muszę iść na wesele:-(

Nie każdego dnia ptaszki ćwierkają. Jak Ci się ten dzień przydarzy, my wysłuchamy.
hrabinka
pASibrzuch
Posty: 207
Rejestracja: 4 wrz 2010, 19:31

Post autor: hrabinka »

No tak, na wesela czy też na inne przyjęcia chodzi się przeważnie po to, żeby się pokazać, plotkować, pochwalić się modnym strojem etc. Istna sztuczność. Tak było od niepamiętnych czasów, bo pomimo tego, że czasy się zmieniają, to jednak niektóre obyczaje, zwyczaje pozostają, i przechodzą z pokolenia na pokolenie. Można zauważyć jak to było kiedyś czytając np. książki historyczne czy powieści obyczajowe.
Podam tu jeden przykład z książki napisanej na początku XX w.:

"Teatr był natłoczony i jarzył się od strojów i klejnotów. Nikt nie słuchał uwertury, każdy zresztą umiał ją na pamięć i każdy tu był, żeby się pokazać, spotkać znajomych (...) Lornetki były w ruchu; odnajdywano znajomych, zamieniano spojrzenia i uśmiechy, taksowano brylanty, krytykowano stroje, szeptano skandale, uśmiechano się zjadliwie lub cynicznie (...) a o uwerturze myślał tylko nieboszczyk Moniuszko w grobie."
Awatar użytkownika
pigmalion
gimnASjalista
Posty: 13
Rejestracja: 11 lis 2007, 17:41
Lokalizacja: warszawa

Post autor: pigmalion »

Czarny - oto dobitny argument raczej za ukrywaniem ukochanej, a nie pokazywaniem się z nią publicznie: możliwość pojawienia się wokoło ludzi z podobnym gustem, potencjalnych rywali ;-) Zyskujesz ukochaną, a zarazem zyskujesz strach przed jej stratą i tysiąc innych kłopotów... Porąbane to wszystko jest. Ale sprawa "rywalizacji" - też mi to słowo tu nie pasuje. Ukochana osoba to nie puchar w pieprzonym Tour De France :-) No, chyba że wyobrazimy sobie sytuację: babka chce dzianego faceta i kilku walczy o kasę, żeby ją zdobyć. Ale taka sytuacja to dla mnie coś zaprzeczającemu miłości.
cytat powyższy z książki trafny bardzo. jakbym to znał... skąd to? P
Zbyt wiele wrażliwości jest przekleństwem. Nazywajmy rzeczy po imieniu: to jest nóż na gardle.
Awatar użytkownika
PoGrzyba
ASshole
Posty: 47
Rejestracja: 8 lut 2011, 13:47
Lokalizacja: Świat.
Kontakt:

Post autor: PoGrzyba »

To wesele... Można to wziąć "na klatę", jeśli masz siły... Inne rozwiązanie, choć nieco śmieszne, to udawana partnerka na pokaz. Ewentualnie niech Ci coś nieziemsko ważnego na ten dzień wypadnie. Albo zachoruj - to moja metoda na unikanie, tuż obok zaspania...
Natomiast gdybyś pojawił się tam sam, i promieniował przy tym ogromną pewnością siebie oraz niespożytą energią (wszędzie Cię pełno i uśmiech na twarzy), to chyba plotkarzom byłoby bardziej głupio, niż Tobie. To właśnie opis udanego wzięcia "na klatę". Gdy dobrze wyćwiczyć, to zawsze działa...
Ostatnio zmieniony 8 kwie 2012, 05:00 przez PoGrzyba, łącznie zmieniany 1 raz.
"Zarówno najwyższa, jak i najniższa forma krytyki jest pewnego rodzaju autobiografią."
Awatar użytkownika
Buka
ASiołek
Posty: 82
Rejestracja: 6 wrz 2007, 14:09
Lokalizacja: Trójmiasto

Post autor: Buka »

Oczywiście ile osób tyle opinii, patentów i metod :)
Każdy powinien przede wszystkim dobrze rozeznać własny grunt rodzinno-towarzyski i raczej unikać ogólników, bo jak wiadomo - to co "w ogóle" przekonuje, to "w szczególe" już nie zawsze :roll:
Wiele zależy od kontekstu. Jeśli np. ktoś z reguły spokojny wpadłby nagle przebojem w środek jakiegoś weselicha i wodził rej, to byłoby to mocno podejrzane ;) (Fakt, że podejrzenie poszłoby pewnie raczej w prochy czy nadmiar alkoholu, a nie w As..., ale jednak tak czy inaczej poczytywane byłoby za jakiegoś rodzaju udawanie, a przynajmniej chwilowe nie bycie sobą.)
Zostaje jeszcze główny szkopuł - osobowość ma się nijak do głównego problemu. Wśród Asów są przecież i dusze towarzystwa i totalne odludki. A w kwestii weselnej kłopotem nie jest własny poziom uspołecznienia, tylko brak drugiej połówki.
Kwestia kolejna przy partnerach "wynajętych" lub "odegranych" - na ile rodzina (w końcu to jednak rodzina!) uwierzy, że np. dobrze im znany ktoś nagle ni z gruszki ni z pietruszki jest z kimś tak bardzo... innym (brak zgrania może się bardzo rzucać w oczy przy aktorskich próbach ;) Stąd wypróbowana metoda przyjaciela/dobrego znajomego, który jest mniej/więcej wprowadzony w temat sprawdza się zdecydowanie lepiej niż kogoś całkiem nieznanego. (Rezerwę w takich sytuacjach naprawdę widać gołym okiem...)
Ale! Cóż za kłopot - żaden. Przecież zawsze można zaplanować parę spotkań na przestrzeni tych ostatnich przedweselnych miesięcy i się oswoić :)
Trzymajcie się dzielnie, weselni męczennicy ;)
Awatar użytkownika
Keri
łASkawca
Posty: 1656
Rejestracja: 16 cze 2009, 11:13
Lokalizacja: ze źródła światła :D (okolice Łodzi :P )

Post autor: Keri »

Znam to :roll: Rok temu miałem wesele kuzynki w moim wieku a ponieważ to rodzinka dość siedząca na zielonych i pan młody starszy od niej o przeszło 10 lat :shock: wręcz ona 24 a on 30 przeszło :roll: tez nadziany :shock: to i towarzystwo z tych sfer :P

A ciotka, mama młodej od razu mnie usadowiła przy dziewczynach :shock: jakby dla mnie na złość :roll: już swaty się zaczynają :x do tego muzyka na którą jestem bardzo wyczulony a tańcować nie lubię była DNEM wielkim :x Chciałem jakoś tą muzykę i w ogóle wesele przeżyć choć po :wodka: ale towarzystwo (jej brat mój kuzyn na czele towarzystwa ) tylko popsuł mi humor swoja "głupkowatością" :roll: Całą noc się bardziej męczyłem, dopiero na poprawinach, gdy basy ucichły przy muzyce obtańcowałem wszystkie ciotki :D Młode panny nie :lol: :lol: wiec skoro to jest spóźnione to dobre że aktualizowane by wiedzieć ;)
Awatar użytkownika
Motylciemny
motylAS
Posty: 616
Rejestracja: 27 cze 2008, 23:34
Lokalizacja: z księżyca

Post autor: Motylciemny »

Keri pisze:Chciałem jakoś tą muzykę i w ogóle wesele przeżyć choć po :wodka: ale towarzystwo (jej brat mój kuzyn na czele towarzystwa ) tylko popsuł mi humor swoja "głupkowatością" :roll: Całą noc się bardziej męczyłem, dopiero na poprawinach, gdy basy ucichły przy muzyce obtańcowałem wszystkie ciotki :D Młode panny nie :lol: :lol:


Keri - Jesteś bardzo oryginalny :roll: :)


Ja nie bywam zbyt często na weselach.
Na ślubie kuzyna najgorszy był dla mnie moment rzucania welonu przez pannę młodą.
Niestety leciał prosto na mnie :(
Odskoczyłam szybko i jakaś inna dziewczyna go złapała.
Libra

Post autor: Libra »

Motylciemny pisze: Odskoczyłam szybko i jakaś inna dziewczyna go złapała.
welon to czasami nie problem... oglądałam niegdyś urywki z płyty z wesela znajomej: rzucony welon leciał na dane dziewczę które z wyciągniętymi mackami nań oczekiwało, wtem do akcji wkroczyła pewna pani i ów welon przejęła z dzikim piskiem triumfu , niemal tamtej z dłoni go wyrywając: często znajdzie się jakaś chętna która wyratuje :D



Jak lat dzieścia była posucha to teraz sypnęły się w mym otoczeniu ciąże, śluby za sobą pociągając(to nadal się ludzie hajtają brzuchem motywując - myślałam, że te czasy minęły! :shock: )... jedna z panien młodych od razu podała ile zapłaciła za gościa, za orkiestrę i za weselne bajery, sugerując też ile w kopercie znaleźć się powinno aby się jej wróciło i coś gratis było :D :
Monika73
młodASek
Posty: 26
Rejestracja: 31 sty 2007, 18:16
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Monika73 »

Byłam na kilku weselach u mojego ciotecznego rodzeństwa. Na szczęście dopóki żyła babcia, to byłam tylko na mszy i może 2 godziny na przyjęciu. Babcia chciała szybko wracać do domu, ktoś ją odwoził, więc ja zabierałam się razem z nią i mamą. Byłam zadowolona, bo msze ślubne bardzo lubię, ale za to nienawidzę przyjęć. Niestety babcia zmarła, a 2 lata temu było wesele mojej najmłodszej bliskiej kuzynki. Poszłam na wesele jak zwykle z moją matką i starszymi krewnymi. Niestety byłam zmuszona siedzieć tam przy głośnej muzyce do 3 w nocy, bo ciotka u której nocowałam chciała się bawić ze swoim mężem. W końcu się zlitowała i wszyscy wróciliśmy do jej domu. Podsumowując lubiłabym wesela, gdyby szybko się kończyły (tylko msza i ewentualnie obiad z rodziną). Nie rozumiem skąd ten zwyczaj całonocnym wesel i po co zapraszać dalekich krewnych, których widzi się kilka razy w życiu. Gdybym to ja wychodziła za mąż (w co wątpie przy moim braku powodzenia do płci przeciwnej), nigdy nie zgodziłabym się na takie marnotrawstwo czasu i pieniędzy.
Monika
hrabinka
pASibrzuch
Posty: 207
Rejestracja: 4 wrz 2010, 19:31

Post autor: hrabinka »

Monika73 pisze:lubiłabym wesela, gdyby szybko się kończyły (tylko msza i ewentualnie obiad z rodziną). Nie rozumiem skąd ten zwyczaj całonocnym wesel i po co zapraszać dalekich krewnych, których widzi się kilka razy w życiu.
No dokładnie, też tego nie rozumiem i również jestem za krótko trwającymi weselami. Ale jednak są tacy, którzy szukają okazji żeby pójść na jakąś imprezę (choćby nawet na imprezę rodzinną).
pigmalion pisze:cytat powyższy z książki trafny bardzo. jakbym to znał... skąd to?
"Wrzos" M. Rodziewiczówny.
Awatar użytkownika
frank86
starszASek
Posty: 47
Rejestracja: 13 mar 2010, 09:01
Lokalizacja: bstok

Post autor: frank86 »

Monika73 pisze:Nie rozumiem skąd ten zwyczaj całonocnym wesel i po co zapraszać dalekich krewnych, których widzi się kilka razy w życiu.
Bo wesele to okazja, żeby choć kilka razy w życiu zobaczyć dalekich krewnych. Co w tym złego? Jak się nie lubi głośnych imprez to trzeba sie po cichu wcześniej zmyć a nie głośno narzekac:)
What if I say I'm not like the others?
Awatar użytkownika
Jo
bASałyk
Posty: 731
Rejestracja: 7 lut 2009, 23:07
Lokalizacja: z wlasnego swiata

Post autor: Jo »

Libra pisze: welon to czasami nie problem... oglądałam niegdyś urywki z płyty z wesela znajomej: rzucony welon leciał na dane dziewczę które z wyciągniętymi mackami nań oczekiwało, wtem do akcji wkroczyła pewna pani i ów welon przejęła z dzikim piskiem triumfu , niemal tamtej z dłoni go wyrywając: często znajdzie się jakaś chętna która wyratuje :D
Jeszcze gorzej wyglada sytuacja, gdy panna mloda rzuca welon i zadna panna nie chce go zlapac/podniesc.
karioka40
ASiołek
Posty: 98
Rejestracja: 23 sty 2011, 20:32
Lokalizacja: wielkopolska

Post autor: karioka40 »

Czy się welon łapie, czy sam wpada w ręce - wszystkie te weselne obyczaje to po prostu żenada. Nie cierpię ich, bez tego same uroczystości bylyby ok. Ot, potańcówka w miłym towarzystwie...
Awatar użytkownika
Csaba
gimnASjalista
Posty: 13
Rejestracja: 2 maja 2010, 19:31
Lokalizacja: dolny śląsk

Post autor: Csaba »

Mnie do tej pory jakoś udawało się unikać takich imprez, jedyne wymówki, które się sprawdzały to delegacja, albo zaplanowany od dawna wyjazd którego nie można przełożyć. To oczywiście świetnie działa, jeśli chodzi o dalszych znajomych lub krewnych. Teraz sytuacja mi się komplikuje, bo w szufladzie lądują kolejne zaproszenia, najczęściej od osób którym nie chciałbym odmówić. Problem w tym że idąc samemu na taką imprezę, gdzie zna się tylko garstkę osób pewnie nie będzie z kim pogadać, no i dla mnie nieistotne "Ej, patrz, ale dziwak, sam przyszedł!"Z kolei biorąc przypadkową osobę pewnie wcale lepiej nie będzie. Na szczęście zostało jeszcze trochę czasu na wykombinowanie czegoś, choć tym razem będzie to trudniejsze niż poprzednio...
Same wesela to w 99% porażka, kicz, sztampa, idiotyczne zabawy, pijani wąsacze i ciotki wystrojone jak szczur na otwarcie nowego kanału, impreza zdecydowanie nie dla mnie :(
klapouchy
zapASnik
Posty: 651
Rejestracja: 22 mar 2006, 22:45

Post autor: klapouchy »

Mnie na szczęście nikt na wesela nie zaprasza:P Z jednej strony to źle bo mnie chyba nikt nie lubi:P z drugiej strony to dobrze bo problem z głowy.
Libra

Post autor: Libra »

Wkrótce na wesele wyruszam: bardziej się martwię tym, jak zareaguje otoczenie na moja odmowę rosołu i schaboszczyka( menu nie uwzględnia trawożerców) i czy czasem jakiejś gafy nie wywinę...
ODPOWIEDZ