Kilka dni temu dostałem wiadomość, że filmy planowane na płytę DVD, nakręcone w naszym laboratorium i ukazujące proste doświadczenia i obserwacje mają być wymienione, gdyż występujący w nich człowiek ma kilkudniowy zarost. Argumentacja była dosłownie taka:
- dzieci chodzące do szkoły podstawowej będą się go bały;
- dzieci w wieku gimnazjalnym poczują się zniesmaczone jego wyglądem.
Zadzwoniłem do jednego z nadawców i w trakcie rozmowy zasugerowałem, żeby obejrzał sobie np. "Pogromców mitów" i przyjrzał się, jak wyglądają ludzie tam występujący. Odpowiedź była następująca:
"To, że amerykańskim dzieciom się to podoba, nie znaczy, że nasze będą tym zachwycone. Przeciwnie, na pewno będą się bały, chyba że są nienormalne".
Najgorsze jest to, że podobnych uwag dostaję ostatnio dziesiątki, a na każdą - nawet najdurniejszą - muszę odpowiedzieć, bo procedura tego wymaga.
Do tego odebrałem właśnie telefon od oburzonej "niezależnej konsultantki", która ze łzami w oczach, tryskających na mnie nawet przez słuchawkę, mówiła, że wspomniany człowiek z powodu tegoż zarostu może wzbudzać "niezdrowe myśli u uczniów płci żeńskiej, a płeć męską wpędzać w kompleksy". Dodała, że dorosły człowiek nawet w warunkach wykonywania doświadczeń ubrany jest stosownie, np. w garnitur. Zapytałem, czy widziała kiedyś laboranta ubranego w gajer i czy wyobraża sobie, jak ja jestem teraz ubrany. Zapytała z oburzeniem: "Chyba nie przychodzi pan do pracy bez krawata?". Tak, redaktorowi krawat jest niezbędny do szczęścia; przecież każdy nauczyciel chce wiedzieć, w co byli ubrani ludzie pracujący nad podręcznikiem. Odpowiedziałem, że owszem, krawat mi niepotrzebny. Ze słuchawki dobiegł przepełniony rozpaczą szept: "Ale chyba w jeansach pan nie chodzi?". Nie, w samych majtach do pracy zasuwam.
A potem niektórzy się dziwią, że ostatnio tak często wykazuję niezdrowe myśli... tfu, objawy frustracji.
PS. W powyższym zmyśliłem, a właściwie podkoloryzowałem, tylko jedną, jedyną wypowiedź.