Make Lovecraft, not Warcraft!
Fakt, Lovecraft zupełnie nie tworzył wątków romantycznych, gdyż był niewiarygodnym wręcz mizoginem; kobiet bał się i nienawidził jednocześnie. Zresztą u niego postacie kobiece praktycznie się nie pojawiają; ewentualnie jako "złe duchy". Oczywiście w żaden sposób nie chcę tu skreślać twórczości Mistrza, którą uwielbiam. Zwłaszcza za mity Cthulhu.
Polewoj - litości, to była szkolna lektura za komuny, po co do tego wracać
Bo to całkiem niezła książka opowiadająca o człowieku, który umiał zwalczyć przeciwności losu, żeby robić to, w czym był dobry.
Skoro wyżej mowa o ambitnej literaturze SF, to polecam twórczość Isaaca Asimova, konkretnie cykle "Fundacja" i "Roboty". Tam wątki romantyczne też w zasadzie nie istnieją (fakt, w cyklu "Roboty" jest mowa o miłości, ale raczej "braterskiej", nie romantycznej).
Do Lema mam stosunek ambiwalentny - z jednej strony jego powieści są wartościowe niewątpliwie, autor ma wiele do powiedzenia, ale z drugiej zadziwiające jest, że Lem - pisząc o podróżach kosmicznych - zupełnie się na tym nie znał. A wątki romantyczne u niego są, tylko czasami nieco... dziwne; nie są też motorem fabuły
