Przeraża mnie ta noc.
15 lat... Ja chyba 14 chociaż dokładnie nie pamiętam kiedy to się zaczęło. Bardziej pamiętam moment, w którym doszło do mnie co tak naprawdę robię. Nie umiałam się z tym pogodzić. Nadal nie potrafię. Próbuje walczyć ale najgorsze jest to ze sama jestem dla siebie najgorszym wrogiem, a do nikogo tak naprawdę nie mogę się zwrócić, bo przecież jak ktoś już się do tego przyznaje wcale nie chce żeby to się już nie powtórzyło. A ja tkwię w tym kole odkąd pamiętam z przerwami na lepsze i gorsze dni. Jedno wiem na pewno - że nigdy nie przestane z tym walczyć i pewnego dnia nie będę już słabą osobą niepotrafiącą zapanować nad własnym ciałem.
Hmm chyba rozumiesz, że popełniasz błąd myśląc w ten sposób. Przecież dobry specjalista -czy to seksuolog, czy psychiatra - nie będzie próbował Ci pomóc, zalecając noszenie kajdanek na rękach Bo nie o to tu chodzi, żebyś przestała to robić, tylko żebyś zaczęła nad tym panować, a przede wszystkim zaakceptowała siebie.biedronka pisze:do nikogo tak naprawdę nie mogę się zwrócić, bo przecież jak ktoś już się do tego przyznaje wcale nie chce żeby to się już nie powtórzyło.
Jak napisała Dziwożona do Nathalie- to, o czym piszesz może być tylko wierzchołkiem góry lodowej.
Nie wiem czy jestem gotowa na takie rozmowy z psychologiem czy seksuologiem. Nie mam pojęcia gdzie się udać. Jakoś w takich problemach zawsze mogłam tak naprawdę polegać tylko na sobie. Ze mną jest jednak inaczej niż z Nathalie - ja siebie nienawidzę tylko w tym momencie. Potem potrafię wrócić do normalnego życia zapominając o tym, co się stało aż do następnej takiej sytuacji. Teraz mam 'przerwę'. I takie dłuższe przerwy np. 3 miesiące to dla mnie sukces, który pozwala mi wierzyć, że sama się z tym uporam. Nie wiem może to głupie, bo przecież po 14 latach mogłabym siebie nazwać uzależnioną czyli, że bez specjalistycznej pomocy sobie nie poradzę, ale ta obecna 'przerwa' nie pozwala mi tak myśleć.
Akceptuję siebie. Nie akceptuję tego, co robię ponieważ nie potrafię zrozumieć dlaczego.przede wszystkim zaakceptowała siebie
A to zdanie mnie przeraziło. Albo ja nie widzę problemów, albo ich nie ma.to, o czym piszesz może być tylko wierzchołkiem góry lodowej
MAM IDENTYCZNIE! To jest właśnie ta moja mała prywatna schizofrenia....biedronka pisze: Ze mną jest jednak inaczej niż z Nathalie - ja siebie nienawidzę tylko w tym momencie. Potem potrafię wrócić do normalnego życia zapominając o tym, co się stało aż do następnej takiej sytuacji.
Ja jestem obecnie w "transie" Ale tuż przed miałam ponad miesiąc przerwy, a wcześniej ponad 3... niestety "to" zawsze wraca, a im dłuższe przerwy, tym boleśniejsze porażki...biedronka pisze:Teraz mam 'przerwę'. I takie dłuższe przerwy np. 3 miesiące to dla mnie sukces, który pozwala mi wierzyć, że sama się z tym uporam.
Miewam podobnie w okresach "siły". Ale jak "to" wraca, staję się bezradna... nie szukam jednak pomocy specjalistycznej. Myślę, że jeżeli ja się z tym nie uporam sama, to nikt mi nie pomoże...biedronka pisze:Nie wiem może to głupie, bo przecież po 14 latach mogłabym siebie nazwać uzależnioną czyli, że bez specjalistycznej pomocy sobie nie poradzę, ale ta obecna 'przerwa' nie pozwala mi tak myśleć.
Właściwie to problem dośc często spotykany, ludzie najczęściej radzą znaleźć coś zastępczego aby wyładować to napięcie, jakiś sport, może cos w tym stylu? Podobno stosowany regularnie pomaga. Nie wiem. Albo po prostu, wizyta u lekarza, nie mówię tu o psychatrze który bedzie Ci gadać i jego "leczenie" opierać się będzie na psychice, mówię o lekarzu który poradzi coś fizycznego, choć zapewne tez powie żeby znaleźć inny sposób na rozładowanie "napięcia".Nathalie pisze:Miewam podobnie w okresach "siły". Ale jak "to" wraca, staję się bezradna... nie szukam jednak pomocy specjalistycznej. Myślę, że jeżeli ja się z tym nie uporam sama, to nikt mi nie pomoże...biedronka pisze:Nie wiem może to głupie, bo przecież po 14 latach mogłabym siebie nazwać uzależnioną czyli, że bez specjalistycznej pomocy sobie nie poradzę, ale ta obecna 'przerwa' nie pozwala mi tak myśleć.
A tak w ramach "śmieszności" :
'...wujek Mort draznił swojego węża 5-6 razy dziennie, nazywal to obciaganie salami... potraktuj to jako rozgrzewkę, jak odbijanie pileczki tenisowej od sciany..to przyjemne ale nie tak jak mecz, bo najwazniejszy jest partner, a chcesz go miec prawda? ' <- jak to mawiał stary Jim'a z american pie xD
"Do czasu gdy nie jestem człowiekiem, mogę wszystko"
Naprawdę akceptujesz siebie? Jako całość? Szczerze mówiąc trudno mi uwierzyć, że ktoś może nie akceptować potrzeb swojego ciała, walczy z nimi, kiedy wreszcie polegnie w tej walce to siebie nienawidzi.. a jednak, generalnie rzecz biorąc, akceptuje siebie..biedronka pisze:Akceptuję siebie. Nie akceptuję tego, co robię ponieważ nie potrafię zrozumieć dlaczego.
Hmmmm... widzisz, nie mam żadnej konkretnej strategii i może to mój podstawowy błąd. Zazwyczaj mówię sobie "tyle wytrzymałaś...spróbuj jeszcze trochę". Jeśli zdarzy mi się mieć długą przerwę, to łatwiej jest mi to sobie przetłumaczyć. Ale niestety często jest tak, że jak już poczuję na to chęć, to zapominam o wszystkim i skupiam się tylko na tym, żeby doprowadzić to do skutku. Wyłączam wtedy mózg, żeby nie myśleć.
A czy Ty masz jakieś metody walki?
A czy Ty masz jakieś metody walki?
Chcę to tylko z siebie wyrzucić.
Kiedyś przeczytałam coś o onanizmie, co bardzo mi się spodobało i wydało się bardzo słuszne, mianowicie, że onanizm to tak naprawdę oszukiwanie samego siebie, bo organizm człowieka przygotowuje się do czegoś co mu się nie należy i co nie nastąpi, bo nie ma partnera, czyli organizm przygotowuje się do stosunku, którego nie będzie, reaguje podobnie jak w czasie seksu z partnerem. Czyli człowiek tak naprawdę oszukuje swój własny organizm, czyli w konsekwencji samego siebie.
Ponadto onanizm to straszne wygodnictwo, człowiek czuje się zwolniony z szukania partnera, lub z dbania o partnera jeśli jest w związku, skoro może sam zrobić sobie to, co powinien robić z partnerem.
Myślę, że to bardzo słuszne argumenty przeciw onanizmowi.
DZIEWICA8
Ponadto onanizm to straszne wygodnictwo, człowiek czuje się zwolniony z szukania partnera, lub z dbania o partnera jeśli jest w związku, skoro może sam zrobić sobie to, co powinien robić z partnerem.
Myślę, że to bardzo słuszne argumenty przeciw onanizmowi.
DZIEWICA8
"Boże, daj mi pogodę ducha, abym godziła się z tym, czego zmienić nie mogę,
odwagę, abym zmieniała to, co zmienić mogę, i mądrość, abym zawsze potrafiła
odróżnić jedno od drugiego."
DZIEWICA8
odwagę, abym zmieniała to, co zmienić mogę, i mądrość, abym zawsze potrafiła
odróżnić jedno od drugiego."
DZIEWICA8
Akceptuję potrzeby swojego ciała, ale nie umiem nad nimi zapanować. Akceptuję siebie ponieważ wierzę, że mam w sobie na tyle siły aby to zrobić. Może spróbuję to wyjaśnić tak - często mówimy jestem jaki jestem akceptuje siebie, ale wiadomo, że każdy człowiek ma wady. Czy jeżeli staramy się być lepszymi, pracujemy nad tymi wadami to znaczy, że siebie nie akceptujemy? Stając przed lustrem zazwyczaj narzekam, że włosy mi się nie chcą układać, a to że nos mam za duży etc. ale kocham te włosy i ten nos, i za nic na świecie bym ich nie zmieniła, za to przypudrować czy zrobić sobie nową fryzurę zawsze możnaGizmo pisze:Naprawdę akceptujesz siebie? Jako całość? Szczerze mówiąc trudno mi uwierzyć, że ktoś może nie akceptować potrzeb swojego ciała, walczy z nimi, kiedy wreszcie polegnie w tej walce to siebie nienawidzi.. a jednak, generalnie rzecz biorąc, akceptuje siebie..
Po pierwsze zastanowienie się kiedy i w jakich okolicznościach się to zdarza, później możliwe zapobieganie. Unikanie tego, czego można uniknąć. Kiedyś wymyślałam sobie 'kary', jeśli już do tego doszło. Np. nie oglądałam ulubionego serialu, czy nie jadłam słodyczy przez tydzień. Może to głupie, ale to był kolejny argument za tym, żeby tego nie robić. No i ostatnie to po prostu trzymać ręce z dalaNathalie pisze:A czy Ty masz jakieś metody walki?
Hmm, OK. Jestem ciekawa, czy możesz określić, czemu czujesz się tak bardzo źle, kiedy ulegniesz temu 'nałogowi'?biedronka pisze:Akceptuję potrzeby swojego ciała, ale nie umiem nad nimi zapanować. Akceptuję siebie ponieważ wierzę, że mam w sobie na tyle siły aby to zrobić.
Takie to bardzo 'kościelne' spojrzenie na sprawę. "Samotnej osobie seks się nie należy. Umartwiajcie ciało, itd.."DZIEWICA8 pisze:onanizm to straszne wygodnictwo, człowiek czuje się zwolniony z szukania partnera, lub z dbania o partnera jeśli jest w związku, skoro może sam zrobić sobie to, co powinien robić z partnerem.
Seksuolodzy twierdzą, że masturbacja nie szkodzi, a nawet może pomagać, do póki nie przeradza się w nałóg - bo każdy nałóg może zmieniać psychikę. Jak dla mnie, to brzmi rozsądnie.
Bo czuję się tak, jakbym coś bardzo chciała zrobić, ale ciągle mi nie wychodziło, a z każdą porażką jest gorzej.Gizmo pisze: Hmm, OK. Jestem ciekawa, czy możesz określić, czemu czujesz się tak bardzo źle, kiedy ulegniesz temu 'nałogowi'?
To pies merda ogonem a nie ogon psem. To tak jakbyś nie miała kontroli nad ręką albo nogą.
Jakąś kontrolę na pewno masz, bo - jak przypuszczam - publicznie się nie masturbujesz, prawda? A tak w ogóle walka z własnymi potrzebami na dłuższą metę do niczego dobrego nie prowadzi, więc może naprawdę warto się z tym pogodzić?biedronka pisze:To tak jakbyś nie miała kontroli nad ręką albo nogą.
Jeśli zaspokojenie danej potrzeby nie wiąże się z wyrządzeniem krzywdy sobie czy komuś innemu, to ja nie widzę powodu do włączania całkowitej kontroli i odmawiania ciału tego, co jest mu najwyraźniej potrzebne, tym bardziej, że może to prowadzić do frustracji i niechęci do samego siebie.