Tylko jest problem ze my mamy gorzej bo musimy czekac na druga polowe (czy to szukajac czy zostawiajac to samemu sobie az sie pojawi), a seksualni lacza sie caly czas i przezywaja.
To mnie BOLI!
Ja nie przezywam bo nie czuje nic... Slysze na okolo jaki ze mnie przystoijny i etc. same pierdoly...
Tylko to po mnie splywa.....
. Mam swiadomosc tego ze ktos jest dla mnie i ze wtedy mam cos zrobic jesli z kims chce. Ok. Ale polowka jest jedna a zycie choc jedno to dlugie....
.
Moze trudniej moze latwiej seksualnym w zwiazkach ktore nie sa im przeznaczone bo cos czuja.... Zakceptowalem to ze to "czucie" jest mi obojetne nie wykluczajac uczuc jak milosc ale.... jest ale...
Brak tego zasklepia mnie w stagnacji
. Powoduje ze umysl tylko dziala analizuje wybiera i podejmuje decyzje lecz tego czegos brak by dzialanie bylo sprawniejsze...
Moge sprobowac zawsze z kazda osoba tylko co z tego gdy to bedzie plytkie oparte na przyjazni...
To "cos" co maja seksualni jest na poczatku zwiazku po tym albo zwiazek sie rozpada albo wspolne zycie zamienia sie w milosc prawdziwa
.
Ernest napisal ze jego nastroj jest posrodku u mnie praktycznie wszystko, co prowadzi do obojetnosci i tak zwanej ozieblosci
.
beebep
Wmawianie ze singiel i tak dalej, ale czy mamy latwy start w zakladaniu zwiazkow z kims? Musi to byc milosc prawdziwa inaczej mezczyzni/kobiety beda tylko znajomymi
. Niczym wiecej....
Spotkam mila osobe ladna nawet zgodna ze mna wrexz taka jaka chce ale co z tego gdy tylko mi dobrze sie z nia rozmawia i .. tyle....
. Osoby seksualne by dalej ten temat rozwinely ja bym skonczyl na znajomosci nawet nie myslac i nie marzac ze ta osobe chce....
Martwi mnie ta obojetnosc i widzenie dziewczyn/kobiet tak samo czyli nie widzenie szczegolikow i zachwycania sie nimi tracenia dla nich glowy
. Cale wlasnie zycie minie mi z powodu obojetnosci na obie plcie
, na pracy, codziennych zajeciach, a zadnych sytuacji nie wykorzystam bo... obojetnie podchodze...