"Leczenie" aseksualizmu?

Jeśli masz pytanie i znikąd odpowiedzi, zwróć się do nas
Awatar użytkownika
reita
młodASek
Posty: 29
Rejestracja: 23 wrz 2019, 19:03

"Leczenie" aseksualizmu?

Post autor: reita »

Pozwolę sobie najpierw na dłuższy wstęp: Otóż wszelkie znaki na niebie i Ziemi wskazują na to, że jestem aseksualna heteroromantyczna. Póki co nie jest to informacja, którą potwierdził mi seksuolog czy inny specjalista, ale po przeczytaniu definicji heteroromantycznego asa uważam, że bardzo trafnie opisuje ona moją seksualność. Jednak rozważam też opcję, że może mi się wydawać, że jestem asem, a tak naprawdę jestem np. heteroseksualna z hipolibidemią.

Od 2 lat jestem w związku z mężczyzną, którego uważam za miłość mojego życia. Czuję do niego uczucie, którego nie czułam nigdy wcześniej do nikogo i nawet nie wierzyłam, że kiedykolwiek poczuję. Praktycznie w każdym aspekcie dogadujemy się na tych samych falach: zainteresowania, poczucie humoru, bardzo mocno wzajemnie wspieramy się emocjonalnie - w wielu momentach mogłam liczyć na niego, gdy inni zawodzili, bardzo wiele mu zawdzięczam jeżeli chodzi o pomoc z różnymi problemami które mnie przytłaczały. Słowem - czuję, że jest to "ten jedyny", bo praktycznie w każdym aspekcie życia rozumiemy się doskonale, ale jest kilka, w których są miedzy nami różnice, między innymi... seksualność.

On jest na pewno heteroseksualny. Ja co prawda, poza byciu zakochaną w jego osobowości, uważam go za mężczyznę przystojnego - podoba mi się jego postura, twarz, lubię go przytulać, głaskać, całować, ale problem pojawia się w sferze erotycznej. Ja seks traktuje jak zmywanie naczyń - mogę to robić jeśli trzeba, ale nie jest to coś, do czego mnie ciągnie. Nie potrafię myśleć o seksie jak o czynności, która jest mi niezbędna do życia lub która wiąże się z wielką przyjemnością. Z innymi aktywnościami niż seks waginalny jest lepiej - mogę go masturbować lub pieścić oralnie i nawet sprawia mi to przyjemność - nie tyle sama czynność fizyczna, która dla mnie jest raczej neutralna, ale przede wszystkim fakt że mogę mu sprawić dużą przyjemność daje mi sporą satysfakcję. Nie lubię natomiast, gdy on mnie pieści w okolicach intymnych - co już jest pewnym problemem, bo często po seksie niewaginalnym ma ochotę się "zrewanżować", a dla mnie pieszczoty "na dole" nie są zbyt atrakcyjne. Nie mam natomiast problemu z tym, żeby np. pieścił moje piersi, a wręcz to lubię. Seks waginalny natomiast niby też mogę tolerować, ale tutaj o poczucie jakiejkolwiek satysfakcji czy przyjemności jest mi dużo ciężej, niż w pozostałych formach aktywności erotycznej.

I teraz tak: pomimo naszych różnic udaje nam się ten związek utrzymywać już przez jakiś czas. Jednak mojemu chłopakowi zaczyna coraz bardziej przeszkadzać moja "obojętność" na seks, coraz mniej jest w stanie czerpać radość z seksu, który w zasadzie jest wyłącznie z jego inicjatywy. Niedawno na ten temat przeprowadziliśmy dość poważną rozmowę i boję się, że może ona być początkiem końca naszego związku. Póki co oboje mamy podejście "chcemy zrobić co w naszej mocy, żeby do rozstania nie doszło", ale takie zagrożenie zaczyna się coraz mocniej pojawiać.

Z racji tego, że tak jak pisałam, uważam go za mężczyznę mojego życia, sama myśl o tym, że mogę go stracić jest dla mnie bardzo przerażająca. Boję się, że jeśli go stracę to mogę się nie pozbierać, a głowę mieć pełną myśli samobójczych - bo jestem niemal pewna, że osoby która byłaby dla mnie jeszcze lepszym partnerem niż on już nie poznam. Dlatego póki jest nadzieja chcę zrobić wszystko, by ten związek uratować.

I tutaj pojawia się mój pierwszy pomysł - mianowicie próba "wyleczenia aseksualizmu". A właściwie przede wszystkim dowiedzenia się, czy ja faktycznie jestem hetero asem, bo może mi się tylko wydawać że tak jest. Mogę tak naprawdę mieć np. blokadę przed seksem z powodu jakiejś traumy albo jakiś inny problem.

Mam zatem pytania do was:
1. Czy kiedykolwiek próbowaliście się "wyleczyć" z aseksualizmu? Albo czy w ogóle rozważaliście "leczenie", bo z jakiś powodów wasza orientacja okazała się być dużym problemem? Jeśli tak, to z jakim skutkiem?
2. Czy byliście u seksuologa/psychologa/psychiatry żeby się upewnić, że faktycznie jesteście asami, czy przeczytanie definicji na Wikipedii lub w innych źródłach wystarczyło wam żeby mieć pewność, że nimi jesteście?
3. Czy są tu na forum osoby, którym się wydawało, że są asami, ale po wizycie u specjalisty okazało się, że jednak nie są tylko mają jakieś zaburzenia i udało im się je wyleczyć i mogą podzielić się doświadczeniami?
4. Czy jeśli zdecydowałabym się na wizytę u seksuologa, to czy powinnam zrobić jakiś dokładny research przy wyborze specjalisty? Czytałam opinie, że podobno aseksualizm nie jest zbyt poważnie traktowany czasem nawet wśród seksuologów, a jeśli już bym się miała wybrać na konsultacje, to nie chciałabym wyrzucać pieniędzy w błoto. Czy ktoś z was mógłby polecić specjalistę w Warszawie?
Awatar użytkownika
Rashek
gimnASjalista
Posty: 14
Rejestracja: 30 mar 2019, 00:31

Re: "Leczenie" aseksualizmu?

Post autor: Rashek »

Jesteś nowa, a chcę odpowiedzieć merytorycznie, więc uprzedzę, że to poniżej, to moja... konwencja artystyczna, dialogowa forma odpowiedzi na poruszoną przez Ciebie tematykę. Albo osobowość mnoga, jak kto woli. Dwie osoby rozważają Twój problem, zwracając się do czasem do Ciebie, czasem między sobą.

- A lubisz dotykać się w tych miejscach?
- Powiedział pedobear do małej loli-chan...
- Poważne pytanie. Czy potrafisz czerpać przyjemność z masturbacji? Miałaś kiedyś orgazm? Potrafisz do niego doprowadzić?
- Niektóre aski (aseksualne kobiety - slang forum) twierdzą, że seks je odrzuca lub wręcz brzydzi, natomiast czasem się masturbują i daje im to jakąś przyjemność, choć raczej nie mają wielkich ku temu potrzeb. Możesz dopisać do nich pytanie o to w tej swojej liście.
- Pytam, bo jesteś otwarta na intymność ze swoim partnerem, ale nie masz satysfakcji z waginalnej i łechtaczkowej stymulacji. Część tutejszych "asek" twierdziło, że ma odwrotnie, że brzydzi ich idea robienia tego z drugą osobą, nie wiedzą czym jest pożądanie.
- Od razu uprzedzę, że większość z tych asek nie była u seksuologa, a te które były źle oceniają kompetencje seksuologów w kontakcie z asami.
- Bo te, które oceniły dobrze może już nie są askami przez podjęte leczenie i nie wchodzą na takie fora?
- Większość asów woli nic z tym nie robić. Ale co się dziwić, to jakby zapytać kogoś niegłodnego czy chciałby być głodny... Zresztą Ty też nie poszłaś do seksuologa przez całe 2 lata i dopiero, gdy zaczęłaś się obawiać o związek pojawiła się taka intencja.
- Mnie się jej przypadek podoba, konkretne podejście do tematu, jest problem, szukamy rozwiązania.
- Żeby nie było tak miło, przejdę do nieprzyjemnych wróżb. Jesteś z gościem już całe 2 lata i obawiasz się, że związek zaczyna się rozpadać. Haj hormonalny, w literaturze kobiecej zakochaniem zwany, ma swój termin ważności, który zwykle nie przekracza właśnie tych 2 lat. Do tej pory Twój "jedyny" mógł przymykać oko na niedogodność w postaci braku seksualnego entuzjazmu z Twojej strony, bo był mocno zakochany. Teraz przechodzicie do dalszej fazy związku. A może on przechodzi, bo Ty wciąż wydajesz się skakać wśród skowronków na malowanej łące, co wnioskuję z opisu tej miłości... W dalszej fazie człowiek już bardziej na chłodno decyduje, czy chce zostać z partnerką, myśli o wspólnej przyszłości, kalkuluje. Aseksualność jest tutaj sporą przeszkodą.
- No co ty nie powiesz...
- Jeszcze nie skończyłem. No więc związek przechodzi z narkotycznego otumanienia w przywiązanie, przyjaźń, wsparcie. Seks oczywiście też gra rolę, zwłaszcza dla faceta. Może nie zaakceptować Twojego braku pożądania, nawet jeśli mechanicznie będziesz się na to godzić. Powinnaś więc zaakceptować opcję rozpadu związku, nie po to, żeby teraz przestać o niego walczyć, tylko dlatego, że szansa na to jest zawsze. Człowiek jest panem swojego życia i żadnego innego. Osoby kochane w końcu odchodzą. Nie warto uzależniać własnego szczęścia od kogoś z zewnątrz.
- Nie ma czegoś takiego jak "ten jedyny". To romantyczne pierdy oderwanych od rzeczywistości pięknoduchów. Szkodliwe i prowadzące do błędnych działań. "Temu czegoś brakuje, więc to nie jest ten jedyny". Albo "Ten jedyny odszedł, teraz będę sama do końca życia". Połówki pomarańczy to mit. Posłuchaj Rafała Olszaka na yt w tych sprawach.
- Nie zmienia to faktu, że niekiedy słuszną decyzją jest postanowić, że to właśnie jest ten jedyny i w ten związek będziemy inwestować. BędzieMY, obie strony. Trzeba jednak liczyć się z ewentualnym rozstaniem.

reita pisze: 23 wrz 2019, 21:04 uważam go za mężczyznę mojego życia, sama myśl o tym, że mogę go stracić jest dla mnie bardzo przerażająca. Boję się, że jeśli go stracę to mogę się nie pozbierać, a głowę mieć pełną myśli samobójczych
- Grubo.
- Stan doła jest normalny. Myśli samobójcze to już skrajność.
- Powinno się zakładać, że rozpad związku zaboli, ale że później człowiek się podniesie i pójdzie dalej.

reita pisze: 23 wrz 2019, 21:04 bo jestem niemal pewna, że osoby która byłaby dla mnie jeszcze lepszym partnerem niż on już nie poznam
- Być może porównywalny haj już się nie pojawi. Ale z pewnością znajdą się osoby bardziej dopasowane od niego. Czy to znaczy, że lepiej go zostawić i ich szukać? Niekoniecznie. Póki ten związek daje Wam obojgu szczęście i jego perspektywę, warto się starać. Mimo wszystko aska ma bardziej ograniczoną pulę dostępnych kandydatów na udany związek. Możesz faktycznie mieć problem ze znalezieniem odpowiedniego partnera.
- Nie lepiej byłoby tu przemilczeć ten niewygodny fakt? Kobita i tak jest pesymistycznie nastawiona...
- Nie oszukujemy. Szanse ma mniejsze, ale nawet tutaj znajdzie się trochę asek, które są w związkach, więc da się. I normalne w swej irracjonalności jest myślenie pod wpływem zakochania, że to już i nic lepszego nie nastąpi.

reita pisze: 23 wrz 2019, 21:04 bardzo mocno wzajemnie wspieramy się emocjonalnie - w wielu momentach mogłam liczyć na niego, gdy inni zawodzili, bardzo wiele mu zawdzięczam jeżeli chodzi o pomoc z różnymi problemami które mnie przytłaczały. Słowem - czuję, że jest to "ten jedyny", bo praktycznie w każdym aspekcie życia rozumiemy się doskonale
+
reita pisze: 23 wrz 2019, 21:04 Z racji tego, że tak jak pisałam, uważam go za mężczyznę mojego życia, sama myśl o tym, że mogę go stracić jest dla mnie bardzo przerażająca. Boję się, że jeśli go stracę to mogę się nie pozbierać, a głowę mieć pełną myśli samobójczych - bo jestem niemal pewna, że osoby która byłaby dla mnie jeszcze lepszym partnerem niż on już nie poznam.
Wyłania się z tego wzorzec silnej zależności, zakochałaś się w roli niewiasty w potrzebie i w uczuciu jakie wywołuje w Tobie bycie ratowaną przez Jedynego. To za czym tęsknimy i czego obawiamy się stracić to, w naszym mniemaniu unikalne, uczucia i stany emocjonalne, jakie wywołuje w nas partner. Sami nie potrafimy wzbudzić w sobie tych stanów, uzależniamy się więc od kochania i bycia kochanymi. Mniemam, że weszłaś w kulturową rolę kobiety, którą mężczyzna się opiekuje. Kiedy więc mężczyzny zabraknie, konsekwentnie odgrywana rola uczyniłaby z Ciebie ofiarę, bo już nie ma tego opiekuna, wybawcy, jedynego. Nie odgrywaj roli bezwiednie. Piszesz "gdy inni zawodzili", czyli on jeden Ci pozostał, co tym bardziej przekonuje Cię do jego wyjątkowości i unikatowości, choć patrząc chłodno, nie ma wśród ludzi unikalnych płatków śniegu i znaleźliby się inni na jego miejsce. Mimo to, i mimo tego, że zachęcam do nastawienia dopuszczającego perspektywę rozstania i życia bez faceta, na ogół popieram nastawienie: " Dlatego póki jest nadzieja chcę zrobić wszystko, by ten związek uratować."
reita pisze: 23 wrz 2019, 21:04 I tutaj pojawia się mój pierwszy pomysł - mianowicie próba "wyleczenia aseksualizmu". A właściwie przede wszystkim dowiedzenia się, czy ja faktycznie jestem hetero asem, bo może mi się tylko wydawać że tak jest. Mogę tak naprawdę mieć np. blokadę przed seksem z powodu jakiejś traumy albo jakiś inny problem.
- Jak wyżej pisałem, z moich obserwacji wynika, że tutaj rzadko która aska była u seksuologa, a takich, które chciały się "wyleczyć" nie spotkałem. Niech Cię nie zwiedzie mój znikomy staż forumowy, miałem tu wcześniej konto, ale... przepadło.
- Niektóre na sugestie leczenia mogłyby się nawet obrazić. Traktują aseksualizm jak inne orientacje, choć temat jest słabo przebadany. I to też może być problem w Twoim przypadku. Pozostaje Ci zrobić research jakie są możliwe przyczyny Twojego braku zainteresowania seksem, braku pożądania. Zbadać ciało i umysł. Cholera wie, może się okazać, że wśród polskich specjalistów nie znajdą się kompetentni w tej tematyce.
- Dzielna kobieta wyrusza w medyczną podróż po świecie badań naukowych i w poszukiwaniu światowej klasy lekarzy aby uratować swoją miłość... to jest coś poruszające zmurszałe serca. Serio, ten motyw jest piękny na swój sposób, nie śmieję się.
- W każdym razie nie zrażaj się, jeśli natrafisz najpierw na nieudanych konowałów. Kto tu może pomóc, może kwestia endokrynologiczna, może psychologiczna...

reita pisze: 23 wrz 2019, 21:04 2. Czy byliście u seksuologa/psychologa/psychiatry żeby się upewnić, że faktycznie jesteście asami, czy przeczytanie definicji na Wikipedii lub w innych źródłach wystarczyło wam żeby mieć pewność, że nimi jesteście?
Jak wspomniałem, większość napotkanych tu osób zadowoliło się przeświadczeniem o spójności własnego przypadku z opisami znalezionymi w internecie. Skoro jest im z tym dobrze, podejście całkiem zrozumiałe.
reita pisze: 23 wrz 2019, 21:04 4. Czy jeśli zdecydowałabym się na wizytę u seksuologa, to czy powinnam zrobić jakiś dokładny research przy wyborze specjalisty? Czytałam opinie, że podobno aseksualizm nie jest zbyt poważnie traktowany czasem nawet wśród seksuologów, a jeśli już bym się miała wybrać na konsultacje, to nie chciałabym wyrzucać pieniędzy w błoto.
Nie mam żadnego doświadczenia w tym temacie. Co bym zrobił w takiej sytuacji:
a) przeszukanie tego forum za pomocą szukajki, później przeszukanie forów i grup zagranicznych dla aseksualistów
b) jak wyżej wspomniałem, research możliwych przyczyn Twojej przypadłości w anglojęzycznym internecie, w publikacjach naukowych
c) wstępna analiza, który z możliwych powodów najbardziej pasuje
d) pójście do seksuologa z dobrą renomą, mającego doświadczenia z przypadkami "oziębłości", hipolibidemii, aseksualności, przebadanie pod kątem hormonalnym, może wizyta u psychologa
e) jak to nie wypali, szukanie kolejnych specjalistów za granicą w ramach mojej romantycznej wizji.

Alternatywna: zabawa w NLP, zaprogramowanie umysłu, żeby kojarzył seks z czymś przyjemnym, może jakiś chemsex. Nie żebym polecał.
Awatar użytkownika
reita
młodASek
Posty: 29
Rejestracja: 23 wrz 2019, 19:03

Re: "Leczenie" aseksualizmu?

Post autor: reita »

Rashek pisze: 23 wrz 2019, 23:13 - Poważne pytanie. Czy potrafisz czerpać przyjemność z masturbacji? Miałaś kiedyś orgazm? Potrafisz do niego doprowadzić?
Pomimo tego, że jako nastolatka sporo myślałam o seksie i oglądałam porno - nigdy nie masturbowałam się do takich filmów, raczej oglądałam je bardziej z ciekawości niż potrzeby pobawienia się moim ciałem. W całym moim 20-paro letnim życiu dosłownie kilka razy próbowałam się masturbować, zawsze kończyło się to bardzo szybko, po ok. minucie czy dwóch uznawałam że mnie to w ogóle nie kręci i chcę przestać. Może to dziwne, ale przed masturbacją mam jeszcze większe opory, niż przed seksem.
A co do orgazmu - nie wiem, czy go miałam. Zdarzały mi się akty seksualne, które były dla mnie bardziej przyjemne niż inne, ale to uczucie przyjemności nie było na tyle silne, bym je jakoś szczególnie zapamiętała.
Rashek pisze: 23 wrz 2019, 23:13 Zresztą Ty też nie poszłaś do seksuologa przez całe 2 lata i dopiero, gdy zaczęłaś się obawiać o związek pojawiła się taka intencja.
Bo wcześniej nie myślałam, że to jest duży problem. Nie ma ludzi w 100% identycznych, związki zawsze funkcjonują pomimo jakiś różnic. Myślałam, że fakt że toleruję seks jest wystarczający, by w sferze intymnej nie pojawiły się poważne problemy, dopiero od niedawna widzę, że moja "neutralność" powoduje coraz większe bariery.
Rashek pisze: 23 wrz 2019, 23:13 Twój "jedyny" mógł przymykać oko na niedogodność w postaci braku seksualnego entuzjazmu z Twojej strony, bo był mocno zakochany. Teraz przechodzicie do dalszej fazy związku. A może on przechodzi, bo Ty wciąż wydajesz się skakać wśród skowronków na malowanej łące
Tak jak pisałam, na ten moment oboje myślimy kategoriami "chcemy zrobić wszystko, by ratować związek", oboje szukamy problemów po naszej stronie i próbujemy je rozwiązać. Więc póki co raczej oboje jeszcze "skaczemy po łące".
Rashek pisze: 23 wrz 2019, 23:13 Wyłania się z tego wzorzec silnej zależności, zakochałaś się w roli niewiasty w potrzebie i w uczuciu jakie wywołuje w Tobie bycie ratowaną przez Jedynego.
Raczej wzajemnie się ratujemy. On jest dla mnie księciem na białym koniu, ja dla niego Larą Croft na białym niedźwiedziu, czy coś. W każdym razie, na pewno nie jest to jednostronna zależność.
Rashek pisze: 23 wrz 2019, 23:13 Mniemam, że weszłaś w kulturową rolę kobiety, którą mężczyzna się opiekuje. Kiedy więc mężczyzny zabraknie, konsekwentnie odgrywana rola uczyniłaby z Ciebie ofiarę, bo już nie ma tego opiekuna, wybawcy, jedynego.
Znowu trafiłeś jak kulą w płot. Jestem niezależna finansowo, a poza tym mam w życiu inne motywatory do szczęścia. Sęk w tym że wydaje mi się, że utrata tego jednego aspektu szczęścia drastycznie obniży mój poziom zadowolenia z życia, bo naprawdę uważam tę relację za wyjątkową. Poza standardowymi cechami, które zwykle prowadzą do związku (wspólne zainteresowania, ujmujący charakter, zauroczenie fizyczne), on ma jeszcze częściowo podobne doświadczenia z przeszłości do moich i podobne przemyślenia na tematy dla mnie ważne. Myślę, że to przede wszystkim dzięki temu udało nam się stworzyć tak silną emocjonalną więź. Jestem pewna, że z nikim kogo do tej pory poznałam nie byłabym wstanie stworzyć podobnie silnej relacji, a prawdopodobieństwo spotkania faceta, który miałby zestaw zalet mojego chłopaka + byłby asem + byłby zainteresowany związkiem romantycznym ze mną, jest prawie zerowe. Dlatego myśl o rozpadzie tego związku mnie przeraża, bo czuję, że mogę stracić coś wyjątkowego, coś co bardzo możliwe że już nigdy w życiu mnie nie spotka.
Rashek pisze: 23 wrz 2019, 23:13 - Jak wyżej pisałem, z moich obserwacji wynika, że tutaj rzadko która aska była u seksuologa, a takich, które chciały się "wyleczyć" nie spotkałem. Niech Cię nie zwiedzie mój znikomy staż forumowy, miałem tu wcześniej konto, ale... przepadło.
- Niektóre na sugestie leczenia mogłyby się nawet obrazić. Traktują aseksualizm jak inne orientacje, choć temat jest słabo przebadany.
Myślę, że to dla mnie dosyć mocny argument, żeby się do seksuologa wybrać. Jeśli podobno mało który as chodzi do specjalisty, to niby jak temat może być dobrze zbadany? Myślę, że ludzie aseksualni lub podejrzewający u siebie aseksualizm powinni przynajmniej raz w życiu odwiedzić seksuologa, żeby po pierwsze upewnić się co do swoich podejrzeń, a po drugie przyczynić się do tego, żeby temat mógł być coraz intensywniej badany i nauka mogła coraz więcej o aseksualizmie powiedzieć. To z kolei może przyczynić się do poważniejszego traktowania tematu w opinii publicznej.
Rashek pisze: 23 wrz 2019, 23:13 Pozostaje Ci zrobić research jakie są możliwe przyczyny Twojego braku zainteresowania seksem, braku pożądania. Zbadać ciało i umysł.
Ciało mam raczej zdrowe, robiłam jakiś rok temu badania hormonalne i wszystko było w normie, poza jakimś tam jednym hormonem którego nazwy już nie pamiętam nieco ponad normę. Z umysłem może być gorzej.

Nie chcę się na ten temat specjalnie rozwodzić, ale nie miałam łatwego i zbyt szczęśliwego dzieciństwa i okresu dojrzewania. Przez lata zmagałam się z ciężką depresją (prawdopodobnie bipolarną), którą wydaje mi się, że stosunkowo niedawno (jeszcze przed rozpoczęciem związku, choć uważam, że związek też mi dużo w tym pomógł) udało mi się pokonać (a raczej okiełznać, bo podobno bipolar disorder nie da się wyleczyć). Dlatego nie wykluczam możliwości, że moja blokada przed seksem to nie jest wrodzony aseksualizm, tylko np. raczkujący heteroseksualizm, który praktycznie wcale się nie rozwinął, bo został bardzo wcześnie zablokowany przez jakąś traumę. I dlatego coraz silniej skłaniam się do tego, żeby przegadać moją sytuację z seksuologiem.

Bo jeśli by się okazało, że ta blokada jest nabyta, a nie wrodzona, to myślę, to chciałabym podjąć próbę "odblokowania się". Bo dzięki woli walki i uporowi udało mi się już większość moich największych wad, kompleksów i innych "demonów" pokonać, lub chociaż zminimalizować. Nie było to ani łatwe ani szybkie, ale skoro mam już doświadczenie w wyciąganiu samej siebie z dna i pracowaniu nad własną osobowością, to wydaje mi się, że stopniowe przekonywanie się do lubienia seksu też może mi się udać. Choć wciąż jeszcze chętnie posłucham rad od użytkowników.
RafalZ
bobASek
Posty: 1
Rejestracja: 7 paź 2019, 00:00

Re: "Leczenie" aseksualizmu?

Post autor: RafalZ »

Jeśli chodzi o specjalistów to nie polecał bym tzw starej gwardii która to strzeże i broni zaciekle przekonań nabytych za komuny. Na takich niestety najczęściej się trafia. Szukał bym raczej w kręgach nowej, holistycznej medycyny która łączy duchowość z fizycznością. Jeśli chodzi o Warszawę to Pani Marzena Barszcz jest tutaj godna polecenia. Jej książka "psychoterapia przez ciało" to istna rewolucja w rozumieniu przyczyn blokad psychofizycznych. Organizuje też warsztaty w Warszawie na które sam bardzo chętnie bym się wybrał. Jest też kilku ludzi trochę dalej od Warszawy i są też źródła anglojęzyczne w tym temacie.

A tak poza tym to nie ma co się martwić bo na tym właśnie polega życie, że stawiamy czoła wyzwaniom które od urodzenia są nam potrzebne do rozwoju. Także głowa do góry i do pracy rodacy bo jest co robić ;-) te traumy spotkały praktycznie każdego z nas ale jakże niewielu bierze się za ich uzdrawianie. A szkoda. Nie wiedzą co tracą. Ale wy tutaj jesteście bohaterami naszych czasów dlatego kłaniam się nisko i trzymam kciuki, powodzenia!
Nightfall

Re: "Leczenie" aseksualizmu?

Post autor: Nightfall »

Mogę tak naprawdę mieć np. blokadę przed seksem z powodu jakiejś traumy albo jakiś inny problem.
A czy jest jakieś traumatyczne wydarzenie, które jesteś w stanie wskazać? Nie musisz o nim odpowiadać, odpowiedz sama sobie tak lub nie.

Problemy mogą być różne np. wynikające z gospodarki hormonalnej. Ja proponuję udać się do lekarza seksuologa, pewnie zaproponuje Ci zapisanie ci czegoś zwiększającego popęd seksualny. A jeśli będzie to lekarz podchodzący uczciwie do swojej pracy, to nawet zaleci Ci różnego rodzaju badania :)
Awatar użytkownika
reita
młodASek
Posty: 29
Rejestracja: 23 wrz 2019, 19:03

Re: "Leczenie" aseksualizmu?

Post autor: reita »

Nightfall pisze: 8 paź 2019, 17:27 A czy jest jakieś traumatyczne wydarzenie, które jesteś w stanie wskazać? Nie musisz o nim odpowiadać, odpowiedz sama sobie tak lub nie.
Było ich kilka, ale też żadne z nich nie było przemocą seksualną.
Nightfall pisze: 8 paź 2019, 17:27 Problemy mogą być różne np. wynikające z gospodarki hormonalnej.
Tak jak pisałam, z badań hormonalnych robionych jakiś ~rok temu nie wynika, by pod tym względem było coś ze mną nie tak, a awersję do seksu w realnym świecie miałam odkąd pamiętam. Może to śmieszne, ale zawsze myślałam o seksie jak o memie - że wszyscy o tym mówią, ale mało kto to robi. Zawsze myślałam, że czułość w związkach kończy się na całowaniu i przytulaniu (i nawet do tego mnie specjalnie nie ciągnęło, póki nie poznałam mojego chłopaka). Nigdy nie widziałam i dalej nie widzę sensu uprawiania seksu w momencie, gdy nie chce się mieć dzieci. Dopiero niedawno zdałam sobie sprawę, że moje podejście do tego tematu jest wyraźnie inne, niż większości ludzi, ale dalej mam duży problem, żeby to podejście większości zrozumieć.
RafalZ pisze: 7 paź 2019, 00:16 Jeśli chodzi o specjalistów to nie polecał bym tzw starej gwardii która to strzeże i broni zaciekle przekonań nabytych za komuny. Na takich niestety najczęściej się trafia.
Byłam już na jednej wizycie u seksuologa (póki co psychologa, nie lekarza) w ośrodku, który zdaję się być przyjaźnie nastawiony dla ludzi z mniejszości seksualnych lub kwestionujących swoją seksualność (nie Pani Barszcz, sorry napisałeś tego posta już po wizycie). Po tej jednej wizycie jasnej diagnozy nie dostałam, ale aseksualizm pojawił się jako jedna z hipotez. Także w najbliższej przyszłości czeka mnie jeszcze przynajmniej 1 wizyta u lekarza, coby sprawdzić pozostałe hipotezy.

Także tego... póki co dalej nie wiem, co mam zrobić żeby się "przeprogramować" na myślenie o seksie jako o czymś, co nie dość że jest mi do czegokolwiek potrzebne, to jeszcze jest dla mnie przyjemne, i czy w ogóle takie "przeprogramowanie się" jest możliwe w moim przypadku, ale jestem w trakcie ustalania tego :P
Awatar użytkownika
reita
młodASek
Posty: 29
Rejestracja: 23 wrz 2019, 19:03

Re: "Leczenie" aseksualizmu?

Post autor: reita »

Długo się zastanawiałam, czy pisać tutaj finał mojej historii i ostatecznie się zdecydowałam.

No cóż, happyendu nie było. Mój związek rozpadł się ok. rok temu. Moje próby "przeprogramowania się" nie powiodły się, a różnice w podejściu do seksu między nami okazały się nie do przeskoczenia. Wciąż jednak utrzymujemy relacje koleżeńsko-przyjacielskie. Co jakiś czas ze sobą rozmawiamy, od czasu do czasu się widujemy. Nie ma jednak już między nami jakiejkolwiek fizycznej bliskości.

Nie ukrywam, że momentami bardzo źle nasze rozstanie znosiłam. W pewnym momencie wpadłam w całkowite zobojętnienie na wszystko - niby nie miałam myśli samobójczych, ale chęci do życia też nie. Gdyby wtedy ktoś przystawiłby mi pistolet do głowy, byłoby mi wszystko jedno, czy by strzelił czy nie.

Aktualnie udaje mi się jako-tako funkcjonować, ale wciąż niemożliwość bycia i okazywania czułości osobie, która wciąż jest dla mnie bardzo ważna, jest dla mnie bardzo bolesna. Nie bardzo wiem, co mogę z tym zrobić. Potencjalne scenariusze widzę dwa:
1) Próbować znaleźć faceta, który miałby zestaw zalet mojego byłego + były asem
2) Pogodzić się z życiem samemu do końca życia

Oba scenariusze brzmią niełatwo. Pierwszy brzmi jak mocno nierealistyczne wymagania w dzisiejszym świecie. Szczególnie w erze globalnej izolacji, oraz z moim mocno introwertycznym i aspołecznym uosobieniem. Oraz przez to, że jestem osobą uważaną przez większość społeczeństwa za nieszczególnie atrakcyjną. Drugi brzmi teoretycznie prościej i atrakcyjniej. Nigdy nie myślałam o samotności jako o czymś złym i strasznym. Zawsze się w niej dobrze odnajdywałam i przez większość czasu nie widzę potrzeby do wychodzenia z niej. Ale nawet ja od czasu do czasu mam mocno emocjonalne refleksje i czuję wtedy, że fajnie by było móc kogoś poprzytulać i pocałować. Bez prowadzenia tego do seksu.

W dodatku oba scenariusze wymagają ode mnie kolejnego wyzwania - odkochania się w moim byłym. Chociaż wiem, że na odnowienie tego związku szanse są prawie zerowe (bo teoretycznie może wydarzyć się jakiś cud, który magicznie zmieni moje lub jego podejście do seksu), to wciąż jest do dla mnie bardzo ważna osoba. Dalej jestem gotowa wskoczyć za nim w ogień, jeśli byłaby taka potrzeba. I na pewno nie chcę zrywać z nim całkowicie kontaktu - bo jest to najbardziej wartościowa osoba, jaką poznałam w życiu i kontakt z nim to jedna z przyczyn, dzięki którym aktualnie w miarę funkcjonuję. Ale fakt, że wciąż go kocham pomimo braku szans na powrót do poprzedniej relacji sam w sobie jest frustrujący, a do tego jest blokujący przed moimi potencjalnymi scenariuszami na przyszłość.

Szczerze, to niezbyt mam ochotę dalej chodzić po specjalistach. Byłam u 1 seksuologa i 3 psychiatrów. Z niektórymi psychiatrami nie poruszałam w ogóle tematu seksualności, z innymi tak. Generalnie większość ich tez nt. przyszłości mojego związku oraz sposoby mojego leczenia się nie sprawdziły. Średnio mi się chcę dalej jeździć po wszystkich specjalistach w mieście, opowiadać za każdym razem o tym samym (czyli o rzeczach bardzo bolesnych dla mnie), tracić kasę i wierzyć, że wreszcie trafiłam na osobę odpowiednią dla mnie.

Dlatego z braku innych pomysłów, postanowiłam znowu poszukać rady tutaj. Nie wiem, czy moja historia jest podobna do któregoś z was, ale moja seksualność już raczej tak, osobowość możliwe że też. Dlatego zastanawiam się, czy jesteście w stanie mi doradzić, jak mogę doprowadzić do zdrowej relacji z byłym oraz zaplanować sobie życie osobiste, które ma szansę być dla mnie szczęśliwe?
Nautilus1992
ciAStoholik
Posty: 319
Rejestracja: 6 wrz 2017, 01:57

Re: "Leczenie" aseksualizmu?

Post autor: Nautilus1992 »

reita pisze: 23 paź 2021, 18:14 No cóż, happyendu nie było. Mój związek rozpadł się ok. rok temu. Moje próby "przeprogramowania się" nie powiodły się, a różnice w podejściu do seksu między nami okazały się nie do przeskoczenia.
Przykro mi z tego powodu, tym bardziej, że wciąż darzysz go uczuciem.
reita pisze: 23 paź 2021, 18:14 Szczerze, to niezbyt mam ochotę dalej chodzić po specjalistach. Byłam u 1 seksuologa i 3 psychiatrów. Z niektórymi psychiatrami nie poruszałam w ogóle tematu seksualności, z innymi tak. Generalnie większość ich tez nt. przyszłości mojego związku oraz sposoby mojego leczenia się nie sprawdziły. Średnio mi się chcę dalej jeździć po wszystkich specjalistach w mieście, opowiadać za każdym razem o tym samym (czyli o rzeczach bardzo bolesnych dla mnie), tracić kasę i wierzyć, że wreszcie trafiłam na osobę odpowiednią dla mnie.
Odpuść. Z wizytami u psychologów jest podobnie, co z seksem - nic na siłę, bo inaczej można sobie zrobić krzywdę.
reita pisze: 23 paź 2021, 18:14 Potencjalne scenariusze widzę dwa:
1) Próbować znaleźć faceta, który miałby zestaw zalet mojego byłego + były asem
2) Pogodzić się z życiem samemu do końca życia

W dodatku oba scenariusze wymagają ode mnie kolejnego wyzwania - odkochania się w moim byłym. Chociaż wiem, że na odnowienie tego związku szanse są prawie zerowe (bo teoretycznie może wydarzyć się jakiś cud, który magicznie zmieni moje lub jego podejście do seksu), to wciąż jest do dla mnie bardzo ważna osoba. Dalej jestem gotowa wskoczyć za nim w ogień, jeśli byłaby taka potrzeba. I na pewno nie chcę zrywać z nim całkowicie kontaktu - bo jest to najbardziej wartościowa osoba, jaką poznałam w życiu i kontakt z nim to jedna z przyczyn, dzięki którym aktualnie w miarę funkcjonuję. Ale fakt, że wciąż go kocham pomimo braku szans na powrót do poprzedniej relacji sam w sobie jest frustrujący, a do tego jest blokujący przed moimi potencjalnymi scenariuszami na przyszłość.
Myślę, że sama znalazłaś rozwiązanie swojego problemu - jest nim odkochanie się w byłym. Trzeba Ci tylko znaleźć sposób, by tego dokonać. Ja osobiście szukałem materiałów odnośnie rozstania i "odkochania się" w internecie. Mi takie artykuły pomogły i mam nadzieję, że Tobie również dadzą kopa do działania.
W skrócie - uczucia z czasem słabną i człowiek dostrzega nowe drogi i możliwości, które stają przed nim otworem, ale do tego trzeba spełnić kilka warunków, którymi są m.in. zerwanie kontaktu z byłym/byłą i zajęcie się sobą i swoim hobby.
Sleep
przedszkolASek
Posty: 9
Rejestracja: 25 paź 2021, 22:01

Re: "Leczenie" aseksualizmu?

Post autor: Sleep »

Znam przypadek ozieblosci seksualnej/aseksualnosci spowodowanej przez depresje, leki i teriapia pomogly. Moze ta osoba nie stala sie pozniej drapiezca seksualnym, ale sama mowila, ze jest inaczej :) Czesto aseksualnosc/okoloaseksualnosc spowodowana moze byc depresja, ciezkimi przezyciami z okresu dziecinstwa/dojrzewania, zaburzeniami ze spektrum autyzmu. Oczywiscie nie mozna zapominac o osobach aseksualnych, ktore takie po prostu sa, bez wyzej opisanych przyczyn.
Aoede
ASiołek
Posty: 60
Rejestracja: 28 paź 2021, 17:54
Lokalizacja: Gdańsk/Mazury

Re: "Leczenie" aseksualizmu?

Post autor: Aoede »

reita pisze: 23 paź 2021, 18:14
No cóż, happyendu nie było. Mój związek rozpadł się ok. rok temu. Moje próby "przeprogramowania się" nie powiodły się, a różnice w podejściu do seksu między nami okazały się nie do przeskoczenia. Wciąż jednak utrzymujemy relacje koleżeńsko-przyjacielskie. Co jakiś czas ze sobą rozmawiamy, od czasu do czasu się widujemy. Nie ma jednak już między nami jakiejkolwiek fizycznej bliskości.
Wiesz, jak czytam Twoją historię to tak jakbym czytała o sobie. Mój każdy związek się rozpadał właśnie z tego powodu, że ja nie czułam potrzeby, żeby inicjować seks. Kiedy próbowałam tłumaczyć, że ja nie mam potrzeb seksualnych, ale nie czuję awersji do tej czynności i mogę z niej nawet czerpać przyjemność (choć o orgazmach niestety nie ma mowy), to i tak były zarzuty, że się do tego zmuszam albo wzbudzane były we mnie wyrzuty sumienia przez twierdzenie, że partner mi się nie podoba. Mężczyźni heteroseksualni często chcą, żeby ich partnerki ich pragnęły fizycznie, to buduje ich ego, a ja niestety nigdy nie byłam w stanie tego dać.
Jestem obecnie na tym etapie życia, co Ty, więc wiedz, że nie jesteś z tym sama. Chociaż ja się jeszcze nie poddaję. Chodzę do psychoterapeuty, który powoli odblokowuje we mnie tłumione od dziecka emocje, takie jak złość i lęk. Uczy mnie, że zdrowy egoizm to nic złego i nie powinnam się ciągle poświęcać dla innych, a zapominać o sobie. Zastanawiam się czy z czasem, kiedy zacznę traktować siebie chociaż w połowie tak jak innych ludzi i będę się skupiać na tym, czego potrzebuje moje ciało i psychika, to może z czasem potrzeby seksualne też się ujawnią.
Awatar użytkownika
reita
młodASek
Posty: 29
Rejestracja: 23 wrz 2019, 19:03

Re: "Leczenie" aseksualizmu?

Post autor: reita »

Nautilus1992 pisze: 23 paź 2021, 22:14 Myślę, że sama znalazłaś rozwiązanie swojego problemu - jest nim odkochanie się w byłym. Trzeba Ci tylko znaleźć sposób, by tego dokonać. Ja osobiście szukałem materiałów odnośnie rozstania i "odkochania się" w internecie. Mi takie artykuły pomogły i mam nadzieję, że Tobie również dadzą kopa do działania.
W skrócie - uczucia z czasem słabną i człowiek dostrzega nowe drogi i możliwości, które stają przed nim otworem, ale do tego trzeba spełnić kilka warunków, którymi są m in zerwanie kontaktu z byłym/byłą i zajęcie się sobą i swoim hobby.
Zerwanie kontaktu nie wchodzi w grę, bo tak jak pisałam:
jest to najbardziej wartościowa osoba, jaką poznałam w życiu i kontakt z nim to jedna z przyczyn, dzięki którym aktualnie w miarę funkcjonuję
Poza tym, on też nie jest zainteresowany całkowitym zerwaniem kontaktu ze mną. Co do innych kwestii, to mocno się angażuje w moją pracę i hobby i to są kolejne rzeczy, dzięki którym w miarę aktualnie funkcjonuje. I wciąż liczę na to, że czas powoli będzie leczył rany.
Aoede pisze: 30 paź 2021, 13:00 Jestem obecnie na tym etapie życia, co Ty, więc wiedz, że nie jesteś z tym sama. Chociaż ja się jeszcze nie poddaję. Chodzę do psychoterapeuty, który powoli odblokowuje we mnie tłumione od dziecka emocje, takie jak złość i lęk. Uczy mnie, że zdrowy egoizm to nic złego i nie powinnam się ciągle poświęcać dla innych, a zapominać o sobie. Zastanawiam się czy z czasem, kiedy zacznę traktować siebie chociaż w połowie tak jak innych ludzi i będę się skupiać na tym, czego potrzebuje moje ciało i psychika, to może z czasem potrzeby seksualne też się ujawnią.
Zainteresowanie się psychoterapią polecił mi mój były i jeden z psychiatrów. Ja jestem sceptyczna. Po pierwsze, tak jak wspominałam, do tej pory moje wizyty u specjalistów jakoś szczególnie na zmianę mojej seksualności nie wpłynęły. Po drugie, też już o tym wspominałam, dużą część moich "demonów" z przeszłości udało mi się już pokonać, albo przynajmniej kontrolować. Może wciąż nie jestem osobą super pewną siebie i duszą towarzystwa, ale już się nie uważam za kompletnie bezwartościowego śmiecia, który do niczego się nie nadaje i nie powinien się urodzić. Jestem świadoma swoich wad i zalet, nad wadami wciąż staram się pracować. Mam już wykształconą jakąś asertywność w sobie. I boję się tego, że w moim przypadku psychoterapia to będzie tylko takie "pitu pitu", z którego nie dowiem się o sobie wiele więcej niż już jestem świadoma, ale za to stracę mnóstwo hajsu.

Poza tym coraz bardziej odnoszę wrażenie, że wszelkie próby zmiany mojego podejścia do seksu to nic innego, jak walka samej ze sobą. I że to nie ma większego sensu i że szczęśliwsza będę, jeśli zaakceptuje w pełni to, jaka jestem i ułożę sobie życie w zgodzie ze sobą.
Aoede
ASiołek
Posty: 60
Rejestracja: 28 paź 2021, 17:54
Lokalizacja: Gdańsk/Mazury

Re: "Leczenie" aseksualizmu?

Post autor: Aoede »

reita pisze: 31 paź 2021, 17:05
Zainteresowanie się psychoterapią polecił mi mój były i jeden z psychiatrów. Ja jestem sceptyczna. Po pierwsze, tak jak wspominałam, do tej pory moje wizyty u specjalistów jakoś szczególnie na zmianę mojej seksualności nie wpłynęły. Po drugie, też już o tym wspominałam, dużą część moich "demonów" z przeszłości udało mi się już pokonać, albo przynajmniej kontrolować. Może wciąż nie jestem osobą super pewną siebie i duszą towarzystwa, ale już się nie uważam za kompletnie bezwartościowego śmiecia, który do niczego się nie nadaje i nie powinien się urodzić. Jestem świadoma swoich wad i zalet, nad wadami wciąż staram się pracować. Mam już wykształconą jakąś asertywność w sobie. I boję się tego, że w moim przypadku psychoterapia to będzie tylko takie "pitu pitu", z którego nie dowiem się o sobie wiele więcej niż już jestem świadoma, ale za to stracę mnóstwo hajsu.

Poza tym coraz bardziej odnoszę wrażenie, że wszelkie próby zmiany mojego podejścia do seksu to nic innego, jak walka samej ze sobą. I że to nie ma większego sensu i że szczęśliwsza będę, jeśli zaakceptuje w pełni to, jaka jestem i ułożę sobie życie w zgodzie ze sobą.
Rozumiem i nie będę namawiać, żebyś dała kolejną szansę terapeucie. Może zwyczajnie jesteś na tej drodze krok przede mną i za rok to ja będę powtarzała Twoje słowa. Ja w każdym razie jeszcze nie tracę nadziei, bo strach przed samotnością mnie czasami potrafi przygwoździć do ziemi.

A co do Twojego byłego chłopaka, to mówisz, że zerwanie kontaktu nie wchodzi w grę. A co będzie, jeśli po jakimś czasie on zacznie się z kimś widywać? Będziesz w stanie patrzeć na to z boku? Teraz może potraficie funkcjonować jako przyjaciele i dajecie sobie nadal wsparcie, ale wątpię, żeby taka relacja mogła utrzymać się na dłużej. Nie byłoby Ci łatwiej chociaż spróbować radzić sobie żyć bez niego? Utrzymując kontakt raczej marne szanse, że się kiedykolwiek odkochasz...
Awatar użytkownika
reita
młodASek
Posty: 29
Rejestracja: 23 wrz 2019, 19:03

Re: "Leczenie" aseksualizmu?

Post autor: reita »

Aoede pisze: 31 paź 2021, 19:40 A co do Twojego byłego chłopaka, to mówisz, że zerwanie kontaktu nie wchodzi w grę. A co będzie, jeśli po jakimś czasie on zacznie się z kimś widywać? Będziesz w stanie patrzeć na to z boku? Teraz może potraficie funkcjonować jako przyjaciele i dajecie sobie nadal wsparcie, ale wątpię, żeby taka relacja mogła utrzymać się na dłużej. Nie byłoby Ci łatwiej chociaż spróbować radzić sobie żyć bez niego? Utrzymując kontakt raczej marne szanse, że się kiedykolwiek odkochasz...
Z tego co wiem, on jest już na tyle otrząśnięty z naszej relacji, żeby być w stanie się interesować wejściem w nowy związek, ale z pewnych powodów (niezwiązanych ze mną) tego nie robi. Jeżeli chodzi o to jak ja to znoszę, no to cóż, z jednej strony jest to dla mnie przykre, z drugiej życzę mu jak najlepiej i żeby życie osobiste mu się jak najlepiej ułożyło, a wiem, że o ile magicznie coś się we mnie nie zmieni, to powtórny związek ze mną nie będzie dla niego szczęśliwy. Poza tym, nie widujemy się ani nie piszemy do siebie jakoś super często. Przez większość czasu radzę sobie sama.

Oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że nawet taka relacja może zostać zniszczona, ale nie chcę się przyczyniać do tego, by tak się stało. Nie mam i nigdy nie poznałam osoby, z którą tak dobrze bym się rozumiała i do której miałabym tak dużo zaufania. I choć większość moich problemów "biorę na klatę" i nie dzielę się nimi z innymi, to czasem nawet ja potrzebuje przegadania sytuacji w której się znajduję i emocjonalnego wsparcia.
Anonimowy

Re: "Leczenie" aseksualizmu?

Post autor: Anonimowy »

Znowu napiszę coś co uogólniam, ale jest tylko moim zdaniem. Chociaż dalej uważam się za jakiś estymator zachowań. Seksualni panowie mają dwie potrzeby do zaspokojenia. Nie wyobrażam sobie powrotu do byłej z powodu potrzeby romantycznej. Seksualni mogą wracać dla potrzeby zaspokojenia cielesnego (świeża historia z relacji kolegi). Tak może być dla nich dużo prościej. Rozumiem, że w waszym przypadku ten scenariusz odpada. Taki powrót będzie już niepełny. Relacji romantycznej nie da się odbudować. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, jak powiedział Panta Rhei. Kobiety chyba jednak swoje doświadczenia przeżywają inaczej. Wzdychają do poprzednich partnerów. Ponieważ tej drugiej potrzeby nie mam, więc w ogóle nie wyobrażam sobie powrotu do byłej. Nawet nie wyobrażam sobie związku z panią, którą długo znam. Jaka by nie była. A tutaj już w grę wchodzi podświadomie jakaś zaborczość, oczekiwania wyłączności. Jeżeli znam kobietę długi czas, zakładam, że nie żyje w izolacji czyli prowadzi jakieś życie towarzyskie, uczuciowe, ma lub będzie mieć partnera. Większość kobiet tak żyje, ale o tych których nie znam, nie myślę w tych kategoriach. Jeżeli więc nic się nie zaczęło na początku znajomości, to już się nie zacznie. Właśnie z powodu jej potencjalnego doświadczenia nabytego w trakcie naszej znajomości. Niby jak nie ma związku, to nie można niczego oczekiwać. U mnie to nie działa.
Awatar użytkownika
reita
młodASek
Posty: 29
Rejestracja: 23 wrz 2019, 19:03

Re: "Leczenie" aseksualizmu?

Post autor: reita »

Dun Wodis pisze: 31 paź 2021, 22:52 Nie wyobrażam sobie powrotu do byłej z powodu potrzeby romantycznej. Seksualni mogą wracać dla potrzeby zaspokojenia cielesnego (świeża historia z relacji kolegi). Tak może być dla nich dużo prościej. Rozumiem, że w waszym przypadku ten scenariusz odpada.
Rozumiem, że chodzi Ci o relacje, w której jest seks, ale nie ma emocjonalnej więzi. Taki układ jest dla niego nie do przyjęcia. Z resztą, ja też nie potrafię zrozumieć takiego sposobu myślenia. Kompletnie nie czaję, jak można wykonywać z kimś czynność wysoce intymną, która jest obarczona ryzykiem długofalowych skutków ubocznych, zupełnie na chłodno, albo z osobą której się praktycznie w ogóle nie zna, no ale wiem, że są osoby które tak żyją. W każdym razie, dla niego związek musi się składać ze sfery romantycznej i seksualnej, relacja która ma jedno a brakuje drugiego jest nie do przyjęcia.
Dun Wodis pisze: 31 paź 2021, 22:52 Relacji romantycznej nie da się odbudować. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, jak powiedział Panta Rhei.
Coś pomieszałeś, bo Panta Rhei to nie autor, tylko cytat Heraklita. W każdym razie, w powiedzeniu "Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki" nie chodzi o to, że nie wolno wracać, gdy się coś opuściło, tylko że właśnie panta rhei, wszystko płynie. Gdy wejdziesz do tej samej rzeki, będzie w niej już inna woda. Gdy wrócisz do poprzedniej osoby, ta osoba najprawdopodobniej będzie już nieco inna, bogatsza w jakieś doświadczenia, ale to nie znaczy, że nie możesz do niej wrócić. Ze słów mojego byłego zrozumiałam, że on teoretycznie nie zakłada, że powrót do naszego związku byłby niemożliwy, ale widzi na to bardzo niewielkie szanse, bo nie jest w stanie odnaleźć szczęścia w relacji romantycznej bez relacji seksualnej, w której czuje się pożądany, a nie w której kobieta robi to mniej lub bardziej z musu. Ja jestem już w wieku, w którym potrzeba seksualna powinna się już dawno ujawnić, jeśli by istniała. Po różnych próbach "włączenia" w sobie heteroseksualizmu (których większość ludzi nie musi robić, bo przychodzi im to naturalnie), dalej tego w sobie nie widzę. Więc myślę, że można z niemal całkowitą pewnością założyć, że jestem aseksualna z natury i że na dłuższą metę nie jestem w stanie funkcjonować inaczej. Mogę się co jakiś czas się przymuszać do seksu, ale w dłuższej perspektywie czasu będę w ten sposób krzywdzić i siebie i jego.

Więc jestem już pogodzona z tym, że ta relacja nie wróci w takiej formie, jakiej była. Teraz chcę tylko utrzymać z nim dobre relacje, ale też nie wiem, co dalej. Czy powinnam założyć, że jestem stworzona do życia w samotności? Jeśli tak, to okazjonalne "wzdychanie" do byłego nie będzie w tej drodze jakimś wielkim problemem, a niemożliwość okazywania komuś czułości też powinna być do przeżycia, jeśli taka potrzeba nie pojawiałaby się u mnie zbyt często (a aktualnie to w sumie tak jest). Ale mogę też spróbować znaleźć aseksualnego partnera. Do tego najpierw jest mi potrzebne "odkochanie się", co nie jest takie proste w sytuacji, gdy oboje wciąż widzimy dużą wartość w utrzymywaniu ze sobą dobrego kontaktu pomimo rozstania.
Dun Wodis pisze: 31 paź 2021, 22:52 Nawet nie wyobrażam sobie związku z panią, którą długo znam.
A ja sobie nie wyobrażam związku z panem, którego krótko znam. Jestem bardzo nieufna wobec ludzi, muszę ich najpierw dobrze poobserwować, jak się zachowują w różnych sferach życia. Dopiero wtedy się przed nimi bardziej otwieram.
Dun Wodis pisze: 31 paź 2021, 22:52 Jeżeli znam kobietę długi czas, zakładam, że nie żyje w izolacji czyli prowadzi jakieś życie towarzyskie, uczuciowe, ma lub będzie mieć partnera. Większość kobiet tak żyje, ale o tych których nie znam, nie myślę w tych kategoriach.
No to o mnie lepiej tak myśl, jeśli chcesz mi coś doradzić, bo ja akurat jestem tzw. no-lifem :lol: Nie chodzę na imprezy (nie cierpię ich odkąd pamiętam), nie mam życia towarzyskiego, właściwie to prawie nie mam znajomych, z którymi utrzymuje regularny kontakt. Te i inne moje cechy pozwalają przypuszczać, że mogę być stworzona do życia w samotności, i może nie ma sensu szukać igły w stogu siana, czyli aseksualnego faceta, który będzie mną zainteresowany i z którym będę szczęśliwa?
ODPOWIEDZ