Odkąd pamiętam zakochiwałam się platonicznie i obsesyjnie w dziewczynach... ale nie takich typowych kobietach, kręciły mnie często dziewczyny, które przebierały się za chłopców... zarówno takie trochę kobiece, trochę męskie jak i takie bardzo męskie (ale mające kobiecą urodę). Sama byłam raczej dziewczęca, ale nie tak w stu procentach.
Zakochiwałam się tak platonicznie... najpierw w księżniczkach z bajek (np. Mulan, Milagros ze Zbuntowanego Anioła), potem w Julii z t.A.T.u... a potem w takiej dziewczynie z innej klasy, którą rozmawiałam przez internet.... parę lat później zakochałam się w innej dziewczynie , którą też słabo znałam i to o wiele bardziej. W obydwóch przypadkach byłam bardzo obsesyjna, świrowałam i zakochania te były dla mnie bardzo trudnymi przeżyciami, budziły we mnie wstyd, poczucie winy i rozpacz, ale jednocześnie czułam niesamowitą ekstazę, zachwyt na widok tej dziewczyny... Bardzo idealizowałam, ubóstwiałam ją. W dodatku dziewczyny te były mrocznymi (jedna metal, druga satanizm) nimfomankami. Zdarzało mi się też, że jakaś inna dziewczyna budziła we mnie nieco podobne uczucia do tamtych, ale w znacznie słabszym stopniu i nie myslałam o niej na tyle często, aby totalnie poświrować.
Znalazłam kiedyś dziewczynę na kobiety-kobietom, która była dla mnie atrakcyjna i ja też jej się spodobałam... spotykałyśmy się przez jakiś czas, chciałam tę relację kontynuować, ale nie świrowałam jakoś na punkcie tej dziewczyny... może przez to, że jak z nią często spotykałam to wydawała się normalną osobą, a nie taką wyidealizowaną boginią.. Całowałam się z nią kiedyś i nie zrobiło to na mnie wrażenia.
Poza tym próbowałam kilku związków z mężczyznami. Czterech facetów wytrzymało ze mną bez seksu, w tym trzech prawiczków...Myślałam , że jestem raczej homoseksualna, ale ludzie zaczęli mi sugerować aseksualizm.
No to przejdę teraz do opisu moich fantazji i podnieceń, bo zastanawiam się czy to homo, czy a... kiedyś myślałam, że osoby aseksualne w ogóle się nie zakochują, a teraz czytam, że się zakochują i mogą nawet się masturbować...
No więc tak: fantazjuję głównie o przytulaniu, chodzeniu za rękę... co gorsza, (tu kolejna dewiacja mi się włączyła), ale moja ukochana (w moim wieku) zaczęła zachowywać się w mojej wyobraźni jak małe dziecko, więc zmieniam jej pieluszki, karmię piersią, noszę ją na baranach... martwiło mnie to, że to pedofilia, ale dlaczego niby zmienianie pieluszek ukochanej ma być bardziej niemoralne i zboczone niż to , że facet sika do ust kobiety? Tak poza tym to zakochiwałam się w dziewczynach w moim wieku. Często też mi się podobają kobiety ode mnie starsze, nawet jedna ma chyba z 60 lat. Ale czasem jak widzę dziecko to kojarzy mi się ono z moją ukochaną i wydaje mi się takie mega słodziutkie i milutkie. I nie krzyczcie na mnie, przecież jak bym mogła zrobić krzywdę ukochanej córeczce , którą bym uważała za największy cud na świecie?
Na widok pornosów lesbijskich zrobiło mi się kiedyś niedobrze.
Dla mnie samo przebywanie w jednym pomieszczeniu z ukochaną osobą to niesamowita ekscytacja, nie rozumiem tego, jak chłopakowi może nie wystarczać to, że się do niego przytulam.
A, w ogóle to mam wrażenie, że często więcej mi rozkoszy daje moja wyobraźnia, niż realne kontakty... np. gdy już mi się udało przytulić do mojego największego cudu, to w trakcie byłam zbyt zestresowana, by się tym delektować, a czułam rozkosz dopiero jak wróciłam do domu i sobie tę chwilę przypominałam.
Co do masturbacji to robię to czasami i kiedyś chłopak się zdziwił, że "tak płytko". Nigdy mi nie przyszło do głowy by podczas masturbacji myśleć o konkretnej osobie, nawet o miłości mojego życia.... przeważnie wyobrażałam sobie główną bohaterkę i tak jakbym oglądała film... to oglądałam jej życie. To znacznie ciekawsze niż seks... można fantazjować, poobserwować sobie siebie i swoją podświadomość... Ogólnie to pociągało mnie wyobrażanie sobie jak dziewczyna obcina sobie włosy. Ale zdarzały się bardziej seksualne fantazje, jak np. sesja do playboya, ekshibicjonizm, czasem flirtowała z dziewczyną czy chłopakiem (częściej z dziewczyną)... ale często lubię sobie wyobrażać jak ta dziewczyna jest sama, jak się izoluje od ludzi, też mnie fascynuje to jak przebywa na plaży albo w lesie.
I czy to jak jakaś dziewczyna sprawia, że mi serce szybko bije i patrzę na nią jak na Boginię (a bardzo rzadko taką spotykam) to podchodzi pod pociąg fizyczny? Często jednak takie skłonności w sobie tłumiłam, bo moje miłości przynosiły mi wiele cierpienia, myślałam "a wcale nie jest taka ładna", "a denerwuje mnie"...
Zastanawiałam się też , czy może mam bardzo uśpione libido, bo się podświadomie boję, ze jak wybuchnie to byłyby to same dewiacje... albo też przez to, że z racji tego, że mnie pociagały agresywne dziewczyny, to w pewien sposób eros i tanatos to dla mnie to samo... seks mi się kojarzy w pewien sposób z przemocą... pociągały mnie w ogóle cechy związane z planetą mars, taka wojowniczość, a nawet wulgarność, czy arogancja... kręci mnie to , gdy dziewczyna przeklina. Lubię widok kobiet z karabinem i mieczem. A jak już poznałam taką, o której marzyłam to... powiem, ze w życiu nie widzieliście takiego chamstwa, arogancji i okrucieństwa

Myślicie, że mogę się odblokować seksualnie gdybym udało mi się wejść w związek z kimś w kim bym się zakochała? tylko, ze to może być psychopatka, a widzę , że znów mnie do takiej ciągnie... i na razie to tłumię, póki nie zobaczę jakiejś wzajemności.
Aha, a poza tym to też jestem ogólnie infantylna (kiedyś mi było głupio, jak mi ludzie to mówili, ale zaakceptowałam to w sobie) i zdarzyło mi się też, że ludzie się ze mnie śmiali, że seks ze mną jest jak pedofilia.
A z etykietką osoby aseksualnej ogólnie źle się czuję. Nie chciałabym być z tego powodu mniej atrakcyjna... i nie chciałabym "samych przyjaźni", kręci mnie ogólnie namiętność.