Ja przez lata miałam straszne kompleksy – ‘dowalałam’ sobie za wszystko co odbiegało od lansowanego w mediach ideału urody, w efekcie uważałam się za brzydactwo, które „cudem święta ziemia nosi”. „Urodę” swą podkreślałam dodatkowo długimi, workowatymi o kilka rozmiarów za dużymi ciuchami, wielkimi okularami i fryzurą a la PRL-owska sprzątaczka
Dopiero parę lat temu wrócił mi rozum i zaczęłam realistyczniej patrzeć na siebie i innych (wcześniej wydawało mi się, że wszyscy na Ziemi są ładniejsi), zmieniłam też styl ubierania

W sumie teraz uważam się za nie brzydką, choć wiele rzeczy bym w sobie zmieniła (ten mój perfekcjonizm)
A komplementy lubię - pomagają mi myśleć pozytywnie o moim wyglądzie.
Co do wpływu samooceny na seksualność, ja dopiero pozbywszy się kompleksów zaczęłam się zastanawiać, czy nie jestem przypadkiem aseksualna, bo wcześniej myślałam że jestem po prostu zaburzona