Szukanie sensu tego wszystkiego...
-
- łASuch
- Posty: 194
- Rejestracja: 13 lip 2009, 08:48
- Lokalizacja: Gdzieś z ciemności otoczającej Twój umysł
Sens życia dla każdego może być czymś innym.Nie ma co się napinać,szukanie sensu,jest bezsensu
Ostatnio zmieniony 1 sie 2009, 23:25 przez Kacha, łącznie zmieniany 1 raz.
"Oto moja ostatnia wola (...) Chcę,aby pochowano mnie żywą"
Nad czym się tu zastanawiać? Wielkie Pytanie dotyczące Życia, Wszechświata i Całej Reszty zostało zadane przez wybitnie inteligentne istoty z innego wymiaru specjalnie na tę okazję skonstruowanemu komputerowi, który nazywał się Głęboka Myśl. Po zapoznaniu się z pytaniem, oznajmił on, że w celu uzyskania dokładnej odpowiedzi, muszą poczekać 7,5 miliona lat. Po długich obliczeniach i sprawdzaniu wszystkich możliwych aspektów, Głeboka Myśl udzielił odpowiedzi, dotyczącej Życia, Wszechświata i Całej Reszty.
Brzmi ona 42.
A jesli nie rozumiecie odpowiedzi, to znaczy, że źle zadaliście pytanie
Brzmi ona 42.
A jesli nie rozumiecie odpowiedzi, to znaczy, że źle zadaliście pytanie
Człowiek-Redaktor czyli mój fanpage
Tak mi się wydaje, że tekst akurat do tego tematu
http://www.eioba.pl/a128813/graale_naszych_czasow
http://www.eioba.pl/a128813/graale_naszych_czasow
Turysta-człowiek pętający się po szlakach w poszukiwaniu jedzenia
Na temat sensu życia mam póki co dosyć jednoznaczne stanowisko. Przytoczę może to co napisałem jakiś czas temu na innym forum w , który był o Bogu:
Jak się mówi o Bogu i religiach to automatycznie nasuwa się pytanie na temat sensu życia w tym takim najbardziej spektakularnym znaczeniu. Religie mają swoje odpowiedzi na temat ostatecznego sensu, a ja mam takie o to przemyślenia na ich temat.
Najpierw chciałbym sie uporać z definicją pojęcia "sens życia". W wikipedii piszą ta:
Sens życia – istota i cel ludzkiej egzystencji, powołanie człowieka, to, co uzasadnia trud życia i czyni je wartym przeżycia.
Od razu powiem , że mam problem ze zrozomieniem tej definicji, w sumie to chyba w ogóle jej nie rozumiem. Jak dla
mnie według tej definicji za sens życia można przyjąć cokolwiek, nawet wypicie piwa. A mi chodzi o coś wielkiego, bo wyrażenie "sens życia" brzmi doniośle , doniosłe są także sensy życia według różnych religii, np. katolickiej w której idzie się do nieba, to jest coś spektakularnego, coś co zadowala człowieka we wszystkich aspektach jego istnienia, na każdego w niebie czeka spełnienie wszelkich jego marzeń i potrzeb. To faktycznie brzmi sensownie na pierwszy rzut oka. Dlatego ja też szukam takiego sensu życia, który byłby czymś doskonałym, bo chyba tak należy rozumieć sens życia, jako jakąś bliżej nieokreśloną doskonałość, którą miałby człowiek osiągnąć. Trzeba by się zastanowić jak ta doskonałość miałaby wyglądać i jakie są jej cechy, ale może wcale nie będę musiał tego robić, bo być może wkopałbym się w ciąg coraz to kolejnych coraz bardziej fantastycznych i abstrakcyjnych pojęć, który niekoniecznie musiałby się skończyć bez popadnięcia w paradoks. Dlatego też zacznę od fundamentu i postaram się odpowiedzieć jakie ogólne warunki muszą być spełnione, żeby w ogóle móc powiedzieć , że "sens życia" w jego najgłębszym , najdonioślejszym wymiarze może istnieć.
Na początek przychodzi mi do głowy , że żeby moje życie czy życie kogokolwiek miało sens , to muszę w jakiś sposób istnieć żeby ten sens realizować. Wiadomo, że każdy umrze, więc tu pojawia się pierwszy problem. Jeśli giniemy w taki sposób, że nas samych po śmierci nie ma, nie ma żadnej duszy , nic , po prostu nas nie ma, to nasza rola się skończyła i my , nasze jestestwo , nasza świadomość w żaden sposób nie realizuje żadnego sensu życia. Nicość nie wydaje się mieć sensu. Odrzucić też trzeba myślenie , że choć my nie żyjemy to zrobiliśmy coś dla innych, coś co przełożyło się na życie innych oraz przyszłych pokoleń , więc nasze życie miało sens. To bzdura, bo przy takim podejściu , gdy czas istnienia każdej istoty w jakiejkolwiek formie jest skończone, to gdy nawet coś dobrego zrobimy, to dzień po naszej śmierci ktoś może porozrzucać setki bomb atomowych po świecie i wtedy wszystko szlag trafi, a jaki to niby miałoby mieć sens? Z tych rozważań nasuwa się pierwszy wniosek, że "ja" jako "ja" , muszę w jakiś sposób istnieć , żeby moje życie miało sens. Chociaż może rozważę jeszcze jedną okoliczność w tym momencie, mianowicie motyw sensu życia w trybie dokonanym. Jeśli przyjmiemy , że sens życia to jakiś cel, który można osiągnąć , to po jego osiągnięciu możemy już nie istnieć , bo sens życia się zrealizował i kit z tym co będzie dalej. Ale jak już wcześniej napisałem , nicość nie brzmi sensownie, więc taka opcja raczej nie jest sensowna. Dlatego też przyjmijmy, że nasze życie nie kończy się wraz ze śmiercią , ba, załóżmy , że w jakiejś tam formie będziemy istnieć wiecznie, tak by nie wpaść w paradoks nicości. Ta forma w jakiej mielibyśmy istnieć też na mój gust powinna mieć specyficzne cechy. Na przykład warto by było żebyśmy nie istnieli w formie nieożywionych pierwiastków nie mających praktycznie nic z tego co cechuje nas jako istoty żywe. Stąd wniosek , że dobrze by było żeby istnieć , mając świadomość , w ogóle najlepiej żeby w sferze duchowej chociażby być tym kim się jest , tak żeby można było powiedzieć , że ja to ja. Powiedzmy więc że po naszej śmierci będzie żyć nasza "dusza" jakkolwiek ją rozumieć i że na podstawie wcześniejszych rozważań będzie ona istnieć wiecznie. Istnienie przez nieskończony czas ma swoje problemy, o których teraz powiem. Gdy chcemy istnieć nieskończenie długo to jak na mój prosty rozum nie da się zrealizować w takim przypadku sensu życia rozumianego jako cel ostateczny, można jedynie do niego dążyć , a więc w tym wypadku sens życia byłby tylko marchewką na kiju , która służyłaby jedynie jako motywacja, ale w gruncie rzeczy jako że nie mogłaby być osiągnięta to nie może być sensem życia, bo zakładam trywialnie , że sens życia musi istnieć, a więc musi się zrealizować. W przeciwnym razie to byłoby tak jakby ktoś nam obiecał mieszkanie , w budynku na ostatnim piętrze , który dopiero powstaje. My byśmy patrzyli i czekali aż busowa się skończy , tylko że gdyby ten budynek miał mieć nieskończoną ilość pięter to my nigdy w nim nie zamieszkamy , nigdy nie doznamy tego szczęścia związanego z zamieszkaniem w nim. Jest jeszcze jedna możliwość , mianowicie że osiągniemy cel ostateczny i będziemy bytować jako istoty , które osiągneły cel ostateczny. Tylko co wtedy? co potem? Człowiek z natury swojej, aby żyć i istnieć musi stawiać sobie jakieś cele, bez tego umiera. Wyobrażacie sobie , że w wieku 5 lat mama wam mówi , że właśnie zrealizowaliście swój sens życia i wszystko co od tej pory robicie już nie jest tak ważne , bo sens życia już za wami? To by było conajmniej dziwne i nie wiem czy chciałoby mi się żyć po takim czymś , bez nadzieji że istnieje coś większego niż to co osiągnąłem. Toteż po tych rozważaniach dochodzę do wniosku, że sens życia może istnieć jedynie wtedy gdy istniejemy duchowo przez nieskończenie długi czas i gdy sens życia rozumiany jest inaczej niż cel ostateczny. Mógłbym w tym miejscu zacząć rozmyślać czym w takim razie mógłby być sens życia , żeby mógł zrealizować się i być sensowny mimo to , że ja będę istnieć przez nieskończenie długi czas, ale chyba łatwiej podejść do tego z drugiej strony i spróbować uzasadnić , że nie da się mówić o jakimkolwiek sensie życia dla istoty , która istnieje przez nieskończenie długi czas. Z prostej przyczyny, mianowicie na samym wstępie stwierdziłem , że sens życia to szeroko pojęta doskonałość. Jeżeli więc zrealizuje się coś co jest doskonałe , to doskonalsze nic już ponad to nie będzie. Więc albo w momencie osiągnięcia sensu życia zatrzyma się czas i będziemy zawieszeni w stanie doskonałości , albo od momentu osiągnięcia doskonałości będziemy już tylko bytować bezwiednie , bez żadnych celów , bez woli zmieniania czegokolwiek , bo przecież wszystko co osiągneliśmy jest doskonałe. Z tych dwóch scenariuszy ani jeden ani drugi nie jest tym co czego chciałbym dążyć i w żadnym wypadku nie widzę w tym sensu swojego życia. Zatem odnoszę wrażenie, że słuszne jest stwierdzenie , że nie ma sensu życia dla nieskończenie długo żyjącej istoty. Wobec wcześniejszych wywodów wygląda na to , że nie istnieje także sens życie dla istoty żyjącej przez skonczenie długi czas. Jako, że można istnieć jedynie albo przez skończony czas , albo przez nieskończony , z tego wynika wniosek ogólny , że sens życia nie istnieje.
I to jest moje zdanie w tym temacie, uważam , że życie nie ma sensu, ale nie czuję się jakoś specjalnie źle z tym wszystkim. Jak dla mnie w ogóle stworzenie pojęcia sens życia to była pomyłka i ślepy zaułek. Nie ma w tym pojęciu żadnej obiektywnej prawdy, a zostało moim zdaniem wytworzone na potrzeby ewolucji dla człowieka ,aby motywować go działania o przetrwanie i rozwój. Jest więc abstrakcją, ale daje nam skutki w postaci lepszego samopoczucia i skutkuje zwiększoną skutecznością i efektywnością na rzecz przetrwania naszego gatunku. Można wskazać setki takich bytów , które wpływają na nas motywująco , ale są bredniami patrząc na nie z obiektywnego punktu widzenia. Takie twory powstają na potrzeby naszej złożonej psychiki i po to żeby stłamśić rozum , który nie raz gdyby nie nasze instynkty , przeczucia i zbawcza rola podświadomości, doprowadziłby nas ku śmierci. Dlatego też jakby nie patrzeć , sens życia jest odczuciem bardzo pozytywnym , ale raczej nie prawdziwym, w tym sensie w jakim ja go rozumiem. Ja wolę mówic po prostu , że mam w życiu cele, że uważam coś za słuszne, że wierzę w coś i chcę to coś zrealizować mimo, że nie mam pewności że to przyniesie pozytywne skutki. Liczy się to , że ma się wolę czynienia dobra, wtedy każdy czyn wypływający z tej woli jest moralnie słuszny i myślę że to jest wszystko co człowiek może zrobić. Niby tylko tyle, ale dla mnie to jest aż tyle.
Tak ja się na to wszystko zapatruję na dzień dzisiejszy. Wiadomo jednak ,że taki prosty człowiek jak choćby ja może być w błędzie, dlatego byłbym wdzięczny żeby jeśli ktoś wie coś więcej na temat sensu życia , wytknąłby mi błędy i uzasadnił , że się mylę, bo jeśli jestem w błędzie i ostateczny sens życia jednak istnieje , to i moje życie byłoby dzięki temu weselsze
Jak się mówi o Bogu i religiach to automatycznie nasuwa się pytanie na temat sensu życia w tym takim najbardziej spektakularnym znaczeniu. Religie mają swoje odpowiedzi na temat ostatecznego sensu, a ja mam takie o to przemyślenia na ich temat.
Najpierw chciałbym sie uporać z definicją pojęcia "sens życia". W wikipedii piszą ta:
Sens życia – istota i cel ludzkiej egzystencji, powołanie człowieka, to, co uzasadnia trud życia i czyni je wartym przeżycia.
Od razu powiem , że mam problem ze zrozomieniem tej definicji, w sumie to chyba w ogóle jej nie rozumiem. Jak dla
mnie według tej definicji za sens życia można przyjąć cokolwiek, nawet wypicie piwa. A mi chodzi o coś wielkiego, bo wyrażenie "sens życia" brzmi doniośle , doniosłe są także sensy życia według różnych religii, np. katolickiej w której idzie się do nieba, to jest coś spektakularnego, coś co zadowala człowieka we wszystkich aspektach jego istnienia, na każdego w niebie czeka spełnienie wszelkich jego marzeń i potrzeb. To faktycznie brzmi sensownie na pierwszy rzut oka. Dlatego ja też szukam takiego sensu życia, który byłby czymś doskonałym, bo chyba tak należy rozumieć sens życia, jako jakąś bliżej nieokreśloną doskonałość, którą miałby człowiek osiągnąć. Trzeba by się zastanowić jak ta doskonałość miałaby wyglądać i jakie są jej cechy, ale może wcale nie będę musiał tego robić, bo być może wkopałbym się w ciąg coraz to kolejnych coraz bardziej fantastycznych i abstrakcyjnych pojęć, który niekoniecznie musiałby się skończyć bez popadnięcia w paradoks. Dlatego też zacznę od fundamentu i postaram się odpowiedzieć jakie ogólne warunki muszą być spełnione, żeby w ogóle móc powiedzieć , że "sens życia" w jego najgłębszym , najdonioślejszym wymiarze może istnieć.
Na początek przychodzi mi do głowy , że żeby moje życie czy życie kogokolwiek miało sens , to muszę w jakiś sposób istnieć żeby ten sens realizować. Wiadomo, że każdy umrze, więc tu pojawia się pierwszy problem. Jeśli giniemy w taki sposób, że nas samych po śmierci nie ma, nie ma żadnej duszy , nic , po prostu nas nie ma, to nasza rola się skończyła i my , nasze jestestwo , nasza świadomość w żaden sposób nie realizuje żadnego sensu życia. Nicość nie wydaje się mieć sensu. Odrzucić też trzeba myślenie , że choć my nie żyjemy to zrobiliśmy coś dla innych, coś co przełożyło się na życie innych oraz przyszłych pokoleń , więc nasze życie miało sens. To bzdura, bo przy takim podejściu , gdy czas istnienia każdej istoty w jakiejkolwiek formie jest skończone, to gdy nawet coś dobrego zrobimy, to dzień po naszej śmierci ktoś może porozrzucać setki bomb atomowych po świecie i wtedy wszystko szlag trafi, a jaki to niby miałoby mieć sens? Z tych rozważań nasuwa się pierwszy wniosek, że "ja" jako "ja" , muszę w jakiś sposób istnieć , żeby moje życie miało sens. Chociaż może rozważę jeszcze jedną okoliczność w tym momencie, mianowicie motyw sensu życia w trybie dokonanym. Jeśli przyjmiemy , że sens życia to jakiś cel, który można osiągnąć , to po jego osiągnięciu możemy już nie istnieć , bo sens życia się zrealizował i kit z tym co będzie dalej. Ale jak już wcześniej napisałem , nicość nie brzmi sensownie, więc taka opcja raczej nie jest sensowna. Dlatego też przyjmijmy, że nasze życie nie kończy się wraz ze śmiercią , ba, załóżmy , że w jakiejś tam formie będziemy istnieć wiecznie, tak by nie wpaść w paradoks nicości. Ta forma w jakiej mielibyśmy istnieć też na mój gust powinna mieć specyficzne cechy. Na przykład warto by było żebyśmy nie istnieli w formie nieożywionych pierwiastków nie mających praktycznie nic z tego co cechuje nas jako istoty żywe. Stąd wniosek , że dobrze by było żeby istnieć , mając świadomość , w ogóle najlepiej żeby w sferze duchowej chociażby być tym kim się jest , tak żeby można było powiedzieć , że ja to ja. Powiedzmy więc że po naszej śmierci będzie żyć nasza "dusza" jakkolwiek ją rozumieć i że na podstawie wcześniejszych rozważań będzie ona istnieć wiecznie. Istnienie przez nieskończony czas ma swoje problemy, o których teraz powiem. Gdy chcemy istnieć nieskończenie długo to jak na mój prosty rozum nie da się zrealizować w takim przypadku sensu życia rozumianego jako cel ostateczny, można jedynie do niego dążyć , a więc w tym wypadku sens życia byłby tylko marchewką na kiju , która służyłaby jedynie jako motywacja, ale w gruncie rzeczy jako że nie mogłaby być osiągnięta to nie może być sensem życia, bo zakładam trywialnie , że sens życia musi istnieć, a więc musi się zrealizować. W przeciwnym razie to byłoby tak jakby ktoś nam obiecał mieszkanie , w budynku na ostatnim piętrze , który dopiero powstaje. My byśmy patrzyli i czekali aż busowa się skończy , tylko że gdyby ten budynek miał mieć nieskończoną ilość pięter to my nigdy w nim nie zamieszkamy , nigdy nie doznamy tego szczęścia związanego z zamieszkaniem w nim. Jest jeszcze jedna możliwość , mianowicie że osiągniemy cel ostateczny i będziemy bytować jako istoty , które osiągneły cel ostateczny. Tylko co wtedy? co potem? Człowiek z natury swojej, aby żyć i istnieć musi stawiać sobie jakieś cele, bez tego umiera. Wyobrażacie sobie , że w wieku 5 lat mama wam mówi , że właśnie zrealizowaliście swój sens życia i wszystko co od tej pory robicie już nie jest tak ważne , bo sens życia już za wami? To by było conajmniej dziwne i nie wiem czy chciałoby mi się żyć po takim czymś , bez nadzieji że istnieje coś większego niż to co osiągnąłem. Toteż po tych rozważaniach dochodzę do wniosku, że sens życia może istnieć jedynie wtedy gdy istniejemy duchowo przez nieskończenie długi czas i gdy sens życia rozumiany jest inaczej niż cel ostateczny. Mógłbym w tym miejscu zacząć rozmyślać czym w takim razie mógłby być sens życia , żeby mógł zrealizować się i być sensowny mimo to , że ja będę istnieć przez nieskończenie długi czas, ale chyba łatwiej podejść do tego z drugiej strony i spróbować uzasadnić , że nie da się mówić o jakimkolwiek sensie życia dla istoty , która istnieje przez nieskończenie długi czas. Z prostej przyczyny, mianowicie na samym wstępie stwierdziłem , że sens życia to szeroko pojęta doskonałość. Jeżeli więc zrealizuje się coś co jest doskonałe , to doskonalsze nic już ponad to nie będzie. Więc albo w momencie osiągnięcia sensu życia zatrzyma się czas i będziemy zawieszeni w stanie doskonałości , albo od momentu osiągnięcia doskonałości będziemy już tylko bytować bezwiednie , bez żadnych celów , bez woli zmieniania czegokolwiek , bo przecież wszystko co osiągneliśmy jest doskonałe. Z tych dwóch scenariuszy ani jeden ani drugi nie jest tym co czego chciałbym dążyć i w żadnym wypadku nie widzę w tym sensu swojego życia. Zatem odnoszę wrażenie, że słuszne jest stwierdzenie , że nie ma sensu życia dla nieskończenie długo żyjącej istoty. Wobec wcześniejszych wywodów wygląda na to , że nie istnieje także sens życie dla istoty żyjącej przez skonczenie długi czas. Jako, że można istnieć jedynie albo przez skończony czas , albo przez nieskończony , z tego wynika wniosek ogólny , że sens życia nie istnieje.
I to jest moje zdanie w tym temacie, uważam , że życie nie ma sensu, ale nie czuję się jakoś specjalnie źle z tym wszystkim. Jak dla mnie w ogóle stworzenie pojęcia sens życia to była pomyłka i ślepy zaułek. Nie ma w tym pojęciu żadnej obiektywnej prawdy, a zostało moim zdaniem wytworzone na potrzeby ewolucji dla człowieka ,aby motywować go działania o przetrwanie i rozwój. Jest więc abstrakcją, ale daje nam skutki w postaci lepszego samopoczucia i skutkuje zwiększoną skutecznością i efektywnością na rzecz przetrwania naszego gatunku. Można wskazać setki takich bytów , które wpływają na nas motywująco , ale są bredniami patrząc na nie z obiektywnego punktu widzenia. Takie twory powstają na potrzeby naszej złożonej psychiki i po to żeby stłamśić rozum , który nie raz gdyby nie nasze instynkty , przeczucia i zbawcza rola podświadomości, doprowadziłby nas ku śmierci. Dlatego też jakby nie patrzeć , sens życia jest odczuciem bardzo pozytywnym , ale raczej nie prawdziwym, w tym sensie w jakim ja go rozumiem. Ja wolę mówic po prostu , że mam w życiu cele, że uważam coś za słuszne, że wierzę w coś i chcę to coś zrealizować mimo, że nie mam pewności że to przyniesie pozytywne skutki. Liczy się to , że ma się wolę czynienia dobra, wtedy każdy czyn wypływający z tej woli jest moralnie słuszny i myślę że to jest wszystko co człowiek może zrobić. Niby tylko tyle, ale dla mnie to jest aż tyle.
Tak ja się na to wszystko zapatruję na dzień dzisiejszy. Wiadomo jednak ,że taki prosty człowiek jak choćby ja może być w błędzie, dlatego byłbym wdzięczny żeby jeśli ktoś wie coś więcej na temat sensu życia , wytknąłby mi błędy i uzasadnił , że się mylę, bo jeśli jestem w błędzie i ostateczny sens życia jednak istnieje , to i moje życie byłoby dzięki temu weselsze
"Słowa prawdziwe nie są piękne
Piękne słowa nie są prawdziwe."
Piękne słowa nie są prawdziwe."
Nie wiem czy Cię to interesuje, ale moim celem w życiu też jest doskonałość, przy czym zdaję sobie sprawę z tego, że jest to dość mgliste i utopijne pojęcie. I o to w tym chodziDlatego ja też szukam takiego sensu życia, który byłby czymś doskonałym, bo chyba tak należy rozumieć sens życia, jako jakąś bliżej nieokreśloną doskonałość, którą miałby człowiek osiągnąć. Trzeba by się zastanowić jak ta doskonałość miałaby wyglądać i jakie są jej cechy, ale może wcale nie będę musiał tego robić, bo być może wkopałbym się w ciąg coraz to kolejnych coraz bardziej fantastycznych i abstrakcyjnych pojęć, który niekoniecznie musiałby się skończyć bez popadnięcia w paradoks.
PS Dalszą część posta doczytam jutro
,,Wszyscy jesteśmy większymi artystami niż się nam zdaje." F. Nietzsche
''To see a World in a Grain of Sand
And a Heaven in a Wild Flower
Hold Infinity in the palm of your hand
And Eternity in an hour'' W. Blake
,,...by lekko obcial koncowki nie skracajac wlosow" Keri
''To see a World in a Grain of Sand
And a Heaven in a Wild Flower
Hold Infinity in the palm of your hand
And Eternity in an hour'' W. Blake
,,...by lekko obcial koncowki nie skracajac wlosow" Keri
Takie długie wywody są gubiące, można się tylko zaplątać. Można krócej.Korat pisze:Tak ja się na to wszystko zapatruję na dzień dzisiejszy. Wiadomo jednak ,że taki prosty człowiek jak choćby ja może być w błędzie, dlatego byłbym wdzięczny żeby jeśli ktoś wie coś więcej na temat sensu życia , wytknąłby mi błędy i uzasadnił , że się mylę, bo jeśli jestem w błędzie i ostateczny sens życia jednak istnieje , to i moje życie byłoby dzięki temu weselsze
Sensem życia jest życie. Jak sam zauważyłeś, nicość nie ma sensu, więc śmierć, a potem nic, też sensu nie posiada. Cel ostateczny nie może być synonimem sensu życia, bo oznaczałoby to, że życie się skończy i nie będzie nic, a to sensu nie posiada.
Jaki jest sens życia (istnienia)? Życie (istnienie).
Po co żyć (istnieć)? Aby żyć (istnieć).
A to jakie cele obieramy sobie w życiu to już nasza sprawa i dopiero tu może funkcjonować pojęcie celu ostatecznego - w jakimś konkretnym zadaniu, Cel 1, Cel 2, Cel 3, zadanie wykonane.
Jeżeli używamy pojęcia cel, cel ostateczny, jako synonim sensu życia to wtedy sens ustalamy sobie samodzielnie. Można powiedzieć, że życie ma sens, ale nie ma celu.
Takie rozumowanie można podciągnąć w zgodności nawet pod religię - sens życia to życie, ale ze względu na brak celu, religia pokazuje cele, podczas życia doczesnego dobre uczynki, po śmierci i w życiu wiecznym ciągłe wychwalanie pana (które wydaje się trochę nudne, czyż nie [cel ostateczny = wychwalanie pana? ] ?).
Życie nie ma sensu, jeżeli ma przepaść na wieczność. Jeżeli jest tak, że celem ostatecznym w życiu jest śmierć i dalej nie ma nic to sens życia nie istnieje, pozostają tylko cele, które w większości zdaje się dyktować instynkt.
Ja, jako ja, istnieję, aby być, a nie, aby przepaść.
User of this number is currently dead. Resurrection in 5 minutes, please wait. * * * * Resurrection failed, please try again later.
If you have more troubles with resurrection, please contact with software developer (GodCorp®) in order to solve the problem.
If you have more troubles with resurrection, please contact with software developer (GodCorp®) in order to solve the problem.
Sens życia według Asa.
Co nadaje sens Waszemu życiu?