Na to, żeby ten fakt zrozumieć należy sobie uświadomić, że my nie zawsze "żyjemy na sto procent". W normalnym życiu uruchamiamy tylko część naszych możliwości. Żaden człowiek nie wie jakie w nim tkwią pokłady energii, jaka głębia mądrości, ile odwagi, samozaparcia, wyrzeczenia, ile fantazji, pomysłowości, wyobraźni. To wszystko - wszystko co w nim dotąd nieodkryte - jest w stanie z siebie wyrwać w sposób jakby z radością, dopiero wtedy, gdy jest obok niego człowiek, który go kocha, który na niego liczy, który go podziwia, który wierzy w niego, ma do niego zaufanie, który spodziewa się po nim więcej niż wszystko, co mu dał dotąd. Wtedy, gdy wie, że nie może zawieść tych oczekujących oczu, nie może się zbłaźnić, załamać się, upaść, zeszmacić.Magda pisze: Nie zgodzę się z Tobą, chociażby dlatego, że człowiek samotnie jest w stanie osiągnąć TYLE SAMO, co przy wsparciu drugiego człowieka. Nie twierdzę, że rodzina ogranicza, bo nie można tak generalizować (chyba, że chodzi o rodzinę patologiczną, to wtedy tak).
Czasy okupacji, czasy stalinowskie pokazały, czym jest małżeństwo. Gdy zostały pozrywane przez wroga wszystkie inne więzy społeczne, organizację, związki, gdy pozostała tylko rodzina. Wtedy właśnie najtrudniej było kawalerom i pannom, silni byli żonaci i kobiety zamężne. Nawet w czasie odosobnienia, gdy przebywali w więzieniu, bardzo często ostatnim argumentem pozwalającym im zachować godność człowieka i Polaka była miłość tego człowieka, który czekał w domu rodzinnym - "Jak ja popatrzę w oczy temu, kto na mnie liczy, kto na mnie czeka. Zdradzić, oddać się na służbę? Skalać NASZE nazwisko?!"
Mają szansę, ale jak napisałem wyżej - mniejszą.Magda pisze: A co powiesz o osobie, która jest zupełnie sama na świecie, niekochana przez nikogo, nie ma do kogo ust otworzyć, nikt na nią nie spojrzy życzliwym wzrokiem? Nie ma szansy na zrealizowanie się?