
Mimo iż jest to mój pierwszy post, przeczytałem chyba całe wasze forum (jako niezalogowany śledzę już chyba z 10 miesięcy wasze historie). Otóż chociaż nie jestem asem (przynajmniej nie uważam się za taką osobę), to znam doskonale kłopoty z jakimi się borykacie na co dzień.
A więc dlaczego tak pisze !? Oto moja krótka historia:
5 lat temu byłem "normalnym" niczego nieświadom ludzikiem i patrząc z perspektywy czasu, były to najlepsze lata mojego życia. Miałem 18 lat, życie było łatwe, przyjemne i szczęśliwe. Wtedy zacząłem spotykać się z fajną dziewczyną, było cudownie, serce płonęło

Pierwszą decyzją jaką zrobiłem było rozstanie się z dziewczyną. Nie miałem pomysłu jak jej to przekazać, więc po prostu przestałem sie z nią widywać (mieszkała daleko, więc nie było to zbyt trudne). Powiedziałem sobie że prędzej czy później i tak musiała by poznać prawdę, a nie chciałem żeby marnowała sobie życie (co to za życie kiedy niemożna nawet mieć dzieci) więc niech znajdzie sobie innego. Ona do dzisiaj nie wie dlaczego nasza znajomość tak się skończyła, nie chciałem jej kłamać, a co miałem zrobić

I to dopiero jak się okazało początek kłopotów.
1. Rodzice. Co tu dużo pisać, sami wielokrotnie opisywaliście wasze relacje. Moi nic o tym jakie mam kłopoty niewiedzą i się nie dowiedzą (zresztą nikomu nie będę się spowiadał z tego). Czuję od nich dużą presję abym kogoś sobie znalazł i ułożył sobie życie, ale sami wiecie jak wygląda sytuacja. Nie winię ich za to, ale czuje się potwornie. Zaciskam zęby i po prostu nie odpowiadam na ich pytania typu "dlaczego jesteś sam itd.". Nie chcę ich olewać i się z nimi kłócić i mieć do nich pretensję, dlatego najczęściej uciekam do pokoju, albo milczę. Dla mnie ich zachowanie jest naturalne, wiem że to ja zachowuję się źle, ale nie potrafię (nie umiem) inaczej

2. To samo dotyczy moich wujków, ciotek i sąsiadów. Strasznie się od wszystkich izoluję, i nie wiem jak to przełamać. Mimo iż jestem tego świadom to nie potrafię tego zmienić.
3. Znajomi. Tu sprawa wygląda nieco inaczej, ale zmierza ku tej samej, złej, drodze. Mam znajomych, oni najczęściej mają jakąś sympatię, a ja sam pośród nich. Nieraz zapraszają mnie na jakieś imprezki i wygląda to tak: oni siedzą najczęściej w parach a ja sam i nie wiem co ja tam robię. Czuję się tak jak bym żył w innym wymiarze. Chcę się spotykać z nimi, rozmawiać, ale jakoś coraz bardziej czuję że nie pasuje do nich. Nieraz chcieli mi znaleźć jakąś panienkę a ja im na to że nie bardzo. Aby czasem nie pomyśleli że jestem gejem, chodzę z nimi na imprezki, nawet to skutkuje

Prawda jest jednak taka, że oddalam się od nich z dnia na dzień, oni założą własne rodziny, będą mieli inne zajęcia a ja nie będę tam już pasował.
4. Na koniec opiszę jeszcze co zauważyłem po sobie, po tych paru latach. Stałem się strasznie nieśmiały, nie potrafię normalnie rozmawiać z dziewczynami. Traktuje ludzi jak wrogów, a przecież oni nic nie zawinili. Nie potrafię też nikomu zaufać.
Czytając wasze posty, rozumiem was doskonale co czujecie. Nie czuję się asem (mimo iż pojęcie seksu mnie nie dotyczy), chociaż na pierwszy rzut oka może się wydawać inaczej. Będę cale życie sam bo tak chciał los, trudno tak to już bywa

Jestem katolikiem i cały czas zadaje sobie pytanie "Po co się urodziłem, jaki jest sens mojego życia ? ". Dał bym dużo aby poznać tą odpowiedź, naprawdę dużo.
Pozdrawiam wszystkich forumowiczów. A tak na marginesie to bardzo fajne forum, widać że są tu dojrzali ludzie.
Ale się rozgadałem ...