel:
Panie, co oznacza to, czym mnie doświadczasz...
Awatar użytkownika
Koni
bASałyk
Posty: 717
Rejestracja: 10 sie 2008, 21:42
Lokalizacja: Wolne Miasto Gdańsk

Post autor: Koni »

Dla mnie chyba nie ma idealnej pracy. Jestem śmierdzącym leniem i gdybym wygrała/dostała/wyczarowała dużo kasy, to wsadziłabym je na konto i żyła z procentów.
"This is not about sex
We all know sex sells and the whole world is buying..."

Ceterum censeo Carthaginem delendam esse.
Awatar użytkownika
Blv.
ananAS
Posty: 358
Rejestracja: 2 lut 2008, 17:27
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Blv. »

Studiuję na kierunku, który daje mi wysokie szanse na znalezienie dobrej pracy - tylko co z tego, skoro wcale nie chcę w branży pracować ;). Od dawien dawna wyobrażam sobie siebie przede wszystkim jako muzyka łamane przez pisarza, co nijak się nie ma do mojego bardzo ścisłego kierunku studiów. Studia właściwie traktuję jako okres próbny przed "prawdziwym" dorosłym życiem i czas na naukę własną, napisanie pierwszej powieści itp. Ponadto mam małe marzenie - chciałbym kiedyś mieć małą, kameralną kawiarenkę, ale raczej na to nie liczę.
Z drugiej jednak strony, będę zadowolony jeśli skończę po prostu w niezłej, satysfakcjonującej pracy, niekoniecznie będącej spełnieniem moich marzeń. Chyba po prostu nie wymagam wiele od życia. Ale perspektywa życia z procentów też wydaje się całkiem niezła ;).
Agnieszka
ninjAS
Posty: 2626
Rejestracja: 10 sie 2005, 16:38

Post autor: Agnieszka »

camellia pisze:Moja ciotka na przykład pracuje w prywatnej przychodni, a dokładniej w rejestracji. Stale tylko narzeka, biadoli, a tak naprawdę nie wiem, o co jej chodzi. Za każdym razem, kiedy jestem zmuszona odwiedzić jej miejsce pracy, widzę, jak spija sobie kawkę i urządza dyskusje ze swoimi koleżankami. Miła atmosferka tam panuje, spokój, cisza. Żyć nie umierać dosłownie.
Wiesz, może te powody do narzekań pojawiają się, jak nie odwiedzasz ciotki ;) Pewnie najwięcej zgryzot przysparzają w rejestracji upierdliwi pacjenci (nawet w prywatnych przychodniach tacy się zdarzają) xD
Koni pisze:Dla mnie chyba nie ma idealnej pracy. Jestem śmierdzącym leniem i gdybym wygrała/dostała/wyczarowała dużo kasy, to wsadziłabym je na konto i żyła z procentów.
Ha ha, też mam takie plany :P Przy tej ostatniej zgrabnej kumulacji (40 milionów) już miałam wydany 1 milion, a resztę podzieloną na różne konta w różnych bankach, żeby żyć z odsetek :P No ale co robić, jak się nie ma szczęścia w grach losowych... (a specjalnie użyłam trzech różnych metod do ustalenia numerków, jakie chcę skreślić xD)
Awatar użytkownika
camellia
ciAStoholik
Posty: 355
Rejestracja: 21 maja 2007, 23:27

Post autor: camellia »

Agnieszka pisze: Wiesz, może te powody do narzekań pojawiają się, jak nie odwiedzasz ciotki ;) Pewnie najwięcej zgryzot przysparzają w rejestracji upierdliwi pacjenci (nawet w prywatnych przychodniach tacy się zdarzają)
Oczywiście, że się zdarzają. Tylko widzisz, tacy upierdliwi ludzie przychodzą do tej czy innej przychodni raz na jakiś czas i tak naprawdę to rejestratorka i lekarz mają nad nimi jako taką "władzę". Innymi słowy: mi taki pacjent nie zszargałby nerwów, nawet gdyby przybył i zrobił mi awanturę z jakichś wyimaginowanych powodów. Tymczasem w szkole to rodzicom i uczniom oddano władzę i to my, nauczyciele, musimy się ze wszystkiego tłumaczyć i nadskakiwać dzieciom, które mają wszystko w głębokim poważaniu. I jeszcze mam do czynienia z tymi dziećmi każdego dnia, czy mi się to podoba, czy nie. Może w szkołach średnich jest troszkę inaczej, ale podstawówka i gimnazjum, porażka. Intensywnie myślę nad zmianą pracy.
Panie, co oznacza to, czym mnie doświadczasz...
Awatar użytkownika
dziwożona
tłumok bezczASowy
Posty: 1940
Rejestracja: 29 lut 2008, 20:29
Lokalizacja: z bagien i uroczysk
Kontakt:

Post autor: dziwożona »

Camellio, nikt nie potrafi zrozumieć nauczyciela, jak drugi nauczyciel.
Trzymaj się, koleżanko.
Dziwożona
Seks należy tępić, gdyż z niego biorą się dzieci - źródło naszej nieustającej, pedagogicznej udręki.
Awatar użytkownika
Zixxar
głuptAS
Posty: 496
Rejestracja: 28 kwie 2008, 19:32
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Zixxar »

Moja Mama także była nauczycielką, języka polskiego, jakoś dotrwała do emerytury. Dziewczyny nie załamujcie się, wy także dacie radę! :) :ciasto:

Pzdr,

Zixx
Musisz zadać sobie jedno, bardzo ważne pytanie: "Co pragniesz w życiu robić... i zwyczajnie zacznij to robić..."
LACORUNA
mASełko
Posty: 133
Rejestracja: 30 wrz 2008, 12:29
Lokalizacja: GDYNIA

Post autor: LACORUNA »


- to mój własny biznes, więc cokolwiek zarobię, jest moje - tylko i wyłącznie ode mnie zależy, ile firm będę rozliczać, czy dam radę czasowo, czy nie,
- biuro mam w domu, więc nie ma konieczności wychodzenia o określonej porze po to tylko, żeby siedzieć gdzieś na tyłku od 8 do 16; jak mi się nie chce pracować, to siedzę sobie w piżamie, piję zieloną herbatę i oglądam film Razz
- jak jestem chora, zmęczona albo po prostu nie mam chęci do pracy, nie muszę się nikomu tłumaczyć, brać zwolnień itp. - pracuję wtedy, kiedy mi to pasuje,
- nie jestem ograniczona 26 dniami urlopu rocznie - ostatnio z ciekawości zapisywałam sobie, ile czasu w miesiącu poświęcam pracy i wyszło na to, że co miesiąc mam dwa tygodnie urlopu, co daje 168 dni urlopu rocznie
To naprawde brzmi jak praca idealna :)

gdybym wygrała/dostała/wyczarowała dużo kasy, to wsadziłabym je na konto i żyła z procentów.
Jestem za :)
nauczyciele mają tyyyyyyle wolnego, a na domiar złego jakimś dziwnym prawem domagają się podwyżek. I oczywiście NIC na co dzień nie robią, nie?
Moja mama takze jest nauczycielka, wiec mialam okazje poznac ten zawod od drugiej strony... Chyba zawsze wracala zdenerwowana z pracy, musiala jakos odreagowac ( inna sprawa, ze nalezy do osob dosc nerwowych i porywczych, co nie sprzyja raczej w tym zawodzie...)
Pamietam nadgodziny spedzane na sprawdzaniu klasowek, ukladaniu pytan na nowe, wypelnianie dziennika, zebrania, rady,rozne kolka pozalekcyjne,szkolenia... to napewno nie jest praca ''tylko'' na 20 godzin tygodniowo...A wakacje przez 2 miesiace to tez raczej mit- jakies rady pedagogiczne zaczynaly sie juz bodajże w polowie sierpnia albo i szybciej... Praca zdecydowania nie dzialajaca na korzysc nerwow...
Awatar użytkownika
dziwożona
tłumok bezczASowy
Posty: 1940
Rejestracja: 29 lut 2008, 20:29
Lokalizacja: z bagien i uroczysk
Kontakt:

Post autor: dziwożona »

W kwestii zawodu nauczyciela zgadzam się z projektami rządowymi. Nieroby niech się wezmą do roboty, niech etat wynosi nie osiemnaście godzin pedagogicznych plus dwadzieścia dwie niepedagogiczne, ale czterdzieści plus kolejne czterdzieści na sprawdzanie sprawdzianów, klasówek, a i tak 1250 dla nauczyciela kontraktowego to za duże płace. Obniżyłabym lewusom do 800.
Kiedyś zawód nauczyciela miał autorytet, teraz jesteśmy nikim.
Seks należy tępić, gdyż z niego biorą się dzieci - źródło naszej nieustającej, pedagogicznej udręki.
Awatar użytkownika
urtika
sASanka
Posty: 2427
Rejestracja: 27 maja 2008, 21:06

Post autor: urtika »

camellia pisze: Może w szkołach średnich jest troszkę inaczej, ale podstawówka i gimnazjum, porażka. Intensywnie myślę nad zmianą pracy.
Może w renomowanych ogólniakach jest inaczej. Szkoły średnie innego typu, np. technikum, to też porażka. Cieszę się, że już tam nie uczę. :D
Quirkyalone
Agnieszka
ninjAS
Posty: 2626
Rejestracja: 10 sie 2005, 16:38

Post autor: Agnieszka »

LACORUNA pisze:

- to mój własny biznes, więc cokolwiek zarobię, jest moje - tylko i wyłącznie ode mnie zależy, ile firm będę rozliczać, czy dam radę czasowo, czy nie,
- biuro mam w domu, więc nie ma konieczności wychodzenia o określonej porze po to tylko, żeby siedzieć gdzieś na tyłku od 8 do 16; jak mi się nie chce pracować, to siedzę sobie w piżamie, piję zieloną herbatę i oglądam film Razz
- jak jestem chora, zmęczona albo po prostu nie mam chęci do pracy, nie muszę się nikomu tłumaczyć, brać zwolnień itp. - pracuję wtedy, kiedy mi to pasuje,
- nie jestem ograniczona 26 dniami urlopu rocznie - ostatnio z ciekawości zapisywałam sobie, ile czasu w miesiącu poświęcam pracy i wyszło na to, że co miesiąc mam dwa tygodnie urlopu, co daje 168 dni urlopu rocznie
To naprawde brzmi jak praca idealna :)
Rzecz jasna są momenty, kiedy nie jest zbyt różowo, ale i tak grzechem byłoby narzekać.
Generalnie nie przepadam za sytuacjami, kiedy klienci próbują obciążyć mnie zadaniami niewchodzącymi w zakres usług, jakie wynikają z umowy, a czasami bywa tak, że oczekują, że będę ich niańczyć również w sprawach niezwiązanych z księgowością. No i musiałam ich nauczyć, że nie dzwoni się do księgowej po 16:00 oraz w dni wolne typu soboty, niedziele czy święta (jak ktoś jest niereformowalny to nie odbieram telefonu po prostu - w końcu kto powiedział, że ja cały wolny czas muszę spędzać w domu? :mrgreen: )
camellia pisze:Tymczasem w szkole to rodzicom i uczniom oddano władzę i to my, nauczyciele, musimy się ze wszystkiego tłumaczyć i nadskakiwać dzieciom, które mają wszystko w głębokim poważaniu. I jeszcze mam do czynienia z tymi dziećmi każdego dnia, czy mi się to podoba, czy nie. Może w szkołach średnich jest troszkę inaczej, ale podstawówka i gimnazjum, porażka. Intensywnie myślę nad zmianą pracy.
Akurat mnie nie musisz przekonywać, że praca nauczyciela to zajęcie niewdzięczne. ;) Jedno tylko mnie zastanawia - wprawdzie jak chodziłam do szkoły podstawowej czy średniej, zdarzały się różne incydenty z udziałem uczniów, typu "jak mnie pan nie puści do toalety, to nasikam do filodendrona", ściąganie majtek kolegom czy walenie koleżanek granitem w głowę (drugoroczny testował twardość mojej głowy na fizyce, ale po lekcjach ręcznie mu wytłumaczyłam, że wprawdzie jestem niższa i młodsza, ale niekoniecznie słabsza), ale przeważnie wobec nauczyciela uczniowie odczuwali jakiś tam szacunek i jak sobie pomyślę, że któryś z kolegów z klasy miałby chamsko odezwać się do polonistki w podstawówce, to... jakoś nie umiem sobie tego wyobrazić xD Kobieta by chyba wybuchła (i w przenośnym, i w dosłownym tego słowa znaczeniu xD).
ODPOWIEDZ