Na szczęście nie zdarza mi się często wpaść komuś w oko - może też dlatego, że staram się działać "profilaktycznie": w nowym towarzystwie czy przy poznawaniu nowych osób na początku jestem bardzo nieufna i zamknięta w sobie, zachowuję dystans i dopiero jak się upewniłam, że jestem bezpieczna, otwieram się bardziej.
Ale jak mimo wszystko ktoś się mną zainteresuje to czję się strasznie głupio, bo nie chcę ranić uczuć drugiej osoby. Najgorsze jest to, że mogę w ogóle się nie zorientować, co jest grane, dopiero gdy zainteresowany powie mi wprost. Kiedyś z dobrym kumplem opiekowaliśmy się grupką dzieci w wieku 6-8 lat na kolonii. Świetnie nam się pracowało razem, podczas zajęć rozumieliśmy się bez słów - po paru dniach dzieciaki zaczęły sobie żartować, że jesteśmy parą. Ja byłam przekonana, że to żart, aż do momentu kiedy pod koniec pierwszego tygodnia pewnego wieczoru spacerowaliśmy sobie spokojnie po obozie a on nagle powiedział, że podobam mu się i chciałby być moim partnerem... Byłam w szoku. W końcu powiedziałam, że cenię go jako przyjaciela, ale nie chciałabym od niego nic więcej. Sytuacja była o tyle delikatna, że musieliśmy kolejny tydzień przepracować razem, ale na szczęście nie wziął sprawy do serca i do dziś jesteśmy kumplami. Parę lat później co prawda spróbował jeszcze raz, ale dostał taką samą odpowiedź jak za pierwszym razem

Na szczęście od 2 lat jest żonaty - nota bene ożenił się z dziewczyną która za pierwszym podejściem też mu dała kosza
Gorzej było jak kiedyś idąc po ulicy pobiegł za mną koleś i zaczepił mnie: nie był jakoś agresywny czy nic w tym stylu, po prostu chciał mnie zaprosić kiedyś na kawę i poznać, ale ja tak spanikowałam, że gdyby mnie nie złapał za kurtkę to bym wpadła pod autobus - chciałam przejść na drugą stronę ulicy i byłam tak zdenerwowana, że nie zauważyłam czerwonego światła...
"Life is not about waiting for the storm to pass... It's about learning to dance in the rain"