Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden scenariusz związku allo+as, w którym allo na początku nie ma złej woli i zdaje sobie sprawę z tego, czym jest aseksualizm. Nie przewiduje jednak czegoś innego...
Gdy allo się zakochuje, to hormonalny haj z początku jest dość silny, by mogło mu się zdawać, że wytrzyma bez seksu, skoro na innych płaszczyznach układa się tak dobrze i widzi asa przez wypaczony filtr zakochania, nieobiektywnie. Wszak dużo ludzi żyje samotnie, bez seksu przez lata i jakoś dają sobie radę. Być może do czasu poznania tego asa nasz allo również długo był samotny. Skoro więc wytrzymał brak seksu bez związku, to dlaczego miałby nie wytrzymać w związku? Związek wciąż wydaje mu się lepszy niż wcześniejsza samotność. Problem w tym, że łatwiej jest nie jeść ciasteczka, gdy się nie ma dostępu do ciastek, niż gdy ciasteczko masz ciągle przed sobą, na wyciągnięcie ręki, jest to twoje własne ciasteczko i jesteś głodny, bo nie masz żadnego innego ciasteczka poza tym jednym. Krótko mówiąc obecność partnera potęguje pragnienie seksualne i bliskości intymnej. Potrzeba staje się silniejsza niż w okresie samotności, bodźce są realne, bliskie, wszelkie inne elementy związku już przecież są. Pozostaje masturbacja, ale to rozwiązanie raczej nie będzie satysfakcjonujące, gdy jest się w związku i pragnie prawdziwego współżycia. Naturalnym dla allo elementem związku jest seks, a im bliższa staje się dla niego druga osoba, tym bardziej jej pragnie. Chce bliskości i otrzymuje w postaci przytulania, co jest na pewno przyjemne, ale nie wystarcza, w końcu męczy i frustruje, jako fałszywe preludium do pełnej bliskości w formie seksu. Świadomie allo może wiedzieć, że as kocha, ale do podświadomości trafia wyraźny sygnał, że niezupełnie, skoro nie ma seksu. I może pojawić się wrażenie, że nie jest się akceptowanym, skoro partner nas nie pragnie.
Sytuację można porównać do zwlekania z seksem do ślubu, przy czym różnica jest taka, że wówczas istnieje obietnica spełnienia, która pozwala wytrzymać dłużej. Z asami jest inaczej, tutaj występuje raczej niknąca złudna nadzieja, że coś się odmieni. Ciekawe przy tym jaka część asów w takich związkach decyduje się na badania i wizyty u seksuologów?
Allo na początku woli pójść na kompromis niż być sam, bo wydaje się to wciąż o wiele lepsze niż samotność. Kiedy jednak zmieni się punkt odniesienia i powoli normą stanie się bycie razem, włącza się naturalna cecha ludzka, czyli
pragnienie więcej. Poprawa sytuacji daje chwilowy skok szczęścia, zanim znajdzie się kolejne rzeczy do poprawy, nowe cele, horyzonty. Nienasycenie jest powodem, dla którego zaskakująco dużo bogaczy nie jest szczęśliwych.
Podsumowując, tego typu związek ma marne szanse się sprawdzić, trzeba dokładnie przemyśleć wszystkie możliwe przeszkody i scenariusze, w końcu ocenić, czy warto się angażować w podobną znajomość jeszcze zanim rozwinie się do stopnia, w którym jej zakończenie wiąże się z cierpieniem.
(Jak
mawiał klasyk, nie warto)