Jeździłam na stopa obowiązkowo podczas obozów harcerskich, jak miałyśmy np. dotrzeć do miejscowości oddalonej o 10 km na zwiadzie, który w całości miał trwać 3h czy coś... takie sprawy. I zawsze wtedy stopowałyśmy w 2-3 osoby, w mundurach, w biały dzień, także zawsze nas traktowano porządnie. Dobrze wspominam te stopy, poza tym, że wtedy byłyśmy jeszcze dosyć nieśmiałe
Ostatnie parę razy, czyli odkąd skończyłam liceum, to było może ze dwa razy, czyli niewiele. Raz w Walii i raz w Szkocji. W Szkocji była troszeczkę dzika historia, bo wracałam z pewnego miejsca do centrum miasta i zorientowałam się, że zostawiłam w tym miejscu telefon... więc wyskoczyłam z autobusu i podbiegłam do auta takiego bez dachu kiedy stało na światłach, i spytałam czy mnie podwiezie, bo nie chciałam czekać na autobus... ech, trochę głupie to było

ale telefon odzyskałam.
Drugi raz był w Walii kiedy wysiadłam z pociągu i nie ogarnęłam, że odjechał mi już ostatni autobus do destynacji. Było ok. 19 w niedzielę, i środek Walii, więc trochę środek nigdzie. Do destynacji 5 km przez las, marzec, więc ciemno. W momencie kiedy stanęłam przy przystanku autobusowym, zatrzymał się przy mnie taki mini-van (sorry, nie znam się na samochodach) pełen studentów, którzy zobaczyli moje bagaże i uznali, że pewnie jedziemy w to samo miejsce - i tak było! Więc mnie podwieźli, i o rany, jaka jestem im wdzięczna, bo wtedy chyba taksówki też już nie jeździły, z tego co pamiętam (to było prawie 3 lata temu). Ok, może to taki nie do końca autostop, bo nawet nie zdążyłam wyciągnąć ręki, choć może to zrobiłam, nie pamiętam. Tak czy inaczej, teraz się zestarzałam o te parę lat i trochę za bardzo się boję psychopatów, żeby autostopować częściej. Ale uwielbiam ideę autostopu i mam z niego same dobre wspomnienia.