co u ginekologa? :/
-
- fantAStyczny
- Posty: 551
- Rejestracja: 21 lut 2007, 15:28
- Lokalizacja: Północ
Ja problemów ginekologicznych nigdy nie miałam. Do dentysty chodzę raz na 5 lat i żadnej próchnicy nie mam. Jedynym większym problemem jaki miałam, była tłusta cera i tłuste włosy. Wydałam 120 zł. Mimo zapewnień dermatologa, szampon, który kosztował 45 zł (i był bardzo mały), pomógł mi tyle, co zwykły szampon za 2 zł... Kremy owszem, pomogły, ale tylko na miesiąc, a kuracje można stosować jedynie co rok Teraz stwierdziłam, że nie mam aż tak wielkich problemów z cerą, by chodzić co miesiąc po lekarzach po to, by mieć cerę idealną i że juz wolę to niż zmarszczki
Jeżeli chodzi o ginekologa i dentystę to dla mnie dwa różne światy. Do dentysty chodzę regularnie i nie mam z tym żadnego problemu, czasami poboli ale to tylko w gabinecie przy borowaniu a potem przynajmniej nie muszę się martwić o ząbki. Wyrywanie wcale nie jest takie bolesne bo jest się na znieczuleniu. A do ginekologa i tak za szybko się nie wybiorę na wspomnienie tej jedynej wizyty aż mnie coś trafia. Jeżeli mam na coś zachorować to zachoruję najwyżej. Jakoś mi to nie przeszkadza. Wolę dbać o zęby
-
- młodASek
- Posty: 21
- Rejestracja: 4 maja 2008, 11:37
Jasne, najlepiej byłoby sobie robić całościowe badania corocznie. Najlepiej byłoby też być zdrowym, pięknym i bogatym. Porównywanie ginekologa do stomatologa IMHo jest kompletnie nieuprawnione, bo sprawa seksualności jest w naszym kręgu kulturowym mocno intymna. Poza tym sporo osób dożyje poźnej starości bezboleśnie bez konieczności wizyt u ginekologa, a takich osob mogacych całkowicie unikać dentysty osobiście nie znam. Ginekolog wchodzi moja prywatność wiedząc nie tylko czy współżyłam w ogóle, ale i czy regularnie i czy mam dzieci, stomatolog nie ma takiej możliwości, chyba, że mu zechcę się zwierzać.
Na "pocieszenie", problem u ginekologa mają też osoby współzyjące, ale nie mężatki. Koleżanka poszła sobie zrobić cytologie, pobranie wymazu było bardzo bolesne, a gdy techniczka dowiedziała się przeprowadzając wywiad, że koleżanka nie jest mężatką, rzuciła trochę obrażliwych komentarzy i nie starała się wcale byc delikatna przy pobieraniu materiału.
Jeśli będę musiała pójść do ginekologa, pójdę, ale na pewno nie mam zamiaru iść profilaktycznie. Jestem już tak stara, że będzie to bardzo krepujące,a nie potrafię sobie radzić z chamstwem innych ludzi. Szkoda tylko, że u nas żeby kupic srodki anty- trzeba mieć receptę, a nie kupuje się normalnie jak w USA. Środki anty- są genialne gdy chce się mieć np. spokojny wyjazd bez miesiączki, mocno ułatwiają życie.
Na "pocieszenie", problem u ginekologa mają też osoby współzyjące, ale nie mężatki. Koleżanka poszła sobie zrobić cytologie, pobranie wymazu było bardzo bolesne, a gdy techniczka dowiedziała się przeprowadzając wywiad, że koleżanka nie jest mężatką, rzuciła trochę obrażliwych komentarzy i nie starała się wcale byc delikatna przy pobieraniu materiału.
Jeśli będę musiała pójść do ginekologa, pójdę, ale na pewno nie mam zamiaru iść profilaktycznie. Jestem już tak stara, że będzie to bardzo krepujące,a nie potrafię sobie radzić z chamstwem innych ludzi. Szkoda tylko, że u nas żeby kupic srodki anty- trzeba mieć receptę, a nie kupuje się normalnie jak w USA. Środki anty- są genialne gdy chce się mieć np. spokojny wyjazd bez miesiączki, mocno ułatwiają życie.
Cytologia i mammografia będą obowiązkowe? Drogie Panie, minister martwi się o Wasze zdrowie. Cieszycie się?
-
- młodASek
- Posty: 21
- Rejestracja: 4 maja 2008, 11:37
- clouds clear
- golAS
- Posty: 1288
- Rejestracja: 4 wrz 2006, 13:36
- Lokalizacja: ZIELONA GóRA
Pomimo, iż nigdy nie miałam stosunku zdecydowałam, ze co jakis czas do tego ginekologa wypadałoby się wybrać. No i za każdym razem miałam kompleksowe badania łącznie z USG dopochwowym, cytologią, usg piersi. Przy intensywnym wyczynowo uprawianiu sportu, po kilku wypadkach i sytaucjach, mysle, że moja błona dziewicza przestała istnieć jak bylam nastolatką. A jeśli tak się nie stało, to straciłam dziewictwo z tym czymś do usg dopochwowego. Oczywiście przez nastepnych kilka dni bolało mnie wszystko wewnatrz i walczyłam z ogólnym uczuciem wielkiego obrzydzenia. Jednak uważam, że badać się trzeba, bo życie mimo, że czasami jest bardzo do d......, to jednak krotkie i warto by z niego wycisnąc tyle ile sie da, a nie umierac przedwczesnie z powodu jakiegos badziewia na jajniku.
Mam pytanie do dziewczyn, które uważają, że ich zdrowie, to ich sprawa i nie będą się badać - gdyby jednak /odpukać!/ organizm zaczął wam kiedyś bardzo poważnie szwankować i okazałoby się, że chorobę można było wykryć we wczesnym stadium badaniami, których nie wykonałyście - to odmówiłybyście hospitalizacji w państwowym szpitalu, za publiczne pieniądze? Płaciłybyście za operację i leczenie z własnej kieszeni?
Bardzo dobrze, że wprowadzili obowiązek badań. Miliony złotych idą na leczenie zaawansowanych chorób u takich "odważnych", co poszli na badania dopiero, jak dotarło do nich, że z ich organizmem dzieje się coś bardzo złego.
Bardzo dobrze, że wprowadzili obowiązek badań. Miliony złotych idą na leczenie zaawansowanych chorób u takich "odważnych", co poszli na badania dopiero, jak dotarło do nich, że z ich organizmem dzieje się coś bardzo złego.
- dziwożona
- tłumok bezczASowy
- Posty: 1940
- Rejestracja: 29 lut 2008, 20:29
- Lokalizacja: z bagien i uroczysk
- Kontakt:
Polska służba zdrowia, jest tragiczna. Stwarza tylko pozory, że ktoś się opiekuje pacjentem. Jeśli, jakimś cudem, komuś uda się wyleczyć, to z reguły nie jest to zasługa lekarza. Ja uważam, że stanie sie to, co jest komu pisane. Ale daleka jestem od predestynacji, czy fatalizmu. Podam przykład mojej babci, której lekarze wycięli woreczek żółciowy, bo zostawione same sobie kamienie mają tendencję do rozwijania nowotworu wątroby. I wykonując tę operację popełnili błąd w sztuce, zrobił się naciek na wątrobie, a z tego rozwinął się rak. Morał: co ma wisieć nie utonie. Mam umrzeć na raka, umrę na raka. Koniec i kropka.
Poza tym, ja nie wiem, czy chcę dożyć starości i utrzymywać się z nędznej emerytury. Może lepiej jest zawinąć się w kwiecie wieku, kiedy jeszcze NFZ - owi opłaca się leczyć niektórych pacjentów, bo młodzi i opieka może lepsza? Badania profilaktyczne to bzdura. Jak dla mnie.
Poza tym, ja nie wiem, czy chcę dożyć starości i utrzymywać się z nędznej emerytury. Może lepiej jest zawinąć się w kwiecie wieku, kiedy jeszcze NFZ - owi opłaca się leczyć niektórych pacjentów, bo młodzi i opieka może lepsza? Badania profilaktyczne to bzdura. Jak dla mnie.
Seks należy tępić, gdyż z niego biorą się dzieci - źródło naszej nieustającej, pedagogicznej udręki.
Nie mam zaufania do polskich lekarzy. Widziałam efekty wielu nieudanych zabiegów, operacji i terapii i nie chcę być kolejnym królikiem doświadczalnym, tym bardziej, że podejście do pacjenta w Polsce naprawdę pozostawia wiele do życzenia.
Nie wiem, co będzie, kiedy poważnie zachoruję - myślę, że dopiero wtedy będę rozważać swoje opcje, ale sądzę, że pójście do szpitala nie będzie pierwsze na liście.
Tylko raz zdarzyło mi się chorować dłużej - jakieś 12 lat temu złapałam wirusowe zapalenie płuc. Pomijam już fakt, że dopiero trzecia lekarka z rzędu się zorientowała (wcześniejsze faszerowały mnie antybiotykami, po których wymiotowałam). Prawie miesięczne leczenie nie przynosiło żadnych efektów, przez cały ten miesiąc miałam OB na poziomie około 115-123. Lekarka wypisała mi skierowanie do szpitala - pojechałam, nasiedziałam się w poczekalni blisko 4 godziny, potem zrobili mi EKG, potem znowu czekałam, potem w końcu wbiłam się do szpitalnego lekarza, który chciał mnie zostawić na oddziale. Odmówiłam, wzięłam tylko zwolnienie, wróciłam do domu, dałam sobie spokój z braniem jakichkolwiek zapisanych tabletek. Po tygodniu choroba ustąpiła.
Nie wiem, co będzie, kiedy poważnie zachoruję - myślę, że dopiero wtedy będę rozważać swoje opcje, ale sądzę, że pójście do szpitala nie będzie pierwsze na liście.
Tylko raz zdarzyło mi się chorować dłużej - jakieś 12 lat temu złapałam wirusowe zapalenie płuc. Pomijam już fakt, że dopiero trzecia lekarka z rzędu się zorientowała (wcześniejsze faszerowały mnie antybiotykami, po których wymiotowałam). Prawie miesięczne leczenie nie przynosiło żadnych efektów, przez cały ten miesiąc miałam OB na poziomie około 115-123. Lekarka wypisała mi skierowanie do szpitala - pojechałam, nasiedziałam się w poczekalni blisko 4 godziny, potem zrobili mi EKG, potem znowu czekałam, potem w końcu wbiłam się do szpitalnego lekarza, który chciał mnie zostawić na oddziale. Odmówiłam, wzięłam tylko zwolnienie, wróciłam do domu, dałam sobie spokój z braniem jakichkolwiek zapisanych tabletek. Po tygodniu choroba ustąpiła.
Podejrzewam, że chodziło o kamienie, które 'wysypały się' podczas operacji i potem wywołały stan zapalny? Sama obecność kamieni w pęcherzyku żółciowym nie ma wpływu na wątrobę. Kamienie mogą /nie muszą!/ wywoływać stany zapalne w pęcherzyku i drogach żółciowych, co zwiększa ryzyko raka w tych okolicach.dziwożona pisze:Podam przykład mojej babci, której lekarze wycięli woreczek żółciowy, bo zostawione same sobie kamienie mają tendencję do rozwijania nowotworu wątroby.
Tjaa.. Mam nadzieję, że nigdy się nie przekonasz, że kiedy człowiek już wie, że dolega mu coś zagrażającego życiu, to chwyta się wszystkiego.dziwożona pisze:Mam umrzeć na raka, umrę na raka. Koniec i kropka.
Wiem, jaki jest stan służby zdrowia, nie musicie mi tłumaczyć. Ale to przecież żaden argument - bo mnie ta sytuacja właśnie mobilizuje do robienia badań kontrolnych. Nie chciałabym być skazana na onkologiczne leczenie w państwowym szpitalu.
Ja nie przesadzam. Miałam w życiu do czynienia z różnymi lekarzami, podobnie członkowie mojej rodziny. W grupie tych lekarzy partacze bądź ludzie niedouczeni stanowili 100%.
Tak czy owak mam nadzieję, że odziedziczyłam zdrowie po bracie babci - nie chodził do lekarza, żył 89 lat, do końca swoich dni był żwawy, jeździł na rowerze, zajmował się działką, w życiu swoje przeżył (wojna, roboty przymusowe). Dla odmiany maniakiem badań kontrolnych był mój dziadek - do lekarza chodził regularnie, brał przepisywane leki i umarł w wieku 63 lat - jak się okazało serce nie wytrzymało przepisanych dawek leków...
Tak czy owak mam nadzieję, że odziedziczyłam zdrowie po bracie babci - nie chodził do lekarza, żył 89 lat, do końca swoich dni był żwawy, jeździł na rowerze, zajmował się działką, w życiu swoje przeżył (wojna, roboty przymusowe). Dla odmiany maniakiem badań kontrolnych był mój dziadek - do lekarza chodził regularnie, brał przepisywane leki i umarł w wieku 63 lat - jak się okazało serce nie wytrzymało przepisanych dawek leków...