Byliście kiedyś w związku?
- Motylciemny
- motylAS
- Posty: 616
- Rejestracja: 27 cze 2008, 23:34
- Lokalizacja: z księżyca
Hmm... Poniekąd xD Zależy, co kto rozumie pod pojęciem "związek" Kilka krótkich quasi-związków (quasi, bo nie wiem, czy to można w ogóle nazwać związkiem czy raczej randkowaniem). Najdłuższy trwał nieco ponad 3 miesiące. Po każdym została mi albo książka, albo płyta, albo jedno i drugie A po jednym pliki strony internetowej (informatycy nie czytają i nie słuchają muzyki no offence).
W moim wypadku jeden poważny związek był, ale zakończył się śmiercią partnerki spowodowaną wrodzoną wada serca
A potem? Takie właśnie quasi-związki. Jedyna korzyść z nich to rozwijająca się znajomość zespołów, o których wcześniej nie słyszałem.
A potem? Takie właśnie quasi-związki. Jedyna korzyść z nich to rozwijająca się znajomość zespołów, o których wcześniej nie słyszałem.
Człowiek-Redaktor czyli mój fanpage
Ja już od kilku dobrych lat nie byłem w żadnym związku. Ciekawe, jest to, że z każdym dniem samotności, każdym tygodniem, miesiącem i rokiem odkrywałem siebie, odkrywałem radość z bycia z samym sobą. Zauważyłem, że wokół mnie jest wiele interesujących rzeczy, których wcześniej nie zauważałem. Książki, muzyka, malarstwo, nauka, teatr - wcześniej niby to widziałem, niby coś z tego czerpałem, jednak chyba nie czułem. Odkryłem magię świata i nadal odkrywam. Trudno to opisać, ale dopiero wtedy moje oczy naprawdę zobaczyły drzewo, wodę, pola, łąki. Wydarzyło się to chyba dzięki temu, że mój umysł był już wolny nie zaprzątało go jakieś pragnienie, jakieś żądze, myśli o kimś czy to z radością, czy ze smutkiem.
Moje wszystkie myśli mogą się teraz skupić na tym jednym widzianym źdźble trawy i poczuć jego wielkość.
Moje wszystkie myśli mogą się teraz skupić na tym jednym widzianym źdźble trawy i poczuć jego wielkość.
- Keri
- łASkawca
- Posty: 1656
- Rejestracja: 16 cze 2009, 11:13
- Lokalizacja: ze źródła światła :D (okolice Łodzi :P )
a niby czemu mnisi ida w samotne miejsca i tam kontempluja ?Lampart pisze:Ja już od kilku dobrych lat nie byłem w żadnym związku. Ciekawe, jest to, że z każdym dniem samotności, każdym tygodniem, miesiącem i rokiem odkrywałem siebie, odkrywałem radość z bycia z samym sobą. Zauważyłem, że wokół mnie jest wiele interesujących rzeczy, których wcześniej nie zauważałem. Książki, muzyka, malarstwo, nauka, teatr - wcześniej niby to widziałem, niby coś z tego czerpałem, jednak chyba nie czułem. Odkryłem magię świata i nadal odkrywam. Trudno to opisać, ale dopiero wtedy moje oczy naprawdę zobaczyły drzewo, wodę, pola, łąki. Wydarzyło się to chyba dzięki temu, że mój umysł był już wolny nie zaprzątało go jakieś pragnienie, jakieś żądze, myśli o kimś czy to z radością, czy ze smutkiem.
Moje wszystkie myśli mogą się teraz skupić na tym jednym widzianym źdźble trawy i poczuć jego wielkość.
wlasnie dlatego by poznac jeszcze bardziej siebie
zwiazek powoduje ze pol czasu swojego oddajesz komus i nie zawsze ta dana osoba wykorzysta twoj czas dany korzystnie i zrozwaga
moj kumpel sie wkurzal gdy jego najmlodszy brat wiecej czasu z laska spedzal chwile niz z nim i reszta ekipy teraz i on ma laske i ze mna kontakt sie urwal
Powiem tak: dla każdego według potrzeb jego Jeśli ktoś faktycznie lubi ponad wszystko kontemplować siebie i swoje własne towarzystwo (w sensie bycia samemu i patrzenia się na stokrotki), to w związku się nie odnajdzie, bo gdzieś tam trzeba znaleźć trochę czasu i miejsca dla drugiej osoby. Z kolei ktoś, kto lepiej umie zarządzać czasem, da radę i być sam ze sobą, i wyjść ze znajomymi do kina, i jeszcze być w związku ;P Każdy ustala swoje priorytety i nie ma jednego przepisu na życie
Już nie raz padło tu takie zdanie - jeżeli ktoś nie lubi być sam ze sobą, to nie będzie w stanie stworzyć zdrowego związku z kimś.
Obserwując związki ludzi z mojego otoczenia doszłam do wniosku, że to święta prawda.
Obserwując związki ludzi z mojego otoczenia doszłam do wniosku, że to święta prawda.
Ostatnio zmieniony 8 lip 2009, 11:07 przez Gizmo, łącznie zmieniany 1 raz.
Lygrysie, jeszcze zależy, co dany człowiek rozumie pod pojęciem intymności Odnosząc się do tego, co ja nazwałam "quasi-związkami" - teoretycznie jakiś poziom intymności w tym był, bo były wspólne noclegi (w sensie użycia jednego mebla ), ale dla mnie to związek sensu stricte nie był, bo dla mnie związek istnieje na poziomie mentalno-emocjonalnym (też jest to jakaś intymność, ale inny rodzaj), a tego tam nie było.
Bycie z kimś to akceptacja drugiej osoby, rozumienie lub próba rozumienia, dostrzeganie wrażliwosci, uszanowanie poglądów itp, a nie anektowanie jej czasu, mysli, wkładanie w swoje wyimaginowane ramki i dopasowywanie do własnego obrazu.
Byłam w związku. Jedna, wielka pomyłka z obu stron. Kolejne próby również.
Byłam w związku. Jedna, wielka pomyłka z obu stron. Kolejne próby również.
W moim przypadku raz byłam bardzo, ale to bardzo bliska związania się z kimś: początkowo podobało mi się wielce, czułam się dowartościowana, ale im bardziej on się angażował tym bardziej mi przechodziło... Powodu określić nie potrafię: strach przed bliskością? lęk przed ograniczeniem wolności?
Cholera wie... od tamtej pory w nic podobnego się nie pakuję.
Cholera wie... od tamtej pory w nic podobnego się nie pakuję.
Masz rację pisząc o ustalaniu priorytetów - każdy je ustala sam w swoim życiu.Agnieszka pisze:Powiem tak: dla każdego według potrzeb jego Jeśli ktoś faktycznie lubi ponad wszystko kontemplować siebie i swoje własne towarzystwo (w sensie bycia samemu i patrzenia się na stokrotki), to w związku się nie odnajdzie, bo gdzieś tam trzeba znaleźć trochę czasu i miejsca dla drugiej osoby. Z kolei ktoś, kto lepiej umie zarządzać czasem, da radę i być sam ze sobą, i wyjść ze znajomymi do kina, i jeszcze być w związku ;P Każdy ustala swoje priorytety i nie ma jednego przepisu na życie
Jednak mi chodziło o to, że człowiek samotny ma więcej czasu dla siebie dla samorealilzacji i nie koniecznie chodzi tu o rozwój duchowy. Znam osoby, które kiedy rozpadły im się związki, nagle zaczynali malowac obrazy czy tworzyć muzykę, wracając do swoich umiejętnoości z przed lat, do swoich pasji i to z całkiem niezłym skutkiem finansowym.
Jakby nie umieć zarządzać czasem, to osoba samotna nie musi go dzielić na partnera,jego kolegów koleżanki i jego rodzinę, na gotowanie - bo jednak we dwoje jakoś inaczej się jada - obficiej rzekłbym Więc zawsze będzie go miała więcej.
Po drugie chciałem zwrócić uwagę, na to, że przynajmniej w moim przypadku wielu fascynyjących rzeczy nie widziałem, omijały mnie, bo moje oczy mysli były zwrócone gdzie indziej na wspólnym byciu, na wspólnych problemach, na problemach partnerki, na sprawach egzystencjalnych, bardziej przyziemnych. Teraz robię zupełnie co innego, inaczej funkcjonuję. Przeczytanie ksiązki to czas ok 6 h czy kręcący się po domu partner wytrzyma ,aby nie wtrącić słowa, nie zaproponować wyjścia na spacer itp ? Jesli tak to ile dni ? Ja długo będzie się godził aby go wpisywac w harmonogram dnia ?