Jestem WŚCIEKŁA na samców (nie mylić z Mężczyznami)
: 24 lip 2015, 22:32
Trochę regularnego wbijania mi szpilek, trochę moich własnych rozważań, obserwacji, cudzych rad... aż w końcu miarka się przebrała, czara przepełniła.
Dzisiejszego pamiętnego wieczora naszły mnie przykre, ale ważne i cenne (bo TRAFNE) wnioski nt. mężczyzn seksualnych tudzież przeseksualizowanych, seksem ogarniętych i seksem opętanych. Darcie twarzy na krakowskich derbach (tak tak, właśnie dziś) stanowi doskonałe tło do moich mizoandrycznych przemyśleń, kropkę nad i.
Rozczarowałam się. Gdzie pojawia się seks, tam pojawia się nacisk na atrakcyjność fizyczną, czyli:
1. młodość
2. estetykę rysów i kształtów
3. pełnosprawność.
Spełniam punkty 1. i 3. więc niekiedy załapuję się na bycie "opcją", a ściślej: ochłapem. Jednak nigdy jakoś nie dopuszczam do siebie tej świadomości, że mężczyźni tworzą sobie w móżdżkach hierarchie, na których dole jestem... ja. To oburza, ale dopiero w momencie, gdy zdam sobie z tego sprawę, czyli ho ho po fakcie, po długotrwałym okresie robienia sobie absurdalnych nadziei. Tak było i tym razem - pretensje mogę mieć tylko do siebie, że nie byłam ze sobą do końca szczera i że nie oceniłam UCZCIWIE sytuacji i mojej roli w haremowej hierarchii.
Gwóźdź do trumny stanowił ten tekst, który bardzo gorąco polecam:
http://malemen.blox.pl/2012/07/Jak-rozp ... ziala.html
Znów okazuje się, że jestem na szarym końcu. Mężczyznopodobne jednostki z mojego otoczenia zdają się potwierdzać ten schemat. Co gorsza, zdarza im się ślinić na mnie, co oznacza, że niekoniecznie są ambitni. Hm, nigdy nie zrozumiem fenomenu podwójnego braku szacunku w kwestii NIEWYBREDNOŚCI SEKSUALNEJ zwanej rozwiązłością i szeroko stosowanej nawet przez przystojnych mężczyzn - czemu startują też do tych z niższych półek? Podwójny brak szacunku, bo nie chcą dla samych siebie tego, co naj-naj-NAJ-lepsze, oraz ponieważ zawracają głowę dziewczyną niższych sfer. Uważam to za bezczelność.
Roli ochłapu już nigdy nie przyjmę, nigdy też nie poczuję się źle z racji zobaczenia w męskich oczach braku aprobaty wobec mojej powierzchowności. Takie uniżenie i wymaganie od siebie nieustannego sprostywania estetycznym standardom bo Jaśnie Roszczeniowy Pan sobie życzy by otaczały go atrakcyjne wizualnie samice oburza, bo POWINNO OBURZAĆ. Wreszcie jakiś powiew mądrości i zdrowego buntu w mojej zahukanej typowo dziewczęcym schematem myślenia głowie.
Przydałoby mi się trochę równowagi po tej zawierusze. Jakieś bezdotykowe i aseksualno-antyseksulne towarzystwo. Przy którym można chodzić w okularach bez makijażu i mieć czelność nie mieć biustu.
Wyżyłam się, dziękuję.
Dzisiejszego pamiętnego wieczora naszły mnie przykre, ale ważne i cenne (bo TRAFNE) wnioski nt. mężczyzn seksualnych tudzież przeseksualizowanych, seksem ogarniętych i seksem opętanych. Darcie twarzy na krakowskich derbach (tak tak, właśnie dziś) stanowi doskonałe tło do moich mizoandrycznych przemyśleń, kropkę nad i.
Rozczarowałam się. Gdzie pojawia się seks, tam pojawia się nacisk na atrakcyjność fizyczną, czyli:
1. młodość
2. estetykę rysów i kształtów
3. pełnosprawność.
Spełniam punkty 1. i 3. więc niekiedy załapuję się na bycie "opcją", a ściślej: ochłapem. Jednak nigdy jakoś nie dopuszczam do siebie tej świadomości, że mężczyźni tworzą sobie w móżdżkach hierarchie, na których dole jestem... ja. To oburza, ale dopiero w momencie, gdy zdam sobie z tego sprawę, czyli ho ho po fakcie, po długotrwałym okresie robienia sobie absurdalnych nadziei. Tak było i tym razem - pretensje mogę mieć tylko do siebie, że nie byłam ze sobą do końca szczera i że nie oceniłam UCZCIWIE sytuacji i mojej roli w haremowej hierarchii.
Gwóźdź do trumny stanowił ten tekst, który bardzo gorąco polecam:
http://malemen.blox.pl/2012/07/Jak-rozp ... ziala.html
Znów okazuje się, że jestem na szarym końcu. Mężczyznopodobne jednostki z mojego otoczenia zdają się potwierdzać ten schemat. Co gorsza, zdarza im się ślinić na mnie, co oznacza, że niekoniecznie są ambitni. Hm, nigdy nie zrozumiem fenomenu podwójnego braku szacunku w kwestii NIEWYBREDNOŚCI SEKSUALNEJ zwanej rozwiązłością i szeroko stosowanej nawet przez przystojnych mężczyzn - czemu startują też do tych z niższych półek? Podwójny brak szacunku, bo nie chcą dla samych siebie tego, co naj-naj-NAJ-lepsze, oraz ponieważ zawracają głowę dziewczyną niższych sfer. Uważam to za bezczelność.
Roli ochłapu już nigdy nie przyjmę, nigdy też nie poczuję się źle z racji zobaczenia w męskich oczach braku aprobaty wobec mojej powierzchowności. Takie uniżenie i wymaganie od siebie nieustannego sprostywania estetycznym standardom bo Jaśnie Roszczeniowy Pan sobie życzy by otaczały go atrakcyjne wizualnie samice oburza, bo POWINNO OBURZAĆ. Wreszcie jakiś powiew mądrości i zdrowego buntu w mojej zahukanej typowo dziewczęcym schematem myślenia głowie.
Przydałoby mi się trochę równowagi po tej zawierusze. Jakieś bezdotykowe i aseksualno-antyseksulne towarzystwo. Przy którym można chodzić w okularach bez makijażu i mieć czelność nie mieć biustu.
Wyżyłam się, dziękuję.