Zgadzam się z Nightfall, zaklep nową robotę i zmień wtedy obecną. Naprawdę szkoda się męczyć, życie ma się jedno.
Mnie też moja się nie podoba. Tzn nie jest źle, nie ma chorych sytuacji, atmosfera jest ok. Tylko, że mnie już znudzila, nie chce mi się tego robić, nie czuję żadnej motywacji. To, co mam w zakresie obowiązków, zwyczajnie mi się nie chce. Mam pewną rzecz do zrobienia, ale ponieważ jest bezterminowa to nie umiem się za to zabrać, zmobilizować.
Praca Jest bardzo spokojna i monotonna. I pomyśleć, że to było kiedyś moje marzenie- spokojna praca, gdzie mało się dzieje, mało robi, bo stres też źle na mnie działa. Więc nic, gdzie jest presja, ciśnienie nie odpowiada mi. Nie wiem, jak znaleźć złoty środek. Tzn mało się dzieje na moim stanowisku, bo np główna księgowa u nas robi po 10 godzin dziennie.
Nie mogę mieć wymagającej, bo mam słabą psychikę, niską tolerancję stresu, a nudna też niedobrze. Sama nie wiem czego chcę.
Szukam innej, ale tylko w szkołach. Szczerze mówiąc, inna mnie nie interesuje. W korpo nie chcę, na inną biurową nie będę zmieniać, bo taką mam teraz, więc po co mi taka sama albo gorsza ? Bo byłam też w biurowej, gdzie był stres, ciśnienie i też nie zniosłam tego, zrezygnowałam po niecałym miesiącu. W tej jestem 3 lata i czuję wypalenie. Jest biurowa i spokojna, bez presji, w budżetówce. Z tymże mnie już to nie cieszy, nie wystarcza. Minusem są też bardzo małe zarobki, ale uważam, że mam mało pracy i dziwne byłoby żądać za nią więcej kasy. Na szczęście mam inne źródła dochodów niż praca na etacie, więc kasa nie jest aż tak ważna. Gdybym miała się z tego utrzymać, nie dałoby rady.
Ale jednak wolałabym zarabiać więcej. I co brzmi dziwnie, chciałabym pracę, gdzie jednak będę robić coś innego i więcej, bo ta nuda jakoś mi nie służy. Mogę w międzyczasie pisać na forum, albo maile do znajomych, albo poczytać coś na fejsie czy w necie, ale mam poczucie, że to jest fikcja a nie praca. Nie daje mi to satysfakcji.
Szukam więc w zawodzie nauczyciela, bo nigdzie indziej się nie widzę. Na pewno nie chcę w sklepie, handlu, marketingu, ani na produkcji.
Nie mam też konkretnego fachu jak fryzjer, kosmetyczka, kucharz, budowlaniec. Więc opcje na co można zmienić, też nie są zbyt szerokie.
Myślałam o kursie na kosmetyczkę lub na wizażystkę, na paznokcie, ale też nie wiem, czy znajdę po nim pracę, a poświęcać czas i kasę w ciemno mi się nie uśmiecha. Kurs na kosmetyczkę trwa 2 lata i musiałabym poświęcić tyle czasu, a czekać dwa lata na zmianę pracy to za długo. Nie mówiąc o tym, że do tego czasu rynek może już się nasycić, bo dużo osób to teraz robi. Mnóstwo jest też pań od paznokci, dużo to robi z tego, co się orientuję. Więc zanim ja zrobię, już może nie mieć to sensu.
Gdybym nie miała wyboru, to bym na takie zmieniła, ale mam wybór. Więc wolę nudną niż ciężką fizyczną na produkcji i stanie po 10 godzin na zmianie.
Więc jeśli miałabym zmieniać, to tylko na lepszą niż obecna. Czyli szkoła. Inaczej to wolę zostać, gdzie jestem. Wysyłam cv do szkół, ale bez powodzenia. Mam też zamiar działać troszkę w polityce, w sensie pomagać w trakcie kampanii wyborczych. Teraz będzie sezon, bo samorządowe, za chwilę do PE i do sejmu, Już zresztą mam takie doświadczenia.
Podoba mi się też feminizm, ale to nie zawód, w sensie co mogłabym robić w tej tematyce zawodowo i zarobkowo.
Jak na złość, czuję się osaczona propagandą sukcesu. Np jeden znajomy mówi, że mógłby pracować od lipca do Sylwestra i reszta high life, bo tak mu idzie firma w branży turystycznej. Inna znajoma, że jej córka jest na studiach, ma 2 dorywcze prace,do tego praktyki w Adecco i już chcą ją po tych praktykach zatrzymać na headhuntera do pracy. Inny znajomy robi teraz maturę, zdaje na prawo i jeszcze się tam nie dostał, a już odbywa praktykę w kancelarii. Jak ci ludzie to robią, nie mam pojęcia.Kolega z mojej pracy odszedł i dostał pracę w szkole, zawsze chciał tam pracować. Strasznie mu zazdrościłam.