Na czym polega Twoja aseksualność?
ja chyba jestem w 100% pewna swojej aseksualności, jedyne czego dociekam to jej przyczyny. Moje poglady na temat tego kluczowego w większosci wypowiedzi seksu ewoluują wraz z moim rozwojem. Jeszcze kilka lat temu uważałam, ze jest niedompuszczalnym i skrajnie obrzydliwym, aby dopuszczać się kopulacji. Jednak po długotrwałych przemyśleniach doszłam do wniosku, że zwyczajny seks może być czasem pożyteczny, np. gdy ma miejsce w związku sakramentalnym a jego celem jest poczecie dziecka. Tylko takie stosunki wydają mi się obecnie godne. Oczywiście sama konsekwentnie od ponad 10 lat uważam, ze nigdy za mąż nie wyjdę, dlatego nie musze się nawet zastanawiać jakby to było gdyby ja i ktos...
Nie, własnie o to chodzi, ze nie miałam żadnych traumatycznych przeżyć. A zawsze gdy mówię komuś że jestem aseksualna on poważnieje, spogląda na mnie niepewnie i pyta czy to od jakiejś traumy czy coś...
Kiedyś uwazałam, ze seks jest obżydliwy głównie ze względu na to że uczestniczy w nim mężczyzna (przepraszam wszystkich panów). Teraz, gdy przyjaźnie się z mężczyzną wiem, ze faceci to też ludzie;) pociągu seksualnego jednak nie odczuwam...
Kiedyś uwazałam, ze seks jest obżydliwy głównie ze względu na to że uczestniczy w nim mężczyzna (przepraszam wszystkich panów). Teraz, gdy przyjaźnie się z mężczyzną wiem, ze faceci to też ludzie;) pociągu seksualnego jednak nie odczuwam...
-
- przedszkolASek
- Posty: 7
- Rejestracja: 21 lut 2009, 11:49
- Lokalizacja: Wrocław
Pierwszy post na forum
Nie jestem osobą aseksualną, na to wygląda. Nie można być asem z wyboru. Opiszę, jak na to patrzę i jaka drogę wybieram. To wszystko są raczej czynniki ideowe.
Uważam, że seks jest zwierzęcy. Akceptuję go samego w sobie i cel jak ma spełniać - a dla mnie celem jest rozmnażanie się gatunku. Nie łączę go, nie potrafię połączyć z miłością. Nie uważam, że seks to tylko chęć zaspokojenia własnych potrzeb fizjologicznych. W małżeństwie jest z pewnością przejawem miłości. Proporcje są różne, np. 50 % miłości, 50 % instynktu. U mnie, nawet gdyby to było 99 % miłości i 1 % instynktu, to mi to przeszkadza. Bardzo mi przeszkadza. Dla mnie mówienie w takiej sytuacji, że to z miłości, to kłamstwo. Przeszkadza mi to mówić " kocham". Można pokazać, że się w kocha w całkiem inny sposób, bardziej wzniosły. Można zespolić dusze tez w inny sposób. Dla mnie, o wiele większym wyrazem miłości i zaufania jest wspólne leżenie w łóżku, chęć dania komuś oparcia, wspólny sen, niż seks.
Oczywiście, dochodzą do tego wrażenie estetyczne, i może to nie całkiem pięknie opiszę, ale od zawsze mnie zastanawiało. Rozumiem, że seks to jedność ciał, wyraz zaufanie. Rozumiem, głębiej już się nie da. Ale po cholerę ruchy frykcyjne? Tu już się zaczyna inna bajka - chęć osiągnięcia orgazmu, pożądanie - co już z uczuciami nie ma wiele wspólnego, to działa ten plik, o którym pisał kruk, że gdyby wzięła go do łóżka kobieta, to plik wiedziałby za niego, co zrobić. Gdyby ze mną tak było, z pewnością doskonale wiedziałabym, co zrobić. Tylko potem pojawiłby się kac moralny.
Nie uważam, że seks jest zły, w końcu czemuś konkretnemu służy. Nie potępiam seksu, ale nie połączę go z miłością.
Pomijam już, że nie widzę nic wzniosłego w stękaniu itp.
Idea, moje poglądy czynią mnie podobną do Was. Mój partner, niestety, musiałby być aseksualny lub podchodzić do tej sprawy tak, jak ja.
Nie raz słyszałam, że powinnam to leczyć. I wiem, że nawet jeśli pokocham jakiegoś mężczyznę w pełni seksualnego, będzie musiał to zaakceptować- nie zrobię nic w kierunku, by zmienić moje myślenie. Uważam, że moje poglądy są dla mnie ( nie dla wszystkich, tylko dla mnie ), najlepsze i ta drogą będę szla. Nie chcę jej zmieniać. Jeśli nie zaakceptuje, będzie musiał wybrać życie beze mnie.
I jeszcze jedno - mogłby się ktoś upierać, że zostalam jakos skrzywdzona i uważam, ze mężczyźni chca tylko jednego, że dla niech seks to głównie instynkt, chęć osiągnięcia orgazmu, dlatego tak uważam. Nic bardziej mylnego. Mówię o sobie. JA nie laczę seksu z milością, nie wierzę, że to tylko miłość, a mi kazdy jeden procent instynktu przeszkadza. MI przeszkadza. To ja będę czuła się jak ostatni kłamca. A żeby tak się nie czuć, seks nie wchodzi w grę w związku.
Mam też jedno pytanie. Są osoby, które uważają, że to seks czyni w związku wyłączność. Więc, co czyni wyłączność w związku białym?
Nie jestem osobą aseksualną, na to wygląda. Nie można być asem z wyboru. Opiszę, jak na to patrzę i jaka drogę wybieram. To wszystko są raczej czynniki ideowe.
Uważam, że seks jest zwierzęcy. Akceptuję go samego w sobie i cel jak ma spełniać - a dla mnie celem jest rozmnażanie się gatunku. Nie łączę go, nie potrafię połączyć z miłością. Nie uważam, że seks to tylko chęć zaspokojenia własnych potrzeb fizjologicznych. W małżeństwie jest z pewnością przejawem miłości. Proporcje są różne, np. 50 % miłości, 50 % instynktu. U mnie, nawet gdyby to było 99 % miłości i 1 % instynktu, to mi to przeszkadza. Bardzo mi przeszkadza. Dla mnie mówienie w takiej sytuacji, że to z miłości, to kłamstwo. Przeszkadza mi to mówić " kocham". Można pokazać, że się w kocha w całkiem inny sposób, bardziej wzniosły. Można zespolić dusze tez w inny sposób. Dla mnie, o wiele większym wyrazem miłości i zaufania jest wspólne leżenie w łóżku, chęć dania komuś oparcia, wspólny sen, niż seks.
Oczywiście, dochodzą do tego wrażenie estetyczne, i może to nie całkiem pięknie opiszę, ale od zawsze mnie zastanawiało. Rozumiem, że seks to jedność ciał, wyraz zaufanie. Rozumiem, głębiej już się nie da. Ale po cholerę ruchy frykcyjne? Tu już się zaczyna inna bajka - chęć osiągnięcia orgazmu, pożądanie - co już z uczuciami nie ma wiele wspólnego, to działa ten plik, o którym pisał kruk, że gdyby wzięła go do łóżka kobieta, to plik wiedziałby za niego, co zrobić. Gdyby ze mną tak było, z pewnością doskonale wiedziałabym, co zrobić. Tylko potem pojawiłby się kac moralny.
Nie uważam, że seks jest zły, w końcu czemuś konkretnemu służy. Nie potępiam seksu, ale nie połączę go z miłością.
Pomijam już, że nie widzę nic wzniosłego w stękaniu itp.
Idea, moje poglądy czynią mnie podobną do Was. Mój partner, niestety, musiałby być aseksualny lub podchodzić do tej sprawy tak, jak ja.
Nie raz słyszałam, że powinnam to leczyć. I wiem, że nawet jeśli pokocham jakiegoś mężczyznę w pełni seksualnego, będzie musiał to zaakceptować- nie zrobię nic w kierunku, by zmienić moje myślenie. Uważam, że moje poglądy są dla mnie ( nie dla wszystkich, tylko dla mnie ), najlepsze i ta drogą będę szla. Nie chcę jej zmieniać. Jeśli nie zaakceptuje, będzie musiał wybrać życie beze mnie.
I jeszcze jedno - mogłby się ktoś upierać, że zostalam jakos skrzywdzona i uważam, ze mężczyźni chca tylko jednego, że dla niech seks to głównie instynkt, chęć osiągnięcia orgazmu, dlatego tak uważam. Nic bardziej mylnego. Mówię o sobie. JA nie laczę seksu z milością, nie wierzę, że to tylko miłość, a mi kazdy jeden procent instynktu przeszkadza. MI przeszkadza. To ja będę czuła się jak ostatni kłamca. A żeby tak się nie czuć, seks nie wchodzi w grę w związku.
Mam też jedno pytanie. Są osoby, które uważają, że to seks czyni w związku wyłączność. Więc, co czyni wyłączność w związku białym?
A nie byłaś nigdy zakochana w seksualnej osobie?forgetmenot pisze:Nie raz słyszałam, że powinnam to leczyć. I wiem, że nawet jeśli pokocham jakiegoś mężczyznę w pełni seksualnego, będzie musiał to zaakceptować- nie zrobię nic w kierunku, by zmienić moje myślenie.
Tak z ciekawości - ile masz lat? Czy Twoje 'poglądy' wykrystalizowały się w wieku dojrzewania, czy wcześniej?
-
- przedszkolASek
- Posty: 7
- Rejestracja: 21 lut 2009, 11:49
- Lokalizacja: Wrocław
To dla mnie zbyt ważne - nie wyobrażam sobie, rozstawać się z osobą, która bardzo kocham, dlatego że ma swoje potrzeby seksualne i nie jest w stanie z nich zrezygnowac. Zresztą, jakoś mnie nie ciagnie do takich osob, zeby byc z nimi w związku. Moge sie z nimi przyjaźnić. Jednym slowem - nie zakochalam sie, nie potrafie i nie chce w kims, kto ma w tej kwestii tak diametralnie inne poglądy.
Jestem dosyć młoda, te poglady wykrystalizowaly się w okresie dojrzewania, ale od kilku lat są niezmienne.
Muszę dokonywać pewnych modyfikacji, żeby było mi łatwiej np. seks z milosci w celu poczęcia dziecka to juz troche inna bajka, bardziej dla mnie zrozumiała i godna. Jednak, ja wolę zaadoptować dziecko.
Jestem dosyć młoda, te poglady wykrystalizowaly się w okresie dojrzewania, ale od kilku lat są niezmienne.
Muszę dokonywać pewnych modyfikacji, żeby było mi łatwiej np. seks z milosci w celu poczęcia dziecka to juz troche inna bajka, bardziej dla mnie zrozumiała i godna. Jednak, ja wolę zaadoptować dziecko.
Ja choć czuję się osobą seksualną do seksu podchodzę aseksualnie. Przyczyną prawdopodobnie jest moja jak na razie niekończąca się 'przygoda' z masturbacją, system, który z seksu zrobił maszynkę do zbijania kasy i zawody miłosne z przeszłości, przez które wmówiłam sobie, że nigdy się nie zakocham. Kiedyś myślałam, że to niemożliwe, bo niby jaki mamy na to wpływ. Okazało się, że jednak duży, bo już trwam tak z 5 lat. I niby wszystko było dobrze, gdybym nie zaczęła odczuwać potrzeby bycia z kimś. Trudno mi samej zacząć latać za chłopakami, tak jak wcześniej. Boję się, że gdy pozwolę sobie się zakochać zostanę odrzucona, a tego bym nie zniosła. Sama sobie się dziwię, że obnażam swoją duszę na tym forum. Chyba nigdy nikomu jeszcze tego nie powiedziałam. Z jednej strony poczuję ulgę wciskając przycisk 'wyślij', z drugiej poczuję się trochę bezbronna, bo przecież odsłaniam tu tylko swoje wady, a kto zechce dziewczynę z tyloma problemami
-
- przedszkolASek
- Posty: 7
- Rejestracja: 21 lut 2009, 11:49
- Lokalizacja: Wrocław
biedronko, aby uniknąć poparzenia można nie wchodzić do kuchni...ale będzie się wtedy głodnym.
Ja strach przed zranieniem starałabym się zagłuszyć i spróbować - jakby nie było, miałabym wtedy co wspominać na starość.
I bardzo dobrze, że dzielisz się swoimi odczuciami tutaj- pewnie zdziwiłabyś się jak wiele osób może mieć tak samo jak Ty
Też czasami odczuwam brak kogoś, ale jestem zbyt zatwardziała w swoich dziwactwach i rytuałach, więc obawiam się, że na dłuższą metę mogłabym tę osobę traktować mi jako kogoś kto przeszkadza mi w mojej pogmatwanej egzystencji.
A na czym to wszystko u mnie polega? Pociąg bliski zeru. Dosyć długo zastanawiałam się coż to się ze mną dzieje lub nie dzieje. W czasach szalonych nastolatek, gdy koleżanki machaly rzęsami i skakały z jednej randki na drugą a potem szczebiotały sobie o szczegółach tego przedsięwzięcia, (w kiblu szkolnym - odwieczne miejsce pikantnych zwierzeń) ja stałam z miną " " bo nie bardzo mogłam zrozumieć o co chodzi. U nich burza, u nich szał a u mnie nic.
Seks zgrozy we mnie nie budzi, ale gdy ktoś kieruje w moją stronę jakieś docinki i aluzje z tym związane automatycznie robi mi się niedobrze i stroszę kolce. Niechże to kwitnie, niechże się bzyka cały świat- byleby to nie dotyczyło mnie
Ja strach przed zranieniem starałabym się zagłuszyć i spróbować - jakby nie było, miałabym wtedy co wspominać na starość.
I bardzo dobrze, że dzielisz się swoimi odczuciami tutaj- pewnie zdziwiłabyś się jak wiele osób może mieć tak samo jak Ty
Też czasami odczuwam brak kogoś, ale jestem zbyt zatwardziała w swoich dziwactwach i rytuałach, więc obawiam się, że na dłuższą metę mogłabym tę osobę traktować mi jako kogoś kto przeszkadza mi w mojej pogmatwanej egzystencji.
A na czym to wszystko u mnie polega? Pociąg bliski zeru. Dosyć długo zastanawiałam się coż to się ze mną dzieje lub nie dzieje. W czasach szalonych nastolatek, gdy koleżanki machaly rzęsami i skakały z jednej randki na drugą a potem szczebiotały sobie o szczegółach tego przedsięwzięcia, (w kiblu szkolnym - odwieczne miejsce pikantnych zwierzeń) ja stałam z miną " " bo nie bardzo mogłam zrozumieć o co chodzi. U nich burza, u nich szał a u mnie nic.
Seks zgrozy we mnie nie budzi, ale gdy ktoś kieruje w moją stronę jakieś docinki i aluzje z tym związane automatycznie robi mi się niedobrze i stroszę kolce. Niechże to kwitnie, niechże się bzyka cały świat- byleby to nie dotyczyło mnie
forgetmenot napisała, że "nie można być asem z wyboru." Długo się nad tym zastanawiałem bo przecież mam dwoje dzieci. Byłem hetero a teraz nie wiem jak się określić. Znalazłem to forum i coś rozjaśniło mój umysł, przykleiłem sobie ten aseksualizm bo takie wytłumaczenie jest dla mnie najwygodniejsze. Nie potrafię dopasować innego określenia do swojej osoby. Stałem się taki jaki jestem już po urodzeniu się pierwszego dziecka, na drugie czekaliśmy 5 lat, bo nie mogłem się w sobie pozbierać, określić swój stosunek do potrzeb seksualnych, które w jakiś dziwny sposób całkowicie zanikneły. Myśl o współżyciu napawała mnie lękiem i do pewnego stopnia obrzydzeniem. Zupełnie nie odczuwałem potrzeby choćby przytulania, a może obawiałem się tego, że naruszy to granice mojej (wymuszonej?) odmienności. Kiedy przyszło na świat drugie dziecko, którego bardziej pragnąłem ja niż żona "zamknąłem" się w sobie całkowicie i tak trwam do dziś od 10 lat. Pewnie zapyta ktoś z was - co z moim małżeństwem? Rozsypało się całkowicie, między innymi z powodu mojej wstrzemięźliwości o której nawet nie rozmawiałem z żoną, nawet by tego nie zrozumiała choćbym się starał nie wiem jak. Ona nie wyobraża sobie dnia bez seksu. Ma kogoś na boku a mnie zostawiła problem wychowywania dzieci i prowadzenia domu. Chcę rozwodu, nawet złożyłem pozew, ale to już inna bajka. Tak więc jestem z całą pewnością "asem z wyboru" i za nic w świecie nie chcę tego zmieniać, bo nie tylko nie odczuwam potrzeb seksualnych - można by to wtedy zakwalifikować do innej przypadłości, ale sama myśl o stosunku seksualnym dwojga ludzi jest dla mnie aktem nieczystym. Teraz dziwię się sobie samemu, że kiedyś miałem pociąg do płci przeciwnej a teraz jestem na "nie" w tych sprawach. Uważam, że kazdy z nas ma inne powody ku temu, aby określać się jako aseksualny - w końcu to tak ładnie brzmi. Moja orientacja uległa samozagładzie i myśl o bi, homo cze hetero jest dla mnie obrzydliwa. Do pewnego stopnia żałuję, że odnalazłem siebie dopiero teraz, bo już jako dziecko miałem dość sceptyczne podejście do seksualności, związków typu on i ona. Na pewno nie przeleję tego na swoje dzieci, wręcz odwrotnie będę starał się o to aby były inne niż ja. Mimo wszystko wyboru dokonają same. Mogę jedynie czuwać nad tym, aby nie cierpiały z powodu swojej prawdziwej orientacji tak jak ja.
Napisałeś, że Twój pociąg seksualny znikł samoistnie, jakby nie była to kwestia Twojego wyboru, a jednocześnie używasz tego słowa.evad pisze:jestem z całą pewnością "asem z wyboru" i za nic w świecie nie chcę tego zmieniać, bo nie tylko nie odczuwam potrzeb seksualnych - można by to wtedy zakwalifikować do innej przypadłości, ale sama myśl o stosunku seksualnym dwojga ludzi jest dla mnie aktem nieczystym
Czysto teoretycznie - uważasz, że mógłbyś się zmienić z powrotem w seksualnego człowieka, gdyby Twoje postrzeganie seksu jako czegoś nieczystego nagle uległo zmianie?
No więc ze mną to jest tak: byłem w związku, nawet niejednym, ale wszystko zawsze rozbijało się o kwestię łóżkową, a konkretnie o brak jakichkolwiek propozycji z mojej strony. Koniec końców przyznałem się przed sobą, że mam jakiś problem, więc wybrałem się do psychologa (dwóch nawet), który powiedział, że go „przerastam” i skierował do seksuologa (a właściwie seksuolożki). Pani była bardzo miła, a po dłuższej rozmowie, paru testach i pytaniach wyszło na to, że występuje u mnie niechęć do samego aktu seksualnego, rozumianego jako to, co się dzieje po grze wstępnej .
Istotnie tak jest – nie ukrywam, że np. pocałunki, przytulanie się itp. są dla mnie przyjemne, nawet bardzo i poruszają mnie bodźce takie jak zmysłowa bielizna , ale jeśli chodzi o seks rozumiany właśnie jako, nazwijmy to (nienawidzę siebie za użycie tego określenia) akt kopulacji, to pociąg do czegoś takiego u mnie po prostu nie istnieje.
Problem polega na tym, że mam taką samą, jak większość ludzi, potrzebę bycia z kimś, bliskości z drugą osobą i nie ukrywam, że czuję czasem zazdrość, kiedy widzę pary spacerujące po plaży, idące razem do kina czy na imprezę… A że obracam się wśród ludzi, którzy dość swobodnie podchodzą do spraw seksu (ludzie w rodzaju uczestników Castle Party), to lekko nie jest, bo nawet nie mam z kim o tym porozmawiać bez ironicznych uśmieszków i uwag.
No, to sobie wybrałem temat na pierwszego posta
Istotnie tak jest – nie ukrywam, że np. pocałunki, przytulanie się itp. są dla mnie przyjemne, nawet bardzo i poruszają mnie bodźce takie jak zmysłowa bielizna , ale jeśli chodzi o seks rozumiany właśnie jako, nazwijmy to (nienawidzę siebie za użycie tego określenia) akt kopulacji, to pociąg do czegoś takiego u mnie po prostu nie istnieje.
Problem polega na tym, że mam taką samą, jak większość ludzi, potrzebę bycia z kimś, bliskości z drugą osobą i nie ukrywam, że czuję czasem zazdrość, kiedy widzę pary spacerujące po plaży, idące razem do kina czy na imprezę… A że obracam się wśród ludzi, którzy dość swobodnie podchodzą do spraw seksu (ludzie w rodzaju uczestników Castle Party), to lekko nie jest, bo nawet nie mam z kim o tym porozmawiać bez ironicznych uśmieszków i uwag.
No, to sobie wybrałem temat na pierwszego posta