Hehe, dobre. W końcu inni często wiedzą lepiej niż my sami xD (Podobnie jest z moim tatą.)Nowa koleżanka nie przyjęła wiadomości, że nikogo nie mam i autorytatywnie stwierdziła, że ona wie co jest grane... Z pewną niepewnością czekałam na jej odkrycie... po czym dowiedziałam się, że mój facet jest żonaty, dlatego się nie afiszujemy...
Bycie solo wyklucza?
,,Wszyscy jesteśmy większymi artystami niż się nam zdaje." F. Nietzsche
''To see a World in a Grain of Sand
And a Heaven in a Wild Flower
Hold Infinity in the palm of your hand
And Eternity in an hour'' W. Blake
,,...by lekko obcial koncowki nie skracajac wlosow" Keri
''To see a World in a Grain of Sand
And a Heaven in a Wild Flower
Hold Infinity in the palm of your hand
And Eternity in an hour'' W. Blake
,,...by lekko obcial koncowki nie skracajac wlosow" Keri
tak! tak! To jest to~! to jest IDEALNE!po czym dowiedziałam się, że mój facet jest żonaty, dlatego się nie afiszujemy...
Dziękuję bardzo za podzielenie się z nami powyższym, muszę powiedzieć, że od dziś stanie się to moją odpowiedzią na wszelakie upierdliwe i cyklicznie powtarzające się pytania... mniemam, że usłyszenie takiej wiadomości zamknie usta wścibskiemu
Tak więc zapożyczam to sobie, i nie zawaham się użyć.
Za dawnych czasów, kiedy jeszcze nie wiedziałem, że jestem na "Nie", to próbowałem nawiązywać znajomości i dziwnym trafem ilekroć odważyłem się do dziewczyny zagadać, okazywała się mężatką albo lesbijką. ZAWSZE, uczciwie mówię.
A bycie solo nie wyklucza - właśnie niedawno spędziłem uroczy weekend w towarzystwie dwóch małżeństw i wcale nie czułem się skrępowany. Co ciekawe - czasami ci ludzie proszą mnie o trzeźwe spojrzenie na jakąś sprawę.
A bycie solo nie wyklucza - właśnie niedawno spędziłem uroczy weekend w towarzystwie dwóch małżeństw i wcale nie czułem się skrępowany. Co ciekawe - czasami ci ludzie proszą mnie o trzeźwe spojrzenie na jakąś sprawę.
Człowiek-Redaktor czyli mój fanpage
Chyba coś na rzeczy jest z tym pomijaniem. Przy czym z mojej perspektywy wygląda to tak, że sam się izoluję. Niechętny jestem spotkaniom z osobami, z którymi muszę rozmawiać na abstrakcyjne dla mnie tematy. Staram się szybko wiać z takiego towarzystwa... I tak już mnie postrzegają - nie zapraszają, bo i tak nie przyjdę, albo przyjdę i zniknę w ciągu 30 minut.
Natomiast z kilkoma osobami w tym "żonatymi" spotykam sie i oni mnie zapraszają. Wiem, ze ich połówki, nie sa tym zachwycone, ale oficjalnie sie nie buntują. Tak to działa w moim przypadku.
Natomiast z kilkoma osobami w tym "żonatymi" spotykam sie i oni mnie zapraszają. Wiem, ze ich połówki, nie sa tym zachwycone, ale oficjalnie sie nie buntują. Tak to działa w moim przypadku.
Mam znajomych w różnych konfiguracjach życiowo-towarzyskich i wszystko jest jednak indywidualną kwestią - poglądy, podejście, zrozumienie. Raczej nie mogę generalizować. Choć ostatnio widzę nasilenie się zjawiska "wykruszania" poszczególnych znajomych po dłuższym sparowaniu, spomiędzy singlowej grupki. Nie wiem, czy to po prostu zmiana upodobań w kwestii spędzania wolnego czasu, czy raczej wpływ nacisków drugiej połówki? Pewnie jedno i drugie.
Wielokrotnie natomiast doświadczam tego, że "reszcie towarzystwa" /nie z mojej paczki, tylko np. z pracy/ zdecydowanie bardziej przeszkadza fakt, że ja pojawiam się gdzieś w liczbie pojedynczej, niż trapi to mnie samą. Nie rozumiem nadal, dlaczego skoro mnie to nie gryzie, ani nie zawstydza, to reszta czuje się w obowiązku stać na straży mojego teoretycznego samopoczucia? I wtedy pojawia się sytuacja otwierająca wątek - dla parzystej reszty towarzystwa problem urasta do takiej rangi, że spotkanie/impreza/wjazd jest odwoływany.
Powoli dojrzewam do ułatwienia im życia i odpuszczenia prób - niech jeżdżą sami. (Chyba, że oni dojrzeją do tego pierwsi, lub już to robią w tajemnicy )
Resume: ja nie czuję się wykluczona, ale wg innych zapewne jest odwrotnie i na skutek ich starań oraz prób "dbania o moje samopoczucie" wykluczenie staje się faktem. O ironio!
Wielokrotnie natomiast doświadczam tego, że "reszcie towarzystwa" /nie z mojej paczki, tylko np. z pracy/ zdecydowanie bardziej przeszkadza fakt, że ja pojawiam się gdzieś w liczbie pojedynczej, niż trapi to mnie samą. Nie rozumiem nadal, dlaczego skoro mnie to nie gryzie, ani nie zawstydza, to reszta czuje się w obowiązku stać na straży mojego teoretycznego samopoczucia? I wtedy pojawia się sytuacja otwierająca wątek - dla parzystej reszty towarzystwa problem urasta do takiej rangi, że spotkanie/impreza/wjazd jest odwoływany.
Powoli dojrzewam do ułatwienia im życia i odpuszczenia prób - niech jeżdżą sami. (Chyba, że oni dojrzeją do tego pierwsi, lub już to robią w tajemnicy )
Resume: ja nie czuję się wykluczona, ale wg innych zapewne jest odwrotnie i na skutek ich starań oraz prób "dbania o moje samopoczucie" wykluczenie staje się faktem. O ironio!
o to chodzi. mnie na przykład krew zalewa jak po każdym kontakcie z kochaną rodzinką zaczyna się paplanina za plecami na temat tego że taki dziwak ze mnie. A nawet niekoniecznie z rodziną - te pytania dawno nie widzianych znajomych lub sąsiadów: czy pan się już ożenił, ma pan dzieci? NIE! I patrzenie na mnie jak na wariata następuje. A co to, k**** obowiązkowe? jednak uważam że bycie solo wyklucza wszędzie w tak zwanych normalnych okolicznościach. Ja wystarczy że wyjdę z domu i już czuję się wykluczony. Gdy w windzie parka cmoka, bo chwila bez wzajemnego pomlaskania jest chwilą straconą. A za moment wchodzą dwie roześmiane rodzinki z pociechami, które kręcą się jak robaki na kawałku zgniłego mięsa, do tego z psami, które na mnie warczą. Grrrr! Jeszcze nie dojade na parter, a już czuję się wykluczony.
Zbyt wiele wrażliwości jest przekleństwem. Nazywajmy rzeczy po imieniu: to jest nóż na gardle.
Właśnie. Tutaj kryje się klucz do Twojej zagadki. Czujesz się wykluczony, ponieważ sam siebie wykluczasz. Ty i nikt inny.czuję się wykluczony
,,Wszyscy jesteśmy większymi artystami niż się nam zdaje." F. Nietzsche
''To see a World in a Grain of Sand
And a Heaven in a Wild Flower
Hold Infinity in the palm of your hand
And Eternity in an hour'' W. Blake
,,...by lekko obcial koncowki nie skracajac wlosow" Keri
''To see a World in a Grain of Sand
And a Heaven in a Wild Flower
Hold Infinity in the palm of your hand
And Eternity in an hour'' W. Blake
,,...by lekko obcial koncowki nie skracajac wlosow" Keri
To racja, ale tylko po części... Wyjaśnię na przykładzie: jeśli nieznany mi pies szczeka, warczy i zachowuje się tak, że mam wrażenie, że chce mnie ugryźć, a obok stoi osoba, która śmieje się z tego i nie ma takiego wrażenia, to czy zagrożenie dla mnie stworzył pies czy to WYŁĄCZNIE "wina" mojego postrzegania świata? Tak samo jest z wykluczeniem mnie jako singla. Przecież to nie chodzi dosłownie o zamykanie drzwi. Chodzi o to, że np. wiele razy singel jest postrzegany jako ten, kto powinien iść na ustępstwa wobec nie-singli, na zasadzie "kredyty dla młodych małżeństw" a nie dla "młodych singli". Oczywiście wykluczenie postrzegam tu też trochę metaforycznie, jako wyłączenie spoza normę, a tą jest u nas posiadanie rodziny. Natomiast nie przeczę, że często takie poczucie może być wynikiem mojej nadinterpretacji.
Zbyt wiele wrażliwości jest przekleństwem. Nazywajmy rzeczy po imieniu: to jest nóż na gardle.
Zastanawiam się jak to właśnie jest z tymi normami ,,u nas" w Polsce. Dzieci jest przecież coraz mniej - jakby na to nie spojrzeć, dziecko to niemały ,,wydatek", na który wielu młodych ludzi po prostu nie może sobie pozwolić.
Z singlami natomiast sprawa wygląda lepiej niż dziesięć, dwadzieścia lat temu. Podejrzewam, że obecnie łatwiej jest zrozumieć i uzasadnić fenomen singla - osoby, która chce się rozwijać a dopiero po osiągnięciu pewnego poziomu pomyśleć o rodzinie.
Z singlami natomiast sprawa wygląda lepiej niż dziesięć, dwadzieścia lat temu. Podejrzewam, że obecnie łatwiej jest zrozumieć i uzasadnić fenomen singla - osoby, która chce się rozwijać a dopiero po osiągnięciu pewnego poziomu pomyśleć o rodzinie.
To już jest pewna dyskryminacja wobec singli, ale cóż poradzić. Banki raczej nie są od pomagania ludziom, tylko raczej od wzbogacania się na nich."kredyty dla młodych małżeństw" a nie dla "młodych singli"
,,Wszyscy jesteśmy większymi artystami niż się nam zdaje." F. Nietzsche
''To see a World in a Grain of Sand
And a Heaven in a Wild Flower
Hold Infinity in the palm of your hand
And Eternity in an hour'' W. Blake
,,...by lekko obcial koncowki nie skracajac wlosow" Keri
''To see a World in a Grain of Sand
And a Heaven in a Wild Flower
Hold Infinity in the palm of your hand
And Eternity in an hour'' W. Blake
,,...by lekko obcial koncowki nie skracajac wlosow" Keri
Mam wrażenie, że jesteśmy świadkami bardzo ciekawego zjawiska społecznego- ja, na swój własny użytek, nazywam je podwójnym wykluczeniem osób samotnych- singli.
Bo choć w naszym kraju (i nie tylko) coraz więcej gospodarstw domowych prowadzonych jest przez osoby samotne a zmiany na poziomie społecznym, kulturowym, ba, nawet językowym zmniejszają negatywne nacechowanie życia w pojedynkę- stara panna czy stary kawaler to były opisy stanu psycho-społecznego będącego przymusem, singiel to opis pewnego stylu życia, wyboru- to jednak osoba samotna jest z części życia społecznego wykluczona.
Na poziomie makro, tak pisał Pigmalion -nie przysługują im ulgi podatkowe, dodatkowe świadczenia (jeśli nie ma dzieci), preferencyjne kredyty.
Na poziomie mikro singiel zwykle czuje się bardziej lub mniej obco w świecie, w którym normą statystyczną jest życie we dwójkę albo tworzenie rodziny.
To wszystko wydaje się naturalne. Znacznie ciekawsze jest to, co stanowi drugi stopień wykluczenia. Otóż single wykluczają się sami. Nie wiem, czy kiedykolwiek odwiedziliście portal dla singli (nie mam na myśli serwisu randkowego, chodzi o jakieś wirtualne miejsce mające zrzeszać osoby żyjące w pojedynkę). Ja odwiedziłam kilka takich miejsc- i ku memu zdumieniu, mimo afiszowanej afirmacji "singlowania" miejsca te miały ukryty program kojarzenia par. To bardzo ciekawe zjawisko-- gdy za pośrednictwem takiej witryny dwoje ludzi tworzy związek pozostali gratulują im i "cieszą się ich szczęściem" choć de facto oznacza to utratę dwójki ludzi ze społeczności.
Ergo, status singla sprawia największą radość w chwili utraty tego statusu.
To stawia promowaną afirmację życia w pojedynkę pod bardzo dużym znakiem zapytania, wydaje mi się, że dla większości samotnych samotność jest wartością pożądaną tylko wtedy, gdy jest czasowa.
Tudzież owa afirmacja jest tylko maską. Ale to znaczyłoby, że nasza mentalność nie zmieniła się od czasu naszych dziadków a singiel znaczeniowo to nic innego jak stary kawaler/stara panna.
Bo choć w naszym kraju (i nie tylko) coraz więcej gospodarstw domowych prowadzonych jest przez osoby samotne a zmiany na poziomie społecznym, kulturowym, ba, nawet językowym zmniejszają negatywne nacechowanie życia w pojedynkę- stara panna czy stary kawaler to były opisy stanu psycho-społecznego będącego przymusem, singiel to opis pewnego stylu życia, wyboru- to jednak osoba samotna jest z części życia społecznego wykluczona.
Na poziomie makro, tak pisał Pigmalion -nie przysługują im ulgi podatkowe, dodatkowe świadczenia (jeśli nie ma dzieci), preferencyjne kredyty.
Na poziomie mikro singiel zwykle czuje się bardziej lub mniej obco w świecie, w którym normą statystyczną jest życie we dwójkę albo tworzenie rodziny.
To wszystko wydaje się naturalne. Znacznie ciekawsze jest to, co stanowi drugi stopień wykluczenia. Otóż single wykluczają się sami. Nie wiem, czy kiedykolwiek odwiedziliście portal dla singli (nie mam na myśli serwisu randkowego, chodzi o jakieś wirtualne miejsce mające zrzeszać osoby żyjące w pojedynkę). Ja odwiedziłam kilka takich miejsc- i ku memu zdumieniu, mimo afiszowanej afirmacji "singlowania" miejsca te miały ukryty program kojarzenia par. To bardzo ciekawe zjawisko-- gdy za pośrednictwem takiej witryny dwoje ludzi tworzy związek pozostali gratulują im i "cieszą się ich szczęściem" choć de facto oznacza to utratę dwójki ludzi ze społeczności.
Ergo, status singla sprawia największą radość w chwili utraty tego statusu.
To stawia promowaną afirmację życia w pojedynkę pod bardzo dużym znakiem zapytania, wydaje mi się, że dla większości samotnych samotność jest wartością pożądaną tylko wtedy, gdy jest czasowa.
Tudzież owa afirmacja jest tylko maską. Ale to znaczyłoby, że nasza mentalność nie zmieniła się od czasu naszych dziadków a singiel znaczeniowo to nic innego jak stary kawaler/stara panna.
Bycie solo wyklucza
Parę dni temu wkurzyła mnie moja koleżanka. Przyszła do mnie wieczorem, siedziała ze 2 godziny i przez większą część czasu mówiła na jeden temat: opowiadała o swoich znajomych, które dobrze wyszły za mąż, mówiła, że ona też by bardzo chciała, krytykując jednocześnie wszystkich facetów, których spotkała w swoim życiu: ten za niski,a ten za wysoki, a ten za gruby, a ten za chudy, a ten za stary, a ten za małomówny, a ten za bardzo nachalny, a ten za skąpy. I tak przez dwie godziny zamążpójście i zamążpójście, tak jakby to był jedyny cel w życiu człowieka. Ja kilka razy próbowałam zmienić temat, ale ona i tak wracała do pierwotnego tematu. Moja mama natomiast ochoczo jej wtórowała i przytakiwała.
To było straszne!
DZIEWICA8
To było straszne!
DZIEWICA8
"Boże, daj mi pogodę ducha, abym godziła się z tym, czego zmienić nie mogę,
odwagę, abym zmieniała to, co zmienić mogę, i mądrość, abym zawsze potrafiła
odróżnić jedno od drugiego."
DZIEWICA8
odwagę, abym zmieniała to, co zmienić mogę, i mądrość, abym zawsze potrafiła
odróżnić jedno od drugiego."
DZIEWICA8
Z cyklu "sto pytań do..."
Czyli nie jestem człowiekiem, kobietą, tylko starą panną?
Czy taka kategoria uprawnia do zniżki w autobusie lub na basenie?
Czy jeśli nie poczuwam się ani do "nikogo nie potrzebującej" singielki buntowniczki, ani do rozpaczającej i zgorzkniałej starej panny, to mogę pozostać po prostu człowiekiem, na razie w liczbie pojedynczej?
Czasem trochę mnie męczy wszechogarniająca potrzeba kategoryzacji. ("To na pewno przez te unijne przepisy..." jakby powiedziała moja babcia )
Czyli nie jestem człowiekiem, kobietą, tylko starą panną?
Czy taka kategoria uprawnia do zniżki w autobusie lub na basenie?
Czy jeśli nie poczuwam się ani do "nikogo nie potrzebującej" singielki buntowniczki, ani do rozpaczającej i zgorzkniałej starej panny, to mogę pozostać po prostu człowiekiem, na razie w liczbie pojedynczej?
Czasem trochę mnie męczy wszechogarniająca potrzeba kategoryzacji. ("To na pewno przez te unijne przepisy..." jakby powiedziała moja babcia )
Rzeczywiście, to by prowadziło do wniosków, które opisałaś w następnych zdaniach swojej wypowiedzi.Nie wiem, czy kiedykolwiek odwiedziliście portal dla singli (nie mam na myśli serwisu randkowego, chodzi o jakieś wirtualne miejsce mające zrzeszać osoby żyjące w pojedynkę). Ja odwiedziłam kilka takich miejsc- i ku memu zdumieniu, mimo afiszowanej afirmacji "singlowania" miejsca te miały ukryty program kojarzenia par. To bardzo ciekawe zjawisko-- gdy za pośrednictwem takiej witryny dwoje ludzi tworzy związek pozostali gratulują im i "cieszą się ich szczęściem" choć de facto oznacza to utratę dwójki ludzi ze społeczności.
Według mojej definicji singiel to osoba, której jest dobrze z tym, że nie posiada partnera.
Też już kiedyś zasugerowałem, że ,,singiel'' to dla wielu osób zapewne tylko przykrywka. Jest ładne i raczej pozytywnie nacechowane określenie w przeciwieństwie do ,,starej panny'' czy nawet kawalera, (na którego niekiedy spogląda się z przymrużeniem oka, i który to często staje się obiektem żartów ze względu na swój stan cywilny).
,,Wszyscy jesteśmy większymi artystami niż się nam zdaje." F. Nietzsche
''To see a World in a Grain of Sand
And a Heaven in a Wild Flower
Hold Infinity in the palm of your hand
And Eternity in an hour'' W. Blake
,,...by lekko obcial koncowki nie skracajac wlosow" Keri
''To see a World in a Grain of Sand
And a Heaven in a Wild Flower
Hold Infinity in the palm of your hand
And Eternity in an hour'' W. Blake
,,...by lekko obcial koncowki nie skracajac wlosow" Keri