Dokładnie tak, jak aseksualizm oznacza pociąg fizyczny wobec pierwszej litery alfabetu, tak agenderyzm oznacza, że moja tożsamość płciowa to litera A. Ubieram się jak litera A i mówię jak litera A.
Oczywiście próbuję zażartować w absolutnie idiotyczny sposób.
Tom, pytanie jest bardzo ważne, jednak zadałeś je w trochę nieuprzejmy sposób. „Nie jarzę” nie jest odpowiednim sposobem na mówienie o czyjejś tożsamości płciowej.
Agender oznacza po prostu brak płci kulturowej. Mam swoją płeć biologiczną, ale nie utożsamiam się z nią. Nie utożsamiam się również z płcią przeciwną do mojej płci biologicznej.
Jak to wygląda w praktyce? Noszę zazwyczaj ubrania damskie i męskie. Znam kilka osób w sytuacji podobnej do mojej i one czasem próbują podkreślić cechy obu płci (np. zarost + makijaż). Skoro takie rozwiązanie nie jest dla mnie odpowiednie, ponieważ nie uważam go za zbyt estetyczne, celuję w neutralność. Zazwyczaj w ubraniach typowo męskich wyglądam jak dziewczyna przebrana za chłopaka, a w ubraniach typowo damskich jak chłopak przebrany za dziewczynę. Więc mieszam. Ponadto jest dla mnie zupełnie typowe to, że pani podchodząca do mnie na przystanku, żeby o coś zapytać, zaczyna zdanie od „proszę pana, pani, przepraszam”. Nie poprawiam takich pań w żaden sposób. W relacjach służbowych i na uczelni korzystam zazwyczaj z zaimków „odpowiednich” dla mojej płci biologicznej, ponieważ nie chcę tłumaczyć się przed każdym wykładowcą. Oczywiście to nie jest zasada, ponieważ znam kogoś, kto specjalnie co zdanie zmienia końcówki z męskich na żeńskie (łam, łem). Może to takie bardziej genderfluid albo coś.
Również staram się korzystać z łazienek „odpowiednich” dla mojej płci biologicznej, choć parę razy kolega wpatrywał się na mnie ze zdziwieniem, widząc, jak wychodzę z tej „nieodpowiedniej”, ponieważ zwyczajnie była bliżej i nie chciało mi się latać po schodach/iść na drugi koniec budynku.
Nie planuję żadnych zmian operacyjnych albo hormonalnych. Byłoby miło nie mieć pewnych części ciała, ale nie przeszkadzają mi aż tak bardzo.