Smutno mi
: 23 paź 2017, 22:32
Hej, dopiero co dołączyłam do tego forum. Podczas rozglądania się po nim zaczęłam myśleć o sobie, o tym kim jestem, o mojej rodzinie.
Mam 19 lat i aktualnie studiuje na kierunku, którego nie lubię, bo nie udało mi się dostać na ten co chciałam. Jestem asexualna i aromantyczna, a także introwertykiem. Mam problemy z nawiązywaniem relacji z obcymi ludźmi na przykład na moim roku na studiach. Przez trzy lata liceum nie udało mi się zaprzyjaźnić, czy chociaż poznać jedną osobę, z którą chciałabym utrzymywać dalszy kontakt, albo która chciałaby utrzymywać go ze mną.
Po części to pewnie dlatego, że wcale mi tak bardzo nie zależy na tych relacjach; dobrze się czuje we własnym towarzystwie, czy w domu z moją rodziną. Jednak czuję wtedy także poczucie winny, ponieważ zamiast tworzyć nowe związki, trzymam się moich najbliższych. Wydaje mi się, że oni mają swoje własne życie i nawet jeśli teraz jeszcze mam "prawo" być z nimi, ponieważ mam dopiero 19 lat, to boję się, że kiedyś nadejdzie czas kiedy będę zawadą dla nich. Wiem że to głupie i bez sensu.
Teraz studiuję coś, co wiem że nie skończę, i szczerze nigdy nie wiedziałam co chcę robić w przyszłości, nigdy nie miałam żadnego planu. Zawsze tak jakby ociągałam się przez moje życie, zostawiałam wszystkie decyzje na ostatnią chwilę, bałam się, ciągle się boję, zrobić cokolwiek, bo zmieni to moją dotychczasową rzeczywistość. Wiem, że nie mogę zatrzymać czasu i to mnie przeraża.
Przeraża mnie także to, że moje dwie młodsze siostry dorosną, zaczną prowadzić swoje własne życie. Przeraża mnie to, że mimo tego, że jestem najstarsza, to nie jestem wzorem do naśladowania i one nie mają we mnie takiego wsparcia, jak powinny. Przeraża mnie to, że moi rodzice są coraz starsi i zmęczeni wycieńczającą pracą, która pochłania ich cały czas i nie pozwala im na wzięcie wakacji.
Moi rodzice mają gospodarstwo rolne, w które wkładają zbyt dużo wysiłku, w porównaniu do zarobków. Nienawidzę siebie za to, że jestem okropnie leniwą osobą. Staram się pomagać rodzicom ale to co robię to za mało. Dobija mnie to, że mimo tego, że wiem o tym, to nie mogę się zebrać, żeby pomagać im więcej, nawet w głupich, prostych, praktycznie niewymagających żadnego wysiłku pracach domowych. Czuję się jak pasożyt w swoim własnym domu, ponieważ mimo dobrego liceum, zdania matury, dostanie się na studia, co mogłam dokonać tylko dzięki pracy moich rodziców, nie jestem w stanie być samodzielna i być dla nich wsparciem. Nie jestem w stanie zadbać o siebie, nie uda mi się skończyć studiów, nawet jeśli studiowałabym te co chciałam, nie zdobędę potem pracy.
Dlatego myślałam żeby przejąć gospodarkę po rodzicach. Jest to ciężka praca, ale jestem z nią już obeznana i nie przeraża mnie ona tak jak reszta świata. Niestety tak dużego gospodarstwa praktycznie nie da się utrzymać samemu. Dlatego też moja mama od czasu do czasu napomyka o tym, że dobrze by było, jakbym sobie znalazła męża, który mógłby mi w tym pomóc; rodzice nie naciskają mnie na przejęcie gospodarstwa, mam wolny wybór, ale z tych wszystkich opcji ta wzbudza we mnie najmniejszy strach. Mama mówi też, że powinnam sobie kogoś znaleźć, żebym nie była samotna w życiu. Wiem że ona mnie kocha i mówi to, bo się o mnie troszczy, i dlatego czuję się jakbym ją oszukiwała poprzez nie mówienie jej o moim asexualiźmie i tym, że nie widzę sensu w związkach romantycznych z drugim człowiekiem. Jest to dla mnie koncepcja kompletnie obca, niezrozumiała i niepociągająca.
Przed zaczęciem studiów poddałam się i prawie na nie nie poszłam. Miałam wtedy mały kryzys i chciałam przestać ukrywać mój asexualizm przed mamą. Do tej pory nie mówiłam jej o tym, ponieważ wiem, że stresują ją często nawet małe rzeczy, przez co nie może spać w nocy. Ma na głowie tyle problemów, że nie chciałam dokładać jej moich do martwienia się o. Szczególnie, że mam dopiero 19 lat i to jest póki co normalne, że nikogo jeszcze nie mam. Mogłam to pociągnąć przez jeszcze wiele lat bez mówienia jej o tym że jestem aromantyczna i asexualna. Jednak wtedy, przed studiami, byłam w okropnym nastroju, miałam dość nie mówienia jej. I tak jakby jej to powiedziałam. Tylko, że źle to zrobiłam. Trochę dlatego, że nie byłam wcale przekonana, że powinnam jej to powiedzieć i było to bez żadnego namysłu, tylko przez mój zły nastrój. Spytałam się jej, czy wie kto to jest osoba asexualna. Gdy powiedziała, że nie i spytała czy ja myślę, że ja nią jestem, to spanikowałam i dałam jej do przeczytania stronę o asexualiźmie na wikipedii. Sama nawet do końca nie wiedziałam co tam jest napisane. Po przeczytaniu tej ogólnej definicji mama powiedziała to, co myślałam, że powie, czyli że jestem jeszcze młoda, kogoś znajdę, to że do tej pory z nikim się nie spotykałam nic nie znaczy i że to za wcześnie, żeby dochodzić do takich wniosków. Ja po tym jak dałam jej telefon z definicją z wikipedii od razu tego pożałowałam, bo była to głupia, samolubna decyzja i jak mama zaczęła mi mówić o tym, że jeszcze mam czas, to ja szybko poparłam ją i powiedziałam, że ma rację i że to pewnie nic takiego i zmieniłam temat. To był błąd z mojej strony, bo ciągle chce jej powiedzieć, i zrobię to, ale czas i okoliczności wtedy były złe i czuję, że to jeszcze nie czas na to. Któregoś dnia usiądę z nią, po tym jak będę pewna, że będę mogła odpowiedzieć na jej pytania lub skierować ją do odpowiednich stron internetowych, i wytłumaczę jej, jak najlepiej mogę, to, jak się czuję. Myślę, że rodzice mnie wesprą, ale nie jestem na razie gotowa im powiedzieć.
Co do moich sióstr, to powiedziałam tej najmłodszej, która ma 11 lat, o tym jak się czuję i kim jestem. Ona jest dojrzała jak na swój wiek i trochę podobna do mnie pod względem jej niezręczności społecznej, ale na szczęście radzi sobie o wiele lepiej w zdobywaniu przyjaciół. Powiedziałam jej o sobie, ponieważ chciałam, żeby dorastała wiedząc o LGBT+, że bycie innym od wszystkich, nie jest czymś złym i nie jest godne pohańbienia i kpiny, że jest normalne i że jakkolwiek jej życie się ułoży, to nie powinna się niczego wstydzić i nie powinna nigdy być uprzedzona wobec ludzi innych od niej. Wydaje mi się, że zrozumiała.
Moja druga siostra jest dwa lata młodsza ode mnie. Ma chłopaka, z którym spotyka się już ponad rok. Często mnie okropnie denerwuje, ale wiem, że nie jest głupia (chociaż czasem się tak zachowuje) i że zrozumiała by. Nie mogę jednak sobie wyobrazić jej reakcji. Ostatnio właśnie coraz bardziej się zastanawiam nad powiedzeniem jej (jeśli ona jeszcze nie wie, jest pewna szansa, że może sama do tego doszła). Nie wiem tylko jak zacząć taką rozmowę.
Jest jeszcze coś, czego nie powiedziałam do tej pory nikomu. Wydaje mi się, że mogę być trans. Nie cierpię siebie jako dziewczyny, nigdy nie interesowałam się ubraniami, make-up'em, butami i czymkolwiek jeszcze dziewczyny się interesują. Od małego denerwowało mnie to jak ktoś nazywał mnie dziewczyną, to nigdy nie brzmiało dobrze dla mnie. W podstawówce zawsze bardziej bawiłam się z chłopakami i cieszyłam się jak wybierali mnie do zabawy z nimi. Jeśli mogłabym wybrać jaką płeć bym chciała mieć, wybrałabym z całą pewnością męską. Jednak tego nigdy nie mogę powiedzieć nikomu z mojej rodziny.
Czuję się teraz trochę lepiej po tym jak to z siebie wyrzuciłam, jednak ciągle ciąży to na mnie. Zwykle trzymam wszystko dla siebie i nie dzielę się z nikim moimi problemami.
Jeśli miejscami coś nie ma sensu, przepraszam, ale trudno pisze się płacząc.
Mam 19 lat i aktualnie studiuje na kierunku, którego nie lubię, bo nie udało mi się dostać na ten co chciałam. Jestem asexualna i aromantyczna, a także introwertykiem. Mam problemy z nawiązywaniem relacji z obcymi ludźmi na przykład na moim roku na studiach. Przez trzy lata liceum nie udało mi się zaprzyjaźnić, czy chociaż poznać jedną osobę, z którą chciałabym utrzymywać dalszy kontakt, albo która chciałaby utrzymywać go ze mną.
Po części to pewnie dlatego, że wcale mi tak bardzo nie zależy na tych relacjach; dobrze się czuje we własnym towarzystwie, czy w domu z moją rodziną. Jednak czuję wtedy także poczucie winny, ponieważ zamiast tworzyć nowe związki, trzymam się moich najbliższych. Wydaje mi się, że oni mają swoje własne życie i nawet jeśli teraz jeszcze mam "prawo" być z nimi, ponieważ mam dopiero 19 lat, to boję się, że kiedyś nadejdzie czas kiedy będę zawadą dla nich. Wiem że to głupie i bez sensu.
Teraz studiuję coś, co wiem że nie skończę, i szczerze nigdy nie wiedziałam co chcę robić w przyszłości, nigdy nie miałam żadnego planu. Zawsze tak jakby ociągałam się przez moje życie, zostawiałam wszystkie decyzje na ostatnią chwilę, bałam się, ciągle się boję, zrobić cokolwiek, bo zmieni to moją dotychczasową rzeczywistość. Wiem, że nie mogę zatrzymać czasu i to mnie przeraża.
Przeraża mnie także to, że moje dwie młodsze siostry dorosną, zaczną prowadzić swoje własne życie. Przeraża mnie to, że mimo tego, że jestem najstarsza, to nie jestem wzorem do naśladowania i one nie mają we mnie takiego wsparcia, jak powinny. Przeraża mnie to, że moi rodzice są coraz starsi i zmęczeni wycieńczającą pracą, która pochłania ich cały czas i nie pozwala im na wzięcie wakacji.
Moi rodzice mają gospodarstwo rolne, w które wkładają zbyt dużo wysiłku, w porównaniu do zarobków. Nienawidzę siebie za to, że jestem okropnie leniwą osobą. Staram się pomagać rodzicom ale to co robię to za mało. Dobija mnie to, że mimo tego, że wiem o tym, to nie mogę się zebrać, żeby pomagać im więcej, nawet w głupich, prostych, praktycznie niewymagających żadnego wysiłku pracach domowych. Czuję się jak pasożyt w swoim własnym domu, ponieważ mimo dobrego liceum, zdania matury, dostanie się na studia, co mogłam dokonać tylko dzięki pracy moich rodziców, nie jestem w stanie być samodzielna i być dla nich wsparciem. Nie jestem w stanie zadbać o siebie, nie uda mi się skończyć studiów, nawet jeśli studiowałabym te co chciałam, nie zdobędę potem pracy.
Dlatego myślałam żeby przejąć gospodarkę po rodzicach. Jest to ciężka praca, ale jestem z nią już obeznana i nie przeraża mnie ona tak jak reszta świata. Niestety tak dużego gospodarstwa praktycznie nie da się utrzymać samemu. Dlatego też moja mama od czasu do czasu napomyka o tym, że dobrze by było, jakbym sobie znalazła męża, który mógłby mi w tym pomóc; rodzice nie naciskają mnie na przejęcie gospodarstwa, mam wolny wybór, ale z tych wszystkich opcji ta wzbudza we mnie najmniejszy strach. Mama mówi też, że powinnam sobie kogoś znaleźć, żebym nie była samotna w życiu. Wiem że ona mnie kocha i mówi to, bo się o mnie troszczy, i dlatego czuję się jakbym ją oszukiwała poprzez nie mówienie jej o moim asexualiźmie i tym, że nie widzę sensu w związkach romantycznych z drugim człowiekiem. Jest to dla mnie koncepcja kompletnie obca, niezrozumiała i niepociągająca.
Przed zaczęciem studiów poddałam się i prawie na nie nie poszłam. Miałam wtedy mały kryzys i chciałam przestać ukrywać mój asexualizm przed mamą. Do tej pory nie mówiłam jej o tym, ponieważ wiem, że stresują ją często nawet małe rzeczy, przez co nie może spać w nocy. Ma na głowie tyle problemów, że nie chciałam dokładać jej moich do martwienia się o. Szczególnie, że mam dopiero 19 lat i to jest póki co normalne, że nikogo jeszcze nie mam. Mogłam to pociągnąć przez jeszcze wiele lat bez mówienia jej o tym że jestem aromantyczna i asexualna. Jednak wtedy, przed studiami, byłam w okropnym nastroju, miałam dość nie mówienia jej. I tak jakby jej to powiedziałam. Tylko, że źle to zrobiłam. Trochę dlatego, że nie byłam wcale przekonana, że powinnam jej to powiedzieć i było to bez żadnego namysłu, tylko przez mój zły nastrój. Spytałam się jej, czy wie kto to jest osoba asexualna. Gdy powiedziała, że nie i spytała czy ja myślę, że ja nią jestem, to spanikowałam i dałam jej do przeczytania stronę o asexualiźmie na wikipedii. Sama nawet do końca nie wiedziałam co tam jest napisane. Po przeczytaniu tej ogólnej definicji mama powiedziała to, co myślałam, że powie, czyli że jestem jeszcze młoda, kogoś znajdę, to że do tej pory z nikim się nie spotykałam nic nie znaczy i że to za wcześnie, żeby dochodzić do takich wniosków. Ja po tym jak dałam jej telefon z definicją z wikipedii od razu tego pożałowałam, bo była to głupia, samolubna decyzja i jak mama zaczęła mi mówić o tym, że jeszcze mam czas, to ja szybko poparłam ją i powiedziałam, że ma rację i że to pewnie nic takiego i zmieniłam temat. To był błąd z mojej strony, bo ciągle chce jej powiedzieć, i zrobię to, ale czas i okoliczności wtedy były złe i czuję, że to jeszcze nie czas na to. Któregoś dnia usiądę z nią, po tym jak będę pewna, że będę mogła odpowiedzieć na jej pytania lub skierować ją do odpowiednich stron internetowych, i wytłumaczę jej, jak najlepiej mogę, to, jak się czuję. Myślę, że rodzice mnie wesprą, ale nie jestem na razie gotowa im powiedzieć.
Co do moich sióstr, to powiedziałam tej najmłodszej, która ma 11 lat, o tym jak się czuję i kim jestem. Ona jest dojrzała jak na swój wiek i trochę podobna do mnie pod względem jej niezręczności społecznej, ale na szczęście radzi sobie o wiele lepiej w zdobywaniu przyjaciół. Powiedziałam jej o sobie, ponieważ chciałam, żeby dorastała wiedząc o LGBT+, że bycie innym od wszystkich, nie jest czymś złym i nie jest godne pohańbienia i kpiny, że jest normalne i że jakkolwiek jej życie się ułoży, to nie powinna się niczego wstydzić i nie powinna nigdy być uprzedzona wobec ludzi innych od niej. Wydaje mi się, że zrozumiała.
Moja druga siostra jest dwa lata młodsza ode mnie. Ma chłopaka, z którym spotyka się już ponad rok. Często mnie okropnie denerwuje, ale wiem, że nie jest głupia (chociaż czasem się tak zachowuje) i że zrozumiała by. Nie mogę jednak sobie wyobrazić jej reakcji. Ostatnio właśnie coraz bardziej się zastanawiam nad powiedzeniem jej (jeśli ona jeszcze nie wie, jest pewna szansa, że może sama do tego doszła). Nie wiem tylko jak zacząć taką rozmowę.
Jest jeszcze coś, czego nie powiedziałam do tej pory nikomu. Wydaje mi się, że mogę być trans. Nie cierpię siebie jako dziewczyny, nigdy nie interesowałam się ubraniami, make-up'em, butami i czymkolwiek jeszcze dziewczyny się interesują. Od małego denerwowało mnie to jak ktoś nazywał mnie dziewczyną, to nigdy nie brzmiało dobrze dla mnie. W podstawówce zawsze bardziej bawiłam się z chłopakami i cieszyłam się jak wybierali mnie do zabawy z nimi. Jeśli mogłabym wybrać jaką płeć bym chciała mieć, wybrałabym z całą pewnością męską. Jednak tego nigdy nie mogę powiedzieć nikomu z mojej rodziny.
Czuję się teraz trochę lepiej po tym jak to z siebie wyrzuciłam, jednak ciągle ciąży to na mnie. Zwykle trzymam wszystko dla siebie i nie dzielę się z nikim moimi problemami.
Jeśli miejscami coś nie ma sensu, przepraszam, ale trudno pisze się płacząc.