Re: Czy warto zaryzykować związek z osobą seksualną??
: 9 paź 2018, 18:13
Tu się różnimy, w moim przypadku seks odpada.
Sieci Edukacji Aseksualnej
https://pl.asexuality.org:443/
Tu się różnimy, w moim przypadku seks odpada.
Tylko, że ona w tym przypadku myślała realistycznie. Po co as który nie chce seksu ma pchać się w związek z osobą, która ma ewidentnie duże potrzeby seksualne? Chyba tylko po to, żeby zrobić sobie krzywdę. Owszem można w takich związkach wypracować kompromisy, ale nie zawsze jest to możliweProblem w tym, że wyobrażenia bywają mylne. Po co pesymistycznie zakładać co będzie ? Trzeba spróbować zamiast teoretyzować co by było gdyby..
Ja powiem tak: przede wszystkim jestem przeciwna traktowaniu "kompromisu seksualnego" jako stanu domyślnego.Nightfall pisze: ↑13 paź 2018, 10:01 Tylko, że ona w tym przypadku myślała realistycznie. Po co as który nie chce seksu ma pchać się w związek z osobą, która ma ewidentnie duże potrzeby seksualne? Chyba tylko po to, żeby zrobić sobie krzywdę. Owszem można w takich związkach wypracować kompromisy, ale nie zawsze jest to możliwe
Nie wiem czy dobrze zrozumiałaś mój wpis. W słowie "kompromis" miałam na myśli bardzo różne rozwiązania, nie chodziło mi tylko o taką sytuację, w której as zgadza się na określone czynności seksualne, ale też na przykład o taką, w której osoba seksualna zgadza się realizować swój popęd w inny sposób. Każda sytuacja jest trochę inna - indywidualna. W przypadku, do którego odnosił się mój komentarz, raczej trudno byłoby wypracować jakiś kompromis. Ale to tylko moje zdaniePo cichu przyznam, że jest mi w jakiś sposób przykro, smutno, kiedy widzę, jak wiele osób aseksualnych jednak decyduje się na uprawianie seksu, którego nie pragną
I tu się mylisz. Ja ogólnie żadnego związku. Same romantyczne rzeczy między parami mnie odrzucają i brak potrzeb. Obserwowałem tą Askę, że nawet pretensje o brak czułości był, całowanie itd. Kto za dużo filmów ogląda? Bo ja w przeciwieństwie do ciebie żyję rozsądkiem i mam świadomość potrzeb u innych i tego co chcą jeśli chodzi o związek, zamiast snuć wizję, że As i nieas sie uda. To jest dopiero IDEALIZOWANIE.Tak tylko może wyjść AS i NieAs w filmie amerykańskim Jest to mały promil, niż procent udanych związków. skoro ludzie z potrzebami mają nieudane związki, a biorąc jeszcze brak kontra potrzebę Wow... Szukać ze świecą takich relacjiSaber pisze: ↑30 wrz 2018, 06:06
Tendencyjne głupoty piszesz
Rozumiem, że nie chcesz być w związku bo sobie tego nie wyobrażasz, ale to nie jest formą dyskwalifikującą jakikolwiek związek tego rodzaju. Serio uważasz, że jeśli zwiążesz się z kobieta seksualną to ona co wieczór będzie Ci zdejmowała gacie na coś licząc ? Zdajesz sobie sprawę, jak różne libido mają kobiety ? Oczywiście, że niektóre kobiety z łóżka by Cię nie wypuszczały, ale są i takie, którym seks do życia naprawdę nie jest potrzebny, mimo tego że odczuwają pociąg seksualny . Seks traktują tak samo jak kawałek ciastka - fajnie smakuje, ale jeśli go nie będzie to nie będę płakała z tego powodu. Uwierz mi, że jeśli jesteś fajnym facetem to kobieta odpuściłaby to "ciastko" byle by Ciebie mieć przy Tobie i wcale się przy tym nie krzywdziła brakiem seksu.
Podobnie z facetami, ale oczywiście na swoją obronę łatwiej napisać, że facet zapinałby wszystko i wszystkich, gdyby tylko miał taką okazję. Ciekawe spostrzeżenie ze strony faceta, który nie może tego stwierdzić ze swojego przykładu. To tak jakby twierdzić, że wszyscy , którzy mają tatuaże to kryminaliści, a wszyscy z blond włosami są idiotami. Uwierz mi, że facet wcale nie musi "wybuchnąć" jeśli tego nie chce. Zbyt dużo amerykańskich filmów oglądasz.
W przypadku mężczyzn istnieje większe przyzwolenie na bezpośrednie rozmowy dotyczące tej sfery życia, ale czy faktycznie potrzeba sama w sobie jest większa?
U niektórych to chcenie jest naprawdę słabe pomimo tego że nie są aseksualni. Można "potrzebować" seksu z drugim człowiekiem tak jak np. ja potrzebuję pływania, albo wiśni, czyli - są: w porządku, nie ma: też w porządku (i nawet nie zamierzam się o te dobra jakoś szczególnie starać). Inna sprawa - człowiek na ogół posiada rękę której może użyć oraz dostęp do pornografii. Jeszcze inna: samo chcenie seksualne jest tylko chceniem, nie różniącym się niczym od innych chceń które pojawiają się w człowieku dość często.
Wśród seksualnych aromantyczność też występuje, ale ludzie którzy tak mają zazwyczaj nie wiedzą że istnieje na to nazwa, więc rzadko można usłyszeć to określenie z ich ust.
Zdecydowanie nie każdy, ale chyba słowo "większość" (nie wiem jednak czy bardziej w stronę 60% czy 90%) jest bliskie prawdy, więc nie jest tak źle jak myślisz, ale też nie jest ekstra.
Zgadzam się, myślę dokładnie to samo.zewsząd i znikąd pisze: ↑24 paź 2018, 23:39Ja powiem tak: przede wszystkim jestem przeciwna traktowaniu "kompromisu seksualnego" jako stanu domyślnego.Nightfall pisze: ↑13 paź 2018, 10:01 Tylko, że ona w tym przypadku myślała realistycznie. Po co as który nie chce seksu ma pchać się w związek z osobą, która ma ewidentnie duże potrzeby seksualne? Chyba tylko po to, żeby zrobić sobie krzywdę. Owszem można w takich związkach wypracować kompromisy, ale nie zawsze jest to możliwe
Niektórym osobom aseksualnym seks nie przeszkadza. I w porządku, jeżeli mimo braku czynnego pociągu seksualnego są gotowe na taki kompromis na rzecz partnera, to dlaczego to potępiać? Ale nie można sugerować, że każda para powinna tak zrobić. Dla niektórych to będzie całkiem sprawnie działające rozwiązanie, a dla niektórych okaże się nieosiągalne.
Tak na marginesie: nie uważam osób aseksualnych za odrębną grupę w tym sensie, że nie uznaję żadnej sztywnej granicy. Między stuprocentową aseksualnością a stuprocentową alloseksualnością jest mnóstwo odcieni pośrednich. Nie tylko jakaś demiseksualność, "szara aseksualność", tylko po prostu mnóstwo różnych postaw, niepowtarzalne jednostkowe osobowości z nietożsamym z dowolną inną osobą stosunkiem do seksu, kompromisu, związków i wielu innych rzeczy. Nie tylko stopień odczuwania pociągu seksualnego (od zerowego poprzez "bardzo rzadko" itd.) tworzy tę gradację, ale także takie sprawy jak stosunek do seksu - od gotowości do kompromisu po głęboki wstręt do seksu. Nie ma dwóch jednakowych sytuacji.
Właśnie dlatego, że postrzegam seksualność jako kontinuum, jestem przeciwna tworzeniu wszelkich podwójnych standardów. Bardzo charakterystyczny podwójny standard widać np. w podejściu terapeutów do tzw. zaburzeń pociągu seksualnego: stwarza się jedną miarę dla osób aseksualnych (czy ściślej: osób, które zetknęły się z pojęciem aseksualności i określają się jako aseksualne), którym łaskawie pozwala się umknąć przed taką diagnozą, i drugą miarę dla całej reszty, u której już brak pociągu seksualnego uznaje się za patologię. Jestem czemuś takiemu stanowczo przeciwna, jestem za bardziej radykalnym zakwestionowaniem pojęcia normy seksualnej i uznaniem, że każda osoba ma prawo nie pragnąć seksu, a psychoterapeuci mają prawo się do tego mieszać wyłącznie na prośbę takiej osoby.
Zauważyłam niedawno tworzenie podobnego podwójnego standardu w stosunku do "kompromisu seksualnego": uznawanie go za normę... chyba, że ktoś jednak odczuwa zdecydowany, czynny dyskomfort w stosunku do ewentualności osobistego uprawiania seksu. (Tym, którzy sądzą, że "Prawdziwym Aseksualistom Seks Powinien Być Obojętny", przypominam, że osoby z różnym stopniem czynnej niechęci do seksu to ok. 60% społeczności aseksualnej.) I tu także uważam, że taki podwójny standard jest szkodliwy, i to właśnie wobec grupy, którą teoretycznie ma chronić. To nie działa tak, że as z awersją seksualną odetchnie z ulgą: uff, to mnie nie dotyczy! Nie, to może właśnie wywierać na niągo silną presję. Co bardziej skłonna do wątpienia w siebie osoba może raczej myśleć tak: "inne osoby aseksualne jakoś sobie radzą z kompromisem - czy jestem samolubna_y przez to, że nie jestem w stanie się na to zgodzić?".
Po cichu przyznam, że jest mi w jakiś sposób przykro, smutno, kiedy widzę, jak wiele osób aseksualnych jednak decyduje się na uprawianie seksu, którego nie pragną. Właśnie dlatego, że sama odczuwam silną awersję do seksu i nagości - dla mnie jakikolwiek seks z moim udziałem byłby niechciany, więc odruchowo postrzegam pożycie aseksualne osób aseksualnych jako walkę z sobą samym, a nie jako przełamywanie zwykłego znudzenia.
A jednocześnie mimo wszystko trzeba pamiętać, że "Więc umawiaj się tylko z innymi asami!" to nie jest realistyczna rada - ona faktycznie może oznaczać znikome szanse na związek. Więc trudno mi nie rozumieć osób aseksualnych, które jednak pakują się w związki z nie-asami. Kwestia tego, jak rozwiązać problem rozbieżnych potrzeb, zawsze będzie więc istniała i trzeba szukać sposobów na rozwiązanie problemu tak, by nie skłaniać nikogo do uprawiania niechcianego seksu. Osoba gotowa na seks mimo braku czynnego pożądania sama na to wpadnie, naprawdę. Uważam, że w naszej współczesnej kulturze jest tyle seksu, że w zasadzie NIKT nie potrzebuje jeszcze zachęty do jego praktykowania.
Szkoda, że tak wyszło.Azshara pisze: ↑19 lut 2019, 18:37 Cztery miesiące temu byłam przekonana, że nigdy nie dam się wplątać w takie relacje, ale to wszystko przyszło tak szybko, że sama nie mam pojęcia, jak znalazłam się w takiej sytuacji. Dość typowy scenariusz, wpadłam w oko mężczyźnie, który uparł się, że nie odpuści. Od samego początku jasno dałam do zrozumienia, że związki mnie nie interesują, a już na pewno nie z kimś, kto nie jest aseksualny. Któregoś wieczoru nawet dokładnie wyjaśniłam, jak to wszystko u mnie wygląda, że biały i przyjacielski związek nie jest spełnieniem marzeń dla wielu osób, ale odpowiedź zawsze była taka sama. Da radę i mógłby nawet spać na kanapie, aby tylko być ze mną i mieć mnie dla siebie. Nie wierzyłam, tym bardziej że chłopak od bardzo dawna z nikim nie był, więc bardzo podręcznikowy przypadek, który myśli, że da radę, bo od lat jest samotny, tak że nie zrobi mu to różnicy. Na szczęście dość szybko wyszło, że jednym uchem wpuszczał, drugim wypuszczał, a i tak wiedział swoje, bo potrafił wyjechać z takimi propozycjami, że miałam wrażenie, jakbym nigdy mu niczego nie tłumaczyła i ukrywała przed nim swoją aseksualność. Pokrótce wprost mi dał do zrozumienia, że w jego wizji z czasem sama miałabym ochotę coś zainicjować, na co by czekał, ale ostatecznie nigdy do niczego nie zmuszał i nie wywierał presji. Nawet nie mam mu tego za złe i w pewnym stopniu go rozumiem, ale nie da się ukryć, że poczułam się trochę rozczarowana. Nie chodzi o to, że na coś liczyłam, bo od samego początku wiedziałam, że tak się skończy, ale utwierdziło mnie to tylko w przekonaniu, aby nigdy w życiu nawet o czymś takim nie pomyśleć. Bardzo pozytywnie zaskakują mnie białe związki pomiędzy asem i allo, jak i sam as, który postanowił zaryzykować i spróbować, jednak wiem, że sama nigdy do czegoś takiego nie dopuszczę, nieważne jak bardzo dana osoba upierałaby się przy swoim i zapewniała, że taki związek nie stanowi dla niej problemu.