No cóż, u mnie WIELE się zmieniło. Randki były, z jednym, drugim, trzecim, itp. Asa żadnego nigdy nie udało mi się poznać, to ograniczałam się do samych S, poznanych w necie i na żywo. U mnie sprawa aseksualizmu nie miała nic wspólnego z tym, że wciąż jestem sama, bo zanim do czegokolwiek dochodziło, to samo się wszystko sypało. Zwyczajnie stwierdzaliśmy, że nie pasujemy do siebie, inny styl życia, a to bardziej kolega niż facet, za mało czasu na spotkania, a to się okazało, że facet ma rodzinę (porażka..), itp.
Stara się chyba robię, skoro zaczęłam chodzić na randki, ale trochę lipa spędzić całe życie solo. Zwyczajnie nie ma z kim wyjść w dzień wolny, pogadać, pośmiać się, jakoś pusto (kota mieć nie mogę tu gdzie mieszkam, może to jakieś wyjaśnienie). Moja najbliższa kumpela rodzi za 2 miesiące, więc kontakt się pewnie urwie, bo kto chce słuchać o dzieciach i całej tej słitaśnej otoczce? Już teraz patrzę na nią jak na ufo, kiedy opowiada mi co ją zdenerwowało.. Współczuję facetowi.
Tak właściwie to zauważyłam jeszcze coś. Odkąd jestem bardziej otwarta i chętna na poznanie kogoś, to chętnych jakoś mniej. Jako osoba kategorycznie na NIE, miałam naprawdę duże zainteresowanie, a teraz.. może już mam zmarszczki? Nie, to pewnie wina włosów, wcześniej byłam brunetką, a teraz blondynką

Mimo wszystko, wciąż próbuję
