Fajne Asy? Mętlik
: 1 wrz 2014, 21:39
Zbliżam się do 30 (powoli! strasznie to brzmi) i powoli klaruje mi się, czego chcę a czego nie chcę. Ujmę to banalnie:
Chcę mężczyzny pasującego.
Pasujący mężczyzna, to mężczyzna kompatybilny, podobny do mnie. Okres chodzenia ze sobą łatwo, szybko i skutecznie weryfikuje podobieństwo osobników tworzących związek, bądź ich nierokującą dla owego związku rozbieżność charakterów, priorytetów i potrzeb.
Z racji niskiego libido graniczącego z Aseksualnością, większość mężczyzn jest dla mnie na dłuższą metę niedostępna, ponieważ większość mężczyzn jest oczywiście Seksualna.
"Seks jest ceną jaką kobieta płaci za małżeństwo, a małżeństwo jest ceną, jaką mężczyzna płaci za seks."
Ja nie chcę płacić podatku za związek poprzez seks. Taka opcja wchodzi niby w grę i jest dość praktyczna: dla mnie seks nic nie znaczy, więc czemu miałabym nie udostępniać mojego ciała do zabawy mężczyźnie którego kocham? Podatek. Niektóre na to idą. Ja jednak nie, nie potrafiłabym.
I taka myśl na dziś: Czy ja oszukuję mężczyzn, których spotykam? Czuję się jak transwestyta przebrany za kobietę. Zachowuję pozory, że należę do normalsów a tymczasem wyskakuję komuś z Aseksualnością, gdy on już zainwestował we mnie czas i emocje.
Tatuaż czy napis na bluzce odpadają, nie jestem aż taką ekshibicjonistką. Chyba po prostu wystarczy być szczerym ze swoimi poglądami na każdym etapie poznawania faceta.
I na koniec ciężka sprawa:
To efekt wbijania mi do głowy ogólnoludzkich kulturowych wyobrażeń o idealnym facecie. Taka schizofrenia wewnętrzna. Bo niby nie chcę seksu ale........... mężczyzn aseksualnych postrzegam jako nieciekawych, niemęskich, ulizanych, smętnych, anemików bez energii, nołlajfów, nudziarzy, odrzutów... za każde z tych mian bardzo przepraszam, gdyż to tylko moje NICZYM nie poparte mętne wyobrażenia, bo nie znam żadnego, ani jednego Aseksualisty. . Chodzi mi o to wyobrażenie będące efektem skutecznie wpojonego archetypu mężczyzny-Tarzana, którego męskość realizuje się i uwidacznia poprzez seksualność; seksowny wygląd i mimikę, wieczną ochotę na seks, brak problemów ze wzwodem etc. Podejrzewam, że mogę się zdziwić poznając kiedyś aseksualnego mężczyznę tym, jak bardzo odbiegnie od wytworzonego przez mój móżdżek krzywdzącego schematu. Tak samo, jak ludzie się dziwią poznając totalnie męskiego geja, podczas gdy wyobrażali sobie, że geje to tylko gimnazjaliści z nóżkami w rurkach i grzywą na bok oraz makijażem.
Dając wodze fantazji, myślę, że lubiłabym dotyk: przytulanie, pocałunki. Ale nic więcej! I jak tu tak wyważyć, żeby takiego spotkać?
Chcę mężczyzny pasującego.
Pasujący mężczyzna, to mężczyzna kompatybilny, podobny do mnie. Okres chodzenia ze sobą łatwo, szybko i skutecznie weryfikuje podobieństwo osobników tworzących związek, bądź ich nierokującą dla owego związku rozbieżność charakterów, priorytetów i potrzeb.
Z racji niskiego libido graniczącego z Aseksualnością, większość mężczyzn jest dla mnie na dłuższą metę niedostępna, ponieważ większość mężczyzn jest oczywiście Seksualna.
"Seks jest ceną jaką kobieta płaci za małżeństwo, a małżeństwo jest ceną, jaką mężczyzna płaci za seks."
Ja nie chcę płacić podatku za związek poprzez seks. Taka opcja wchodzi niby w grę i jest dość praktyczna: dla mnie seks nic nie znaczy, więc czemu miałabym nie udostępniać mojego ciała do zabawy mężczyźnie którego kocham? Podatek. Niektóre na to idą. Ja jednak nie, nie potrafiłabym.
I taka myśl na dziś: Czy ja oszukuję mężczyzn, których spotykam? Czuję się jak transwestyta przebrany za kobietę. Zachowuję pozory, że należę do normalsów a tymczasem wyskakuję komuś z Aseksualnością, gdy on już zainwestował we mnie czas i emocje.
Tatuaż czy napis na bluzce odpadają, nie jestem aż taką ekshibicjonistką. Chyba po prostu wystarczy być szczerym ze swoimi poglądami na każdym etapie poznawania faceta.
I na koniec ciężka sprawa:
To efekt wbijania mi do głowy ogólnoludzkich kulturowych wyobrażeń o idealnym facecie. Taka schizofrenia wewnętrzna. Bo niby nie chcę seksu ale........... mężczyzn aseksualnych postrzegam jako nieciekawych, niemęskich, ulizanych, smętnych, anemików bez energii, nołlajfów, nudziarzy, odrzutów... za każde z tych mian bardzo przepraszam, gdyż to tylko moje NICZYM nie poparte mętne wyobrażenia, bo nie znam żadnego, ani jednego Aseksualisty. . Chodzi mi o to wyobrażenie będące efektem skutecznie wpojonego archetypu mężczyzny-Tarzana, którego męskość realizuje się i uwidacznia poprzez seksualność; seksowny wygląd i mimikę, wieczną ochotę na seks, brak problemów ze wzwodem etc. Podejrzewam, że mogę się zdziwić poznając kiedyś aseksualnego mężczyznę tym, jak bardzo odbiegnie od wytworzonego przez mój móżdżek krzywdzącego schematu. Tak samo, jak ludzie się dziwią poznając totalnie męskiego geja, podczas gdy wyobrażali sobie, że geje to tylko gimnazjaliści z nóżkami w rurkach i grzywą na bok oraz makijażem.
Dając wodze fantazji, myślę, że lubiłabym dotyk: przytulanie, pocałunki. Ale nic więcej! I jak tu tak wyważyć, żeby takiego spotkać?