Na poczatku byl chaos, pogubienie w lokacjach, nieumiejetnosc interakcji z graczami, samotne odkrywanie swiata i niezliczone ilosci zgonow - wszystko to trwalo prawie cale wakacje jakies cztery lata temu. Link do czegos dziwnego o nazwie Barsawia odnalazlam przypadkiem na jakims forum o fantastyce.Agnieszka pisze:No teraz Twoja kolej - w co grałaś, jak się wciągnęłaś i jak przestałaś?
Potem zapomnialam o grze, bo zaczelam studia, jednak ktoregos wiosennego dnia, kiedy juz wiedzialam, ze z powodow osobistych nie zalicze tego roku, nagle zapragnelam pograc znowu. Zalozylam wiec postac, a jako ze mniej wiecej pamietalam juz, jak sie poruszac, to tym razem bylo mi znacznie latwiej.
Zaczelo sie dziac od pierwszego dnia gry - najpierw nakablowalam bandytom, za co mi zaplacili , potem malo co nie zostalam napadnieta przez innego bandyte, potem spotkalam kogos, kto wlasciwie nauczyl mnie, jak efektywniej odgrywac swoja postac (tez bandyta), a potem samo jakos lecialo...
Najczesciej gralam razem z moja przyjaciolka, bawilysmy sie wtedy w czarownice, zalozylysmy nawet nieformalna ezoteryczna organizacje Glownie zajmowalysmy sie odkrywaniem swiata, poznawaniem innych postaci i robieniem jaj Od czasu do czasu bylo tez zabijanie roznego rodzaju kreatur, potworow, bestii itp, jak to w swiecie fantasy Obie zaczelysmy sie wciagac coraz bardziej i bardziej, az w koncu spotkalam jednego ze starszych graczy (oczywiscie zlodzieja i bandyte), z ktorym zaczelo sie granie bardziej "na powaznie", moja postac dojrzala, uzupelnilam jej biografie, odruchy, slowem stala sie spojna jednostka i skonczyl sie okres robienia sobie jaj, a zaczela zabawa w polityke MUDowa. Zrzadzeniem losu dorobilismy sie we trojke sklepu, my dwie "wkrecilysmy sie" w towarzystwo tych samych bandytow, ktorych spotkalam na samym poczatku mojej gry i zaczely sie knowania, intrygi, szpiegowstwo Wowczas mijal chyba niecaly rok od samego poczatku (z przerwa, bo przez pare miesiecy nie mialam dostepu do sieci) i bylam juz niezle uzalezniona. Jednoczesnie uleglam fascynacji samym swiatem, na ktorym oparta jest jedna z domen MUDa - czyli system Earthdawn. Zaczelo sie pisywanie drobnych lokacji, pomoc w budowie pewnej gildii pochodzeniowej oraz klubu dla bandytow Dodam, iz same nie bylysmy bandytkami, a to ze wzgledu na poziom, ktorego jakos nigdy nie udalo nam sie podniesc za bardzo (zle ustawione cechy na poczatku, koncentracja na samym rpg-owaniu), ale postacie nasze byly rozbojnicami w duchu
Potem byl juz tylko coraz mniejszy dystans, zarywanie nocy, zarywanie dnia, coraz wiecej emocji dzialajacych destruktywnie, a do tego wszystkiego (jakby jeszcze bylo malo), zaangazowanie uczuciowe, nie poparte wlasciwie niczym procz iluzji i moich wlasnych domyslow.
Poczatek konca nastapil, kiedy coraz bardziej zaczelam sobie uswiadamiac, jakim zniszczeniom uleglo moje, i tak juz wystarczajaco mocno rozchwiane zycie. Przyszedl jeden z tych momentow, kiedy konieczna jest skrajna zmiana, totez w srodku sezonu, bez zadnego przygotowania postanowilam ruszyc na podboj miejsca, do ktorego jezdza wszyscy Polacy, a miejsce to jest zwiazane z koniczyna i Guinessem Mialo to miejsce w zeszlym roku, w lipcu. Wyladowalam na totalnym odludziu, na wysepce, gdzie elektrycznosc dotarla ledwie 20 lat temu, a podroz do cywilizacji uzalezniona jest od warunkow atmosferycznych oraz drogich biletow Nietrudno sie domyslic, ze neta tam nie bylo. Zaczelam wreszcie odkrywac, jak wyglada swiat poza komputerem.
Niemniej jednak bylam zmuszona spedzic jeden miesiac w miescie na stalym ladzie, w miejscu, ktore dzialalo na mnie frustrujaco ze wzgledow zarowno zawodowych, jak i personalnych. Do tego osoba, ktora dbala o kontakt ze mna (rowniez ten pozainternetowy) tylko dopoki gralam, nagle przestala sie odzywac - to chyba bylo glownym powodem mojej frustracji, totez pewnego dnia zupelnie spontanicznie wyslalam prosbe o kasacje calego konta.
Nie moglam sie nadziwic, jak bylam zalamana przez pierwsze dni; wtedy dopiero sie okazalo, jak bylam przywiazana do swojej postaci, czy moze nawet na ile ta postac byla mna. Jednak potem poczulam ogromna ulge i uwazam, ze to byla jedna z najlepszych decyzji w moim zyciu
Pozniej znow wrocilam na swoje odludzie i z wielkim zacieciem zajelam sie tworzeniem dosc duzego projektu do owego MUDa.
Niedlugo minie rok, odkad definitywnie z tym zerwalam. Potem znow zalozylam sobie postac, tym razem bardzo zwiazana z systemem.
Postanowilam sobie, ze ta postac bedzie zupelnie rozna ode mnie, bedzie robila to, czego ja nigdy bym nie zrobila - slowem dystans zupelny, teraz to ma byc tylko i wylacznie rozrywka. Udalo mi sie, z tym ze po pierwsze nie chce mi sie juz grac; po drugie okazalo sie, ze malo kto odgrywa swoje postacie, a kazdy odgrywa siebie; po trzecie... zaczelam przejmowac nawyki tej swojej postaci, rezultatem czego wyzwolilam w sobie te pozytywne poklady, ktore dotychczac byly we mnie mocno ukryte... Czyli w sumie wyszlo na plus
Reakcja twojego kolegi Agnieszko jest wiec jak najbardziej zrozumiala, sama zreszta juz sama wiesz, jak to jest Wydaje mi sie jednak, iz MUDy typu Barsawia czy Arkadia dzialaja troche inaczej, niz to, na czym gralas ty. Nie znam sie, ale chyba sa mniej "techniczne", a bardziej stawiajace na to, by wczuc sie w odgrywanie postaci - np. zabronione jest uzywanie zwyklych emot, czyli zamiast ":)" wklepujesz "usmiechnij sie" Zagladalam kiedys na Studnie Dusz i z tego, co pamietam, to mialo to wiele wspolnego z czatem Nie ma tez klanow, sa jedynie gildie, kluby, kompanie itp.
Ale sie znowu rozpisalam.. Wybaczcie, ale taka spowiedz byla mi potrzebna Mam nadzieje, ze post jest w miare czytelny.