
Od jakiegoś czasu zastanawiałam się nad swoją orientacją i do niczego dojść nie mogłam. Pewnego razu, kiedy powiedziałam, że nigdy nie miałam chłopaka i wyszło, że jestem dziewicą, koleżanka dziwnie na mnie spojrzała i powiedziała, że jestem aseksualna. To był mój pierwszy kontakt z tym słowem. Wtedy jednak chyba miała na myśli to, że nie jestem sexy dla chłopców. Później przeczytałam jakiś króciótki artkulik o aseksualnych w "Metrze". I tak się dowiedziałam, że jest coś takirgo jak aseksualność. Problem ucichł i jakoś się tym nie przejmowałam, ostatnio jednak mnie znów nawiedził i zaczęłam szukać czegoś na ten temat.
Nie wiem, naprawdę nie wiem czy jestem aseksualna - może to tylko jakieś kłopoty związane z dojrzewaniem? Może opiszę siebie.
Mam więc wiele cech, które zaprzeczają mojej aseksualności. Ubieram się odważnie i często bardzo wyzywająco. Lubię swoją kobiecość i bycie podziwianą. Mój dysk jest pełen fetyszowych zdjęć pań często w lateksach i innych fatałaszkach. Lubię to oglądać (a i żeby nie było - to nie jest pornografia tylko subtelna

Bardzo chciałabym mieć kogoś... i tu zaczynają się moje problemy. Bardzo chciałabym nie być już sama ale wiem, że musiałabym kiedyś coś z siebie dać. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Nie chcę nic robić. Wiecie co mam na myśli. Potrafię i czasem lubię sobie pofantazjować i pogadać z koleżankami na zboczone tematy, ale nigdy nie doszłam do wniosku, że chcę to zrobić, że kiedyś to zrobię. Nie jestem może na to gotowa. Co jak co - mój brak gotowości w tym wieku (20l) nie byłby jeszcze taki dziwny, ale ja wcale nie mogę sobie wyobrazić tego że mam stracić dziewictwo. Nawet jakbym chciała to gdzieś tam w mózgu jest jakaś klapka, albo czegoś mi brakuje.
Ostatnio myślałam o tym dużo i próbowałam znaleźć odpowiedź dlaczego? nie znając jeszcze odpowiedzi czy?
estem osobą bardzo religijną i uważam, że skoro Bóg nas tak stworzył, żeby kobieta i mężczyzna byli ze sobą to tak być powinno (nie uznaję innych związków niż heteroseksualne). Stworzył nas też tak, żebyśmy mogli czerpać przyjemność z miłości. Jesteśmy jedynymi stworzeniami (no może poza delfinami

Dobra, dobra to by było na tyle z tego "religijnego" wstępu. Zmierzam do tego, że zaczęłąm szukać przyczyn mojej rzekomej aseksualności. Starałam się przeanalizować siebie i swoje życie. Chyba nie da się samemu zanalizować siebie, potrzebny do tego jest psychiatra, ale ja doszłam do dwóch wniosków:
1. Mój awers do seksualności może mieć źródło w moim ojcu. Był najbardziej zboczoną osobą z jaką w życiu się spotkałam. Będąc w domu bardzo bałam się o swoją cnotę. Ojciec wypaczył moje pojęcie na temat seksu, ale o dziwo (a raczej to jest może i normalne) częściowo poszłam w jego ślady. Ojciec zrobił mi wiele złego, ale to już przeszłość, zamknięty rozdział. Kiedyś wyczytaliśmy, że jesteśmy (ja i moje rodzeństwo) psychopatiatami, ja jestem typowo podręcznikowym przykładem dziewczyny z rodziny o pewnym rodzaju patologii - ubieram się wyzywająco, ale nie dopuszczam do siebie żadnego chłopaka.
2. Może chodzi tu o mnie i moje problemy duchowe. Jestem niedowartościowana i niedoceniana przez najbliższych. Szukam adoracji wśród otoczenia, udaje mi się to osiągnąć, ale nadal jestem nikim dla rodzeństwa, nadal moje wysiłki i starania nie są dostrzegane przez rodzinę. Czuję, że nic nie jestem warta i nie mam co z siebie dać. Mogę tylko oddać swoją cnotę komuś na kim by mi zależało, jeśli ma ona jakiekolwiek znaczenie. Ale jeśli już to zrobię, będę już zupełnie niczym. Dlatego nie mogę tego zrobić. Zresztą nie ma takiej osoby na której by mi tak zależało.
Ble. i znowu zeszło na moje dziewictwo.
Tak czy siak, mam problem i wydaje mi się, że może tutaj ktoś mi pomoże. Mam nadzieję, że nie trafiłam źle...
PS. Dużo tego jakoś wyszło

