Haha, uśmiałem się przy tym artykule. Zgadzam się połowicznie. Zauważyłem, że w tych czasach, głównie u kobiet, instynkt rodzicielsko-opiekuńczy, nie znajdując naturalnego ujścia, zostaje przekierowany na "pieski, kotki i inne maskotki". Stąd tyle obrończyń zwierząt, jakieś bezpodstawne zrównywanie wartości zwierząt i ludzi, szaleństwo na punkcie emocjonalnych instynktownych automatów, które ponoć "tak wiele rozumieją". Najzabawniej robi się jak ktoś oburzony wrzuci do sieci film z dręczonym lub cierpiącym zwierzęciem, w komentarzach padają deklaracje mordu, tortur i taki łańcuszek automatycznego oburzenia ciągnie się w nieskończoność, a przynajmniej dłużej niż gdy analogiczna sytuacja dotyczy cierpienia człowieka.panna_x pisze: ↑24 sie 2018, 10:03 Odnośnie presji na innych, ostatnio na bezdzietniku przeczytałam taki artykuł o singlach ze zwierzętami
http://www.fpiec.pl/lifestyle/chomik-u-lekarzaa
A robić dzieci nie ma komu. Zajmowanie się dzieckiem zabiera więcej zasobów wszelkiej maści, stąd substytut w formie zwierząt. W skali makro zjawisko szkodliwe, vide moje posty w temacie "presja odnośnie posiadania dziecka" (do którego powyższy link bardziej pasuje).
Artykuł faktycznie dość prymitywny z tym pouczającym tonem "hurr durr, róbta dzieci, rybki spuścić w kiblu, bo się obudzita z ręką w nocniku, będzieta żałować, lepiej wiem czego wam trza w życiu". Czasem tak będzie, czasem nie. Wysoki stopień generalizacji, moralizatorstwo, poczucie wszechwiedzy ze strony osoby, której o posiadanie wiedzy bym nie podejrzewał.
Oczywista oczywistość. Inna rzecz, że każdy może mieć inne kryteria rozmowy. Dla jednych jest to przede wszystkim wymiana informacji, ma być ciekawa, szczera, głęboka, wymagająca, inspirująca, zabawna, pouczająca itd. Dla tych celów pies to żaden towarzysz.
Inni bardziej skupiają się na emocjach, mimice, ekspresji, wsparciu, samym wysłuchaniu, byciu z rozmówcą. Tutaj zwierzę w jakimś stopniu może zastąpić człowieka, choć nie tyle zwierzę człowieka wysłucha, co człowiek się przy zwierzęciu wygada. Do tego jeszcze jakieś proste komunikaty, kontakt fizyczny, zabawa. Przypomina to trochę zabawę z małym dzieckiem.
W skrócie, zwierzę nie zaspokaja potrzeb intelektualnych, co najwyżej niektóre emocjonalne. A że relacje z ludźmi trudniej budować niż ze zwierzętami, to sporo ludzi zadowala się taką namiastką. Gorzej jak zaczynają swój smutny stan racjonalizować i wymyślać jakieś głupoty, że zwierzę jest lepsze od człowieka, bo nie zdradzi zaufania, bo nie ma własnego zdania. Jeszcze gorzej jak próbują do tych głupot przekonywać innych.
Jeśli ktoś traktuje zwierzę jak członka rodziny, to albo nie ma rodziny i przyjaciół, albo posiada wypaczony aparat poznawczy bądź system wartości. Rozumiem traktować zwierzę jako dodatek do rodziny, jakąś tam część, odczuwać sympatię, ale zrównywać z najbliższym człowiekiem wraz z konsekwencjami takiego podejścia to jakiś absurd. Naturalnie odniosłem się tutaj do dość dosłownego rozumienia zastosowanego przez Ciebie frazesu, w mowie potocznej oznacza on raczej coś innego.
Odczucia odczuciami, jednak warto pamiętać, że to tylko taktyka mająca na celu wyłudzić żarcie i opiekę. Kot nie robi tego z sympatii i miłości, lecz z powodu instynktownej wiedzy, że dzięki temu otrzyma to, czego chce. Bo dziewczynom bardzo podobają się kotki, są takie milusie i przyjemne. Kocia taktyka ewolucyjna, ot oc, wykorzystywanie automatycznej reakcji u części ludzi.
Najwyraźniej coś musiało pójść mocno nie tak. Zależy jeszcze czy tamto "czasami jest niemożliwe" podajesz w znaczeniu "czasami zdarzają się rodziny w których z nastolatkami nie da się dogadać", czy "z potomstwem w wieku nastoletnimi czasami nie idzie się dogadać", różnica kluczowa. W pierwszym przypadku winę na ogół ponoszą przede wszystkim rodzice, w drugim jest to naturalna kolej rzeczy w relacjach międzyludzkich, zwłaszcza w tym trudnym okresie dla konfiguracji rodzic-dziecko. Nie można jednak uznać tego za silny argument przeciwko wyższości rozmów z potomstwem nad "rozmowami" ze zwierzętami.
Specjalnie nie przeszkodziło mi to w wyekstrahowaniu trafnych spostrzeżeń, może dlatego, że mnie temat nie emocjonuje i nie opowiadam się twardo za żadną ze stron.
Nie wiem skąd autorka wzięła dane procentowe na grafice i czy są one wiarygodne, ale jeśli to prawda, to w moim odczuciu coś jest na rzeczy z tym przeginaniem pałki.