Niestety opcja 4. Jak na dzisiaj uplasowałam sie w 6% "ankietowanych".
Z nie-spaniem to kiepska sprawa jest.
W styczniu taki maraton miałam, że sypiałam 1-2 godz. na dobę (!), po 25 dniach byłam wrakiem.... Prochy, zwolnienie i... regeneracja, bo ze spaniem to, to mało miało wspólnego. Bezsenność jest ohydna - spać się chce niesamowicie a zasnąć się nie da. Niczym innym się też nie da zająć (książka, film, słuchanie radia). Leżysz jak wór i czekasz... kręcisz się... liczysz... nie liczysz... Nic. A zegarek cyka (mój nawet nie cyka, żeby bron Boże nie zbudzić!). I trzeba wstawać do roboty, a spania nie było. Dzień po takiej nocy, to koszmar, a wieczorem powtórka. Szkoda gadać.
A wogóle, to zawsze byłam "ptakiem nocnym". Najlepiej funkcjonuję po 17.00 i mogę tak do 2.00, 3.00. Zalecona mi higiena spania nakazuje jednak wskakiwać w pościel ok. 21.00.
Jeśli chodzi o sny, to pamiętam nawet 2-3 z jednej nocy. Pamiętam latami. To jakieś przekleństwo chyba, bo 70 % to horrory, a tylko 30 % sielanka. Sny mam podzielone na kategorie

: szkoleniowe, historyczne (np. jakby z poprzednich żyć), katastroficzne, no i prorocze. Np. śni mi się jakaś sytuacja, która po pewnym czasie się wydarza - identycznie jak we śnie; albo miejsce ze snu okazuje się istnieć na prawdę - tyle, że w takim miejscu świata gdzie nigdy wcześniej nie byłam i nawet w tv zobaczyć się nie da. Tak miałam kilka razy podczas wojaży zagranicznych. Takie pipidówki że wrony zawracają a ja patrzę i.... cholerka, toż to z mojego snu! Nawet byłam w stanie powiedzieć co znajduje się za laskiem, za skrzyżowaniem, jakie domy tam stoją. Znajomym szczeki opadały, jak to mówiłam a i mnie jakoś dziwnie było....
Kolega to sugerował mi, żebym je spisała i książkę wydała (szczególnie o te sny historyczne i horrory mu chodziło

), bo fabuła wprost na filmowy scenariusz się nadawała. Mówił: Przy tobie Hitchcock to mały pikuś jest. Ta.... tylko, że ja te filmy to nawet nie w 3D miałam, a na żywca!
Ale nie o snach to wątek
